Strona główna/Białoruś: biała plama na muzycznej mapie Europy

Białoruś: biała plama na muzycznej mapie Europy

Białoruś do dnia dzisiejszego pozostaje białą plamą na muzycznej mapie Europy. Być może takie odizolowanie stało się przyczyną tego, że białoruski underground muzyczny wyróżnia się oryginalnym stylem oraz brzmieniem autorskim.

Jedną z przyczyn „braku” białoruskiej muzyki w przestrzeni międzynarodowej jest to, że w ciągu dwudziestu lat po rozpadzie Związku Sowieckiego w naszym kraju jednak nie wykształcił się rynek muzyczny, który by sprzyjał promocji ojczystego produktu muzycznego na Zachodzie i Wschodzie. Show­‑biznes przede wszystkim polega na konkurencji. Wtedy ma miejsce konfrontacja artystów, wkracza prasa brukowa, prowokując skandale i podgrzewając zainteresowanie słuchaczy.

W Białorusi konkurencja jest w powijakach, gdyż większość artystów estradowych pracuje w dosyć zamkniętych jednostkach państwowych, na przykład w teatrze Wasila Rainczyka lub w orkiestrze Michaiła Finberga. Odpowiednio i jedni i drudzy, konkurując w ramach tych organizacji, starają się prać swoje brudy po kryjomu.

Gwiazdy rockowe piją i kłócą się także głównie w swoim gronie. Przy czym, ani gwiazdy popu, ani gwiazdy rockowe – jeśli chodzi o dosłowne rozumienie show­‑biznesu – nie są zainteresowane prezentowaniem swoich osobistych dramatów. Dlatego więc białoruski show­‑biznes ogranicza się do mnóstwa klipów wideo, które są swego rodzaju wizytówkami w przypadku ewentualnych imprez korporacyjnych.

Tak samo, jak za czasów sowieckich, białoruska muzyka dzieli się na „oficjalną” i „nieoficjalną”. Zespoły „oficjalne” mają wszystko: pensje, sale koncertowe, sprzęt, zagwarantowaną ilość koncertów i na skutek tego posiadają względną popularność statystyczną. Na kapele „nieoficjalne” państwo nie wydaje ani grosza. Tak naprawdę nie ma takiego obowiązku. Problem polega na czym innym: w warunkach sztywnych regulacji państwowych praktycznie nie ma źródeł istnienia dla muzyków, wykraczających poza ramy struktur państwowych. Owi muzykanci idą własną drogą i oczywiście sukces finansowy zespołu Lapis Trubieckoj, Sieriebrianaja Swadba (Srebrne Wesele), Troitsa i N.R.M. jest rzeczywistym wskaźnikiem ich prawdziwej konkurencyjności oraz sympatii widzów. Trzeba jednak zaznaczyć, że nawet mając szeroką rzeszę fanów w Białorusi, zespoły te z reguły zarabiają poza granicami kraju.

Można powiedzieć, że obecnie w Białorusi nie ma jednak profesjonalnej wspólnoty muzycznej. Muzycy istnieją jak „ludzie­‑wyspy”, przede wszystkim wsłuchując się w swoje wewnętrzne dźwięki. Czyli komunikacja zewnętrzna oczywiście się odbywa, ale nie w ohydnym, otwarcie imprezowym kształcie. Paradoksalnie, ma to swoje zalety: taka zewnętrzna i wewnętrzna (samo)izolacja sprzyja charakterystycznej swoistości białoruskiej muzyki. Poczucie własnej indywidualności nie jest wynikiem działań menedżera – jest to coś intuicyjnego, odnalezionego przez samego muzyka. Proces ten nie jest łatwy, ale o wiele szczerszy niż mechaniczne powtarzanie kilku akordów po to, aby być manekinem, z którym identyfikować będą się nastolatkowie. „To wszystko, jeśli chodzi o zalety istniejącej sytuacji”.

Przejdźmy teraz do wad. Białoruską gwiazdę wczorajszego koncertu bez problemu można spotkać w metrze: muzyk jedzie do swojej codziennej pracy. Nielicznym udaje się zarabiać swoją twórczością. Oprócz „oficjalnych” wykonawców, pracujących w organizacjach muzycznych (co poważnie ogranicza ich rozwój twórczy), stabilnie może funkcjonować tylko muzyk restauracyjny (co także nie sprzyja jego rozwojowi).

W każdym bądź razie nawet w takiej, wydawałoby się niesprzyjającej sytuacji, w Białorusi pojawiają się wykonawcy i zespoły, cieszące się popularnością widzów zarówno w kraju, jak i za granicą. Są to z reguły muzycy „nieoficjalni”, którym udaje się funkcjonować wbrew wszystkiemu.

Zespoły z charyzmatycznymi liderami

„Zespoły z charyzmatycznymi liderami” z reguły funkcjonują na scenie postsowieckiej już od 20–30 lat. Pod koniec lat 80. w przełomowym momencie historii sowieckiej, na muzyków­‑wieszczów było szczególne zapotrzebowanie. Rewolucja muzyczna, która odbyła się na Zachodzie pod koniec lat 60. miała miejsce w Białorusi pod koniec 80.

Właśnie w tym budzącym nadzieję czasie przeżyłem osobistą „traumę” estetyczną: naprawdę nowa, interesująca muzyka jednak się nie pojawiła. Nieszczęście polegało na tym, że na Zachodzie rewolucja seksualna i LSD utworzyły i ukształtowały nową estetykę muzyczną. Białoruska rewolucja odbyła się przede wszystkim na poziomie politycznym. Jak się okazało później, idei muzycznych było bardzo mało. Główną bronią muzyków stało się słowo.

Najjaskrawszymi pod tym względem są dwie kapele: Lapis Trubieckoj Mroja[1], następnie N.R.M.[2]

Oczywiste jest, że Lapis Trubieckoj dzisiaj jest zespołem numer jeden. Trzeba powiedzieć, że jeszcze pod koniec lat 80. w rozpadającym się Związku Sowieckim popularnymi stali się zakazani wcześniej autorzy: pisarzy absurdu Daniił Charms, Aleksander Wwiedienski i in., którzy wykorzystywali autoironię na nieznanym wcześniej poziomie. Solista zespołu Lapis Trubieckoj Siarhiej Michałok bardzo dokładnie wyczuł tę tendencję. W jego błazeńskich wierszach wychodzi na jaw jakaś ambiwalentna prawda, która w pośpiechu staje się żartem. Siarhiej występował w charakterze mieszkańca prowincji i m.in., idealnie przekazywał bezkres dziewiczej świadomości, która w najdzikszy sposób łączyła się z urbanistycznym otoczeniem. Ta kreacja była wykorzystywana przez niego nadzwyczaj długo i różnorodnie do początku lat 2000.

W latach 2000. odbyła się odświeżająca zmiana image’u. Siarhiej objawił się jako wysportowany, rześki, wytatuowany mężczyzna, zaczął się wypowiadać na aktualne tematy antyglobalistyczne. Co prawda do pewnego momentu wszystko było postrzegane jako kolejny żart. W kontekście twórczości kapeli Lapis Trubieckoj trudno było uwierzyć w szczerość jej lidera. Wzrost zainteresowania zespołem udowadniało, że „żart” zadziałał. Jednak dzisiaj muzycy brzmią coraz poważniej. Właśnie teraz liderowi zespołu udało się najdokładniej, prawie bez ironii, wypowiedzieć się na temat tego, co go tak naprawdę nurtuje.

Drugim niewątpliwym liderem muzycznym lat 90. w Białorusi był N.R.M. Pamiętam, jak na pierwszym roku Mińskiej Zawodowej Szkoły Artystycznej wszedłem do gabinetu chemii i zobaczyłem długowłosego studenta starszego roku, Lawona Wolskiego, który udowadniał naszej nauczycielce chemii elementarną rzecz: jeśli żyjemy w kraju, który nazywa się Białoruś, to rozmawiać należy w języku białoruskim. Były to piękne, natchnione słowa. N.R.M. dla mnie pozostał kapelą tej świetlanej idei, chociaż nie zawsze się zgadzałem z jej estetyką muzyczną. Mimo dynamicznego rozwoju N.R.M. już później Lawon założył kapelę Krambambula, gdzie w pełni objawił się jako autor liryczny. Trzeba zaznaczyć, że poziom jego tekstów w obu projektach był bardzo wysoki.

Zespoły folkowe

Niewątpliwie największą gwiazdą muzyki folk w Białorusi jest zespół Troitsa oraz jej lider, mający niesamowity głos, Iwan Kirczuk. Właśnie Troitsa po raz pierwszy po zespole Pieśniary zaoferowała całościową i niepowtarzalną interpretację białoruskiego folkloru. Co prawda, to już nie jest muzyka rockowa, raczej world­‑music. Za każdą nutą stoi pedantyczna praca: I. Kirczuk, zawodowy etnograf, po dziś dzień jeździ na badania na odległą białoruską wieś. Autentyczność materiału podkreśla wierne oddanie swoistości tych miejsc, gdzie nagrano piosenkę.

Mimo oczarowania takimi wspaniałymi albumami, jak „Son­‑trawa”, „Siem” i „Zimuszka”, moją ulubioną płytą pozostaje eksperymentalna praca „Żar­‑żar”, której brzmienie znacząco się różni od tego, co widz mógł usłyszeć na koncercie. Ciekawe jest, że Kirczuk – jak się wydaje – nie uznał tej pracy za swoją, widząc w niej przede wszystkim „terrorystyczne” eksperymenty dźwiękowe reżysera dźwięku Andreja Żukawa.

Kolejny zespół to Akana. Składa się z trzech śpiewających dziewczyn, łączących muzykę folkową z współczesnymi gatunkami muzycznymi – od jazzu do bitów ukraińskich didżejów. Ostatnio kapela aktywnie uczestniczy w projektach międzynarodowych, bo gdzież jeszcze interesują się białoruskim folklorem, jeśli nie za granicą. W ramach ostatniego projektu z muzykami szwajcarskimi, odbyło się kilka koncertów w białoruskich miastach. Obecnie kierownik zespołu Irena Kotwickaja robi nowy projekt z Alaksiejem Warsobą z białoruskiej kapeli Port Mone.

W tym samym rzędzie stoi grupa Stary Olsa, specjalizująca się w wykonaniu muzyki średniowiecznej. Muzycy są stałymi uczestnikami różnego rodzaju imprez fabularnych (w rodzaju RPG). Swego czasu zespół fachowo i odkrywczo zaaranżował „Połacki Sszytak” („Zeszyt Połocki”, średniowieczny zbiór nut, znaleziony przez białoruskiego badacza Adama Maldzisa). Lider zespołu, Dzmitry Sasnouski, w zasadzie człowiek o charakterze ascety, jest aktywnym propagatorem muzyki średniowiecznej. Sprawdzał siebie w charakterze producenta bardziej modernistycznego projektu „Litwin­‑Troll”, gdzie instrumenty średniowieczne i ludowe są wzmocnione dźwiękiem gitar elektrycznych.

Zespoły freak

Oczywisty absurd, zaczynając jeszcze od Mikołaja Gogola i klasyków gatunku Charmsa i Becketta, dostrzega malutkiego człowieka, istniejącego we własnym malutkim świecie, pełnym najdziwniejszych fantazji. To odnieść można do utalentowanych dziwaków. Zwykli dziwacy po prostu stroją miny, pracując głownie z pijanymi odbiorcami, nie podnosząc „niskiego gatunku” do poziomu sztuki.

Niewątpliwie najlepszym białoruskim zespołem tego gatunku jest kabaret freak Sieriebrianaja Swadba (Srebrne Wesele). Liderka zespołu Swieta Bień, wokół której zgromadziła się nieduża, profesjonalnie brzmiąca orkiestra, pisała wcześniej niesamowite wiersze. Teraz są przekonująco prezentowane na scenie. Oprócz swoistego śpiewu, jej wystąpienia są jaskrawe, dzięki pomysłowej pracy z licznymi rekwizytami, na co wpływa reżyserskie wykształcenie Bieńki (jak „delikatnie” ją nazywają w kręgach muzycznych). Ciekawe, że solistka zespołu Sieriebrianaja Swadba lubi czytać wysoce teoretyczną literaturę, na przykład Michaiła Bachtina. A to tak naprawdę świadczy o tym, że w znacznym stopniu zawczasu przewiduje te wrażenia, które wywołuje w głowach widzów.

Kabaret­‑duet Rocker Jocker, składający się z dwóch barwnych, względnie cynicznych postaci Maksima Sirego i Michieja Nasarohawa, przypomina uproszczonego Toma Waitsa. Nasarohau akompaniuje sobie na malutkiej gitarce­‑ukulele, zaś Maksim Siry – na zwykłym bajanie. Kapela popisuje się swoją szorstką estetyką i barwnym wyglądem.

Jeszcze jeden freak ze znakiem jakości to kapela Kassiopieja (Kasjopeja), grająca tak zwaną specjalną muzykę pop, którą można określić jednym słowem jako retro futuryzm. „Macki z planety X” wprawnie sąsiadują z nostalgiczną sowiecką percepcją rzeczywistości. Taki styl świetnie przyjmują w Rosji, tkwiącej w rozchwianiu między nadzieją na cywilizowaną przyszłość a wspomnieniami, jak dobrze było w ZSRR. Czasami to przypomina elektroniczną muzykę pop, czasami ostry elektro­‑punk.

Zespoły rockowe

Z całej ogromnej listy białoruskich zespołów rockowych szczególną uwagę chciałbym zwrócić na dwa: Pietla Pristrastija (Pętla Upodobania) i Krasnyje Zwiozdy (Czerwone Gwiazdy).

W zespole Pietla Pristrastija jest wiele ciekawych i sprzecznych rzeczy: grafomańska nazwa, chwytliwe teksty, stosowana nieformalna muzyka i widoczna prostota i lekkość. Ilia Czarapko­‑Samachwałau, solista zespołu, całym swoim wyglądem obala stereotyp­‑wyobrażenie o liderze kapeli rockowej. Ciągłe wątpliwości co do swojej osoby przenoszą go z kategorii bohaterów rockowych do kategorii żywych ludzi. Można odnieść wrażenie, że czerpie energię i znajduje bezgraniczne źródło natchnienia we własnej niepewności. Z tej niepewności rodzą się wyczerpująco zjadliwe teksty.

Zdawałoby się, że zespół Krasnyje Zwiozdy powinien grać nostalgicznie brudny środkoworosyjski punk w stylu kapeli Grażdanskaja Oborona (do której lider zespołu Uładzimir Sieliwanau sam od czasu do czasu porównuje swój zespół). Na szczęście Krasnyje Zwiozdy wykonują coś o wiele bardziej absurdalnego i wyrafinowanego pod kątem muzycznym. Po prostu łamią jeszcze jeden niezmienny stereotyp, rezygnując z klasycznego chwytu zespołu punkowego: nie udają, że nie umieją grać, pozbawiając siebie wszelkich ewidentnych ograniczeń, które mogłyby na zawsze przykuć kapelę do jakiegoś stylu muzycznego. Właśnie dlatego można i należy ich słuchać.

Zespoły instrumentalne

W tym segmencie warto powiedzieć o zespole GurzufPort Mone. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kapele są identyczne: obaj liderzy grają na bajanie. Ale na tym podobieństwa się kończą.

Jahor Zabiełau (Gurzuf) to utalentowany kompozytor, który wyraźnie buduje frazę muzyczną, pracuje melodycznie ostro, umie gwałtownie zmieniać fakturę i ma rzadki talent budowania w swojej muzyce intrygi. Ostatnio pracuje z różnymi gadżetami elektronicznymi. Trzeba także zwrócić uwagę na innego uczestnika zespołu – bębnistę Arcioma Zaleskiego. Jest jednym z najbardziej niestandardowych białoruskich muzyków, który nie akompaniuje, lecz buduje linię bębnów. Ku mojej najszczerszej radości wydaje się, że chłopakom udaje się zajmować się wyłącznie muzyką.

Zespół Port Mone istnieje od 2005 roku. Ale Alaksiej Warsoba zaczął grać muzykę o wiele wcześniej. Długo przedtem był liderem instrumentalnego Kołlektiwa im. Choroszego Czełowieka (Zespołu im. Dobrego Człowieka, tak go też nazwano „Losza – dobry człowiek”). Muzyka Port Mone jest tworzona w oparciu o zasady architektury krajobrazu, w których wszelkie wypukłości, pagórki i zgłębienia akcentowane są poprzez muzyczne pogrubienia i subtelności, zamierania i wybuchy. I to oczywiście też ma swoją strukturę, logikę oraz wyraźne prawidłowości.

Zespoły, grające muzykę intelektualną

Są w Białorusi co najmniej dwa zespoły, grające z punktu widzenia normalnego odbiorcy muzycznego „nie wiadomo co”. To kapela WOM, której nazwa jest skrótem odwołującym się do stylu muzycznego Magiczna Muzyka Jednokomórkowa (Wołszebnaja Odnokletocznaja Muzyka), a także zespół Kniaź Myszkin (Książę Myszkin), wykonujący intuicyjny jazz. Anton Krywula, będący jednocześnie Batmanem Wielkiej Ukrainy, Facetem Stereo (Stierieoczuwak), Jeanem­‑Diriżablem (Jean­‑Sterowiec), założył kilka oddziałów WOM­‑u w Rosji i Białorusi. Styl się zrodził dzięki szczęśliwej obserwacji: Anton zauważył, że dźwięk pomimo wymiaru pionowego ma także wymiar poziomy, czyli muzyka może powstawać nie dzięki zmianom wysokości dźwięków, lecz dzięki różnym alikwotom, które nabierają tego samego dźwięku w trakcie stałego powtarzania tej samej nuty. Związane są z tym ciekawe przesunięcia czasowe w świadomości słuchacza (na przykład, gdy słuchałem WOM, wydawało mi się, że grają około godziny, a program trwał tylko 20 minut).

Anton dosyć dużo koncertuje w Rosji. Przypomniał mi się fragment mojej korespondencji z nim. Pisał do mnie: „Przyjeżdżaj występować z nami do Moskwy. Nas tu dobrze znają, ale już nienawidzą”.

Główny ideolog zespołu Kniaź Myszkin Leanid Naruszewicz, człowiek mądry i bezkompromisowy, został zaszczycony komplementem od muzyka własnego zespołu: „Lonia, a ty, jak się okazuje, umiesz grać na gitarze”. Rzeczywiście Naruszewicz osiągnął taki poziom wykonania, w którym paradoksalnie nie da się dostrzec mistrzostwa. Na pierwszy rzut oka zespół wykonuje coś bardzo niekonkretnego. Ale to z punktu widzenia nieprzygotowanego odbiorcy. Jeśli natomiast zamknąć oczy i słuchać płyty, to natychmiast słyszalne są „żebra” formy muzycznej. Nie twierdzę, że muzyka kapeli Kniaź Myszkin jest sprawdzona matematycznie. Myślę, że muzycy po prostu czują strukturę rdzeniem kręgowym.

Pewnego razu grałem z zespołem Kniaź Myszkin. Była to czysta improwizacja, w żaden sposób przeze mnie nie przygotowana. Ze wstydem muszę przyznać, że było to jedno z najbardziej nieudanych moich wystąpień: cały czas trafiałem w pułapki modulacji, przerw, zmieniających się tonacji. Muzycy Kniazia Myszkina nie odczuwali przy tym żadnego dyskomfortu.

Regionalne zrzeszenia i zespoły

Prowincjonalny stosunek do muzyki, w odróżnieniu od tak zwanego stołecznego, akurat różni się większą uwagą przywiązywaną do muzyki, czyli uważniejszym wsłuchiwaniem się w materiał muzyczny. Na marginesie zaznaczę, że określenie „zespoły regionalne” w żadnym wypadku nie określa ich jako znajdujących się na peryferiach muzycznych.

Oprócz stolicy, największym centrum muzycznym jest Mohylew. Tutaj udało się zorganizować grupę Centrum Żywego Rocka, pozwalającą na duchowe wsparcie istniejących tu zespołów, grających tak zwany „rosyjski rock”. Jedna z najważniejszych miejscowych kapeli to Sierdce Duraka (Serce Durnia), którego solista Cimafiej Jarowikau jest bardzo utalentowanym poetą. Całkiem niedawno pojawił się tu zespół Gluki (Halucynacje), którego muzycy grają dzisiaj interesującą muzykę angielskojęzyczną w ramach nowego projektu „Acute”.

Gdy występowałem w Mohylewie, byłem zdumiony tym, z jaką uwagą tamtejsza publiczność słuchała nawet nie nas z Atmorawi, nominalnych mińskich liderów, lecz miejscową kapelę Kałaczykom Riadom (W Kłębuszek Obok, wspaniałą zresztą kapelę), która zagrała przed nami. Takiego rodzaju ciszy doświadczyłem tylko w filharmoniach.

Nawet ta lista, która absolutnie nie wyczerpuje zagadnienia, świadczy o tym, że obecnie w Białorusi pracują zespoły, reprezentujące szeroki wachlarz stylów muzycznych. Jednocześnie z powodu pewnego odizolowania Białorusi mają one własną stylistykę autorską. Innymi słowy, w naszym kraju toczy się normalne undergroundowe życie muzyczne, które Europa dopiero pozna.

Siarhiej Pukst


.

[1] Мроя to w języku białoruskim „marzenie” (uwaga tłumacza – M. Ł.-N.).

[2] Jest to skrótowiec od białoruskiego Народная Рэспубліка Мроя, czyli „Narodowa Republika Marzenie” (uwaga tłumacza – M. Ł.-N.).