Strona główna/Bliżej natury

Bliżej natury

Cohabitat inspiruje do tworzenia naturalnych siedlisk ludzkich poprzez organizowanie webinarów, warsztatów i festiwali, skupiając przy tym specjalistów od architektury, permakultury, odnawialnych źródeł energii i wielu innych dziedzin.

Kamil Maleszyk, Dominika Łoś: Dlaczego nazwa Cohabitat?

Paweł Sroczyński: Pojęcie habitat pochodzi z biologii i określa zespół czynników środowiska optymalnych dla życia danego gatunku. Np. dla ryb będzie to środowisko wodne, dla grzybów las. W fundacji zajmujemy się habitatem człowieka i sposobami projektowania go tak, by ludzie mogli realizować swój potencjał. Dotyczy to wszystkich aspektów: od aranżacji przestrzeni do ekonomii. Przedrostek co-, znaczy tyle co współ-, umieściliśmy go w nazwie, bo uświadamiamy sobie, że każdy człowiek współdzieli przestrzeń życia z innymi ludźmi i nie jest odosobnioną jednostką. Tę własność dzielimy nie tylko z rodziną i członkami naszej społeczności lokalnej, ale też z ludźmi i innym gatunkami. Cohabitat – czyli po prostu współzamieszkiwanie przestrzeni życia, jaką jest „statek kosmiczny Ziemia”.

Czy myślisz, że Cohabiatat będzie zalążkiem jakichś szerszych ruchów społecznych, czegoś w rodzaj rewolucji?

Przychodzi mi do głowy porównanie z zapoczątkowanym w Irlandii ruchem Transition Towns. Zakłada on konwersję miast na dynamicznie zrównoważone systemy zdolne rozwijać się bez uzależnienia od ropy. Stara się on też łączyć ludzi, którzy mieszkają na podobnych terenach, by podejmowali różnego rodzaju kooperatywy. Ten ruch nie dotarł do Polski. Zrobiliśmy na Facebook’u grupy regionalne: Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław. Ludzie w nich sami podejmują działania, zrzeszają się i to mnie bardzo cieszy. To się pomału udaje: w różnych miastach ludzie zaczynają się spotykać i robić to, co uważają za potrzebne. Bardzo bym chciał, żeby ta sieć rosła. Co z tego wyniknie? Historia oceni.

Funkcjonujecie w skali ogólnopolskiej, ale promujecie globalne trendy i podejmujecie międzynarodowe partnerstwa. Mam tutaj na myśli głównie współpracę z amerykańską organizacją Open Source Ecology, której powstanie zainicjował Marcin Jakubowski – fizyk polskiego pochodzenia. Jak będą wyglądać wasze wspólne działania?

Do tej pory współpraca była raczej skąpa, ponieważ grupa Open Source Ecology rozwija się dużo dynamiczniej niż my i szybko realizuje swoje cele. Projekt, który aktualnie uruchamiamy w Łodzi, Habitat StartUp KIT, uzupełnia działania Open Source Ecology. Oni mają projekt Global Village Construction Set – polega on na własnoręcznym skonstruowaniu 50 industrialnych narzędzi, potrzebnych do zbudowania autonomicznej cywilizacji od podstaw. OSE skupia się na wielkogabarytowych, przemysłowych maszynach. My chcemy zrobić coś podobnego, tylko bliższego człowiekowi, np. toalety, chłodziarki, piece, meble. Wchodzimy powoli w temat nie tylko działań budowlanych, ale też konstrukcji maszyn i sprzętów domowych. W przeciągu półtora roku będziemy mieli podobną dynamikę, co Open Source Ecology. Wtedy będę chciał nawiązać bardziej partnerską współpracę. Pozwoliłoby to tłumaczyć dokumentację ich pracy na język polski, jak również budować prototypy.

Jak planujecie współpracę z organizacjami polskimi?

Sądzę, że współpraca z różnymi jednostkami naukowymi będzie się rozwijać, ale trudno mi określić, jaką formę ona przybierze. Dużo łatwiej coś przedsięwziąć z pojedynczymi osobami niż z wydziałami – instytucje tego typu często cechuje bezwładność. Dlatego skupimy się na szukaniu kontaktów z konkretnymi ludźmi na wydziałach mechanicznych czy też budowlanych.

Chcemy także rozwinąć współpracę z Fab Labami, czyli takimi organizacjami, które same kompletują infrastrukturę potrzebną do budowania obiektów. Na poziomie organizacyjnym Cohabitat wziąłby na siebie odpowiedzialność za zdobywanie środków i tworzenie dokumentacji, natomiast za wdrożenia odpowiadałyby Fab Laby. Jesteśmy otwarci na kooperowanie z różnymi organizacjami w Polsce, które mają cele zbliżone do naszych. Wybieram się w tym roku do Paryża na konferencję Ouishare Festival. Spotykają się tam wszystkie inicjatywy działające w duchu współdzielonej ekonomii. Mam zamiar rozszerzyć kontakty, bo do tej pory byliśmy trochę zamknięci i skupieni na swoich zadaniach, przez co partnerstwa się nie rozwijały. Mam nadzieję, że to ulegnie zmianie.

Skoro wspomniałeś o ekonomii współdzielonej – jak Cohabitat wpisuje się w coraz bardziej zauważalny na wielu polach ruch dzielenia się?

Wpisuje się całkowicie w ten trend! Jako jedna z niewielu organizacji nie korzystaliśmy prawie z grantów typowych dla NGO. Wszystkie nasze zasoby pochodzą głównie z crowdfundingu, darowizn, zrzut lub działalności odpłatnej. Największe dwa projekty, jakie realizowaliśmy dzięki finansowaniu społecznościowemu, to festiwale. Mamy dzięki temu halę o powierzchni prawie czterystu metrów – blisko tysiąc osób chciało, żeby taka inicjatywa zaistniała. W podobny sposób udało się w końcu wydać książkę „Podręcznik budowania z gliny”.
Aktualnie w Cohabitacie prowadzimy warsztaty społecznie. Moim zdaniem partnerstwo ze społecznościami zmienia całkowicie model przedsiębiorczości. Staramy się komunikować z ludźmi bezpośrednio: oni sami zgłaszają propozycje współpracy, my z reguły je realizujemy. Mam poczucie, że Cohabitat skupia się na realnych potrzebach ludzi. To bardzo uskrzydla i dzięki temu jesteśmy ekonomicznie autonomiczni – nie jesteśmy zależni od sytuacji politycznych czy gestów innych instytucji, tylko od użyteczności działań przez nas prowadzonych.

Stawiacie w swoich działaniach na pewien rodzaj open source’u. Czy myślisz, że powinna to być szeroko stosowana praktyka, czy jednak – aby wiedza szła w parze z jakością – nie można uniknąć odpłatności?

Moim zdaniem Open Source’u nie wyklucza odpłatności. Można np. sięgać po crowdfunding, żeby stworzyć bazę informacji dostępną za darmo, za którą płaci się tylko przy jej powstawaniu. Wysokiej jakości wiedza ma swoją wartość i potrzebuje zasobów, żeby została wytworzona. Ale to nie jest produkt na sprzedaż: gromadzi się ją dla dobra ludzi, więc powinna im służyć. Nie trzeba ciągle wymyślać koła na nowo. Rzeczy dobre, działające, użyteczne powinny się wirusowo rozprzestrzeniać – wtedy pieniądze zainwestowane raz zwracają się wielokrotnie. To podstawa innowacyjności i główna siła modelu otwartego źródła. Wszystkie pomysły rewolucjonizujące jakieś procesy, działania, powinny być adaptowane automatycznie na wielu poziomach. Wiele osób i organizacji zacznie w przyszłości myśleć podobnie.

Testujemy aktualnie model Give What You Feel, czyli „dajesz tyle, ile to dla Ciebie warte” – bo przecież dla każdego człowieka ta sama rzecz może mieć różne znaczenie i w ten sposób chcemy to zaakcentować. Ludzie mogą wymienić się wartością, na którą pozwalają ich zasoby. To zmienia relacje i model ekonomiczny.

Jak w przypadku Cohabitatu wygląda integracja wykluczonych grup społecznych?

Jeżeli mamy możliwość, staramy się włączać młodzież z ośrodków socjoterapii. Zatrudnialiśmy ją np. w trakcie remontu FabLab’u. Planujemy również w najbliższym miesiącu uruchomić współpracę z zakładem karnym. W bardziej odległej przyszłości chcemy postawić na odnajdywanie starych mistrzów – często postrzeganych przez społeczeństwo jako osoby nieprzydatne. Wielu z nich jest pasjonatami borykającymi się z bezrobociem. Z naszej perspektywy to ludzie z wyspecjalizowaną wiedzą lub doświadczeniem z różnych dziedzin. Bardzo cenimy umiejętności cieśli, starych elektroników, ślusarzy czy mechaników. Wykorzystamy ich wiedzę, łącząc ją z podejściem opartym o współczesne narzędzia i modele. Jednocześnie dawni mistrzowie będą mogli w ten sposób dalej się realizować.

Co powinno się zmienić, żeby społeczeństwo chętniej stawiało na rzeczy, które promujecie w Cohabitacie: budownictwo naturalne, samowystarczalność, współdziałanie?

Chciałbym, żeby ludzie byli bardziej świadomi – wtedy rozumieją, co się wokół nich dzieje i podejmują decyzje adekwatne do ich lokalnej sytuacji oraz możliwości. Dla mnie osobiście to ważniejsze, niż żeby korzystali z określonego rozwiązania, bo żadne nie jest uniwersalne.

Świadome decydowanie wynika z tego, że ludzie mają czas do namysłu. Dziś może jeszcze tego nie widać, ale nasza praca w fundacji służy temu, żeby uwolnić czas. Kiedy możemy się spokojnie zastanowić, widzimy współzależności rządzące światem, podejmujemy mądrzejsze decyzje. Im większa świadomość, tym szybciej ulega erozji dyktat ślepej konsumpcji. Tę prawidłowość można zauważyć w środowiskach, które interesują się działaniami Cohabitatu. Dużo łatwiej przychodzi im samoorganizacja.

Wydaje się, że bardzo duży wpływ na rozwój Waszej organizacji miał internet.

Rzeczywiście. Bardzo wolno się rozwijaliśmy do czasu, zanim weszliśmy na Facebook‘a. Sądzę, że to gigantyczny potencjał i organizacje powinny intensywniej go wykorzystywać. Internet daje możliwość dotarcia do ludzi w bardzo krótkim czasie. Zamierzam jeszcze bardziej integrować funkcjonowanie Cohabitatu z siecią i społecznościami internetowymi. Ale jednocześnie podkreślam, że warto zachować czujność na to, co się dzieje w rzeczywistości, wśród innych ludzi. Realizujemy to poprzez warsztaty, na które przyjeżdżają zainteresowani. Internet to narzędzie pozwalające nam się odnaleźć i spotykać.

Gdybyś mógł teraz trochę zamarzyć – choćby nie do końca realnie: jak widzisz Cohabitat za 10 lat?

Bardzo często snuję takie wizje. Wszystkie obecne projekty są w mniejszym lub większym stopniu próbą realizacji wcześniejszych planów. Rolę Cohabitatu za 10 lat widzę następująco: jako fundacja skupiamy zasoby. Inwestujemy je w tworzenie otwartej dokumentacji technologii potrzebnych do budowania w pełni zrównoważonych, autonomicznych siedlisk. Technologie te udostępniamy na platformach takich jak Wikipedia. Wokół tej bazy powstaje ekosystem skupiający społeczność użytkowników wiedzy. Powstaną kolejne organizacje (podobne do założonego niedawno Stowarzyszenia Fab Lab Łódź), a konsekwencją będzie integracja ich członków (pewnie sporo osób zacznie organizować kolektywy mieszkaniowe, jak cohousing). Ludzie będą budować swoje domy i przestrzeń życiową w oparciu o idee, które aktualnie popularyzujemy.

Za dziesięć lat widzę mapę Polski z zaznaczonymi punktami takich lokalnych wdrożeń. Wszystkie będą ze sobą połączone różnymi technologiami internetowymi umożliwiającymi łatwe dzielenie się doświadczeniami, wiedzą, specjalizacjami. Niekoniecznie będziemy musieli szukać dostępu na rynku – będziemy mogli go uzyskać przez siatkę naszych znajomych. Wierzę, że koncepcje współdzielonych zasobów znajdą odzwierciedlenie w społeczeństwie.

Tego właśnie serdecznie Państwu życzymy. Dziękujemy za rozmowę.

Kamil Maleszyk, Dominika Łoś, Paweł Sroczyński