FELIETON: Od redakcji
Ich jeden z najpiękniejszych opisów pozostawił Gabriel Garcia Marquez. Sto lat samotności zaczyna się znakomitym zdaniem: „Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód”. Za chwilę mamy rozwinięcie historii: „Co roku w marcu rodzina Cyganów rozbijała namiot niedaleko wioski i pośród zgiełku piszczałek i bębnów prezentowała mieszkańcom nowe wynalazki. Najpierw przywieźli magnes. Krępy Cygan imieniem Melquiades, z krzaczastą brodą i rękami jak łapki wróbla, dał imponujący pokaz czegoś, co sam nazwał ósmym cudem świata wymyślonym przez alchemików z Macedonii. Chodził od domu do domu ciągnąc za sobą dwie metalowe sztaby i wszystkich ogarniało przerażenie na widok spadających ze swego miejsca rondli, kotłów, obcęgów i fajerek; drewno trzeszczało, bo gwoździe i śruby rozpaczliwie usiłowały się wyrwać, a zagubione od dawna przedmioty ukazywały się gdzieś, gdzie już tysiące razy bezskutecznie ich szukano, wlokąc się hałaśliwie za magicznym żelazem Melquiadesa. >Przedmioty mają własne życie − wołał Cygan swoim twardym akcentem − trzeba tylko obudzić w nich duszę<„[i]. W tym krótkim akapicie Marquez zawarł wszystko, co najważniejsze: dla ludzi osiadłych Cyganie byli i atrakcją, i rozsadnikami nowinek, a czasami nawet postępu. Pada też słowo „dusza”: połączenie mądrości i magii − tak też byli postrzegani. Niby realni, ale trochę nie z tego świata.
Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma[ii], są… Romowie. Operacja lingwistycznej kastracji udała się nadzwyczaj i język, paradoksalnie, wzbogacił się o nowe słowo: Rom. Nie niesie jeszcze żadnych znaczeń, pod warunkiem że nie przykleimy mu nowej łatki i nie obudujemy go nowymi stereotypami. A sytuacja Romów wciąż nie jest godna pozazdroszczenia. O ich bieżących problemach piszemy w bloku tekstów w dziale Wielokulturowość w najnowszym numerze. Trochę zainspirował nas ten marzec u Marqueza, trochę Międzynarodowy Dzień Romów − 8 kwietnia.
A skoro przeszliśmy do kwietnia, znowu podeprę się literaturą, choć tym razem z innego kręgu kulturowego. Najpierw dygresja: nad niektórymi wierszami powinno być napisane „dozwolone dla dojrzałych”, czytanie poezji bez przygotowania może się bowiem źle skończyć, czego jestem przykładem. Zupełnie nie pamiętam, jak wpadła mi w ręce we wczesnej młodości Ziemia Jałowa Ezry Pounda, ale od tamtej pory co roku w kwietniu przypomina mi się zdanie: „Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień”. Jego złowieszczy wydźwięk podkreśliły wydarzenia z najnowszej polskiej historii. Być może stąd okładka 71. numeru − instalacja Z.A.N.I.M. dwóch świetnie zapowiadających się polskich artystek Zuzy Golińskiej i Magdaleny Łazarczyk. Obmierzła rzeczywistość oraz próba jej obłaskawienia, zrozumienia i nadania jej znaczenia. Sens sztuki − każdej, w tym literatury − w pigułce.
Co poza tym? Stali felietoniści: Bohdan Zadura, Antoni Radczenko (Liwa) i Maksym Wichrow (Ukraina). W dziale Przyjazne Miasto − fragmenty Atlasu sytuacji pieszych, w Nowych Mediach o koncepcji miasta społecznego, a w Zarządzaniu Kulturą refleksje Jacka Gralczyka, cenionego animatora, praktyka i teoretyka, o konieczności zredefiniowania roli domów kultury.
Zapraszam do czytania.
Barbara Odnous
[i] Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności, tłum. Grażyna Grudzińska, Kalina Wojciechowska, PIW, Warszawa 1974.
[ii] Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma (1975) − tytuł piosenki śpiewanej przez Marylę Rodowicz; tekst Agnieszka Osiecka, muzyka Andrzej Zieliński.