Genius loci. Dni Europy w Drohobyczu
To będzie kilka spostrzeżeń o zwykłych i niezwykłych zbiegach okoliczności, a także o splotach wydarzeń i ludzi. Wszystkie miały miejsce w Drohobyczu –
mieście liczącym obecnie 80 tysięcy mieszkańców, kiedyś przez Mariana Hemara nazwanym „półtora miasta”, bo przed wojną Polacy, Żydzi i Ukraińcy stanowili tu liczebnie mniej więcej równe grupy.
Teraz jest to miasto ukraińskie, które nie za bardzo wie, jak sobie poradzić z wielokulturową przeszłością, która wciąż trwa chociażby w architekturze, w śladach bogactwa i fantazji dawnych jego mieszkańców oraz w jakiejś, zapewne nie dla wszystkich czytelnej, aurze, być może zgoła metafizycznej. Dla dzisiejszego Drohobycza bohaterem miasta jest wielki poeta i pisarz ukraiński Iwan Franko; przyszedł na świat w niedalekiej wsi a w Drohobyczu chodził do szkoły. Jednakże Drohobycz w świecie kultury rozsławił ktoś inny, mianowicie pisarz i artysta Bruno Schulz, którego twórczość wciąż fascynuje i inspiruje, i którego los symbolizuje nadzieje i dramaty XX wieku. Trudno o frazę bardziej wyrazistą i piękniej ujmującą relacje twórca-miasto niż ta schulzowska z Republiki marzeń o domyślnym Drohobyczu: „tam gdzie mapa kraju staje się już bardzo południowa, płowa od słońca, pociemniała i spalona od pogód lata, jak gruszka dojrzała – tam leży ona, jak kot w słońcu – ta wybrana kraina, ta prowincja osobliwa, to miasto jedyne na świecie. Daremnie mówić o tym profanom!”.
Schulzowi się nie odmawia
Wbrew ciągle tu i tam rozpowszechnianym plotkom, Bruno Schulz ma się w Drohobyczu zupełnie dobrze. Po latach zapomnienia i tułaczki wraca do rodzinnego miasta. A kto mimo wszystko upiera się i twierdzi, że Drohobycz i Ukraińcy wciąż nie chcą Schulza, temu pod uwagę daję taki oto fakt. W Drohobyczu jest ulica Brunona Schulza, wprawdzie niewielka, ale w centrum, z tyłu za teatrem, vis-à-vis ulicy Szaloma Alejchema. I wprawdzie tabliczkę z nazwą ulicy zasłonięto wielką reklamą, na mapach nic jej nie zasłania. Jest! − i to od… 1992 roku, kiedy UNESCO ogłosiło Rok Brunona Schulza. Jest między innymi za sprawą Marii Galas, znanej działaczki polonijne. Piszę o tym nie bez złośliwej satysfakcji, aby przypomnieć, że w naszym pięknym Biłgoraju noblista Isaac Bashevis Singer ma swoją ulicę dopiero od 2011 roku i to po latach zaskakujących potyczek z lokalnymi pseudopatriotami.
Paradoksalnie, w pewnym sensie w Drohobyczu Bruno Schulz wygrywa nawet z Iwanem Franko! A to dlatego, że wprawdzie Franko ma wielki pomnik i wielką ulicę w centrum miasta, i na półkach księgarskich poety pod dostatkiem, nie wiedzieć czemu nie można już od lat kupić odrębnego wydania powieści Borysław się śmieje, rozgrywającej się właśnie w Drohobyczu i pobliskim naftowym Zagłębiu Borysławskim. Natomiast− wydana w 2012 roku − dylogia Schulza w przekładzie Jurija Andruchowycza, jednego z najważniejszych i najbardziej popularnych współczesnych poetów i pisarzy ukraińskich, jest dostępna. Rzecz jasna, Schulz nie walczy z Franką, przeciwnie, wydaje się, że dzięki obecności Schulza i Franko staje się, przynajmniej dla nas, bardziej ważny, współtworząc wielokulturową przestrzeń tej części Europy. Wielkie festiwale schulzowskie w Drohobyczu w widoczny sposób zmieniają miasto. Wprawdzie powoli, nie zawsze i nie dla wszystkich − ale wywołują korzystną, bywa że niełatwą i kontrowersyjną, dyskusję nad nową tożsamością miasta i jego mieszkańców.
Bruno Schulz to symbol i znak firmowy Drohobycza, a Drohobyczowi – i Schulzowi – jak to kiedyś powiedział Jurij Andruchowycz, się nie odmawia. Autorowi Sklepów cynamonowych na pewno nigdy się nie śniło, że dzięki niemu w Drohobyczu odbędą się Dni Europy − dzięki niemu, ale też dzięki samemu miastu, które coraz chętniej dyskutuje o wyzwaniach czasu. Pod tym względem Drohobycz jest modelowym przykładem w tej części Ukrainy, godnym dokładnej obserwacji.
Po co to wszystko
Dni Europy są w części wydarzeniem przygotowanym przez Ambasadę UE w Kijowie. Promują wiedzę o Unii Europejskiej i wyróżniają miasta, w których się odbywają, zwłaszcza jeśli chodzi nie o Kijów, Lwów, Iwano-Frankiwsk, lecz małą „prowincję osobliwą”. Unijny ambasador Jan Tombiński, gość specjalny imprezy, jest na wyciągnięcie ręki i rozmawia z każdym. Koordynując drohobycki program, Wiera Meniok nadała Dniom Europy formę szerokiego forum dyskusyjnego: był panel socjologiczno-historyczny z udziałem prof. Jacka Kurczewskiego, panel z duchownymi trzech konfesji religijnych Drohobycza (z udziałem lubelskiego dominikanina o. Tomasza Dostatniego), panel gospodarczy, spotkania między innymi z prof. Małgorzatą Fuszarą, pełnomocnikiem rządu RP do spraw równego traktowania, Zbigniewem Bujakiem, legendą Solidarności, z Jarosławem Godunem, byłym dyrektorem Instytutu Polskiego w Kijowie. Nie sposób wymienić wszystkich gości ani punktów programu. Wspomnę tylko o jarmarku miast partnerskich i stoisku przesiedleńców z Krymu, pod wodzą zawsze uśmiechniętego i niebywale sympatycznego Ameta Bekirova. Jednym słowem, poziom Dni Europy musiał w Drohobyczu być wysoki, a samo wydarzenie bardzo ważne, skoro na inaugurację przybył władyka Jarosław, biskup eparchii samborsko-drohobyckiej kościoła greckokatolickiego… Dobrze to wróży, Dni Europy mogą stać się wydarzeniem cyklicznym, pozycjonującym Drohobycz na mapie regionu i kraju.
Po co to wszystko? – ktoś zapyta. Odpowiedź jest jedna: aby pomagać Ukrainie i zachęcać do reform, szczególnie w zakresie samorządności i gospodarki. Dialog, który zwykle się słyszy, streścić można w prosty sposób. „Mamy wojnę” – tak najczęściej tłumaczą Ukraińcy opieszałość w reformach. „To jest na rękę Putinowi, który twierdzi, że Ukraina nie jest zdolna do reform” – odpowiadają goście z Unii i tak też powtarzał kilkakrotnie na spotkaniach Paweł Prokop, pełnomocnik prezydenta Lublina i prezes Fundacji Inicjatyw Menadżerskich. Prokop zna Ukrainę od lat i unika roli łatwego proroka w cudzym kraju. Jak mówi, trzeba „grać na ludzi i środowiska z pomysłami i projektami”, na tych, którzy coś proponują i stać się mogą przykładami dobrych praktyk, a nie tylko gadają, czekają na oferty i… pieniądze. Bo pieniądze się znajdą, jeśli pomysły będą dobre. Zbigniew Bujak, który wie o wszystkich majdanach, jakie przeszła w ostatnich latach Ukraina, apelował o porozumienie, bo bez porozumienia nie da się przeprowadzić reform. Trzeba szukać formuły, która nie dzieli i nowych podziałów nie dodaje do starych… Kwestie te są znane, ale najwyraźniej trzeba o nich stale rozmawiać. Tym bardziej że Ukraina jest w sytuacji innej niż Polska kiedyś, gdyż z jednej strony musi wypracować nową tożsamość narodową, ale potrzebuje też tożsamości „unijnej”. Sceptycy mogą uważać rozważanie problemów globalnych akurat w Drohobyczu za stanowczo przesadne, skoro miasto od paru ładnych lat właściwie nie ma mera: nowo wybranych włodarzy zmusza się do dymisji, ci odwołują się do sądu, wracają, ponownie są usuwani i tak w kółko. No tak, ale o dziwo w ostatnich dwóch latach wyremontowano część dróg a ostatnio nawet załatano miejsca na placu przed ratuszem, które na asfalt czekały bodaj od czterech lat.
Długa droga do Europy
Tymczasem na drohobyckim uniwersytecie, który obok Rady Miasta i Konsulatu Generalnego RP we Lwowie był organizatorem Dni Europy, trwały zajęcia dla studentów podyplomowych studiów polonistycznych. Kilkanaście osób z całej Ukrainy, przede wszystkim nauczyciele, pragnie zdobyć dyplom polonisty. W gronie tym był W., Ukrainiec mieszkający w jednym z wielkich miast zajętych przez separatystów, młody mężczyzna, spokojny i zrównoważony. Aby przyjechać na sesję akademicką do Drohobycza, spędził w podróży… cztery dni. Jechał przez Rosję i Białoruś. Na Ukrainę wjechać bezpośrednio nie mógł, bo nie działa system internetowych wniosków
o przepustki, wprowadzony przez władze Ukrainy. Zresztą i tak co jakiś czas wybuchają walki, więc wojskowy kordon ochronny wokół separatystycznych republik jest wtedy przez Ukraińców uszczelniany. Tak samo podróżują nie tylko studenci. Podobnie ludzie jeżdżą do pracy lub w interesach, albo jadą sprawdzić pozostawione domy. Ktoś dba o to – i na tym zarabia – żeby mogli jednak na Ukrainę wjechać. Za podróż na kilkudniową sesję uniwersytecką W. zapłacił prawie połowę średniej miesięcznej płacy. Opowiadał o tym ładną poprawną polszczyzną, bez emocji i nikomu nie stawiał zarzutów.
Grzegorz Józefczuk
Materiały wideo
Tatarska rodzina uchodźców z Krymu w Drohobyczu, 2015. Fot. Krzysztof Konieczny
Słońce i młodość - Europa w Drohobyczu, 2015. Fot. Grzegorz Józefczuk
Biało-czerwona po raz pierwszy od dawna na drohobyckim ratuszu. Fot. Grzegorz Józefczuk
I jak tu nie kochać Drohobycza. Fot. Grzegorz Józefczuk
Herb Drohobycza. Polakom miasto kojarzy się z Brunonem Schulzem, Ukraińcom częściej ze złożami ropy naftowej, a w herbie beczki na sól, gdyż zaczynem miasta były złoża soli. Fot. [za: Wikipedia]