Cohousing – wiele pomysłów pod jednym dachem
Odpowiedzią na ludzką potrzebę życia w grupie było pojawienie się w Danii w latach 80. XX wieku zintegrowanych wspólnot sąsiedzkich zwanych cohousingami. Ten nowy-stary (bo nawiązujący do charakteru życia człowieka w czasach pierwotnych) ruch rozwija się dziś z powodzeniem na całym świecie.
Mówi się, że żyjemy w globalnej wiosce, w której szybki przepływ informacji za pomocą nowoczesnych technologii gwarantuje łatwość nawiązywania kontaktów. Jednak sama świadomość obecnych możliwości nie gwarantuje pełnego ich wykorzystania, a tym bardziej nie wpływa na jakościowy charakter rodzących się interakcji – przeciwnie: często okazują się one przelotne i powierzchowne. Współcześnie ludzie czują się co raz bardziej oddaleni od siebie. Szukają więc identyfikacji z wybranymi subiektywnie środowiskami, stowarzyszeniami czy osobami o podobnych zainteresowaniach. Rodzi się tęsknota za przynależnością do grupy ludzi, z którymi podziela się ogólne pragnienie stworzenia bezpiecznego i zintegrowanego społeczeństwa, grupy ludzi od których może zarówno uczyć się nowych rzeczy jak i dzielić swoje zainteresowania. Takie pragnienie wydaje się być czymś absolutnie naturalnym dla większości z nas, zważywszy na to, że od zawsze człowiek był istotą społeczną, żyjącą w różnego rodzaju klanach, plemionach i innych temu podobnych wspólnotach. Odpowiedzią na tę potrzebę było pojawienie się w Danii w latach 80. XX wieku zintegrowanych wspólnot sąsiedzkich zwanych cohousingami. Ten nowy-stary (bo nawiązujący do charakteru życia człowieka w czasach pierwotnych) ruch rozwija się dziś z powodzeniem na całym świecie.
Cohousing to nic innego jak zintegrowane sąsiedztwo. Wspólnota mieszkańców, którzy w imię tworzenia bezpiecznej przestrzeni mieszkalnej dla siebie i swoich najbliższych decydują się zamienić duże mieszkania i domy z wysokimi ogrodzeniami na nieco mniejsze, ale za to znajdujące się na wspólnym terenie. Cohousing polega na konsekwentnej integracji z sąsiadami: współtworzeniu projektów czy korzystaniu z tzw. części wspólnych sprzyjających rekreacji, organizacji imprez i rozwijaniu hobby.
Sięgając nieco do historii zjawiska1, należy zwrócić uwagę na rok 1964, kiedy po raz pierwszy pojawił się pomysł zbudowania nowego typu osiedla. Wówczas to grupa przyjaciół, zebrana w domu duńskiego architekta Jana Gudmand-Høyer’a rozpoczęła dyskusję nad poszukiwaniem alternatywnej formy budowy osiedli mieszkaniowych przyjaznych dla środowiska, a przede wszystkim zapewniających przyjazne warunki wychowania ich dzieciom. Jedną z głównych inspiracji była dla nich Utopia Thomasa Moore’a z 1516. Życie mieszkańców tytułowej wyspy opierało się na współpracy. Żyli w ogromnych domach, z których każdy przeznaczony był dla 30 rodzin. Lokatorzy organizowali wspólne posiłki, dzielili się codziennymi obowiązkami i tworzyli idealnie zorganizowaną, zharmonizowaną i funkcjonalną wspólnotę. Wielomiesięczne dyskusje grupy przyjaciół duńskiego architekta, doprowadziły do utworzenia wstępnej wizji planowanego osiedla. Według pierwotnych planów domy powinno być rozmieszczone na stosunkowo niewielkim terenie, dzięki czemu mieszkańcy będą zmuszeni do częstych interakcji. Szczególnie rewolucyjnym rozwiązaniem był pomysł, aby sam proces planowania i późniejszej zabudowy odbywał się z udziałem właścicieli i przyszłych mieszkańców osiedla. I tak pod koniec 1964 roku projekt nowej zabudowy pierwszego Cohousingu był gotowy. Po zakupieniu parceli rozpoczęła się budowa osiedla 12 domów jednorodzinnych rozmieszczonych wokół tzw. Domu Wspólnego (budynku, w którym znajdują się pomieszczenia dostępne dla wszystkich mieszkańców cohousingu, jak np. kuchnia czy jadalnia) oraz basenu. Nowe osiedle miało powstać na obrzeżach Kopenhagi pod nazwą Hareskov.
Droga do sukcesu była jednak daleka. Chociaż w informacji zamieszczonej dla lokalnej społeczności, w obrębie której miał zostać zrealizowanych projekt, nie pojawiło się słowo „kolektyw” ani „komuna” (aby nie odstraszać przyszłych sąsiadów), nowatorski pomysł nie spotkał się z przychylnym odbiorem, pomimo wsparcia lokalnych władz administracyjnych. Po pierwszym niepowodzeniu wiele rodzin, które do tej pory uczestniczyły w projekcie, zrezygnowało z kontynuowania pracy nad budową „osiedla przyszłości.” A sam Gudmand-Høyer ponowił próbę wzbudzenia zainteresowania pomysłem u szerszego grona, pisząc artykuł pod tytułem Brakujące ogniwo pomiędzy utopią a przestarzałym domem jednorodzinnym (The Missing Link Between Utopia and the Dated One-Family House), w którym dokładnie opisał pomysł planowanego przez siebie alternatywnego osiedla mieszkaniowego. Artykuł ukazał się w 1968 roku i wzbudził ogromne zainteresowanie wśród czytelników. Sam autor otrzymał blisko sto listów i telefonów od ludzi zdecydowanych na wzięcie udziału w podobnych do opisanego przez niego przedsięwzięciach. W ten sposób zawiązały się na nowo kolejne cztery grupy przyszłych Cohouserów.
W 1968 roku Gudmand-Høyer wraz z kilkoma rodzinami, które pozostały wierne pierwszemu projektowi – Horeskov – oraz nowymi, zainspirowanymi przez wzmianki w prasie, podjęli nową próbę urzeczywistnienia swojej wizji. Dwie niezależne grupy znalazły nadające się do tego celu parcele: (jedną w wiosce Jonstrup, niedaleko Kopenhagi, drugą w miasteczku Hillerød) i zapoczątkowały pracę nad dwoma Cohousingami – Skraplanet (Jonstrup) oraz Seattedammen (Hillerød). Członkowie każdej z grup spotykali się przez szereg miesięcy na obradach, oba zespoły na bieżąco dzieliły się ze sobą swoimi pomysłami i obawami. Długa droga administracyjna oraz wzrost kosztów budowy jednego z osiedli, co ostatecznie zmusiło przyszłych jego mieszkańców do uproszczenia planów, nie zniechęciły jednak pierwszych w historii Cohouserów, którzy wreszcie przed końcem 1973 roku wprowadzili się do nowych domów. Od tamtego czasu idea budowania zintegrowanych osiedli mieszkaniowych rozpowszechniła się praktycznie na całym świecie.
Historia budowy każdej pojedynczej wspólnoty jest inna, jak inni są ludzie, którzy w niej mieszkają. Istnieją jednak pewne ogólne zasady obejmujące proces inicjowania, projektowania, budowy i mieszkania w tego typu miejscach, które decydują o szczególności tych projektów. Początek każdego z nich rodzi się w głowach jego przyszłych mieszkańców, ale do osiągnięcia całkowitego sukcesu prowadzi długa droga. Dlatego też tego rodzaju przedsięwzięcia od samego początku wymagają otwartości i wzajemnego zrozumienia wśród przyszłych mieszkańców – przy jednoczesnym zdecydowaniu i umiejętnej artykulacji własnych obaw i potrzeb. Ma to bezpośredni wpływ na pozyskiwanie zdolności dochodzenia do kompromisów. Wspólnota buduje się bowiem od pierwszego spotkania jej przyszłych mieszkańców.
Pionierzy cohousingu w Stanach Zjednoczonych – wspomniane małżeństwo architektów Charles Durrett i Kathryn McCamant – w swojej książce wyliczają podstawowe wyznaczniki, konstytuujące wspólnotę jako Cohousing. Są to kolejno:
– partycypacja przyszłych mieszkańców w procesie budowy i projektowania osiedla (lub wspólny podział posiadanego budynku, aby wytyczyć sferę publiczną i prywatną);
– intencjonalnie zaprojektowana przestrzeń mieszkalna, ułatwiająca interakcje mieszkańców;
– wspólne dobra zastane (przestrzeń, czasem budynki) i nabyte, najczęściej znajdujące się w tak zwanym Domu Wspólnym;
– wspólne zarządzanie posiadłością i brak hierarchiczności w grupie;
– zachowanie odrębności finansowej każdego z mieszkańców.
Okres poprzedzający wybranie konkretnego miejsca do budowy osiedla lub budynku, w którym zamieszka wspólnota, jest niezwykle ważny z punktu widzenia zapoznawania się nie tylko z realiami życia w grupie. To czas na określenie własnych celów i aspiracji, jak również przedyskutowanie ich na szerszym forum. Każdy z przyszłych mieszkańców ma wtedy okazję przekonać się, czy podjęta przez niego decyzja o wzięciu udziału w projekcie w pełni odpowiada jego indywidualnym potrzebom i przekonaniom. Żeby ułatwić sposób administrowania tego rodzaju projektów, każda grupa, która podejmuje decyzję o założeniu wspólnoty musi wybrać odpowiedni sposób jej zarejestrowania. To zapewnia każdej wspólnocie nie tylko stabilną sytuację prawną w przypadku wewnętrznych konfliktów i perturbacji, ale również nadaje jej społeczną wiarygodność.
Przestrzeń każdego osiedla, lub samego budynku i przynależnego mu terenu jest odpowiednio zaprojektowana w celu wzbudzania jak największej liczby kontaktów pomiędzy jego mieszkańcami. Jeżeli grupa decyduje się na zakup gotowego budynku, wówczas w zależności od jego architektury wprowadza się odpowiednie rozwiązania pomagające w rozgraniczeniu sfer prywatnej i publicznej. Pomaga to w zapewnieniu poczucia intymności każdemu z mieszkańców, przy jednoczesnym zintensyfikowaniu kontaktów wewnątrzgrupowych w przestrzeni publicznej. Głównym celem wstąpienia do wspólnoty, jaki deklaruje każdy z jej członków, jest zwiększenie kontaktów pomiędzy sąsiadami, a przez to zbudowanie atmosfery poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Jeżeli wspólnota zajmuje osiedle domów jednorodzinnych, wówczas są one rozmieszczone na niewielkim terenie, zwrócone wejściami do siebie i ustawione wzdłuż pojedynczej uliczki przebiegającej przez środek osiedla lub wokół centralnego placu. Czasem, w przypadku większych osiedli, domy budowane są wzdłuż dwóch lub większej ilości uliczek, dochodzących do centralnego punktu, w którym stoi Dom Wspólny (common house).
W literaturze dotyczącej Cohousingów i ich intencjonalnego planowania, wiele miejsca poświęca się łatwości przechodzenia ze strefy prywatnej własnego domu w przestrzeń, w której toczy się życie grupowe. Jest to o tyle istotne, iż płynność przenikania się tych dwóch stref, a przy tym zachowanie odpowiedniej im hierarchii, pozawala na odpowiednie określenie relacji jednostki w stosunku do grupy oraz grupy w stosunku do społeczności lokalnej.
Centrum osiedla wspólnotowego stanowi Dom Wspólny, bądź – w przypadku pojedynczego budynku – pomieszczenia przeznaczone do wspólnego użytkowania: warsztaty oraz pomieszczenia rekreacyjne i gospodarcze. Prowadzone tam działania – wypracowane przez grupę rytuały i spotkania – mają na celu integrowanie mieszkańców i wytwarzanie kultury grupowej. Głównym pomieszczeniem w każdym Domu Wspólnym jest kuchnia połączona z obszerną jadalnią, w której mieszkańcy spotykają się na posiłkach. W Cohousingach mieszkańcy spotykają się na kolacjach najczęściej od trzech do pięciu razy w tygodniu. Wspólna organizacja posiłków niesie ze sobą wiele korzyści. Oprócz funkcji integracyjnej ma też wymiar bardzo praktyczny: stanowi wygodne rozwiązanie dla ludzi, którzy nie mają czasu regularnie gotować. Zgodnie z przyjętym systemem każda osoba zdecydowana uczestniczyć w tym niezwykle ważnym aspekcie życia grupowego w zamian za przygotowanie posiłku raz lub dwa w miesiącu może uczestniczyć w posiłkach przez pozostałe dni. To także świetna okazja do spróbowania czegoś nowego zaproponowanego przez autorów pozostałych obiadów.
Oprócz kuchni i jadalni w Domu Wspólnym zazwyczaj znajduje się pokój dzienny, w którym odbywają się spotkania mieszkańców (niezbędne w procesie samodzielnego zarządzania) oraz spontanicznie tworzone kółka dyskusyjne lub warsztaty hobbystyczne. Ponadto w tej części osiedla czy też domu można znaleźć takie pomieszczenia jak: biblioteka, świetlica dla dzieci, pralnia, suszarnia, warsztaty oraz pokoje gościnne. Udostępnianie przestrzeni wspólnych spełnia także funkcje czysto ekonomiczne i ekologiczne. Wspólna biblioteka pozwala nie tylko stworzyć przestrzeń sprzyjającą inspirującym dyskusjom, lecz również zaoszczędzić miejsce w prywatnym mieszkaniu; podobnie jak dostępna dla wszystkich mieszkańców pralnia wyposażona w trzy-cztery maszyny wysokiej jakości lub profesjonalny warsztat narzędziowy. Każdy Dom Wspólny jest inny i odzwierciedla charakter i wspólną wizję życia grupy, która zamieszkuje go i prowadzi.
Decyzje odnośnie życia wspólnotowego podejmuje się podczas spotkań na forum wszystkich mieszkańców. Odbywają się one raz lub dwa w miesiącu. Za każdy z aspektów życia w grupie i samodzielnego zarządzania posiadłością (przykładowo: konserwacja budynków, konserwacja zieleni, wspólne posiłki, opieka nad dziećmi etc.) odpowiadają poszczególne komisje lub, w przypadku drobniejszych spraw, poszczególne osoby. W czasie spotkań przedkłada się sprawozdania z działań podejmowanych przez komisje oraz proponuje nowe projekty. Wszystkie decyzje zapadają przez uchwalenie konsensusu – niekwestionowanej zgody każdego, pojedynczego członka społeczności. Niekiedy nowe projekty wymagają długotrwałych dyskusji oraz wielokrotnych poprawek i odwołań zanim ostatecznie zostaną zaakceptowane przez wszystkich. Jednak taki sposób podejmowania decyzji gwarantuje poczucie poszanowania zdania każdego z mieszkańców.
Brak hierarchicznej struktury sprawia, że każdy z członków wspólnoty w równym stopniu zobowiązany jest podejmować odpowiedzialność za posiadane dobro wspólne i w równym stopniu angażować się w życie grupy. Uczestnicząc w różnego rodzaju projektach mieszkańcy nie tylko dzielą między sobą codzienne obowiązki, ale także przejawiają inicjatywę w organizowaniu wydarzeń scalających grupę. W ten sposób wypracowują swoje własne obyczaje budujące wewnętrzną spójność.
Do wspólnoty może przystąpić każdy, kto odczuwa taką potrzebę. Ważne są jednak cechy charakteru i predyspozycje związane z osobistym temperamentem. Osoba ta powinna umieć łatwo dostosować się do potrzeb innych i znajdować przyjemność w bezinteresownej pracy na rzecz dobra wspólnego. Zanim dojdzie do włączenia jej na stałe w poczet mieszkańców (w sytuacji, gdy do dyspozycji jest wolne mieszkanie), musi przejść procedurę, która pomoże jej podjąć świadomą decyzję, co do wyboru cohousingu jako przestrzeni do życia. Jednocześnie obecni mieszkańcy mają okazję zorientować się, czy zainteresowany ma rzeczywiste szanse na odnalezienie swojego miejsca w zastanej społeczności, która dawno wypracowała własne reguły.
Mieszkanie w cohousingu jest świetną okazją do zetknięcia się z wieloma osobami o zbliżonych potrzebach, jednocześnie niezwykle inspirującymi i różniącymi się w swoich działaniach. Dla wielu rodziców głównym argumentem przemawiającym za mieszkaniem w takich grupach jest możliwość stworzenia bezpiecznego środowiska rozwoju dla swoich dzieci. Wpływa na nie także multigeneracyjny charakter Cohousingu (chyba, że mamy do czynienia z cohousingiem senioralnym, w którym zamieszkują wyłącznie osoby zawężonej kategorii wiekowej.)
Zintegrowane sąsiedztwa to także okazja dla ludzi samotnych lub bezdzietnych małżeństw, aby wejść na chwilę w rolę opiekunów dziećmi mieszkających w grupie, tym samym odciążają nieco rodziców w pełnieniu ich codziennych obowiązków.
Wbrew pozorom mieszkańcy cohousingów nie ograniczają się w swoim zaangażowaniu społecznym wyłącznie do grupy, z którą mieszkają. Niemal każdy, z kim się zetknęłam, odwiedzając cohousingi w USA oraz Szwecji, oprócz wspólnoty, w której mieszka, angażuje się także w inne działania wolontariackie. Najczęściej wybór pada na dobrowolne stowarzyszenia związane z rozwijaniem prywatnych zainteresowań, organizacje pomocy społecznej, samorządy lokalne oraz (w przypadku rodziców) rady szkoły i komitety rodzicielskie. Wspólnota, którą tworzą wokół własnego miejsca zamieszkania, to tylko jedna z kilku działalności, w które się angażują, a samo życie w grupie i aktywności w jej obrębie traktują jako coś całkowicie naturalnego.
Mieszkanie we wspólnocie sąsiadów wymusza codzienne kontakty, a wspólnie pojmowany cel w postaci budowania trwałych relacji sąsiedzkich, pomaga w dbaniu o jakościowy wymiar tych kontaktów. Nawet jeśli czasem życie w grupie wymaga sporego zaangażowania, poświęcenia czasu oraz pracy nad samym sobą, obecność innych ludzi jest ogromną nagrodą, której nie da się przełożyć na żadną skalę ocen. Mieszkańcy cohousingów przede wszystkim zyskują grono bliskich im osób i tym samym ogromne źródło wsparcia, a co za tym idzie poczucie bezpieczeństwa, że w różnych momentach swojego życia nie zostają sami.
Ilość pracy, jakiej wymaga życie we wspólnocie sprawia, że nie każdy jest gotowy na tego rodzaju eksperyment. Moi rozmówcy niekiedy powoływali się na osobiste historie, w których do grup przystępowały osoby nie do końca świadome swoich wyborów, konsekwencją była szybka wyprowadzka. Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku małżeństw, które decydowały się zamieszkać we wspólnocie, pomimo że nie była to całkowicie świadoma i dobrowolna decyzja wypływająca z zainteresowań i pragnień obu stron. Czasem taką drogę obierano, kiedy związek przechodził kryzys, z nadzieją, że życie w grupie pomoże rozładować wewnętrzne napięcie. Nigdy jednak nie doprowadziło to do spodziewanych efektów, przeciwnie – kończyło się rozstaniem partnerów.
Życie w nowego rodzaju wspólnotach, daje poczucie nieustającego wsparcia i przynależności do miejsca, z którym wiąże się swoje nadzieje i radości. Wkład pracy, jaki wnosi się w życie grupowe, równoważą niewymierne korzyści pod postacią codziennych spotkań z ludźmi, którzy stają się coraz bliżsi i zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Pogłębianie zrodzonych więzi sąsiedzkich pozwala doświadczyć większej autentyczności życia na co dzień, a podejmowane kroki poczuć, że uczestniczy się w budowaniu społeczeństwa lepszego jutra.
Anna Wolska
___________________________________
1 Świetnie opisanej w książce mianowanej „biblią cohousingu” autorstwa małżeństwa amerykańskich architektów: McCamant Kathryn, Charles Durrett, ‘Cohousing. A Contemporary Approach to Housing Ourselves’ (Second Edition), Ten Speed Press, Berkley, CA 1994.