FELIETON. Jak nie jest
Dichtung und Wahrheit
Kiedy byłem w Szczebrzeszynie[i], Darek Foks, który do stolicy języka polskiego przyjechał później via Kazimierz, Puławy i Lublin, powiedział mi, że przy dworcu kolejowym w Puławach na przystanku autobusu numer 12 wisi plakat z cytatem z mojego wiersza, podpisanym imieniem i nazwiskiem, tyle że ‒ choć nazwisko jest przez u otwarte ‒ to jednak imię z błędem: przez „g”, zamiast przez „h”. Imię z błędem, albo błędne imię.
Nie wiem, co byłoby lepsze. Lepiej byłoby, gdyby to cudze imię przyklejono mi gdziekolwiek indziej, jak to się zdarza od lat, ale nie w rodzinnym mieście. Bo gdzie indziej już się przyzwyczaiłem, gdzie indziej to bardziej bawi, niż boli, czy złości. Godzę się z tym „g”, obserwując czasem zjawisko daltonizmu dotyczące imion. W Lublinie na przykład jest człowiek, którego bardzo lubię i cenię, dla którego Bohdan to to samo, co Bogdan, i to samo, co Bogusław, bo kiedy mówi o redaktorze naczelnym „Akcentu”, to mówi o Bogdanie Wróblewskim.
Foks cytat zapamiętał, zapamiętał, że na plakacie była mowa o muralu, że plakat podpisała jakaś fundacja, ale wypadło mu z głowy, jaka.
Cytat: „lubię to co potrafię i chciałbym / by to co potrafię cieszyło tych których lubię”[ii] mnie ucieszył. Kiedy pisałem ten wiersz trzydzieści lat temu, wierzyłem, że jest prawdziwy. Dziś nie wiem, czy cokolwiek jeszcze potrafię, czy kogoś jeszcze lubię, ale wiersz wydaje mi się w porządku – to mnie ząb czasu nadgryzł, wiersz uszedł cało.
Po powrocie ze Szczebrzeszyna pojechaliśmy z synem najpierw do ogródka, żeby podlać rośliny – rośliny chyba należą do tych istot, które wciąż lubię – i zerwać ogórki. Ogórki przez tych kilka dni uschły z tęsknoty, a może raczej ze starości. A z ogródka ‒ w trosce o dobre imię ‒ pojechaliśmy na dworzec kolejowy, którego, prawdę mówiąc, nie ma, bo jest w przebudowie.
To, co sfotografowaliśmy, teraz przepisuję:
„Puławska lekcja języka polskiego – POETYCKIE MURALE – Bądź twórcą legalnych murali.
Zapraszamy młodzież szkolną do udziału w pierwszym takim przedsięwzięciu w Puławach. Łączymy wszystkie dziedziny sztuki – teatr, plastykę, muzykę i literaturę.
W ramach projektu realizowane będą: warsztaty literackie dla młodzieży, warsztaty plastyczno-performatywne z szablonu i rzeźby, tworzenie murali, heppening [!]”.
I tu jest cytowany już fragment mojego wiersza, a pod nim informacje, gdzie i kiedy realizowany będzie ten projekt, telefon koordynatora, który przyjmuje zapisy. Na samym dole plakatu: „Projekt realizowany przez Stowarzyszenie »Tym Sposobem«, wspierany przez Prezydenta Miasta Puławy”.
Więc chociaż Foks jest ode mnie o dwadzieścia lat, z drobnym okładem, młodszy, to też mu się myli – tym razem fundacja ze stowarzyszeniem. Stowarzyszenie, jako że nic o nim nie wiedziałem, wygooglowałem sobie i już wiem, jaka jest jego misja:
„Misja
Celem stowarzyszenia jest: 1. Wspieranie działań z zakresu polityki i integracji społecznej, 2. Przeciwdziałanie ubóstwu i innym dysfunkcjom społecznym, 3. Ochrona i promocja zdrowia, 4. Wspieranie nauki, edukacji, psychoedukacji, oświaty i wychowania, 5. Rozpowszechnianie kultury i sztuki, w tym ochrona dóbr kultury i tradycji, 6. Upowszechnianie kultury fizycznej i sportu, 7. Wspieranie działań na rzecz ekologii i ochrony zwierząt oraz ochrony dziedzictwa przyrodniczego”.
No, bardzo pięknie. Chociaż wolałbym zamiast tej misji jakieś bardziej zwykłe słowo. I na plakacie „happening” zamiast „heppeningu”.
Zanim wygooglowałem, zadzwoniłem pod numer telefonu poddany na plakacie. Wyraziłem radość z jednej, żal z drugiej strony. Pan przeprosił, wziął winę na siebie, nie wie, jak to się stało. Obiecał, że gdzie się da, to poprawi.
Wiem, że moje felietony właściwie mają być z poezją związane. Gdyby nie ten plakat, napisałbym pewnie o czym innym. O festiwalu Brunona Schulza w Drohobyczu. O sposobach drelowania wiśni, o dwóch śliwach, których pnie w tym roku złamały mi się przy samej ziemi. O braku wakacji, rozumianych nie jako wyjazd, ale jako odpoczynek. Odpoczynek od wszystkiego. Od zamachu w Nicei, akurat w rocznicę zburzenia Bastylii, od innego zamachu w Turcji, na który nie trzeba było długo czekać, od pisania felietonów, od nieustannego przekonywania się, że jest, jak nie jest. Że jak gazeta nazywała się „Prawda”, to prawdy w niej wiele nie było, że jak ktoś tytułował swój program „Warto rozmawiać”, to nie warto było słuchać i oglądać, a jak Mariusz Maks Kolonko mówił, że mówi, jak jest … No właśnie.
Portal o2 nazwał się „Sercem Internetu”, Wirtualna Polska któregoś dnia pod koniec lipca reklamowała się tak: „Jutro papież spotka się z młodzieżą na Światowych Dniach Młodzieży. Wszystko, co najważniejsze, dzieje się w Polsce. W Wirtualnej Polsce”. Zadałem sobie trud i obejrzałem tego dnia wiadomości BBC i CNN. Konwencja partii demokratycznej w Stanach, Turcja, o ŚDM ani słowa. Ta reklama leci nawet na takich neutralnych, zdawałoby się, dla zdrowia psychicznego kanałach, jak National Geographic czy Polsat Sport. Jej pierwsza ‒ „informacyjna” ‒ część jest zmienna. À propos USA to prezenterka TVN 24bis mówi o wyścigu „do fotelu prezydenckiego”, à propos sportu to gdzieś czytam, że ktoś jest „rządny medali”, w „Gazecie Wyborczej”, przecież nie ukrainożerczej, natykam się na nazwę wódki „Chliwnyj dar” (a wódka naprawdę nazywa się „Chlibnyj dar”).
25 lipca zmarł János Oláh, węgierski poeta, prozaik, redaktor naczelny „Magyar Naplo”, zaprzyjaźniony z „Akcentem”, bywał w Lublinie. Dawno temu przełożyłem parę jego wierszy. Jerzy Snopek zdążył za jego życia wydać wybór własnych przekładów, zatytułowany Nieosiągalna ziemia. Nie lubię, jak umierają ci, których tłumaczyłem. Nie lubię, kiedy spotyka to tych, którzy mnie tłumaczyli. Tego dnia, kiedy dowiedziałem się o Jánosu, dowiedziałem się też, że zmarł Roman Białozor. Nie był poetą, nie był tłumaczem.
mieszkają w Perth (zachodnia Australia)
od dwudziestu paru lat a wcześniej
była Libia i Republika Południowej Afryki
i rok w Stanach i inne kraje
„lekarze świata” ‒ można by zażartować //
kiedy wyjeżdżali z Puław byli młodym
bezdzietnym jeszcze małżeństwem spotykaliśmy się
na imieninach wspólnych znajomych
(…) //
pamiętam ten nieokreślony żal
gdy dowiedziałem się po fakcie
że wyjechali na dobre to znaczy
na zawsze bo granice
były wtedy bardziej szczelne[iii] //
(…)
Nieoczekiwane spotkanie w 2011 roku, kiedy przyjechali do Puław na wakacje i potem robili to każdego lata, opisałem w wierszu Koincydencja. Kto zechce, znajdzie go tomiku Zmartwychwstanie ptaszka. Nie lubię, jak umierają bohaterowie moich wierszy. Każda śmierć jest skandalem, ale śmierć lekarza… Wiersz Koincydencja był czymś w rodzaju epitafium dla słynnej polskiej koszykarki Małgorzaty Dydek, która zmarła w Brisbane. Roman zmarł w Lublinie. Pomyślałem w Szczebrzeszynie, że przeczytam go jako epitafium dla niego.
Bohdan Zadura
Bohdan Zadura – poeta, prozaik, tłumacz, redaktor naczelny „Twórczości”. Laureat m.in. Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Hryhorija Skoworody za 2014 r., zaś w 2015 roku został wyróżniony Nagrodą im. C.K. Norwida.
[i] Od 31 lipca do 7 sierpnia 2016 odbywał się w Szczebrzeszynie Festiwal Stolica Języka Polskiego.
[ii] B. Zadura, Maszynopisy, [w:] Starzy znajomi, Czytelnik, Warszawa 1986.
[iii] B. Zadura, Koincydencja, [w:] Zmartwychwstanie ptaszka, Biuro Literackie 2012.
Bohdan Zadura i Justyna Sobolewska (moderatorka), Festiwal Stolica Języka Polskiego, Szczebrzeszyn 2016. Fot. Barbara Odnous
Spotkanie poetyckie Krzysztofa Kuczkowskiego, off Festiwalu Stolica Języka Polskiego, Szczebrzeszyn 2016. Stoją Krzysztof Kuczkowski (z lewej), Bogusław Wróblewski (z prawej), 1. z prawej Jakub Kornhauser, 2. z lewej Bohdan Zadura. Fot. Barbara Odnous
Puławska lekcja języka polskiego... Fot. Marek S. Zadura
Fot. Marek S. Zadura