Białoruska kultura niezależna – próba wielostronnej diagnozy
Białoruska przestrzeń kulturalna jest na tyle zróżnicowana i tak wewnętrznie sprzeczna, że chyba nie może podlegać jednolitemu traktowaniu i ocenie. Wielu uważa, że białoruska kultura w ogóle nie istnieje, ale czy jest to problem wyłącznie samej kultury, czy również obserwatora, który jej nie widzi, ponieważ kultura ta z jakichś powodów nie trafia do głównego nurtu i, co za tym idzie, do mediów?
Białoruska przestrzeń kulturalna jest na tyle zróżnicowana i tak wewnętrznie sprzeczna, że chyba nie może podlegać jednolitemu traktowaniu i ocenie. Wielu uważa, że białoruska kultura w ogóle nie istnieje, ale czy jest to problem wyłącznie samej kultury, czy również obserwatora, który jej nie widzi, ponieważ kultura ta z jakichś powodów nie trafia do głównego nurtu i, co za tym idzie, do mediów?
– Zauważa pan kulturę białoruską? – chciałoby się zapytać pierwszego lepszego przechodnia. I nawet jeśli zaprzeczy, wystarczy zdecydowanie osadzić go repliką ze znanego dowcipu: „Nie? To szkoda, bo ona istnieje”.
Nasi eksperci opowiedzą o powodach tej „niewidoczności” i sposobach jej przezwyciężenia. Spróbują postawić białoruskiej kulturze niezależnej wielostronną diagnozę, zastanowić się, jakich zastrzyków i tabletek potrzebuje i jakie są rokowania: pomyślne czy też nie, a wreszcie stwierdzić, czy pacjent jest żywy czy raczej martwy?
Eksperci to demiurgowie współczesnej kultury białoruskiej, ludzie o różnych poglądach i punktach widzenia, dzięki czemu mamy nadzieję otrzymać możliwie pełny jej obraz kliniczny.
Taciana Niadbaj
_________________________________________________
WALANCIN AKUDOWICZ – FILOZOF, ESEISTA, KRYTYK LITERACKI. ZNANY W SZEROKICH KRĘGACH Z TEGO, ŻE GO NIE MA.
Jak pan rozumie pojęcie „niezależna kultura Białorusi”?
Przede wszystkim jest to dla mnie kultura działania, przejawiająca się jako aktywność twórcza w sytuacji sprzeciwu wobec kultury formalnej, zalegalizowanej dyskursem politycznym władz. Na dobrą sprawę tylko niezależna kultura w ogóle jest kulturą na współczesnej Białorusi. Chociaż moja teza jest wyraźnie zbyt radykalna, żeby mogła być obiektywna we wszystkich pozostałych kontekstach kultury, czasem zawłaszczonych przez władze. A w wielu sferach niemal w ogóle nie da się rozdzielić kultury na „zależną” i „niezależną”, na przykład w dizajnie albo w muzyce symfonicznej.
Jak pan ocenia kondycję niezależnej kultury w Białorusi? Co przeszkadza, a co sprzyja jej rozwojowi?
Nie sądzę, żeby istniała jakaś uniwersalna odpowiedź na to pytanie. Kultura niezależna realizuje się w najróżniejszych postaciach, gatunkach i formach. W jednej sferze jest świetnie, w innej panuje kompletny marazm. Na przykład bardzo burzliwie rozwija się poezja. Najwyraźniej w ogóle nie przeszkadza jej ani represyjna uwaga władz, ani jeszcze bardziej represyjna obojętność społeczeństwa. Za to teatr (za wyjątkiem Wolnego Teatru) w ogóle nie sformował się w kulturze niezależnej, w każdym razie jako zjawisko.
Dlatego też o problemach i perspektywach można mówić tylko w stosunku do jakiegoś konkretnego wydarzenia, a nie do całego dyskursu kultury niezależnej. Natomiast cały ten dyskurs ma tylko jeden problem – właśnie „niezależność”, i tylko jedną perspektywę – utratę owej niezależności i przekształcenie się po prostu w kulturę.
Jakie kierunki jej rozwoju uważa pan za najważniejsze i najbardziej perspektywiczne? Co mogłoby zmienić sytuację na lepsze? Czego brakuje kulturze niezależnej?
Białoruska kultura niezależna to unikalne zjawisko. W ciągu kilku lat swojego istnienia wytworzyła mnóstwo instytucji edukacyjnych, naukowych, analitycznych i innych, bardzo przy tym aktywnych. Dodajmy do tego liczne gazety, czasopisma, almanachy, wydawnictwa, grupy i inicjatywy edukacyjne, literackie, intelektualne i inne, nawet nie sposób ich wyliczyć.
W dyskursie kultury niezależnej po raz pierwszy przejawiła się, i to w dość ewidentnej postaci, białoruska myśl narodowa, i to właśnie już jako myśl. Jeszcze ciekawsze było dookreślenie (przeorientowanie) historiografii narodowej, która konceptualnie wywróciła do góry nogami wyobrażenie Białorusinów o ich własnej historii.
Tutaj (i tylko tutaj) sformowała się nowa literatura białoruska, radykalnie inna – i w treści, i jakości – od tej, którą mieliśmy wcześniej. Jednym z raczej nieoczekiwanych skutków tej zmiany stał się bujny rozkwit (nie przesadzam) literatury tłumaczonej.
Wypada też wspomnieć o muzyce rockowej, która w latach dziewięćdziesiątych budziła świadomość narodową Białorusinów w nie mniejszym stopniu, jak swego czasu opery Wagnera świadomość narodową Niemców.
To chyba na razie wystarczy, żeby stwierdzić, że kultura niezależna rehabilitowała całą kulturę białoruską, jaka kiedykolwiek istniała. I jeszcze coś. Tylko czekać, aż dorobek kultury niezależnej stanie się zrębem całej naszej kultury narodowej. Na razie jednak potrzebna jest pomoc, bo nie mówimy o komercyjnej kulturze masowej, która sama na siebie zarabia. Gdzie szukać tej pomocy w sytuacji, kiedy państwo walczy z własną kulturą? Wszędzie, gdzie tylko się da. Konkretna odpowiedź na to pytanie nie leży, jak mawiają naukowcy, w moich kompetencjach.
Jak ocenia pan zmiany, które zaszły w niezależnej kulturze białoruskiej w ciągu ostatnich dwudziestu lat? Jakie wydarzenie, sytuacja czy osoba zrobiła na panu największe wrażenie albo najbardziej zdziwiła?
Jasne, że przez tyle lat wiele musiało się zmienić. Już od dawna nie ma tej romantycznej euforii, przepełniającej kiedyś każdego, kto brał się za odradzanie kultury narodowej. Zresztą samo pojęcie „narodowa” straciło tę ostrość, jaką miało na początku. Mam tu na uwadze słynną triadę: język, odrębna kultura i heroizowana historia. Stopniowo radykalny nacjonalizm odsunął się na margines, ustępując pola białoruskocentryzmowi, wyznaczanemu przez dwa, dość zresztą abstrakcyjne, stałe komponenty: wolność i miłość ojczyzny. Przez to dyskurs niezależnej kultury białoruskiej utracił ostrość i konsekwencję, ale za to zyskał wsparcie tej części społeczeństwa (przede wszystkim rosyjskojęzycznej), która obawia się nacjonalistycznego radykalizmu. Dlatego dzisiaj kultura niezależna funkcjonuje jakby w dwu formatach: „białoruskim” i „rosyjskim”. Co natomiast ciekawe, w odróżnieniu od czasów, kiedy rosyjskojęzyczni pasjonaci czuli w Białorusi przynależność do kultury rosyjskiej, teraz w większości identyfikują się z dyskursem „niezależnej” kultury białoruskiej (w rosyjskojęzycznej wersji, ale jednak). To zmiana nadzwyczaj ważna – konceptualna.
Co do drugiej części pytania, to przede wszystkim fascynuje mnie nasza umiejętność podtrzymywania – od dwudziestu już lat i niewątpliwie z pewnymi stratami – dyskursu niezależnej kultury białoruskiej w warunkach totalnej represji, jaką dzień w dzień raczy nas dyktatura. Z tej fascynacji wymyśliłem nawet toast: „za obrońców dyskursu!” W Dniu Wolności zawsze wygłaszamy go z przyjaciółmi, bo czy nasza wytrwałość nie zasługuje na kieliszek czegoś mocniejszego?
_________________________________________________
MIKAŁAJ CHALEZIN – DRAMATURG, DZIENNIKARZ, REŻYSER, ARTYSTA. JEDEN Z ZAŁOŻYCIELI I DYREKTOR WOLNEGO TEATRU.
Jak pan rozumie pojęcie „niezależna kultura Białorusi”?
W większości cywilizowanych krajów pojęcia „kultury niezależnej” po prostu nie ma. „Zależność” w naszym kontekście oznacza elementarną niesamodzielność i w rezultacie całkowite albo częściowe podporządkowanie państwu. A że nasze państwo to dyktatura, zależność taka jest koszmarną barierą ideologiczną; za próby jej przełamania grozi odmowa finansowania, pozbawienie możliwości legalnego działania albo wręcz różne formy banalnej presji siłowej.
W cywilizowanych krajach państwo, nawet jeżeli całkowicie finansuje jakąś grupę artystyczną, nie ma prawa wtrącać się w proces twórczy, więc w ogóle nie ma mowy o „zależności” czy „niezależności”. Na przykład w Szwecji są dwa rodzaje teatrów: państwowe i niezależne. Jedne i drugie otrzymują pomoc finansową od państwa, ale niezależne nie dostają zamówień państwowych na spektakle. Między Szwedami i nami widać wyraźny dysonans pojęciowy: my posługujemy się terminologią społeczeństwa zniewolonego. Dziś, mówiąc o Białorusi, „kulturą niezależną” nazywam środowisko indywidualności twórczych, które potrafią tworzyć, ignorując ideologiczne naciski władz.
Muszę też dodać, że nie bardzo rozumiem termin „kultura” i częściej używam w dyskusji pojęcia „sztuka”. „Kultura” zdaje mi się zbyt pojemna i przez to mało precyzyjna.
Jak pan ocenia kondycję niezależnej kultury w Białorusi? Jaka jest pańska diagnoza? Co przeszkadza, a co sprzyja rozwojowi kultury niezależnej? Co dzieje się z nami tu i teraz z perspektywy kultury?
Moim zdaniem, problem jest tylko jeden, i to on hamuje cały proces: problem edukacji artystycznej. Sztuka nie może rozwijać się w zamkniętej przestrzeni – twórcy muszą wiedzieć, co zrobili inni, przed nimi, i co dzieje się na świecie obecnie, w tej chwili. Każde opóźnienie informacyjne cofa całe pokolenia twórców o dziesięciolecia.
Ważne są też platformy dyskusyjne, na których omawia się współczesne tendencje w sztuce. Ważne są sceny eksperymentalne i laboratoria twórcze. Ważne są warsztaty światowych gwiazd i czołowych światowych specjalistów. Niczego takiego nie mamy. Dzisiaj w programach białoruskich uczelni artystycznych historia sztuki urywa się na początku drugiej połowy XX wieku. O wszystkim, co wydarzyło się później, mówi się albo wybiórczo, albo wcale. Zetknąłem się z tym problemem w czasie, kiedy byłem szefem Centrum Sztuki Współczesnej i nadal widzę go dzisiaj, w teatrze.
Próbując rozszerzyć skład zespołu, usiłowaliśmy pracować z różnymi białoruskimi aktorami, ale wciąż okazywało się, że mają oni braki w edukacji – praktycznej i teoretycznej. Dlatego trzy lata temu postanowiliśmy stworzyć własne laboratorium twórcze, kształcące specjalistów teatralnych, którzy spełnialiby wymagania nie tylko nasze, ale i współczesnego teatru w ogóle. W rezultacie pięciu naszych studentów może już śmiało występować na najbardziej prestiżowych scenach świata. Wydaje mi się, że to obecnie jedyna droga rozwoju – samokształcenie twórców, skoro państwo umywa ręce.
Jakie kierunki rozwoju kultury uważa pan za najważniejsze i najbardziej perspektywiczne? Co mogłoby zmienić sytuację na lepsze? Czego brakuje kulturze niezależnej?
Powtórzę: zmiany podejścia do kształcenia. Tylko to może pomóc dziś cokolwiek zmienić. Nawet problem finansowania projektów jest drugoplanowy. Białoruska sztuka en gros nie proponuje innowacyjnego produktu. I właśnie dlatego nie da się dziś powiedzieć, że jest wpisana we współczesny kontekst. Mamy zaledwie jeden czy dwa produkty w każdej z dziedzin sztuki, mogące konkurować na rynku światowym. Dla dziesięciomilionowego państwa to tyle co nic. Na świecie po prostu nie ma naszej sztuki.
Powinniśmy odbudować logistykę sztuki. Nawet w warunkach dyktatury prawidłowo skonstruowany łańcuch logistyczny przynosi spodziewane korzyści. Poważny kłopot z zarządzaniem w sferze sztuki również wiąże się z marną edukacją. Białoruscy szefowie galerii nie rozumieją zasad rozwoju światowego rynku sztuki; menadżerowie sztuk plastycznych nie wiedzą, jak promować artystów poza Białorusią; producenci nie mają pojęcia, w jaki produkt warto inwestować. Przy tym wszystkim w środowisku menadżerów nie brakuje ludzi utalentowanych, którzy bez kłopotu mogliby się nauczyć mechanizmów światowego rynku sztuki.
Prowadzimy wykłady w różnych krajach i zawsze zdumiewa mnie, że amerykańscy czy europejscy studenci, wcale nie bardziej zdolni od Białorusinów, osiągają po wielekroć więcej. To żadna tajemnica – żyją w nieustannym nurcie nowości, pojawiających się w kręgu ich zainteresowań; w ramach programów edukacyjnych utrzymują stałe kontakty ze wszystkimi wybitnymi ludźmi swojej profesji. To przynosi wyniki nie po latach, ale wręcz natychmiast.
Jak ocenia pan zmiany, które zaszły w niezależnej kulturze białoruskiej w ciągu ostatnich dwudziestu lat? Jakie wydarzenie, sytuacja czy osoba zrobiła na panu największe wrażenie albo najbardziej zdziwiła?
Niemal we wszystkich sferach sztuki dostrzegam regres. Wpłynęła na to masowa emigracja poważnych, zdolnych muzyków, malarzy i pisarzy. Rozmyło się kryterium jakości, system wartości uległ deformacji. Oczywiście są ludzie, którzy ratują tę sytuację, artyści najwyższej klasy międzynarodowej.
Nie mogę powiedzieć, żeby w Białorusi pojawił się ktoś, kto mnie szczególnie zachwycił. Jeżeli byli tacy ludzie, to raczej obcokrajowcy. Ale są też tacy, którzy nie obniżają poprzeczki, mistrzowie w swoich dziedzinach. Cieszę się, że Sierhiej Michałok i Żenia Kałmykow tak sprawnie prowadzą zespół Lapis Trubieckoj, nie temperując emocji, ale też nie tracąc przy tym kontroli nad sobą. Od paru lat uważanie śledzę poczynania Iwana Kirczuka i jego Trojcy, grającej zawsze na najwyższym poziomie, zawsze w elicie europejskiej muzyki ludowej. Pracowitość Wołodii Ceslera i jego kreatywność może być przykładem dla wszystkich artystów: nie tylko Białorusinów, ale też dizajnerów i grafików w Europie. W literaturze najciekawsi są dla mnie ostatnio Andrej Chadanowicz i Alhierd Bacharewicz.
Jest cały szereg młodych muzyków, pisarzy i plastyków, którzy wykazali się już talentem, ale wciąż jeszcze pozostają w cieniu, nie potrafią zaprezentować się w kontekście międzynarodowym. A to dziś bardzo ważne nie tylko dla własnej satysfakcji, ale przede wszystkim po to, żeby zmienić sytuację w kraju.
_________________________________________________
UŁADZIMIR MACKIEWICZ – METODOLOG, FILOZOF. TWÓRCA I SZEF AGENCJI TECHNOLOGII HUMANISTYCZNYCH. ZAJMUJE SIĘ: METODOLOGIĄ SYSTEMOŚWIATOPOGLĄDOWĄ, POLITYKĄ KULTURALNĄ.
Jak pan rozumie pojęcie „niezależna kultura Białorusi”?
Nie używam takiego pojęcia. Wydaje mi się bezpodstawne. Kultura składa się z norm, prototypów, wzorów, wzorców, standardów. Zatem kultura jest zbiorem przedmiotów wzajemnie powiązanych: wyobrażeń i wizji, idealnych i realizowanych. Każda realizacja zależy od idealnego wzoru, od ideału. Każdy utwór może nieustannie zbliżać się do ideału, ale nigdy nie będzie ideałem, o ideale możemy tylko myśleć albo marzyć. Co innego twórca, autor, aktor, wszyscy ci, którzy „robią kulturę” albo wytwarzają przedmioty lub akty sztuki. Twórcy powinni być niezależni, niezależni od nikogo i niczego poza ideałami i wartościami, jakie sobie stawiają albo o jakich marzą.
Jak pan ocenia kondycję niezależnej kultury w Białorusi? Jaka jest pańska diagnoza? Co przeszkadza, a co sprzyja rozwojowi kultury niezależnej? Co dzieje się z nami tu i teraz z perspektywy kultury?
W epoce globalizacji wszystkie lokalne, miejscowe, narodowe kultury podlegają silnym wpływom kultury masowej, która udaje powszechną, uniwersalną, skierowaną do wszystkich – a w gruncie rzeczy do nikogo. W tym znaczeniu białoruska kultura jest kulturą zależną, ale nie różni jej to od innych; nie jest wiec ani gorsza od innych, ani lepsza. Jest też drugi aspekt zależności, powód cierpień całej kultury białoruskiej: normy, wzorce, ideały itd. artyści przyjmują z zewnątrz, a nie z samej współczesnej Białorusi i z białoruskiej kultury. Z zewnątrz zarówno w znaczeniu geograficznym (z Rosji, z Ameryki, z Europy), jak i czasowym (z historii, z tradycji). Taka zależność od wzorów zewnętrznych, od obcej mody (czy nawet swojej własnej, ale archaicznej) czyni twórców epigonami, nieciekawymi dla im współczesnych i nawet dla samych siebie. Zatem rozwój kultury albo zostaje wstrzymany, albo odbywa się nie tutaj, ale gdzieś daleko, a my dostajemy tylko ochłapy z pańskiego stołu.
Pocieszające jest to, że sytuacja powoli się zmienia, ale wciąż jeszcze nie przyzwyczailiśmy się cenić i szanować tego, co nasze, bardziej niż to, co cudze. Szanować to, co współczesne, bardziej niż to, co dawne, albo przynajmniej tak samo.
Na razie bawimy się cudzą kulturą i własną tradycją i dopiero zaczynamy tworzyć autentyczną kulturę: własną i współczesną.
Jakie kierunki rozwoju kultury uważa pan za najważniejsze i najbardziej perspektywiczne? Co mogłoby zmienić sytuację na lepsze? Czego brakuje kulturze niezależnej?
Główny, wiodący kierunek jest dziś taki, że współcześni artyści coraz częściej zwracają się do autentycznych (swoich, białoruskich i współczesnych) norm, wzorów i ideałów, nadając im status wzorców i prototypów. Właśnie swoich, a nie „byle nie gorszych niż u sąsiada” albo „takich jak od zawsze, z dziada pradziada”. Na razie tendencja ta dotyczy tylko części białoruskich twórców, a konsumenci kultury i sztuki niezbyt ją sobie uświadamiają. Niestety, konsumenci nadal stosują kryterium „byle nie gorzej niż u sąsiada”, wybierają więc sztukę rosyjską czy europejską, nie zwracając szczególnej uwagi na czysto białoruską, a jeśli nawet się nią zainteresują, to tylko dla porównania: „czy nie jest gorsza niż tamta, czy trzyma tamten poziom?”
Białoruskiej kulturze bardzo brakuje świadomego konsumenta i użytkownika: czytelnika, widza, słuchacza. Przy czym zarówno konsumenta masowego, jak i elitarnego, z bohemy czy wyższych sfer.
Sytuacja może się zmienić na lepsze tylko wtedy, kiedy twórcy kultury i konsumenci zaczną zwracać na siebie nawzajem uwagę, a potem wspólnie skupią ją na najboleśniejszych, aktualnych tematach, historiach i bohaterach. Aktualnych dla współczesnej Białorusi.
Jak ocenia pan zmiany, które zaszły w niezależnej kulturze białoruskiej w ciągu ostatnich dwudziestu lat? Jakie wydarzenie, sytuacja czy osoba zrobiła na panu największe wrażenie albo najbardziej zdziwiła?
Nie będę wymieniał wydarzeń, utworów ani nazwisk; spróbuję ująć to tak:
– na początku lat dziewięćdziesiątych autentycznej kultury (obiektów, utworów, ludzi, wydarzeń) było tak mało, że człowiek był zmuszony starannie ich szukać, czasem bez powodzenia;
– potem wszystko to zrobiło się nie tyle powszechniejsze, ile bardziej widoczne. Niemal wszystko można było już obejrzeć i przeczytać, wszystkiego i wszędzie spróbować;
– potem poszliśmy jeszcze dalej. Ilość białoruskiej kultury niezależnej zwiększyła się do tego stopnia, że można już tylko żałować, że nie daje się rady wszystkiego obejrzeć i przeczytać, wszystkiego i wszędzie spróbować;
– i w końcu coś zaczęło się zmieniać. Nie mogąc śledzić wszystkich nowości w białoruskiej kulturze, zaczynamy rozumieć, że jest w niej już mnóstwo rzeczy niewartych uwagi. Wcześniej ceniliśmy i szanowaliśmy wszystko, byleby było białoruskie; teraz możemy wybierać to, co najlepsze, odrzucać to, co niskie, złej jakości czy po prostu nieciekawe;
– w kulturze białoruskiej pojawiły się poziomy, nisze i segmenty, obliczone na różne potrzeby i gusta.
Uwagi na marginesie
Skoro już rozumiemy, jak bogata i różnorodna jest kultura białoruska, nie ma powodu, żeby uważać swój osobisty gust za kryterium kultury i kulturalności.
_________________________________________________
SIEWIARYN KWIATKOUSKI – LITERAT, DZIENNIKARZ, BLOGER, MENADŻER PROJEKTÓW KULTURALNYCH. KOORDYNATOR ZASOBÓW budzma.org
Jak pan rozumie pojęcie „niezależna kultura Białorusi”?
W wolnym kraju kultura może być niezależna tylko od pieniędzy. W zniewolonym – przede wszystkim wolna od dyktatu i zakazów. Wolna kultura ma w Białorusi niewielkie nisze, pozostawione przez władze: to dwie księgarnie, tam dwie galerie, kilka klubów i, oczywiście, Internet. Dopóki niecenzurowana kultura funkcjonuje w niewielkim, na wpół zamkniętym kręgu, jest bezpieczna dla wydziałów ideologicznych dyktatury.
Z ostatnich przykładów – historia zespołu Lapis Trubieckoj. Cała Białoruś zna go z bezpretensjonalnych, ironiczno‑liryczno‑groteskowych piosenek o miłości. Kiedy tylko „lapisi” zaczęli w swoich piosenkach wprost albo w formie aluzji mówić o wolności jednostki i całego społeczeństwa, a lider zespołu Siarhiej Michałok wspomniał w wywiadach o presji obecnego białoruskiego reżimu, Lapis Trubieckoj dostał zakaz wyjazdów w trasy koncertowe i występowania w mediach.
Z drugiej strony, dla mnie osobiście początek kultury niezależnej w Białorusi ma też inne aspekty. Dotąd jest mi nieco przykro, że podczas produkcji filmu animowanego „Bądźmy Białorusinami. Szalony naród” nie zdołałem przekonać części kolegów, że fabuła świetnie obejdzie się bez Piatra Maszerawa (jednego z szefów Komunistycznej Partii Białorusi w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych). Natomiast bez Uładzimiera Karatkiewicza i Wasila Bykaua historię epoki schyłku Związku Radzieckiego w ogóle trudno sobie wyobrazić. Dla niezależnej kultury białoruskiej bardzo ważna jest desowietyzacja. Jakkolwiek wykształcony esteta zachwyca się liryką Maksyma Tanka, musi pamiętać, że ten wybitny poeta był też wybitnym działaczem partyjnym. I że historię literatury białoruskiej (sztuk plastycznych, muzyki) trzeba prezentować w kontekście epoki.
Tak więc współczesna kultura niezależna powinna być, moim zdaniem, przede wszystkim pozbawiona związków z radziecką ideologią (i jej karykaturalną kontynuacją – ideologią Łukaszenki). Potem dochodzą dalsze kryteria: czy utwór jest białoruskocentryczny, czy kosmopolityczny, czy też całkiem oderwany od realiów.
Jak pan ocenia kondycję niezależnej kultury w Białorusi? Jaka jest pańska diagnoza? Co przeszkadza, a co sprzyja rozwojowi kultury niezależnej? Co dzieje się z nami tu i teraz z perspektywy kultury?
Diagnoza: twórcy szukają sposobów, żeby zarobić na życie. Dla większości twórczość pozostaje hobby. Stypendia i granty zagranicznych fundacji pozwalają wielu autorom realizować się twórczo i jednocześnie zarabiać na życie. Niektórzy sprzedają swoje prace za granicą, na zasadach komercyjnych. Jednak wszyscy twórcy niezależni pozbawieni są możliwości pozyskania dzięki mediom szerszego kręgu konsumentów. Perspektywa i przyszłość kultury są nierozłącznie związane z przyszłością całego społeczeństwa. Prawdziwe perły można tworzyć nie tylko w zamkniętym środowisku, ale i na bezludnej wyspie. Niektórzy białoruscy twórcy są bardziej znani za granicą niż we własnym kraju. Przede wszystkim dotyczy to malarzy, reżyserów i kompozytorów, których twórczość nie opiera się na języku.
Kultura niezależna, podobnie jak zwolennicy niezależnego społeczeństwa, bardzo potrzebuje pomocy z zewnątrz. Bez tego pozostaje jej albo emigracja, albo tworzenie „do szuflady”.
Jakie kierunki rozwoju kultury uważa pan za najważniejsze i najbardziej perspektywiczne? Co mogłoby zmienić sytuację na lepsze? Czego brakuje kulturze niezależnej?
Można powiedzieć, że wiz i pieniędzy na podróże. To bardzo ważne, żeby białoruscy twórcy funkcjonowali w kontekście ogólnoeuropejskim. Jeżeli znany polski literaturoznawca dopiero w 2005 roku dowiaduje się, że w Białorusi istnieje współczesna literatura – nie jest dobrze. Jednak Białorusini nie mają się jak reklamować, bo nawet wyjazd do sąsiedniej Polski wymaga wielkich wysiłków. Sytuację mogłoby zmienić na lepsze samo społeczeństwo, w którym istniałoby zapotrzebowanie na kulturę jako taką. Z Białorusi każdego roku wyjeżdżają dziesiątki tysięcy aktywnych społecznie i kreatywnych ludzi. Z drugiej strony, nikt nie zabrania białoruskiemu pisarzowi Alhierdowi Bacharewiczowi mieszkać w Niemczech, pisać po białorusku i wydawać przekłady na niemiecki.
I jeszcze jedno. Niegdyś Białorusinom brakowało menadżerów kultury. Dziś wielu twórców przekwalifikowuje się na menedżerów. Ale wzmocnienie dyktatury oraz regres polityczny i gospodarczy sprawiają, że wszyscy balansujemy na granicy przetrwania.
Jak ocenia pan zmiany, które zaszły w niezależnej kulturze białoruskiej w ciągu ostatnich dwudziestu lat? Jakie wydarzenie, sytuacja czy osoba zrobiła na panu największe wrażenie albo najbardziej zdziwiła?
Dwadzieścia lat temu niezależna kultura Białorusi stała się legalna. I było jej bardzo mało: trzy zespoły, pięciu pisarzy, tuzin malarzy… W ciągu następnych dwudziestu lat pojawiło się takie mnóstwo ciekawych twórców, że po prostu nie da się spośród nich wyłowić najlepszych. Zadziwiające jednak, że zarówno wtedy, jak i teraz ich drogi wciąż nie przecinają się z drogami władz. Blokada kanałów informacji (nie tylko medialnej, każdej w ogóle) sprawia, że twórcy praktycznie nie oddziałują na siebie nawzajem. Każde pokolenie na nowo wynajduje koło.
_________________________________________________
MARYJA MARTYSIEWICZ – POETKA, TŁUMACZKA, DZIENNIKARKA. WICEPREZES PEN-CLUBU.
Jak pani rozumie pojęcie „niezależna kultura Białorusi”?
Jako antonim pojęcia „oficjalna kultura propaństwowa”. To wolna scena alternatywna, niepaństwowe (prywatne) wydawnictwa, organizacje społeczne, dbające o literaturę – Związek Pisarzy Paszkiewicza, PEN. W sferze edukacji – Kolegium Białoruskie. Także plastycy, którzy wystawiają swoje prace w galerii „Ў”. W fotografii – na przykład galeria Zniata. W pewnym sensie również niepaństwowe media o profilu kulturalnym: „Nowy Czas”, „34 mag”, „Nasza Niwa”. I najróżniejsze inicjatywy twórcze – czasopismo „Partyzan”, pismo internetowe „Prajdziświet” itd.
Jak pan ocenia kondycję niezależnej kultury w Białorusi? Jaka jest pańska diagnoza? Co przeszkadza, a co sprzyja rozwojowi kultury niezależnej? Co dzieje się z nami tu i teraz z perspektywy kultury?
Twórca w szerokim znaczeniu jest z definicji podmiotem niezależnym. Ale też twórca dla prawidłowej organizacji procesu twórczego zawsze potrzebuje jakiejś instytucji: galerii, wydawnictwa itd. Powyżej wyliczyłam niektóre z nich, przyczyniające się, moim zdaniem, do rozwiązywania tego problemu. To samoorganizacja, tak naturalna dla twórczości jako takiej. Tyle tylko, że w Białorusi kompleks takich instytucji tworzy swoiste getto, z pozoru ignorowane przez państwo, a w istocie narzucone właśnie przez politykę państwa w sferze kultury: posegregować, przeliczyć, oddzielić słusznych od niesłusznych i pędzić w jedną stronę. Tymczasem pędzenie twórców w jedną, jedyną słuszną stronę niszczy każdą twórczość, czego dobitnie dowiodła epoka socrealizmu w ZSRR. Tak więc wewnątrz getta możesz być absolutnie wolny, ale nie wolno ci wyjść poza jego granice. W rezultacie psychika białoruskiego twórcy jest psychiką więźnia getta. Myślę, że właśnie to getto stanowi największy problem niezależnej kultury białoruskiej. Wyjścia widzę dwa: albo w jakiś sposób zburzymy mury getta kulturalnego, albo czeka nas kulturowy Oświęcim.
Jakie kierunki rozwoju kultury uważa pani za najważniejsze i najbardziej perspektywiczne? Co mogłoby zmienić sytuację na lepsze? Czego brakuje kulturze niezależnej?
Zmienić sytuację na lepsze może tylko ШОС: kolejna zmiana paradygmatu kulturowego, podobna do tej, która nastąpiła na początku lat dziewięćdziesiątych. W praktyce zależała ona od zmiany ustroju politycznego. „Kultura niezależna” to oksymoron: to, co się „kultywuje”, z definicji zależy od czegoś, bez „kultywowania” zarasta i jałowieje. Państwo nie wspiera białoruskich artystów „bezinteresownie”, państwo dyktuje warunki, w których jakikolwiek mecenat w Białorusi jest nie tylko niemożliwy, ale i nielegalny.
I jeszcze jedna ważna kwestia: edukacja. W sytuacji, kiedy szkoły skracają minimum programowe przedmiotów humanistycznych, warto kompensować to dzieciom i młodzieży metodami alternatywnymi, żeby jakkolwiek „przezimować”. Bo o ile z twórczością w Białorusi jest na razie mniej więcej w porządku, o tyle z kontekstem tej twórczości nie. Z każdym rokiem twórcy mówią w coraz większą pustkę.
Jak ocenia pani zmiany, które zaszły w niezależnej kulturze białoruskiej w ciągu ostatnich dwudziestu lat? Jakie wydarzenie, sytuacja czy osoba zrobiła na pani największe wrażenie albo najbardziej zdziwiła?
Myślę, że ostatnich dwadzieścia lat przygotowało fundament pod budowę pełnokrwistej białoruskiej kultury, będącej częścią kultury europejskiej. Jednak budowa ta dopiero rusza. Za najważniejsze wydarzenia kulturalne ostatniego dwudziestolecia w Białorusi uważam Teatr Alternatywny, „Narodny albom”, czasopismo „ARCHE”, książki Walancina Akudowicza i Ihara Babkowa, Bum‑Bam‑Lit, Kolegium Białoruskie, „Naszą Niwę” Siarhieja Dubawca, gazetę „Nowinki”, Europejski Uniwersytet Humanistyczny, działalność galerii „Ў” (dawniej „Padziemki”), powstanie alternatywnej sceny muzycznej, mocno różniącej się od estradowego popu i od białoruskiego rocka w rodzaju Kramy i Ulisa oraz powstanie klubu Graffiti. W poezji najważniejsza jest twórczość Razanawa, Arłowa i Chadanowicza. Istotne jest odrodzenie taraszkiewicy, a także otwarcie granic po roku 1991, dzięki czemu Białorusini mają motywację do nauki języków obcych: intelektualiści lepiej znają angielski i polski, wyrosła też cała szkoła tłumaczy z różnych języków. Jedna z najważniejszych i najciekawszych tendencji to okrzepnięcie zjawiska, zwanego rosyjskojęzyczną kulturą Białorusi: przede wszystkim w literaturze, teatrze i muzyce. Zespół Srebrne Wesele jest tego dobrym przykładem. Inna tendencja to wyraźny podział sztuki na „starą” i „nową”, przy czym przez „starą” rozumiem bynajmniej nie tradycję radziecką (charakterystyczną raczej dla segmentu kultury, który określamy jako „propaństwowy” czy „oficjalny”). Po „starej” epoce „odrodzenia narodowego” w latach dziewięćdziesiątych, kiedy podstawowymi wartościami były „język”, „naród” i właśnie „niezależność”, przyszła „nowa” epoka. Niezależna kultura białoruska po roku 2000 odzwierciedla ciężki proces formowania się społeczeństwa obywatelskiego. I zdaje mi się, że najważniejszą potrzebą tej nowej kultury jest wpisanie się w światowy (czytaj: europejski) kontekst, „zachodni kanon”, jak postrzegają go twórcy.
Solidarity with Belarus Information Office