DZIAŁ WSCHODNI. Integracja europejska Ukrainy: „Mayflower” czy „Titanic”?
Po upadku reżimu Wiktora Janukowycza nowe władze Ukrainy przyjęły kurs na integrację europejską. O tym, że miejsce Ukrainy jest w UE, w Kijowie mówi się przy każdej okazji i dość bezapelacyjnie. „Nie zboczymy z drogi integracji europejskiej. Ukrainy, podobnie jak wolności, nie da się zatrzymać” – oświadczył prezydent Petro Poroszenko po niekorzystnym dla Ukrainy referendum w Holandii. Zwrot geopolityczny w kierunku Zachodu stał się jednak prawdziwym sprawdzianem dla społeczeństwa ukraińskiego i systemu politycznego kraju.
Wszystko wskazuje na to, że Ukraina będzie musiała przejść przez serię ciężkich prób, aby się dostosować do standardów europejskich. Ukraińscy eurooptymiści porównują swoje położenie do losu pasażerów statku „Mayflower”, którzy zostali szczodrze wynagrodzeni na końcu podróży. Jednocześnie istnieje niebezpieczeństwo tego, że Ukraina nie wytrzyma egzaminu i reżim Poroszenki powtórzy los „Titanica”.
Przezwyciężenie quasi-feudalizmu
Neutralność − albo raczej nieokreśloność − geopolityczna, którą Ukraina zachowywała od pierwszych dni niepodległości, była niezwykle wygodna dla elit rządzących. Rzecz polega na tym, że kraj, znajdując się na uboczu procesów światowych, zamienił się w państwo quasi-feudalne. Jego zasoby polityczne i gospodarcze zostały podzielone między grupy klientelistyczne, raz skonfrontowane, a innym razem zawierające tymczasowe sojusze.
Grupy te oparte były na relacjach rodzinnych, towarzyskich i biznesowych oraz na lojalności klanowej. Sytuacja władz centralnych w dużym stopniu wyznaczana była przez kompromis między tymi kręgami. W takich warunkach ukraińskie życie państwowe okazało się głęboko skażone korupcją i praktykami antydemokratycznymi. W konsekwencji duża była republika radziecka szybko zamieniła się w peryferyjne państwo o słabej gospodarce i ze skorumpowanym aparatem państwowym.
Wygodną alternatywą dla neutralności geopolitycznej był kierunek prorosyjski. Moskwa nie stawiała żadnych wymagań wobec Ukrainy − oprócz lojalności. Korupcja wierchuszki ukraińskiej była pożyteczna dla Kremla, ponieważ pomagała wpływać na wyższych urzędników i władze państwa. Zadowalała Kreml także gospodarka ukraińska – niskotechnologiczna i zorientowana na eksport surowców. Ukraina z tak ustawioną gospodarką skazana była na pozostanie satelitą o wiele silniejszej Federacji Rosyjskiej.
Moc rosyjskiego oddziaływania na władze Ukrainy ujawniła się jesienią 2013 roku, kiedy to prezydent Janukowycz po wizycie do Moskwy zszedł z proklamowanego przez siebie kursu integracyjnego. Sytuację zmienił wówczas Euromajdan, w wyniku którego do władzy doszły prozachodnie siły polityczne. Gdy jednak nadeszła pora, żeby od zwycięskiej retoryki przejść do rzeczywistych działań, dla elit ukraińskich nastały trudne czasy.
W odróżnieniu od przymierza z Rosją, partnerstwo z Unią Europejską oznacza konieczność spełnienia szeregu ważnych zobowiązań, wymagających zreformowania gospodarki i systemu administracji państwowej. To dlatego Kijów od kilku lat zmuszony jest do desperackiego balansowania między zachowaniem dawnego quasi-feudalnego porządku a głębokimi przemianami. Z jednej strony o zachowanie status quo walczą ukraińscy oligarchowie oraz ich grupy biznesowo-polityczne, z drugiej reform domaga się społeczeństwo, zmęczone populizmem i połowicznymi decyzjami.
Bywa, że sytuacja jest patowa. Na przykład mimo „importu” wysokiej rangi urzędników-reformatorów, administracja rządowa w dużym stopniu pozostaje tworem dawnego systemu relacji klanowo-oligarchicznych. Zniszczenie tych układów może skutkować dla władz w Kijowie całkowitą utratą kontroli nad państwem. Tym bardziej że Ukraina od dawna balansuje na krawędzi ostrego kryzysu parlamentarnego, co zmusza władze do zawierania kompromisów i poszukiwania chwilowych sojuszników nawet wśród dawnych współtowarzyszy Janukowycza.
Jednak prędzej czy później Kijów będzie musiał dopasować ukraiński system władzy do standardów europejskiej demokracji. Zachód mówi o tym wprost, ustami: Federiki Mogherini, Christine Lagarde, Geoffreya R. Pyatta i innych wysokich przedstawicieli. Wszystko wskazuje na to, że obecna ekipa rządowa będzie się starała możliwie jak najdłużej odroczyć ten proces w czasie, posuwając się w kierunku standardów europejskich drobnymi kroczkami.
Między planem a rynkiem
Nie mniej skomplikowane i sprzeczne procesy zachodzą wśród obywateli. Według władz ukraińskich i liderów opinii − w społeczeństwie ukraińskim istnieje powszechna zgoda co do integracji europejskiej. To jednak nieprawda. Pod względem liczbowym zwolennicy integracji europejskiej stanowią nieco ponad połowę społeczeństwa – prawie tyle samo jest eurosceptyków i osób mających wątpliwości.
Znaczna część ukraińskich obywateli rzeczywiście chce zerwać z postsowiecką przeszłością. Mają nadzieję na zniesienie wiz do UE, jak swego czasu Niemcy wyczekiwali upadku Muru Berlińskiego. Dla wąskiej grupy aktywistów politycznych oraz inteligencji oznaczałoby to powrót do cywilizacji europejskiej. Jednak w masie Ukraińcy mają wyjątkowo pragmatyczne oczekiwania. Zwykli obywatele w integracji europejskiej widzą szansę na podniesienie poziomu życia i pojawienie się nowych możliwości dla mobilności społecznej, w tym emigracji zarobkowej do krajów UE.
Jednocześnie Ukraińcom niełatwo jest żegnać się ze standardami ekonomicznymi odziedziczonymi po Związku Radzieckim. Według obliczeń ekspertów − do 40 procent łącznego dochodu Ukraińców stanowią odliczenia z tytułu ulg, zasiłki oraz różnego rodzaju dodatki do płac. Z tego powodu przejście na zasady wolnorynkowe może się okazać wyjątkowo traumatyczne, gdyż główny ciężar kosztów spadnie na barki najuboższych warstw ludności.
Poza tym chwieje się niejawne porozumienie między władzą a społeczeństwem. Obywatele przez dziesięciolecia przymykali oko na korupcję w administracji, w zamian za to państwo nie zmieniło sowieckiego system ulg i nie kontrolowało ich przyznawania. W konsekwencji około połowa Ukraińców, nie licząc emerytów, otrzymuje różnego rodzaju świadczenia społeczne. Równie przestarzały jest, odziedziczony po ZSRR, system emerytalny. Świadczenia na obecnym poziomie mogłyby zostać zachowane jedynie pod warunkiem podwyższenia wieku emerytalnego (tak właśnie uważa się w MFW), krok ten jest jednak na tyle niepopularny, że władze w Kijowie wolą nie ryzykować i unikają tematu.
Zwłaszcza że podjęto kilka trudnych decyzji. Już dziś doprowadzenie cen na gaz do poziomu rynkowego, zgodnie z wymogiem MFW, postawiło miliony obywateli w bardzo trudnej sytuacji finansowej, przy czym i system dodatków, i inne działania państwa tylko w niewielkim stopniu złagodziły cios. Z tego powodu przejście na standardy zachodnie również w innych dziedzinach gospodarki grozi wywołaniem poważnego kryzysu. Na domiar złego stale spada poparcie społeczne dla obecnych władz w Kijowie, co oznacza, że forsowanie reform może mieć poważne skutki dla państwa.
Niebezpieczeństwa i perspektywy
Utrzymanie kursu na integrację europejską powoduje zatem konflikt zarówno wewnątrz społeczeństwa ukraińskiego, jak i w systemie politycznym. Miotając się między archaiczną spuścizną po Związku Radzieckim a koniecznością głębokich reform, Ukraina naraża się na ryzyko poważnych kryzysów politycznych i społecznych. Wydaje się, że uboczne skutki terapii szokowej można zminimalizować jedynie kosztem tempa reform. Dwadzieścia poprzednich lat nieokreśloności były jednak pod tym względem czasem straconym.
Z tego powodu istnieje ryzyko, że postęp na drodze integracji europejskiej przyniesie Ukrainie najpoważniejszy kryzys w całej historii niepodległego kraju. Nie ma jednak wyjścia – archaiczna sowiecka spuścizna i postsowieckie praktyki doprowadziły ludzi do granic wytrzymałości. Dlatego też Kijów zmuszony jest do reperowania roweru w trakcie jazdy. Pytanie − jak długo pasażerowie będą znosić niedogodności podróży? Nie jest wykluczone, że ich cierpliwość skończy się jeszcze przed przybyciem do punktu przeznaczenia. Jednakże wówczas Ukrainie grozi utknięcie w bezczasie na kolejnych kilka lat.
Maksym Wichrow
Tłumaczył Andrij Saweneć
Zwrot geopolityczny w kierunku Zachodu stał się sprawdzianem dla systemu politycznego kraju. Oby Majdan nie okazał się ofiarą daremną. Fot. Michailo Kapuystan
Od lewej Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk w Brukseli 17 marca 2016. Fot. [za president.gov.ua]