FELIETON. Pochwała mniejszości
Andrzej Jaroszyński
Rozwlekle i dużo pisano na temat mniejszości seksualnych, a bardzo uczenie na temat mniejszości politycznych i etnicznych. Mniej na temat innych. A właśnie te inne mnie ciekawią.
Wśród młodego pokolenia jest kilka takich mniejszości. Pierwsza z brzegu/ów szkół i lasów to mniejszość harcerska. Kiedyś promowana w różnych celach przez różne rządy, stanowi obecnie przykład determinacji i postaw retro, podobnych raczej do rekonstrukcji historycznych, niż przydatnych do konstruowania przyszłości. Wzniosłe kiedyś hasła kontroli zmysłów, posłuszeństwa starszym i woluntarystycznej dyscypliny nie trzeba już w zasadzie ośmieszać, nawet w stylu Palikota, gdyż owe zielone zastępy w podkolanówkach jawią się dla ich rówieśników po prostu jako nieżyciowe i tym samym nieistniejące. Mnie jednakże to niekomercyjne przywiązanie się do staroświeckich wartości, gotowość do niesienia pomocy innym, przymierze z przyrodą i niemodnym, a właściwie staromodnym stylem życia po trosze imponuje. Nigdy nie byłem i nie chciałem być harcerzem, nikt chyba z mojego kręgu nie był nawet harcerką. Ale gdy patrzę dziś na plemienne zachowania młodych ludzi, funkcjonujące na przemian z wyłączeniem się z rzeczywistości w ramach komórek i innych wirtualnych światów, gdy patrzę na bezmyślne naśladowanie kultury fizjologicznej, na przemian z robieniem kariery za wszelka cenę, nachodzi mnie pewna nostalgia, połączona z pewnym podziwem dla tych nastolatków, którzy na przekór modom, trendom i narracjom lansowanym przez celebrytów rozbijają namioty w lesie lub przynoszą pomoc potrzebującym. Niestety, w mundurach, które w szczególny sposób odbijają się na percepcji urody niektórych harcerek.
Niekiedy harcerze i harcerki, zostając studentami, dołączają do akademickich duszpasterstw i korporacji a także do organizacji charytatywnych. Ci pierwsi, chociaż także jako mniejszość w swoim środowisku, zapisali się dzielnymi zgłoskami w oporze przeciwko tandetnemu i zakłamanemu systemowi. Dyskusje, zimowe i letnie obozy a nade wszystko próby życia według ewangelii poprzez akcje samo-szkoleniowe, charytatywne a jednocześnie uznające autonomię współczesnej kultury, należą chyba do przeszłości. Korporanci i aktywiści kółek naukowych to albo rekonstruktorzy przedwojennych wspólnot albo entuzjaści, dla których warto jest wykładać i sprawdzać prace – ale którzy mają autorytet w swoim środowisku podobny do autorytetu siostry Chmielewskiej wśród duchowieństwa.
W świecie dorosłych, na przykład w Kościele Katolickim, najciekawsze są niszowe zgromadzenia, stowarzyszenia itp., ale bez misyjnej działalności radiowej, bez przywódców i bez aliansu z władzami świeckimi. Grupki te, zwane jak zwykle błędnie przez tłum sektami, nie tworzą ani dzieł sztuki, ani trendów mody, ani charyzmatycznych przywódców. Próbują sprostać heroicznym zadaniom religijnym a jednocześnie wiedzą, że większość wiernych nie jest w stanie pójść w ich ślady, podobnie zresztą jak większość kościelnych hierarchów, których rola sprowadza się właściwie do nieprzeszkadzania.
Jedyne ostatnio zwycięstwo mniejszości nad większością to relatywnie masowe, ale na pewno masowo popierane – akcje pomocy gościom z Ukrainy. To piękny dowód na to, że nieznani, ignorowani a nieraz ośmieszani stali się nagle osobami godnymi szacunku i uwagi społeczeństwa całego cywilizowanego świata. Nie jestem przekonany, że inne mniejszości dożyją podobnej popularności i uznania. Lecz nie na tym sens mniejszości polega. Nawet, gdy służą dobrej sprawie w dobrej mierze muszą wytrwać jako mniejszość, często zagubioną, niekiedy odrzucaną, ale ciągle przypominająca tłumom, że nie tylko tłumy istnieją. W przeciwieństwie do mniejszości seksualnych, etnicznych i politycznych nie domagają się przywilejów i nie szukają rozgłosu. Nie chcą i nie potrafią zapanować nad większością. Czują się chyba dumne, że należą do mniejszości.
Podobną mniejszością, nienależącą jednakże do kategorii instytucji społecznych, ale stworzoną przez wybory estetyczne, są (zazwyczaj) młodzi miłośnicy literatury, szczególnie poezji, a ogólnie ambitnej sztuki. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była to zupełnie widoczna grupa. Niektórzy nawet podrywali na Ulissesa Joyce’a, a wieczorki poezji, jazzu i wzajemnej fraternizacji były jednocześnie elitarne i modne. Nie było ich zbyt wielu, ale nikt nie wyśmiewał śpiewających poetów, popijających literatów czy cywili recytujących miłosne wersety przed wniebowziętymi wybrankami.
Owszem zawsze więcej było kibiców, zwolenników motoryzacji oraz Czterech pancernych i psa, ale to nie oni byli przedmiotem zainteresowania ambitnej młodzieży i twórców kultury. Dziś śladowe księgarnie są pełne książek, ale niewielu kupujących, w czytelniach przemykają się nieśmiało sporadyczni czytelnicy, a w radio i telewizji dosłownie kilkoro ostatnich mohikanek i mohikanów opowiada bez przekonania o publikacjach, które przeczyta efemeryczne grono niemodnie ubranych i egzotycznych duchowo nastolatków, marzących skrycie o zaproszeniu na żużel lub dyskotekę.
Zupełnie odrębną kategorią mniejszości, która nie mieści się w żadnych systemach kwalifikacyjnych, jest mniejszość osób posiadających wyjątkowy, ponadprzeciętny talent. I nie mam tu na myśli talentu do skakania na nartach czy pochłaniania na czas hamburgerów. Nie wszyscy korzystają lub wykorzystali swój talent. Niektórzy nim obdarzenie skończyli na stosie lub w kazamatach, a niektórzy doprowadzili do podobnego końca swoich bliskich. Ludzie talentu są nawet bardziej rozproszeni, osamotnieni, nieznani lub marginalizowani niż miłośnicy poezji. Nie są mile widziani ani w potężnych instytucjach ani na wieczorkach towarzyskich. Są oczywiście przez innych wykorzystywani a nieraz nawet dobrze opłacani i nagradzani. Pod jednym warunkiem a mianowicie rezygnacji z niezależności intelektualnej i ekstrawagancji ideowych. Właściwie to nie dotyczy ich bezpośrednio podział na większość i mniejszość, gdyż jest im w zasadzie obojętne czy należą do „mniejszewików” czy „bolszewików”. Niektórzy, szczególnie po dramatycznych przeżyciach i zawodach miłosnych, skrywają swój talent/ty i zaszywają się daleko od tych, którym ich niezwykły dar miał służyć.
Oczywiście pewne mniejszości skazane są na wymarcie, na przykład dżentelmeni i damy, bywalcy koncertów symfonicznych czy miłośnicy sztuki epistolarnej. Z drugiej strony można wspomnieć o pewnej rekompensacie, czyli niespodziewanej zamianie niektórych mniejszości w większości. Dawna niszowa grupa właścicieli domowych psów i kotów urasta prawie do klasy społecznej, która powoli dyktuje zasady życia zwierząt, w tym ich najwyższego gatunku. Jeszcze niedawno letnicy stanowili egzotyczną mniejszość w miejscach rekreacji, obecnie stanowią większość. Niedługo podobny los spotka ateistów i mężczyzn noszących spódnice.
Są też, odwrotnie, dawne większości, które ku uciesze innych przestają być większością, na przykład palacze tytoniu. Ale te wdzięczne tematy spróbujemy ewentualnie omówić w następnym felietonie.
Andrzej Jaroszyński
8.05.2023
Kultura Enter
2023/02 nr 106
"Niektórzy nawet podrywali na <<Ulisssesa>>Joyce'a, a wieczorki poezji, jazzu i wzajemnej fraternizacji były jednocześnie elitarne i modne. Nie było ich zbyt wielu, ale nikt nie wyśmiewał śpiewających poetów, popijających literatów czy cywili recytujących miłosne wersety przed wniebowziętymi wybrankami".