Co po Karnawale ESK
Piękny okres Karnawału ESK 2016 jest już za nami. Pokazał potencję i potencjał Lublina kulturalnego, ale też jego słabości. Dał szansę nowemu pokoleniu twórców i animatorów, które ją świetnie wykorzystało. To był dobry czas dla kultury, jej pozycja potrzebuje teraz obrony.
Na początek przywołam pouczającą statystykę, która dowodzi, że w Lublinie zaszły niezmiernie ciekawe i ważne procesy, zachęcające do tego, aby się nimi głębiej zainteresować i je przeanalizować. Jak się wydaje, tej analizy wciąż brak, albo o niej nie wiemy.
Otóż kiedy Instytut Monitorowania Mediów opublikował statystyki aktywności w mediach w okresie 7-30 września 2010 roku jedenastu miast kandydatów, w większości rankingów wygrywała Łódź, a Lublin był prawie na końcu, bo na 9 miejscu. Za to w badaniach IMM z okresu 1 kwietnia – 30 czerwca 2011, a więc tuż przed i tuż po finale konkursu ESK 2016, zwycięzcą był Lublin (nasze miasto było eksponowane w 3293 informacjach; 676 z nich było dla miasta pozytywnych, a 2549 przedstawiało Lublin neutralnie)[1].
Sukces medialny
Zatem nikt nie może mieć cienia wątpliwości, że udział w konkursie ESK 2016 był sukcesem medialnym Lublina. I nie ma znaczenia, czy Lublin budził uwagę dlatego, że miał doprawdy dobrą ofertę konkursową, czy dlatego, że te czy inne media i grupy opinii publicznej sympatyzowały z Lublinem, bo nie chciały wspierać jakiegoś innego miasta, a o ofercie konkursowej Lublina i tak nic nie wiedziały. Za to jakieś znaczenie zapewne miał efekt emancypacji ambitnego Kopciuszka: Lublin to dla wielu miasto symbolizujące wschodnią część Polski, tę miedzy Wisłą a Bugiem, tradycyjnie prawicową, klerykalną i zaściankową, piękną przyrodniczo, ale na co dzień słabo widoczną na mapie kulturalnej kraju, o budżecie na kulturę kilka lub kilkanaście razy mniejszym niż jego konkurenci.
Jednakże sukces nie jest dany raz na zawsze. Sukces może być chwilowy, może mieć bardzo różne źródła, i wcale nie być równoznaczny z uznaniem kompetencji i autorytetu tego, który akurat świętuje sukces. Bywa i odwrotnie, że czasami ci, którzy są autorytetem i wcieleniem kompetencji, sukcesem pochwalić się nie mogą. Tak czy siak, na bazie naszego sukcesu można budować wiele mitów o tym, co się w Lublinie stało.
Co więcej, sukces medialny jest jedynie… sukcesem medialnym, i może on przesłonić a nawet zafałszować istotę zjawisk i procesów, jakich jest efektem czy następstwem. Intencje i ambicje lubelskich środowisk kultury, które tak zaangażowały się w konkurs ESK nie były zwrócone ku sukcesowi medialnemu. Wprawdzie różne odłamy tego środowiska i ich liderzy kierowali się własnymi interesami, jednakże dla wszystkich konkurs ESK był w mniejszym lub większym stopniu emocjonującym wyzwaniem i zmuszał do oceny własnej pozycji, dorobku, potencjału. Nikt nie mógł wystąpić przeciw, gdyż tym samym wystąpiłby przeciw instytucjom nadzorczym, a co więcej – zakwestionowałby w ogóle możliwość istnienia wspólnej dla kultury lubelskiej wizji rozwoju, zaprzeczył potrzebie walki o pozycję kultury w komercjalizującym się społeczeństwie.
Z drugiej strony, sukces medialny jest ogromnie ważny, bo to sieć na polityków; czy to się komuś podoba czy nie, władze miast pochodzą z wyborów politycznych. Zatem środowiska kultury powinny umieć instrumentalizować sukces medialny w kontaktach z politycznymi decydentami.
Spróbujmy szkicowo odtworzyć ten proces wchodzenia Lublina w konkurs ESK 2016 oraz sformułować jakieś opinie, być może dla wielu dyskusyjne.
Trudne początki
Dochodzenie do stworzenia tzw. pierwszej aplikacji konkursowej ESK 2016 było w Lublinie bardzo trudne, w czym chyba po części nie ma nic dziwnego, bo sytuacja była bezprecedensowa. Po raz pierwszy wspólny, nowatorski program, adresowany do innej publiczności niż tylko publiczność własna musieli stworzyć razem zarówno urzędnicy i decydenci polityczni magistratu – z jednej strony, a z drugiej – dyrektorzy, animatorzy oraz twórcy kultury z miejskich i wojewódzkich instytucji kultury, jak też artyści niezależni i ngo-sy. Chodziło o program wspólny i jego cele, a nie tylko o sumę programów własnych, które były i są znane, a które dają miastu taką pozycję, jaką ma na co dzień. Ale żeby to zrobić, trzeba było najpierw opisać i ocenić stan posiadania i jego potencjał, oraz – a raczej przede wszystkim – zbudować model dynamicznej tożsamości kulturowo-historycznej Lublina w kontekście kraju, regionu i Europy.
Dla kogoś, kto patrzy z zewnątrz i na dodatek z daleka, Festiwal „Konfrontacje Teatralne” czy Carnaval Sztuk-Mistrzów to wydarzenia jedne z setek innych, które bynajmniej nie muszą zwrócić niczyjej uwagi poza grupkami fachowców i pasjonatów. Ich organizatorzy cierpią, kiedy okazuje się, że przeciętny obywatel z kulturą w Lublinie utożsamia zespół Budka Suflera. A i zapewne komisje oceniające jeżeli badały aplikacje, to raczej nie wgłębiały się w szczegóły setek proponowanych przez kandydatów imprez i wydarzeń przygotowywanych przez takie lub inne podmioty. Fundamentem aplikacji mogło być jedynie coś, co „namapuje” Lublin, naniesie na mapę Europy – i dopiero w tym kontekście skonfiguruje konkretną, skądinąd bogatą aktywność kulturalną miasta i jego ambicje.
Nie było to jednak łatwe zadanie, bo jedynym „punktem” Lublina, jaki go z pewnością wyróżnia na mapie Polski i Europy jest Majdanek.
Jak i z kim to zrobić?
Dlatego pierwsze przymiarki do tego zadania były, jak to widać z perspektywy czasu, nie pozbawione dramaturgii chaosu. I były nieudane, bo prowadzone metodą prób i błędów. Chodziło w nich o wyłonienie osoby czy jakiejś struktury organizacyjnej, która miałaby zająć się przygotowaniem aplikacji, a więc z jednej strony – stworzeniem wizji i koncepcji programu Lublina jako ESK 2016, a z drugiej – wysyłaniem skoordynowanych impulsów zachęty do instytucji kultury, organizacji pozarządowych i artystów oraz zebranie w jakieś ramy setek pomysłów, jakie ci mieliby zgłosić.
Pomysł startu w konkursie ESK 2016 pojawił się w Lublinie na przełomie 2006 i 2007 roku, a stosowną uchwałę w tej sprawia Rada Miasta przyjęła 15 marca 2007 roku. Jednakże nie wypalił, z pompą ogłoszony, pomysł zaangażowania w ten proces Dariusza Jachowicza, menadżera kultury z europejskimi kontaktami, którego zatrudniono, jak się okazało – na krótko, jako dyrektora wydziału kultury (początek 2007), nic też nie wiadomo, żeby jakąś perspektywiczną rolę spełniła Karolina Rozwód, koordynatorka Roku Gombrowicza, która na zlecenie urzędu opracowała (połowa 2008 roku) swoją koncepcję założeń projektu Lublin 2016 – Europejska Stolica Kultury [2]. Na manowce zaczęły schodzić również cykliczne spotkania dyrektorów placówek kultury i artystów z urzędnikami w sprawie wypracowania koncepcji wspólnych działań. Zapewne po części dlatego, że większość uczestników tych spotkań traktowała ESK 2016 głównie jako perspektywę wielkiej rozbudowy własnej działalności programowej, odbywającej się z reguły za budżetowe, publiczne pieniądze, adresowanej de facto do określonej z góry grupy odbiorców. A to wszakże automatycznie bynajmniej wcale nie spełniało wymagań aplikacji ESK 2016, która miała pokazać europejski wymiar oraz obywatelski walor kultury miasta oraz strategię jej transformacji.
Zresztą trudno było oczekiwać innej postawy tych osób i instytucji, których zakres działalności określa statut, a które zajmują się ograniczoną, wybraną sferą kultury. Dla nich cennym było samo wyzwanie skonstruowania programu perspektywicznego dla siebie; zresztą zgłaszano ciekawe jak i kontrowersyjne projekty. Dla obserwatora zewnętrznego pouczające było poznanie dominujących w głowach dyrektorów instytucji kultury koncepcji misji i strategii rozwoju tychże instytucji.
Zaskakuje, że w tej fazie przygotowań kandydatury Lublina do konkursu ESK 2016 względnie wiodącej roli nie odegrały takie mocne instytucje jak Centrum Kultury, organizator kilku najważniejszych w Lublinie festiwali teatralnych, oraz Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, które prowadzą działalności na wielu polach kultury, animacji kultury i edukacji, mają przy tym znaczący udział w kreowaniu najnowszych tradycji kulturalnych i tożsamości miasta. Szczególnie Ośrodek w Bramie Grodzkiej ma ambicje bycia nowatorskim, generując wielu koncepcji w różnym stopniu wcielanych w życie, które z natury swej mogłyby się pojawić w owym „mapowaniu” Lublina. Czy szalę przechylił fakt, że w istocie instytucje te (jak i sporo innych) mają charakter w znacznym stopniu autorski, realizują program ich założycieli i dyrektorów, mówiąc nie do końca żartobliwie – są ich emanacją, niezależnie od tego, czy i jak zarazem są otwarte na zewnętrzne propozycje? Z pewnością tworzy to jakąś barierę wzajemnej współpracy, która zakłada trudna dla nich do przyjęcia relatywizację liderstwa. Tych kwestii nie można pominąć przy analizie instytucji kultury w mieście.
Ponadto, część instytucji, które są de facto domami kultury, a więc usługowymi instytucjami edukacji kulturalnej, pragnie też prowadzić działalność „wyższą”, stricte artystyczną, i są przekonane, że im się to udaje. Nie wnikając w wartość tej działalności, trzeba zwrócić uwagę, że struktury większości tych instytucji są etatystyczne, roszczeniowe, kosztotwórcze – i pogłębiają sztywny podział sfery kultury i jej uczestników na kreatywnych artystów i biernych odbiorców. Tymczasem, jak się wydaje, główną misją miejskich, samorządowych instytucji kultury powinna być szeroko rozumiana edukacja kulturalna i stymulowanie ekspresji kulturalnej obywateli, a dopiero w drugiej kolejności – wspieranie artystów w ich wolności twórczej i sztuki samej. Wspominam o tym dlatego, że w moim przekonaniu pewnym problemem działalności znacznej części instytucji kultury jest ich znikome uspołecznienie i izolacja obywatelska. Paradoksalnie, to instytucje kultury przyczyniają się od lat do tworzenia i pogłębiania wykluczeń w sferze kultury, lecz to temat odrębny.
Spojrzenie z zewnątrz
Najwyraźniej Włodzimierz Wysocki, wiceprezydent miasta odpowiedzialny za konkurs ESK 2016, jako inicjator tych wszystkich spotkań nie dostrzegł w żadnej instytucji kultury potencji bycia liderem projektu ESK 2016. Albo uważał, że są one zbyt skoncentrowane na własnym zakresie działalności i własnych interesach, na potwierdzaniu zasadności i dorobku istnienia, a to stworzy za głębokie bariery we współpracy z innymi instytucjami i liderami.
W tym czasie na wniosek Włodzimierza Wysockiego z myślą o staraniach o ESK 2016 powołano w strukturze Urzędu Miasta nową komórkę zajmującą się projektami kulturalnymi, której szefem został bardzo sprawny i rzeczowy Michał Karapuda – a którą niekiedy nazywano biurem ESK. Ale i tej komórce Wysocki nie powierzył roli wiodącej.
A jakie były początki w innych miastach? W Katowicach powołano Biuro ESK działające w strukturze miejskiego Centrum Kultury Katowice. We Wrocławie utworzono w strukturze urzędu Biuro Wrocław 2016. Można od razu dodać, że niezależnie, jaką wybierano koncepcję, z reguły po zakończeniu konkursu ESK twory te przekształcano w nowe miejskie instytucje kultury. I tak też stanie się w Lublinie.
Nie wnikam, czy Wysocki miał rację, i co nim samym kierowało. Relacje między instytucjami kultury a magistratem – czyli prezydentem branżowym i wydziałem kultury, to odrębna rzecz sama w sobie. Wysocki wybrnął z kryzysu przygotowań aplikacji dopiero we wrześniu 2009 roku wybierając zupełnie inne rozwiązanie. Mianowice zapraszając do Lublina ekspertów zewnętrznych, świetnych teoretyków i praktyków kultury o znakomitej orientacji w regionalnej i unijnej biurokracji kultury oraz jej procedurach konkursowych.
Krzysztof Czyżewski, szef ośrodka i fundacji w Sejnach, zaproponował dla Lublina hasło „miasto w dialogu” (które się zresztą niezbyt przyjęło). To on stworzył dość skuteczny system pracowni i myślarni, czyli struktur generowania i przemyśliwania idei i pomysłów. Działał na granicy gniazda os, jakim są instytucje kultury. Dyskutował z ich liderami, oddawał honor ich dokonaniom, moderował ich aktywność i prokonkursowe poczucie odpowiedzialności. Warto wiedzieć, że Czyżewski ma w tej materii ogromne doświadczenie, był m.in. koordynatorem europejskich projektów „Małe ojczyzny Europy Środkowo-Wschodniej” (Bruksela 1993-1994) i „Landscape X” (Sztokholm 1998), nie wspominając o projektach na Bałkanach.
Natomiast Dragan Klaic, z wykształcenia historyk i krytyk teatralny, ceniony i przenikliwy analityk kultury rangi europejskiej, pracował na rzecz konceptualnych podwalin aplikacji, czyli owego dynamicznego modelu historyczno-kulturowej tożsamości miasta. Wyraziście przedstawił swój punkt widzenia podczas sławnego, pierwszego wspólnego publicznego odczytu ekspertów w styczniu 2010 roku w Lublinie, kiedy hierarchizował atuty naszego miasta w staraniach o ESK. [3]
Klaic powiedział najpierw o lokalizacji geopolitycznej Lublina na skraju Unii Europejskiej. Podkreślał, że temat granicy i Ukrainy jest bardzo nośny i ważny w aplikacji, bo Ukraina – to bardzo czytelne hasło, zrozumiałe w Europie nawet dla tych, którzy nie wiedzą, że gdzieś jest miasto Lublin. Sąsiedztwo Ukrainy okazuje się bodaj tym wyróżnikiem lubelskim, jakim nie dysponują inne miasta startujące o tytuł ESK. Na drugim miejscu ekspert umiejscowił „podniesienie jakości zasobów akademickich”, a dopiero na trzecim – dziedzictwo kulturowe, jednak z pewnym zastrzeżeniem. Podkreślił bowiem, że dziedzictwo kulturowe powinno funkcjonować w kontekście współczesności, a nie jako przeszłość odizolowana od rozgrywających się wokół procesów. Klaic stworzył doprawdy ciekawy, perspektywiczny i czytelny obraz możliwości europejskiego „namapowania” Lublina. Z wyjątkiem motywu akademickiego, do którego bynajmniej nie był w pełni, wiem o tym, przekonany widząc, jak znikomą od lat rangę ma kulturalna aktywność tego środowiska. Dzisiaj trafność diagnoz Klaica potwierdza się chociażby w ten sposób, że najbardziej swoiste, nowatorskie i dynamiczne są te działania, które łączą kulturę lubelską ze wschodnim kierunkiem aktywności. A także fakt, że druga aplikacja, powstała chyba już bez jego udziału, jest pod tym względem słabsza, bez tego kręgosłupa, za to chyba nazbyt przepełniona wymyślnymi projektami.
Na tymże spotkaniu Krzysztof Czyżewski, niegdyś współudziałowiec teatru Gardzienice, przywołał lubelskie doświadczenia kultury alternatywnej, przede wszystkim teatru studenckiego lat 70. i 80 ubiegłego stulecia. Wskazał, że to dobry punkt odniesienia dla poszukiwań „innej kultury” – nie-scentralizowanej i nie-festiwalowej – dla której Lublin jest dobrym miejscem. Lublin – mówił wtedy Czyżewski – nie powinien bać się własnej tożsamości, lecz uczynić z niej siłę, nie ulegać magi horror loci, przekleństwu stereotypów „wschodniości” i „prowincjonalności”, niewiary, braku zaufania co do siły miejsca, w którym się jest. Powinien z tego właśnie stworzyć największy atut.
Do dzisiaj powtarza się jak mantrę, że Lublin słynie teatrami alternatywnym, jakby ten szyld na stałe przyczepił się do miasta. Tymczasem jest to stwierdzenie historyczne, stan przeszły, w miejsce którego powstaje nowa sytuacja wymagająca nowej oceny i diagnozy, nowego szyldu. Nie w teatrach, albo nie tylko w teatrach, dzisiaj buzuje lubelska kultura. Czyżewski, podkreślając znaczenie i kulturowy sens zjawiska dawnych teatrów alternatywnych, przełamującym stereotypy i generującym nowe rozumienie świata kultury i roli w nim człowieka, wskazywał, że te charakterystyczne dla Lublina tradycje dopominają się współcześnie nowej kontynuacji.
Obok Klaicia i Czyżewskiego miastu doradzała także Rose Fenton, znawczyni współczesnej kultury i praktyki teatralnej Europy, a gośćmi specjalnych, tyle konsultacyjnych co prestiżowych spotkań byli między inni tak ważni ludzie Europy kulturalnej jak John Tusa, wieloletni szef Centrum Barbican w Londynie i BBC World Service.
Sto kwiatów
Proces starań Lublina o tytuł ESK 2016 sprzężony był – i wzajemnie się stymulował – z procesem wychodzenia kultury lubelskiej z głębokiej zapaści finansowo-programowej. Wiele inicjatyw, jak część festiwali, nie mogło się rozwinąć, inne nie wychodziły poza stadium larwalne, bo napotykały na bariery nie do przeskoczenia, a aktywność organizacji pozarządowych nie robiła na decydentach żadnego wrażenia.
Zmiany, jakie nastąpiły w ciągu kilku lat znakomicie ilustrują proste statystyki. Wydatki na kulturę (i tzw. dziedzictwo narodowe, także nakłady inwestycyjne) w budżecie Lublina w 2007 roku wynosiły 21,3 mln złotych, w 2009 roku wzrosły do 45,2 mln złotych. Budżet dla samych miejskich instytucji kultury wzrósł od 16,9 mln w 2007 roku, do 25,2 mln zł w 2009 roku. [4]
Dotacje dla ngo-sów w 2007 roku wynosiły 0,6 mln, w 2009 roku – 1,9 mln złotych. Stworzono system konkursów na projekty, w których ngo-sy zgłaszają co roku minimum 200 projektów, oczekując dotacji sięgających 5 mln złotych. Ta pozainstytucjonalna aktywność owocuje setkami wydarzeń różnej skali, budujących mikro i makro florę i faunę kultury. Rozwinęła się powstała w 2006 roku Tektura, rodzaj lubelskiego squatu.
Po raz pierwszy od lat zaczął się ruch w inwestycjach kulturalnych. Przełamano złą passę Teatru Starego – i jest już po jego remoncie z udziałem unijnych pieniędzy; właśnie powstała tu nowa instytucja kultury, jak się na razie wydaje, niezwykle tradycyjna. Rozpoczęto remont zespołu poklasztornego zajmowanego przez Centrum Kultury. Ośrodek w Bramie Grodzkiej zaadaptował pomieszczenia starej drukarni przy ul. Żmigród, zmieniając je w nowoczesną, muzealno-edukacyjną Izbę Drukarstwa i Dom Wolnego Słowa. Trzeba też dodać, że po kilkudziesięciu latach sporów uporządkowano lokalową sytuację OPT Gardzienice, który dostał środki unijne na remont swej siedziby. Postanowiono skończyć budowę Teatru w Budowie, wielkiego postsocjalistycznego obiektu zmieniając go w Centrum Spotkania Kultur.
W październiku 2008 powołano Ośrodek Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych Rozdroża, wyrosły z wieloletniej działalności Fundacji Muzyka Kresów. Rozdroża jako nowa miejska instytucja kultury wprowadziły do kalendarza imprez dwa znaczące festiwale: Tradycji i Awangardy Muzycznej Kody oraz festiwal sztuki w przestrzeni miasta Open City/Otwarte Miast.
Doszło do transformacji w Centrum Kultury, gdzie „osiedlono” nowych reżyserów, Pawła Passiniego i Łukasza Witt-Michałowskiego. Lubelska Zachęta dzięki staraniom wiceprezydenta Wysockiego w połowie 2010 otrzymała galerię w Centrum Handlowym Plaza. Lublin chce być aktywny także w prezentacji Nowego Cyrku oraz sztuki ulicy. Stworzono bardzo dobry portal informacji kulturalnej (dawniej: www.lublin2016, teraz: www.kultura.lublin.eu), który wylicza niemal 60 różnej rangi cyklicznych, głównie festiwalowych kulturalnych wydarzeń w Lublinie, rejestrując setki innych.
Wyliczać można długo. Co dla nas ważne w kontekście ESK, wydzielono z Centrum Kultury filię o nazwie Warsztaty Kultury, przekazując jej ogromny obiekt postindustrialny – co samo w sobie było nowością. Ale o Warsztatach za chwilę.
Zatem, zaczął się doprawdy poważny ruch w kulturze. Z jednej strony, ruch ten ukazywał nie byle jaki potencjał rozwojowy środowisk (zarazem wprowadzał na arenę nowe pokolenie artystów i animatorów), z drugiej przekonywał decydentów politycznych, że kultura może być ważnym narzędziem zmian społecznych, z trzeciej – zainicjował nowe mechanizmy konkurencji między instytucjami i liderami.
Pomysł kandydowania w konkursie ESK 2016 był więc niejako wpisany w tę erupcję kultury. Warto myśleć o tych pozytywnych przemianach także w ten sposób, że czynnikiem je wspierającym były właśnie starania o tytuł ESK 2016. Wtedy dojrzymy w dzisiejszy stanie posiadania kultury lubelskiej jedno z najważniejszych, perspektywicznych osiągnięć naszego udziału w konkursie ESK.
Beneficjent czyli Warsztaty Kultury
Eksperci ESK, szczególnie Krzysztof Czyżewski, musieli mieć w Lublinie (skoro nie powołano instytucji ESK) grupę oddanych pomocników – partnerów. Znaleźli osoby, które się z nimi identyfikowały, grupę młodych animatorów i menadżerów kultury pracujących przede wszystkim w Centrum Kultury i w Chatce Żaka, niezadowolonych z zasad ich funkcjonowania i programu, a nie znajdujących dla siebie miejsca w branżowych instytucjach artystyczno-kulturalnych. Co ciekawe, są z jednego pokolenia i większość z nich nie pochodzi z Lublina, trafili tu w czasie studiów lub z innych powodów. I to oni dali Lublinowi najważniejszy impuls kulturalny ostatnich lat. Ich nacisk, aktywność i wyrazistość sprawiła, że powołano filię Centrum Kultury pod nazwą Warsztaty Kultury – a te po konkursie ESK uzyskały status samodzielnej instytucji kultury. Tworzyli rozbudowany zespół, ale jego przywódcą i symbolem pozostawał i pozostaje Rafał Koziński.
Trafili na sprzyjające warunki, kiedy po latach stagnacji drgnął miejski budżet kultury. Z ich inicjatywy zrodziły się dwie wielkie masowe imprezy, które również promują kulturę wyższej próby – Noc Kultury i Jarmark Jagielloński. To przedsięwzięcia odmienne od dotychczasowych lubelskich imprez festiwalowych, dlatego radykalnie przewartościowały ich ranking. I co ciekawe, wywołały debatę o relacjach i potrzebach kreowania i popularyzacji kultury wysokiej i niskiej. Wprawdzie na przykład ośrodek w Bramie Grodzkiej już przed laty organizował spore plenerowe wydarzenia na Starym Mieście, jednakże dopiero czerwcowa Noc Kultury po raz pierwszy zorganizowana w 2007 roku okazała się strzałem w dziesiątkę oczekiwań mieszkańców. Takiej frekwencji nie miał i nie ma nikt, i nikt nie ma tak zróżnicowanej oferty kulturalnej jak Noc Kultury, skoro potrafi wykorzystać potencję wielu instytucji, środowisk i artystów. I to te dwie wielkie imprezy stały się nowymi nośnikami idei uczestnictwa Lublina w konkursie ESK 2016.
Warsztaty Kultury w chwili swego powstania jako filii CK nie miały programu typowego dla instytucji autorskiej, były więc najbardziej otwarte, gotowe na zmiany i na oferty. Nie musiały zmieniać oblicza, bo je dopiero budowały, a liderzy nie ryzykowali utratą dorobku. I to Warsztaty Kultury stały się bezpośrednimi beneficjentami konkursu ESK 2016. Przede wszystkim dlatego, że postawiły na „kierunek wschodni” współpracy i wymiany kulturalnej, doprowadziły do stworzenia wizji Partnerstwa Wschodniego jako partnerstwa kultury, osadzając to partnerstwo nie na poziomie politycznym, lecz konkretnych działań, instytucji i osób. Precedensowym przedsięwzięciem było wciągnięcie do współpracy bardzo różnorodnych środowisk Lwowa, które dzięki temu przygotowały swoje pomysły dla ESK 2016 (tego rodzaju współpraca dopomina się jakieś instytucjonalności – i to jest jedno z wyzwań po ESK). Późniejsze zorganizowanie w Lublinie Kongresu Kultury Partnerstwa Wschodniego było wielkim sukcesem tej linii programowej Warsztatów Kultury. Ta linia działania wymaga stałego zrozumienia i wsparcia, udowadniania, że dzięki niej Lublin rośnie na mapie Polski i Europy, przekracza własne granice.
Nic więc również dziwnego, że to Warsztaty najbardziej atakują ministra o dodatkowe pieniądze, jak ostatnio o środki na Noc Kultury. I nic dziwnego, że to Warsztaty ze względów na swą mobilność mogą być wiodąca instytucją obchodów roku 2017.
Nie znaczy jednak, że ekipie z Warsztatów, stojącej za Czyżewskim i aplikacjami konkursowymi, udało się przełamać konflikty i konflikciki instytucjonalne i pokoleniowe instytucji kultury i ich liderów. Zostały one załagodzone dla dobra sprawy, ale – twierdzą niektórzy – na szczęście trwają nadal, bo są jedną z sił napędowych rozwoju kultury. Ich przejawem była jednak wypowiedź Janusza Opryńskiego, dyrektora programowego Centrum Kultury i dyrektora Konfrontacji Teatralnych, kiedy w grudniu 2010 skomentował naciski na ministra kultury o przyznanie Lublinowi dodatkowych pieniędzy za dobry udział w konkursie ESK 2016. Opryński, którego instytucja i tak ma duży dorobek i perspektywy działania, zaatakował Warsztaty Kultury i żalił się publicznie, że kultura w Lublinie dostała się w ręce animatorów, „jednego z ADHD i jednego z północy”[5] (atakując pod postacią dość czytelnej w lokalnym środowisku aluzji współtwórców programu ESK Rafała Kozińskiego i Krzysztofa Czyżewskiego ). Nie jest to prawdą, że dzięki ESK animatorzy wygryźli artystów, lecz jest to temat na odrębną dyskusję.
Beneficjent czyli my
To wszystko dopiero zaledwie zbliża nas do poważniejszej dyskusji na temat udziału Lublina w konkursie ESK 2016 – i co po ESK? „Res Publika” postawiła kiedyś obserwatorom i uczestnikom życia kulturalnego w Lublinie banalnie proste pytanie: czy aplikacja konkursowe jest kresem czy początkiem? Ja odpowiedziałem: istnieje obawa a nawet groźba, że będzie końcem, ale równocześnie pojawia się nadzieja i szansa, że może być początkiem dyskusji.
Każdy wie, że koncepcje zaproponowane w aplikacjach konkursowych to nie jedyne wizje i projekty, jakie można z Lublinem utożsamiać, i przez jakie można kreować przyszłość kulturową Lublina. Nikt nie wyklucza alternatywnych punktów widzenia. Najważniejsze, że stworzono taką wizję, mniej lub bardziej konsekwentną, spójną i realistyczną.
Dlatego w istocie beneficjentem tego konkursu są twórcy kultury jak i jej odbiorcy, obywatele miasta – i o tym się często zapomina. Najcenniejszym efektem konkursu było ruszenie bryły z posad świata – uruchomienie procesu analizy status quo, zapoczątkowanie przemian w instytucjach kultury i ich relacji do środowiska zewnętrznego. Jakże nośne stało się hasło, że kultura może być znakomitym nośnikiem i kreatorem tożsamości miasta. Fenomenem było wielkie wsparcie mediów, a także bezkonfliktowa współpraca prezydenta miasta i marszałka. Można wyliczać wiele plusów, dających miastu nadzieję na nowe otwarcie w dziedzinie kultury.
Jednakże wcale niemała jest lista zagrożeń, przede wszystkim – jest nią niezależna od sytuacji lokalnej recesja finansowa, która zdławi impulsy rozwojowe. Nie sądzę też, aby okres przygotowań do startu w konkursie wpłynął na jakość zarządzania kulturą w mieście. Wciąż nie przedyskutowano – i nie ma odważnego, który by się tego podjął – struktur instytucji miejskich kultury, ich obowiązków w odniesieniu do edukacji i animacji oraz tworzenia kultury wysokiej i popularnej, ich relacji obywatelskich i otwartości, przejrzystości merytorycznej itd. Dajcie mi budżet, a stworzę wam kulturę i sztukę – to rodzaj stałego motta wielu instytucji. Mają one tę cudowną zdolność do tworzenia projektów, które realizują znakomicie, dobierając sobie do nich publiczność, co jednak często niewiele ma wspólnego z prawdziwymi oczekiwaniami obywateli. Zamiast edukować te oczekiwania, lubią projekty niszowe, artystowskie, nie poddające się ocenie oraz kontroli. Tymczasem uspołecznienie kultury w osiedlach, w sypialniach, i wobec grup marginalizowanych lub marginalizujących się, przede wszystkim młodzieży i ludzi starszych – jest wciąż nie tylko w Lublinie wyzwaniem. Ogólny efekt jest taki, że ani nie mogą rozwinąć się wielkie przedsięwzięcia festiwalowe, ani powszechne projekty edukacyjne.
Zagrożeń jest wiele. Z początkiem 2011 miejskie instytucje kultury miały 365 etatów, teraz mają więcej. Trzeba obronić ten stan posiadania, a dzieje się to zawsze kosztem programu.
A kultura pozainstytucjonalna, czy już nie odczuwa kryzysu? W ramach konkursu ESK kilka razy wzywano ngo-sy do generowania projektów. Tymczasem pula 1,8 mln złotych przeznaczona na coroczne miejskie konkursy dla ngo-sów nie wzrasta, a to i tak zaledwie niewielki procent miejskiego budżetu kultury.
Zakończyć wypada refleksją prostą i poniekąd banalną: konkurs ESK pokazał, że to dopiero początek drogi, ale też, że jak chcemy, zobaczymy umykające światełko w tunelu.
Grzegorz Józefczuk
.
[1] /http://www.instytut.com.pl/IMM/o_firmie/ESK_2016_raport_final_konkursu_IMM.pdf
[2] O tym okresie więcej: Grzegorz Józefczuk, Wykład o ESK. Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy, Gazeta Wyborcza Lublin, 28.01.2010. http://lublin.gazeta.pl/lublin/2029020,69005,7501733.html
Najbogatszy serwis informacyjny o staraniach Lublina o tytuł ESK 2016 w „Archiwum Lublin ESK 2016”: www.kultura.lublin.pl – http://kultura.lublin.eu/wiadomosci,5.html?locale=pl_PL
[3] Grzegorz Józefczuk: Dyskusja o ESK. Dla Lublina szansa czy konieczność, Gazeta Wyborcza Lublin, 30.01.2010.
[4] M.in. Grzegorz Józefczuk, Kryzysowy budżet kultury. Co ze staraniami o ESK 2016, Gazeta Wyborcza Lublin 20.11.2009,
Grzegorz Józefczuk, Kultura 2010, czyli sukces, który spędza sen z powiek, Gazeta Wyborcza Lublin 02.01.2011
[5] http://lublin.gazeta.pl/lublin/2029020,48724,10888647.html