Dzieci rewolucji. Kijów a ultraprawica
Czy Kijów zdolny jest do kontrolowania ukraińskiej skrajnej prawicy? Ostatnie wydarzenia na Zakarpaciu dają podstawy, by w to wątpić. Nie mając zasobów politycznych ani szerokiego społecznego poparcia, Prawy Sektor rzuca państwu jedno wyzwanie za drugim. Natomiast Kijów starannie unika podejmowania zdecydowanych środków, wykazując niebezpieczną ustępliwość.
Stosunki aktualnych władz ukraińskich ze skrajną prawicą cechowały się sprzecznością od samego początku. Podczas Majdanu wszystkie środowiska opozycyjne stały się doraźnymi sojusznikami w walce przeciwko reżimowi Wiktora Janukowycza. I w obliczu różnic ideologicznych nie do przezwyciężenia – nikt nie był zadowolony z tego faktu. Przywódcy opozycji odwoływali się do wartości demokratycznych i europejskich, podczas gdy przedstawiciele skrajnej prawicy usiłowali przeprowadzić własną „rewolucję narodową”.
Z tego też powodu po ucieczce Janukowycza ultraprawica od razu przeszła do opozycji wobec nowego rządu. „Jeśli władze nie będą się zachowywały jak należy, od razu weźmiemy je w cugle” – oświadczył przed kamerami jeden z przywódców Prawego Sektora, pokazując dziennikarzom automat. Nowy rząd Ukrainy dołożyły niemałych starań, by uchronić się przed zapędami Prawego Sektora oraz innych radykalnych ugrupowań.
Konflikt osiągnął apogeum, gdy jednego z liderów Prawego Sektora zastrzelono podczas próby zatrzymania go przez milicję. Jego koledzy z organizacji zapowiedzieli wtedy zemstę na ministrze spraw wewnętrznych, domagali się od władz jego dymisji i nawet próbowali wziąć szturmem Radę Najwyższą. Wtedy jednak Kijów zareagował ostro: oddziały Prawego Sektora zostały rozbrojone, zaś sztab organizacji usunięty ze stolicy.
Napięte relacje między administracją państwową i ultraprawicą zostały w pewnym stopniu złagodzone przez separatystyczne przewrót w Donbasie. W tamtym czasie zdolność bojowa ukraińskiej armii była skrajnie niska. Z tego powodu wiosną 2014 roku zorganizowano nabór do batalionów ochotniczych. Po wyrugowaniu z pola politycznego zwolennicy radykalnej prawicy chętnie ruszyli na pole walki.
Tak narodziły się «bataliony polityczne”. Członkowie Prawego Sektora utworzyli Ukraiński Korpus Ochotniczy (UKO), natomiast aktywiści Socjal-Nacjonalistycznego Zgromadzenia – batalion „Azow”, podobnie powstało kilka kolejnych oddziałów. Tego rodzaju formacje zachowały odznaki rozpoznawcze, a często także przywódców. Władze przymykały na to oczy, ponieważ w krytycznej sytuacji ochotnicy byli bardzo ważni dla obrony państwa. I należy powiedzieć, że doskonale wywiązywali się ze swojego zadania.
W miarę jak odbudowywano zdolność bojową wojska, oddziały ochotnicze przestały być tak potrzebne. Swoją drogą, przywódcy Prawego Sektora ponownie ujawnili polityczne ambicje. Na przykład Dmytro Jarosz groził, że wyśle swoje bataliony na Kijów, zapowiadał też utworzenie alternatywnego Sztabu Generalnego i odmawiał przestrzegania wydanego przez władze wojskowe rozkazu wstrzymania ognia.
Powtórzyła się sytuacja sprzed roku, kiedy skrajna prawica otwarcie wystąpiła przeciwko państwu. Dlatego wiosną 2015 roku władze państwowe ogłosiły likwidację batalionów ochotniczych. Ochotnicy mieli przejść do oddziałów Gwardii Narodowej lub Sił Zbrojnych albo złożyć broń i opuścić strefę operacji antyterrorystycznej.
Członkowie Prawego Sektora nie zaakceptowali tych postanowień. Wręcz przeciwnie, zaczęli się domagać nadania im statusu autonomicznej organizacji wojskowo-politycznej na mocy ustawy. Omal nie doszło do strzelaniny. W odpowiedzi na odmowę złożenia broni − bazy Prawego Sektora zostały otoczone przez oddziały regularnego wojska. Władzom nie udało się jednak wymusić posłuszeństwa na narodowcach. UKO do dziś pozostaje jedyną formacją o nieokreślonym statusie prawnym.
Wówczas kłótnię udało się załagodzić, choć było jasne, że eskalacja konfliktu jest kwestią czasu. Ostatnie wydarzenia na Zakarpaciu − 11 lipca w Mukaczewie bojownicy Prawego Sektora wdali się w strzelaninę z lokalnymi bandytami i milicją − są logiczną kontynuacją wcześniejszych zatargów. Uzbrojony oddział Prawego Sektora opuścił miasto i ukrył się w górach. Z kolei w Kijowie członkowie Prawego Sektora rozpoczęli akcję protestacyjną na znak poparcia dla towarzyszy.
Negocjacje z przywództwem Prawego Sektora, w których uczestniczył sam prezydent, nie przyniosły skutku. Jak deklarują rzecznicy organizacji, ich bojownicy wymknęli się z okrążenia milicji, a Prawy Sektor nie zamierza dyscyplinować swoich członków. Wyraźnie widać, że Kijów nie wypracował mechanizmów wpływu na radykałów. Natychmiastowa zmiana kierownictwa obwodu zakarpackiego nie doprowadziła do ukarania uczestników strzelaniny.
Wygląda na to, że realizowana od wiosny 2014 roku strategia władz w zakresie poskromienia skrajnej prawicy okazała się nieskuteczna, mimo że cześć narodowców udało się wziąć pod kontrolę resortów siłowych. Na przykład ochotniczy batalion „Azow” wszedł wcześniej od innych formacji w skład Gwardii Narodowej, a następnie został przekształcony w pułk.
Prawy Sektor wciąż otwarcie stawia opór władzom państwowym. W istocie Kijów stoi przed wyborem − wymusić posłuszeństwo na Prawym Sektorze, albo okazać bezsilność i stracić kontrolę nad państwem.
W pierwszym przypadku władze będą musiały zdecydować się na otwarty konflikt ze skrajną prawicą, przy czym teraz realizacja wariantu siłowego będzie dużo trudniejsza. Wiosną 2014 roku władze miały do czynienia z ulicznymi aktywistami, obecnie Prawy Sektor to niebezpieczna kombinacja radykalnej ideologii, doświadczeń bojowych oraz niezłego uzbrojenia zdobytego podczas walk.
Koszty dwuwładzy byłyby jednak znacznie większe. Zwłaszcza że Prawy Sektor nie jedyną organizacją skonfliktowaną z władzami państwowymi. Zakarpacie to obszar przygraniczny i teren działania grup przestępczych, trudniących się przemytem. Często dochodzi tu do starć przemytników z pogranicznikami. W obwodzie rówieńskim opór władzom stawiają nielegalni poszukiwacze bursztynu.
Wcześniej czy później rząd będzie musiał poradzić sobie z nielegalnymi ugrupowaniami – obojętnie, czy mają charakter wojskowo-polityczny, czy kryminalny. W przeciwnym razie Kijów ryzykuje, że straci kontrolę nad krajem. Wtedy pod znakiem zapytania staną nie tylko reformy, lecz przyszłość Ukrainy jako państwa.
Maksym Wichrow
Tłumaczył Andrij Saweneć
Bojownicy Prawego Sektora z flagą, Euromajdan, Kijów, 22 lutego 2014. Fot. Mstyslav Chernov [za: Wikipedia]
Marsz nacjonalistów w Kijowie, w rocznicę śmierci Stepana Bandery, 1 stycznia 2015. Fot. ВО Свобода [za: Wikipedia]
Dmytro Jarosz, 6 lipca 2014, Karliwki. Fot. [za: Wikipedia]
Batalion ochotników z Prawego Sektora. Fot. [za: Wikipedia]