FELIETON. Dwie stolice
Dwie stolice
Mykoła Riabczuk
Mój sąsiad Heorhij Petrowycz ma córkę Ołenę, która już od wielu lat mieszka w Mińsku, ponieważ wyszła tam za mąż za Białorusina. I nie to że za zwyczajnego Białorusina, tylko za jednego z przywódców tamtejszej opozycji. Być zaś tam w opozycji wobec ichniego Łuki to, jak sami rozumiecie, coś zupełnie innego, niż być tu w opozycji do naszego Juszcza. Nikt im na majdanach darmowej muzyczki nie puszcza i za stanie pod flagami po dziesięć dolców nie wypłaca.
– Córka już nie pamięta – mówi Heorhij Petrowycz – kiedy obchodzili urodziny męża wszyscy razem, w rodzinnym gronie.
Mąż Ołeny miał nieszczęście urodzić się 26 marca, w Dniu Niepodległości Białorusi, a dokładniej – w dniu proklamacji w 1918 roku krótkowiecznej Białoruskiej Republiki Ludowej, którą wkrótce połknęli bolszewicy, podobnie jak naszą URL. Rokrocznie białoruska opozycja próbuje obchodzić ten dzień jako święto narodowe. Ich na wskroś przesiąkłemu sowieckością prezydentowi nie bardzo to jednak się podoba, a zatem rokrocznie rozpędza manifestujących przy pomocy rzezimieszków z OMON-u, a co bardziej zawziętych opozycjonistów wsadza do izby zatrzymań.
Maż Ołeny, rzecz jasna, zawsze okazuje się wśród najbardziej zawziętych i dlatego właśnie tam, w mendowni, co roku obchodzi swoje urodziny. Ostatnio, co prawda, białoruscy gebiści opanowali nowe metody walki z wichrzycielami: łapią ich na ulicy na kilka dni przed zaplanowanymi akcjami masowymi i zamykają na kilka tygodni za drobne chuligaństwo – spożywanie napojów alkoholowych w miejscach publicznych, używanie obelżywych słów czy załatwianie potrzeby fizjologicznej rzekomo na klatce schodowej. Apoteozą tej gebistowskiej wynalazczości i milicyjnej tępoty było podobno wsadzenie do aresztu na piętnaście dni jakiegoś głuchoniemego biedaka za to, że jakoby zwyzywał milicjantów – zgodnie ze sporządzonym protokołem.
– Wyobrażasz to sobie! – oburza się Heorhij Petrowycz. – Tutaj ci wynajęci protestujący zaszczali już całe miasta – i nikomu nic do tego! A tam idziesz sobie normalnie ulicą – a oni cię zabierają na dołek!.. Gdyby tak wysłali tych białoruskich milicjantów do nas, do Kijowa!
– Nie warto – przekonuję go. – Tylko daj milicjantom wolną rękę, a wszystkich wsadzą do pierdla. Tylko czemuś zawsze wsadzają nie tych, kogo należy, i nie za to, co trzeba.
– Nie, no wyobraź sobie – dosiadł swojego konika Heorhij Petrowycz – idę sobie raniutko przez plac, a z namiotu wyłazi jakaś kanalia, wyciąga ptaszka i leje wprost na klomb. Mówię do niego: „Co żeż pan wyprawia?! Klomb pan zepsujesz!”. A on do mnie: „Jaki, do cholery, klomb! Pomyśl lepiej o państwie!..”.
– Młoda demokracja – uspokajam Petrowycza, chociaż wiem, że nie uspokoję go ani nie przekonam. Mimo wszystko jednak wdzięczmy jestem mu za jego oburzenie, podobnie jak jego porannemu rozmówcy za rewelacyjną wypowiedź. Teraz bowiem mogę obrazowo wyjaśnić swoim studentom różnicę między dyktaturą a demokracją.
Demokracja to taki ustrój, w którym nawet załatwianie się z myślą o państwie jest działaniem politycznym. Dyktatura zaś to taki ustrój, w którym myślenie o państwie nawet bez załatwiania się jest działaniem kryminalnym.
2007
Mykoła Riabczuk
Fragment pochodzi z tomu Mykoła Riabczuk, Poprzednie życie, przełożył Andrij Saweneć, red. Aleksandra Zińczuk, Krzysztof Bąk, wyd. Warsztaty Kultury w Lublinie, seria Wschodni Express, Lublin 2018.
2020/04 nr 97
Solidarnie z Białorusią