FELIETON. Power, level i fun
Dichtung und Wahrheit
Adam Asnyk nigdy nie należał do moich ulubionych poetów, a równocześnie był chyba kiedyś najczęściej przeze mnie cytowanym. Z samego wiersza „Daremne żale, próżny trud” często, poza samym tytułem, przychodziły mi do głowy frazy: „Trzeba z żywymi naprzód iść, / Po życie sięgać nowe…” czy „Przeżytych kształtów żaden cud / Nie wróci do istnienia”. Próba popisania się znajomością Asnyka na piśmie skończyła się jednak kompromitacją. Pierwszy wers wiersza „Gdybym był młodszy, dziewczyno” przybrał u mnie kształt „Gdybym ci ja był młodszy, dziewczyno” i jakiś czujny czytelnik napisał do redakcji list, który ta opublikowała, opatrując go tytułem „Asnyk nie cijał”. Są w tym wierszu dwie niepozbawione pewnego wdzięku strofy:
Ale już jestem za stary,
Bym mógł, dzieweczko,
Zażądać serca ofiary;
Więc bawię tylko piosneczką,
Bom już za stary!
Uciekam od ciebie z dala,
Motylu złoty!
Bo duma mi nie pozwala
Cierpieć, więc pełen tęsknoty
Uciekam z dala.
Paradoks polega jednak na tym, że z bohaterem lirycznym tego utworu jako dwudziestoparolatek się utożsamiałem, dziś zaś, jeśli mnie nie pozostawia całkiem obojętnym, to tylko ze względu na jawny fałsz, zawarty w słowach „duma nie pozwala cierpieć”. Duma jako analgetyk? Wolne żarty. Ból jest jednak na czasie. Jeśli w jakimś wierszu napisałem, że lekarze wynajdywali wciąż nowe choroby, to dziś gotów jestem zupełnie bez ironii twierdzić, że producenci leków wynajdują nowe chorób odmiany. Przez siedemdziesiąt lat wystarczała mi w zupełności wiedza, że głowa czasem boli i że poza zwykłym bólem jest też jego bardziej wzniosła, kobieca i jakby arystokratyczna odmiana, zwana migreną, oraz jej chamskie antypody (excusez-moi!, łeb napierdalający na kacu). A oto teraz nagle pojawił się „napięciowy ból głowy”. Pojawił się w świetnym towarzystwie upławów, wzdęć, infekcji intymnych, halitozy (ktoś może nie wiedzieć, że mu śmierdzi z ust, więc dyskretnie i delikatnie mu o tym powiedz), żelów do higieny intymnej (on myślał, że intymne miejsca może sobie myć zwykłym żelem do kąpieli i ją bolało, a teraz to już mogą kochać się, ile wlezie). On mówi ojcu, że ona mu powiedziała, że chyba jest w ciąży, ojciec, że jak powiedziała chyba, to znaczy, że jest; dorastasz ‒ mówi mu z bezbolesną dumą (dorastanie, jak widać, polega na skutecznym zapłodnieniu) i mówi, że pieniądze trzeba mieć, teraz już także dla innych i sru, nazwa banku, który fundnął nam tę czytankę, pogadankę, skecz. I Apel smoleński na Rynku Głównym w Krakowie w 333. rocznicę zwycięstwa Jana Sobieskiego pod Wiedniem, i jakoś trochę głucho o Apelu jasnogórskim, i wszyscy jesteśmy inteligentni, i kwas haliuronowy, i travisto, i trivago i nie ma gdzie uciec, bo to jest wszędzie, nie tylko w telewizji publicznej. I naprotechnologia, czyli kontemplacja własnego śluzu z własnej pochwy, i uczysz się słów, które do niczego ci nie są potrzebne, a ponieważ pojemność pamięci jest ograniczona, nawet nie zauważysz, jak z niej znikną inne: proszę, przepraszam, dziękuję, przyzwoitość, prawdopodobieństwo, takt, empatia.
I sieczka. Wszystko jest tak samo ważne. „Joanna Krupa bez bielizny. Odważne.” „Duda składa poważną obietnicę rolnikom”. Trzęsienie ziemi i to, że komuś wysmyknął się ze stanika kawałek cycka. „Chodakowska na ślubie Rozenek wyglądała seksownie! Ale czy stosownie do okazji?” „Są nowe dowody w sprawie Smoleńska? Doktor Berczyński potwierdza”. Rąbanka. Widzieć wszystko osobno, niech nic się nie składa w całość. Na nic nie bądź przygotowany. Kiedyś mecz piłkarski poprzedzała jakaś mniej lub bardziej mądra rozmowa w studio, przerwa to był czas, żeby skonfrontować swoje wrażenia z pierwszej połowy z wrażeniami komentatora, posłuchać krótkich rozmów z piłkarzami w drodze do szatni lub w szatni. Teraz w nastrój przed meczem wprowadza blok reklamowy, przerwę wypełnia blok reklamowy, chciałbyś się wspólnie z komentatorem, ekspertami i piłkarzami pocieszyć zwycięstwem po końcowym gwizdku, hola, hola – po reklamach. Mecze tenisowe nie składają się z setów, one są pocięte na poszczególne gemy i kiedy tenisistki/tenisiści siadają na krzesełkach, ty masz oglądać reklamy albo obrazki dla gawiedzi. Czemu dobrze się oglądało siatkówkę z Rio? Bo na olimpiadzie zlikwidowano tzw. przerwy techniczne po ósmym i szesnastym punkcie i set w przekazie telewizyjnym odzyskał swą przyrodzoną integralność. Słuchało się trochę gorzej, bo w patriotycznym uniesieniu ze słownika któremuś ze sprawozdawców wypadło słowo wygrana, wypadło słowo zwycięstwo, został mu się ino triumf. Inny, relacjonujący bodaj zawody badmintonowe, mówił o „emancypacji jako zdolności przewidywania”, z czego można by wnosić, że wyzwolenie i przyznanie pełni praw to dla niego antycypacja. Po jakiego grzyba – widzą państwo, że staram się, jak mogę, nie wulgaryzować i tym samym nie brutalizować mojego języka – używać słów power i level? W dodatku tego pierwszego często w formie, od której mnie mdli: mieć powera. Co jest w angielskim słowie power, czego nie ma w polskiej mocy? Co jest w angielskim level, czego nie ma w polskim poziomie? Może fun jeszcze jakoś dałoby się obronić, bo ono jest być może tak specyficzne jak ukraińskie słowo kajf – niby zadowolenie, uciecha, frajda, przyjemność, a jak trzeba przetłumaczyć na polski to jest kłopot.
Don Vito, syn Jarka B., 1 września poszedł do szkoły. Aż mi się chce zacytować Asnyka, a właściwie go strawestować: „Ale już jestem za stary, bym musiał. Uciekam od ciebie z dala, uciekam z dala”. Cudnie jest być w wieku, gdy masz to za sobą, gdy twoje dziecko ma to za sobą, a wnuki też nie idą, bo ich nie masz. Szkoła, którą skończyłem w 1962 roku, w tym roku kończy sto lat i pod koniec września odbędzie się w niej zjazd absolwentów. „Ale już jestem za stary, bym musiał”. Jak to było w wierszu „Durham” Tony’ego Harrisona? „Uniwersytet, Katedra, Więzienie”.
Z tych, którzy mnie uczyli, żyje tylko pan od rosyjskiego. Z kolegami spotykamy się co roku w knajpie Tawerna. Tym razem już wiosną została przez kogoś innego na ten dzień zarezerwowana, więc zamówiliśmy salę w pobliskiej, która nazywa się Rejs. Bardzo dobra nazwa.
Mniej więcej czterdzieści lat temu, kiedy na poniedziałkowej odprawie dyrekcja muzeum zaapelowała, by założyć zakładowe koło Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, bo to by polepszyło wizerunek naszej instytucji u władz, popatrzyliśmy po sobie z Pawłem L., potem poszeptaliśmy i w kolejny poniedziałek zgłosiliśmy kontrpropozycję, że mianowicie najpierw powołamy w muzeum koło Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Węgierskiej, a potem się zobaczy. Węgry – kraj bratni, ja tłumaczę węgierską poezję, istnieje towarzystwo im. Józefa Bema… Dyrekcja nie pobłogosławiła naszej inicjatywie, za mało śmieszny żart ją wzięła. Minęły jakieś dwa lata, odszedłem z muzeum, a wkrótce po mnie odszedł też Paweł. Byliśmy po trzydziestce i to był ostatni moment, żeby coś zmienić w swoim życiu – ja wybrałem niepewność w teatrze pantomimy, Paweł nowe studia, reżyserię w warszawskiej PWST. (Wyreżyserował w 1983 „Noc czerwcową” Iwaszkiewicza w Teatrze na Woli, „Ławeczkę” Gelmana i „Mandat” Erdmana w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy w 1988, a potem znowu zmienił zawód i na emeryturę przeszedł jako finansista).
W latach 70. bardzo by mi odpowiadało hasło „Budapeszt w Warszawie” i tak było pewnie do początku lat 90. Potem to miasto zaczęło dla mnie tracić swój blask, szarzeć, smutnieć, brudnieć. Jeszcze przed epoką Orbana. Dziś z Pawłem pewnie koła Przyjaźni Polsko-Węgierskiej byśmy nie zakładali, skoro tę przyjaźń zadekretowano odgórnie. Jednak myślę, że ponieważ jakaś kolejna zmiana czeka polską szkołę, to może zamiast obowiązkowego kiedyś rosyjskiego wprowadzić do programu węgierski. Pociągi przyjaźni od jakiegoś czasu już jeżdżą.
Bohdan Zadura
Bohdan Zadura – poeta, prozaik, tłumacz, redaktor naczelny „Twórczości”. Laureat m.in. Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Hryhorija Skoworody za 2014 r., zaś w 2015 roku został wyróżniony Nagrodą im. C.K. Norwida.
B2B (Bohdan i Byki), czyli Bohdan Zadura na Węgrzech. Fot. Istvan Kovacs; wszystkie zdjęcia poniżej z archiwum autora
„»Joanna Krupa bez bielizny« [...] »Chodakowska na ślubie Rozenek wyglądała seksownie!«". Fot. Istvan Kovacs
„Rąbanka. Widzieć wszystko osobno, niech nic się nie składa w całość". Fot. Istvan Kovacs
Polak, Węgier, dwa... bociany. Fot. Istvan Kovacs
„... ponieważ jakaś kolejna zmiana czeka polską szkołę, to może zamiast obowiązkowego kiedyś rosyjskiego wprowadzić do programu węgierski". Fot. Istvan Kovacs