Strona główna/Do czego Europie potrzebny artysta ze Wschodu

Do czego Europie potrzebny artysta ze Wschodu

Zofia Bluszcz: Łado, opowiedz, proszę, o swoim udziale w projekcie Zielony Jazdów.

Łada Nakoneczna: Wydarzenia kulturalne, które odbywały się latem w CSW Zamek Ujazdowski, poświęcono ekologii. Tak więc Zielony Jazdów – festiwal zorganizowany przez Zamek Ujazdowski i rezydencję A-I-R Laboratory – jest zorientowany na ekologię. Ośrodkiem festiwalu Zielony Jazdów został pawilon Rirkrita Tiravaniji. Znajduje się w nim kawiarnia, a wokół rozmieszczone są stoliki i leżaki, między drzewami zaś powieszono hamaki.

Mój performance, polegający na samotnym wypiciu butelki wódki w parku nieopodal pawilonu Rirkrita Tiravaniji, był odpowiedzią na to, co się w pawilonie działo. Miał on być miejscem akumulacji rozmów i kontaktów oraz wzajemnej ich wymiany. W tekście na temat projektu Rirkrit Tiravanija pisze, że w naszych czasach ważna jest interakcja i możliwe, że jest to droga do spotkania się różnicy, niepodobieństwa i nawiązania porozumienia. Swoim przedsięwzięciem chciałam jednak pokazać, że nie ma żadnej komunikacji. Przeciwnie – jest to święto podobieństw (jednakowości). Pawilon stał się przestrzenią odpoczynku i rozrywki. Ale zabrakło w nim dyskusji politycznych – dyskusji o różnicach. Nie odbywały się one dlatego, że na wyznaczone przez pawilon pole nie wkraczają „inni”.

Dlaczego uważasz, że było to święto jednakowości?

W tym samym czasie na terenie Zamku Ujazdowskiego prowadzono prace budowlane. Jedna brygada składała się z robotników z Ukrainy, druga z Polaków. Polska brygada miała czajnik elektryczny w miejscu pracy. A robotnicy ukraińscy musieli iść do jakiejś komórki, gdzie jedli przyniesiony ze sobą obiad. W przerwie nie chodzili do pawilonu, żeby wypić herbatę i odpocząć. Myślę, że nawet nie z powodu wysokiej ceny herbaty, ale dlatego że pawilon nie był zorientowany na różnych ludzi. „Oni” nie zostali zaproszeni i nawet nie przypuszczano, że się tam pojawią. Już sam wygląd pawilonu nie miał „formy otwartej”, która mogłaby przyciągnąć „innych”. Robotnicy nie wpisywali się w to nawet estetycznie. Jedynie nocą „inni” ludzie wykorzystują hamaki – ci inni, którzy nie mają dokąd pójść i gdzie spać. Każde pojednanie ma też zatem drugie oblicze – wykluczenie.

Można się koncentrować na pozytywnych komunikatach: powinniśmy się dobrze odżywiać, dbać o środowisko, rozmawiać z sąsiadami, rozwijać infrastrukturę artystyczną i uczyć się od siebie wzajemnie. Dlaczego podajesz to w w wątpliwość?

Pawilon Rirkrita Tiravaniji stał się częścią projektu ekologicznego Zamek Ujazdowski, w ramach którego odbywają się targi owocowo-warzywne, niedzielne poranki – zajęcia z jogi, tai-chi, wykłady ekologów i oczywiście wiele wydarzeń towarzyszących jedzeniu[1]. Jeśli sprowadzimy ekologię do zdrowego sposobu funkcjonowania, zdrowej żywności i pielęgnacji roślin, tak jak się to faktycznie w większości przypadków odbywa, to w tym ruchu łatwo zobaczymy po prostu nową modę. Najgorsze, że za tą modą nie widać całego polityczno-ekonomicznego łańcucha. Nie widać, że wyhodowanie zdrowego warzywa jest trudne, kosztowne i dostępne dla nielicznych. Pojawia się cały ekoprzemysł, którego wspieranie nie prowadzi do zmiany systemu. Na produkty ekologiczne nie mogą sobie pozwolić uboższe warstwy społeczeństwa. Nierówność zostaje więc pogłębiona jeszcze bardziej.

Czy sądzisz, że swoim performance możesz zmienić recepcję tego miejsca i odsłonić pozorność tego szczęścia?

Ja w ogóle nie mogę niczego zmienić. Wypicie wódki było gestem rozpaczy. W sferze sztuki jestem wolna, mogę robić to, czego nie robię w rzeczywistości. Mogę nawet pić wódkę w miejscu publicznym. Bo jestem artystką i to jest mój performance. Wszak w Polsce spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest zabronione. Czy sztuka to obszar wolności? Artysta wcale nie jest wolny, zależy od sztuki!

Pomyślałam, że takie prace, jakie robi Rirkrit Tiravanija, są podobne do Facebooka. Tworzą iluzję otwartej komunikacji, przyjaznej atmosfery bez prawdziwej wymiany myśli.

Oboje – i ty, i Rirkrit Tiravanija – jesteście w polu sztuki, ale być może jest to prowadzenie polityki za pomocą innych metod. Pawilon to iluzja, ale także pewna propozycja wzoru zachowania. Zdecydowałaś się to zweryfikować.

Tak, znajdujemy się w polu sztuki i na tym polega problem. To, co sztuka naprawdę może zrobić, to akumulować, prowokować myśli w ten sposób, że pokaże lub wyjawi niewidzialne do tej pory rzeczy, procesy, stosunki – boimy się widzieć, odczuwać i działać.

Sztuka jest też ważnym dokumentem czasu. Jeśli tak postrzegać pawilon, staje się on w jakiejś mierze symptomatyczny dla czasu, w którym powstał. Ta praca pokazuje, że łatwo można uwierzyć w iluzję i łatwo przemilczeć czy nawet całkowicie zapomnieć o tym, co faktycznie odbywa się w rzeczywistości społecznej. A zatem artysta staje się po prostu kimś, kto projektuje przestrzeń, w której odbywają się różne spotkania, wieczorki – nie ma mowy o zmianie. I tyle.

Socjologowie twierdzą, że obecnie w Polsce pije się znacznie mniej wódki – przynajmniej tak jest w klasie średniej. W komunizmie ludzie spędzali czas na piciu. Teraz można lepiej wykorzystać czas – więcej pracować, uczyć się, rozwijać. Ale wódka wyzwalała prawdę i ułatwiała integrację – robotnicy i inteligenci spotykali się na równych prawach przy kieliszku. Dlaczego piłaś sama?

Oczywiście można stworzyć alternatywny pawilon – połączyć robotników, zaprosić ich na kielicha, wykorzystać wódkę jako czynnik jednoczący. Ale do tego nie potrzeba mi ram sztuki. Sfera sztuki pozostaje dla mnie ważna z tego względu, że może stworzyć dystans oraz instrumentarium do rozumienia procesów, które się odbywają zarówno w świecie zewnętrznym, jak i wewnętrznym.

Ze swoim performance poszłam w odwrotnym kierunku. Zamiast pojednania wokół picia – całkowita samotność z butelką wódki, prospołeczność kontra antyspołeczność, zamiast idei zdrowego sposobu życia – autodestrukcja, zamiast rozreklamowanej publicznej długotrwałej akcji – anonimowość i niezauważalność pojedynczego gestu. Można nawet powiedzieć, że wykorzystałam kontrast jako klasyczny środek kompozycyjny. Faktycznie reprezentowałam absolutną większość społeczeństwa, która jest niewidoczna, bo nie istnieje w świecie mediów. Chciałam przypomnieć, na czym opiera się ten barwny neoliberalny świat, przypomnieć o rozwarstwieniu, o wykluczeniu dużej liczby osób z dialogu społecznego, z politycznego procesu podejmowania decyzji.

Facebook daje jakieś pole kontaktu, tak samo jak pawilon Rirkrita Tiravaniji, tyle że i jedno, i drugie wymaga dobrowolnego akcesu i przyjęcia pewnych reguł gry. Czy jest w tej pracy coś, co cię pociąga?

Przede wszystkim trzeba być świadomym przyjmowania lub odrzucania reguł gry. I sztuka jest dla mnie czymś, co w tym pomaga. Chociaż, niestety, dla większości widzów sztuka stanowi strefę rozrywki. Odpowiedzialni jesteśmy za to także my – artyści. Powinniśmy z większą konsekwencją pracować nad poprawieniem takiego stanu rzeczy, a nie tylko rodzić nowe światy i tworzyć iluzje, w tym także iluzje swobodnego kontaktu bez granic i zakazów, jak u Rirkrita. Prace w obszarze sztuki pozwalają przyjrzeć się wszystkiemu z boku i różnią się, w moim pojęciu, od takich tworów jak Facebook.

Zastanawiam się nad znaczeniem pogłębienia efektu alienacji, poczucia obcości, tak jak w teatrze Brechta. Widz czy też świadek bądź uczestnik procesu artystycznego zyskuje szansę, żeby poczuć, iż jest to sztucznie stworzona przestrzeń. Może się rozejrzeć i zobaczyć, gdzie się znajduje, oraz przyjrzeć się swojej reakcji. Oznaczanie czegoś jako sztuki już ma tworzyć ten efekt dystansu, ale nie zawsze to działa.

Praca Rirkrita Tiravaniji jest dla mnie ciekawa, ponieważ sprowokowała mnie. Ale sprowokowała właśnie w taki sposób, jak prowokuje życie.

Z jakiej pozycji przemawiasz w tej pracy? Co chcesz powiedzieć o świecie sztuki?

Dostałam szansę, żeby „przyłączyć się” do komunikacyjnej wspólnoty artystycznej „pod warunkiem”. To „pod warunkiem” zawsze jest pomijane, kiedy osiągnięty zostanie finalny punkt. Czyli teraz, kiedy jestem tu na rezydencji artystycznej, na razie z bardzo dobrymi warunkami do pracy – z możliwością nabywania tanich posiłków w drogiej restauracji, z pokojem ze wszelkimi udogodnieniami, w parku koło Zamku, w centrum stolicy europejskiej (moje mieszkanie w Kijowie jest znaczenie mniejsze), kiedy nie muszę się martwić o pieniądze na przeżycie – mam budżet na realizację swoich pomysłów, mogę łatwo zapomnieć, w jaki sposób i dlaczego uzyskałam takie warunki.

Mnie, „inną”, zaproszono do międzynarodowej wspólnoty artystów. Zaproszono też osoby z innych krajów. Stworzono nam warunki do kontaktów i rozmów, w tym do rozmów o „inności”. Ale nasze kontakty nie rozwiązują problemu nierówności, a tworzą iluzję. Te warunki są tymczasowe. Zaproszono mnie do dialogu na cudzym terytorium. Jestem więc i pracuję! Rezultaty tego dialogu to wkład w kulturę wspólnoty, do której nie należę. Jestem tylko gościem, przebywam tu na pewnych warunkach, które muszę respektować, a potem… wyjechać. Powrócić do swojego kraju, do swojej rzeczywistości.

Jak postrzegasz swoje zobowiązania, wynikające ze zgody na bycie na rezydencji?

Międzynarodowy system artystyczny oferuje możliwość podróżowania i tworzenia prac. Ja mogę z nich korzystać, bo jestem artystką. Jeśli będę miała szczęście, zostanę zaproszona. Czy powinnam odpracować zaproponowane mi dobra? Czy powinnam się komuś za to odwdzięczyć, na przykład w ten sposób, że będę robić to, czego się ode mnie oczekuje?

Właściwie warunki nie są stawiane tak ostro albo też niewiele się o nich mówi. Ale w przypadku rezydencji w CSW Zamek Ujazdowski, przez jakiś dziwny zbieg okoliczności, prawie wszyscy rezydenci zaznali ograniczeń lub wręcz odmówiono im wykonania projektów. Mnie na przykład dyrektor zabronił wykonania jednej z prac, dlatego że nie ujmowała takiego rozumienia ekologii, na jakim został oparty letni program CSW Zamek Ujazdowski.

Mam stworzyć pracę, do wykonania której zostałam zaproszona? Instytucja daje mi na coś pozwolenie lub zabrania czegoś. Otrzymuję wskazówki, w jakim kierunku mam pracować? Jeśli jestem wynajętym pracownikiem – tak właśnie ma być.

Korzystając z przywilejów, które mam jako pracownik sfery kultury, zawsze pamiętam o pytaniu: Czym mogę się odwdzięczyć społeczeństwu za to, że mam możliwość zrobienia czegoś społecznie znaczącego, ważnego dla wspólnoty? Ale nigdy nie myślałam, że mogę odwdzięczać się instytucji czy systemowi! (Nie dotyczy to codziennych osobistych podziękowań za pracę konkretnym ludziom, którzy pracują w tej instytucji).

Na granicy zapytano mnie, dokąd jadę i dlaczego. Odpowiedziałam, że na rezydencję artystyczną do Warszawy. Poproszono mnie, żebym wyjaśniła, co to takiego. Kiedy powiedziałam, że będę tam pracować, że opłacono mi zakwaterowanie i wyżywienie oraz materiały do pracy, funkcjonariusze straży granicznej odpowiedzieli: „Dlaczego nie powiedziała pani po prostu, że jedzie do pracy?!”.

I faktycznie, dlaczego my, ludzie z krajów o gorszej kondycji ekonomicznej, nie mielibyśmy postrzegać przebywania w europejskich rezydencjach artystycznych jako pracy za granicą? My, artyści, którzy mamy możliwość pracy poza granicami Ukrainy, wierzymy, że zajmujemy się wytwarzaniem idei na poziomie międzynarodowym, że dzielimy wspólne doświadczenie z całą Europą i że my, artyści, ludzie wolni, mamy inne warunki niż pozostali pracownicy. Wierzymy, że zostaliśmy włączeni w międzynarodowy dialog. A tak naprawdę – nie możesz rozmawiać na równych prawach, jeśli nie jesteś równy swojemu rozmówcy. Być może więc w tej sytuacji nie jestem współrozmówcą, ale po prostu jadę na zarobek za granicę! Jako dowód mogę podać istotny czynnik ekonomiczny – w ostatnich latach podstawową część mojego prywatnego budżetu stanowi stypendium z rezydencji.

Temat ukraińskich robotników podejmujesz nie pierwszy raz. Z grupą Rewolucyjna Przestrzeń Eksperymentalna zrobiliście dwie krótkie reklamy społeczne, które wskazują na korzyści wynikające z nielegalnego zatrudniania pracowników z Ukrainy. Pracodawcy nie muszą płacić ubezpieczenia społecznego, wynagrodzenie może być mniejsze, ze względu zaś na brak jakichkolwiek gwarancji otrzymania pensji można też wywierać presję na ludziach, żeby pracowali dłużej. W ostatnich tygodniach wiele osób zajmowała sprawa dziennikarzy Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego, którzy w swoim programie satyrycznym wyśmiewali się z tego, że kiepski nastrój z powodu przegranej Polaków na mistrzostwach Euro można wyleczyć, poniżając nielegalnie zatrudnione ukraińskie pomoce domowe. Program został zdjęty z anteny, ale nie podjęto wątku rozwiązania problemu ukraińskiej emigracji ekonomicznej w Polsce. Usługi ludzi zza wschodniej granicy nadal są z konieczności tanie, są oni pozbawieni opieki i praw. Zamiast nagłośnić problem – podkreślać zadowolenie z usług ukraińskich pomocy domowych i odwdzięczać się, np. pomagając im wyjść z szarej strefy, patetycznie pogłębiano wzajemne uprzedzenia i stereotypy. Sygnalizujesz istnienie tego problemu również wśród ludzi kultury, którzy chociaż mają nieco więcej swobody niż ogół, to podlegają podobnemu uciskowi co robotnicy. Jak wygląda samoobrona ludzi kultury?

Wszyscy to widzą i o tym wiedzą, ale nikt nikomu nie będzie pomagał, jeśli sam represjonowany nie zrobi pierwszego kroku. A artystów można uznać za ostatnich w kolejce do pomocy. Dlatego nowa inicjatywa ICTM ma w nazwie słowo „samoobrona”. Tak przy okazji, w naszej grupie właśnie wokół tego słowa odbyło się najwięcej dyskusji.

ICTM to inicjatywa samoobrony pracowników sztuki[2].

Nie jesteśmy jeszcze widoczni w mediach, chociaż działamy już ponad rok. Opieramy się na realiach, w jakich funkcjonujemy. Zaczęliśmy nie od strajków czy interwencji, które być może byłyby bardziej efektywne, jeśli nie w rozwiązaniu konkretnych problemów, to chociażby w ich nazwaniu. Rozpoczęliśmy od pracy nad uświadomieniem sobie tego, kim jesteśmy, jak funkcjonujemy i w jakim systemie. Czyli priorytetem pierwszego okresu działalności jest kierunek analityczny, badawczy, który ma poprzedzić działanie bezpośrednie. Nie śpieszymy się, jesteśmy bowiem ukierunkowani na długotrwały efekt. Chcemy też nawiązać kontakty z przedstawicielami podobnych organizacji i ze związkami zawodowymi innych sfer działalności.

Jakiego typu organizacje masz na myśli?

Na przykład związki robotników, których działanie jest możliwe tylko w nawiązaniu do problemów społecznych – ale każda grupa musi zrobić pierwszy krok. Uważa się, że problemy artystów różnią się od problemów innych pracowników. Artyści wiele mówią o sobie, reprezentują dość zamknięte i skupione na sobie i swoich problemach środowisko. To grupa, która nie tylko trudno poddaje się analizie z zewnątrz, ale też wewnętrznemu zrozumieniu.

Sztuka powoli osiągnęła autonomię, artyści uwolnili się od innych dyscyplin. Tak więc równolegle wytworzono na tyle silny system instytucji, że chociaż zapewniają one wsparcie, to jednak zawsze artyści są postrzegani jako balast, co utrudnia im rozwój. Najgorsze co wynikło z tego systemu, to mity wokół sztuki i artysty.

Teraz, wchodząc w inne sfery – polityczną, społeczną – artysta jest oskarżany przez społeczeństwo o zdradę sztuki. Samo społeczeństwo kieruje go z powrotem na jego terytorium.

Mit o nadludzkiej wrażliwości i genialności do tej pory nie został obalony. Jest popularyzowany przez media i wpływowych dilerów sztuki. W mediach artysta jawi się jako ten, który ma pieniądze i władzę, głośno podkreśla się zbyt wysokie ceny prac na rynku sztuki. Za tym wszystkim nie widać prawdziwego stanu rzeczy, nie widać, że artysta staje się pionkiem w grze, jeśli nie przyjmie jej warunków. Z tego zmitologizowanego obrazu artystów bierze się przekonanie, że mają oni problemy inne niż pozostali.

Pracownicy sfery sztuki, zatrudnieni w instytucjach, szczególnie państwowych, otrzymują mały, ale stabilny dochód. Ich można sobie jeszcze wyobrazić w jednym szeregu z innymi pracownikami i mogą oni oficjalnie stworzyć związek zawodowy. A cóż ma robić prekariat, w tym artyści, którzy za jako taką wolność wyboru, wolność od jednoznacznych pracowniczych i ideowych ramek płacą niestabilnością? Funkcjonowanie w obliczu niepewności jutra jest dosyć trudne.

Dlatego też chcemy mówić o artyście jak o robotniku, a o strefie sztuki nie jak o wydzielonej osobnej (zagadkowej) dziedzinie, ale o części ogólnej kompozycji instytucji społecznych, co pozwala na jej kompleksowe rozpatrywanie. Ekonomiczne problemy nas, artystów, wypływają z tego samego źródła co problemy innych pracowników – wszyscy funkcjonujemy w jednym zglobalizowanym systemie ekonomicznym.

Rozmawiały: Łada Nakoneczna i Zofia Bluszcz, sierpień 2012, Warszawa–Kijów


Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”

Lada Nakonechna, Witamy* jeśli potrafisz się wpasować, 22.08.2012, Projekcja na fasadzie budynku Laboratorium, należącego do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Na fasadzie Zamku Ujazdowskiego znajduje się praca Lawrence’a Weinera – zdanie „O wiele rzeczy za dużo by zmieścić w tak małym pudełku”.

Lada Nakonechna, Witamy* jeśli potrafisz się wpasować, 22.08.2012, Projekcja na fasadzie budynku Laboratorium, należącego do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Na fasadzie Zamku Ujazdowskiego znajduje się praca Lawrence’a Weinera – zdanie „O wiele rzeczy za dużo by zmieścić w tak małym pudełku”.

Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”

Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”

Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”

Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”

Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”

Fotografia z performensu: Samotne wypicie butelki wódki naprzeciwko pawilonu Rikrita Titavaniji w parku przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w trakcie ekologicznego festiwalu „Zielony Jazdów”