GŁOS KOBIET. Nadziejka
Ustya Stefanczuk
Z języka ukraińskiego przełożyła Diana Popyk
Fragment książki O czym ona milczy ukraińskiego wydania zbiorowego „Creative Women Publishing”. Historie oparte na faktach powstawały w ramach procesu terapeutycznego i wzajemnego kobiecego wsparcia. „Creative Women Publishing” jest zarejestrowane od 2022r. jako pierwsze oficjalnie feministyczne wydawnictwo w Ukrainie.
Dzisiaj przeczytałam wszystko i w międzyczasie odkryłam dla siebie, że w tak wspaniałym praworządnym państwie jak Niemcy jeszcze 20 lat temu zmuszanie do współżycia seksualnego w małżeństwie uznawano za gwałt – przestępstwo zagrożone odpowiedzialnością karną. Czego możemy się spodziewać po naszej zapomnianej przez Boga części świata, za zamkniętymi drzwiami, za którymi dzieją się straszne rzeczy? Chociaż czytelnicy może zgłoszą sprzeciw i zauważą, że nasze „zamknięty drzwi” nie są wyjątkowe. I prawdopodobnie będą mieli rację. Zawsze jednak wydawało mi się, że Europa Wschodnia dla reszty kontynentu (i dla mnie) wcale nie jest Europą. Co więcej, wśród rodziny europejskiej przedstawiciele krajów poradzieckiej strefy nadal uważni są za barbarzyńców. A w kontekście sytuacji przemocy domowej, odpowiedzialności prawnej (lub jej braku) za gwałt, i w ogóle codziennej legitymizacji najróżniejszych form poniżania kobiet w Ukrainie, takie przeświadczenie znajduje bardzo konkretne podłoże. […] A co z dyskryminacją, lepkimi komplementami i nie mniej lepkimi targnięciami na twoje ciało ze strony kolegów z klasy, profesorów i kolegów, bez możliwości złożenia skargi i szukania sprawiedliwości? Więc niczego nie oczekujesz, dorastając w przekonaniu, że tak wiele mieści się w dopuszczalnych granicach. Dostosowujesz się, zaczynasz śmiać się do siebie z obraźliwych dowcipów, aż w końcu tracisz zdolność oceny, słyszenia własnego głosu. Tak jest łatwiej. Tak naprawdę ta historia, którą chcę opowiedzieć, nie jest tylko moim doświadczeniem. Chociaż takie wspomnienia chowamy gdzieś najgłębiej. Upubliczniłam tę historię kilka lat temu, kiedy ruszyła inicjatywa „Nie boje się powiedzieć”. Pod moim postem ktoś napisał, że jestem napalona. Przestraszyłam się, post usunęłam. […]
W pewnym momencie przestałam jeździć do babci na wakacje. Już dawno temu odłożyłam ten okres mojego życia do osobnej szuflady i długo do niej nie zaglądałam. W czasach mojego nastoletniego dzieciństwa miałam przyjaciółkę – na imię miała Nadziejka. Wspaniała, wesoła dziewczynka. Matka piła na bazarze, a ojciec jej widniał na jednym z kolorowych zdjęć w piśmie Świadków Jehowy, które Nadziejka nam pokazywała.
Z oczywistych powodów moja przyjaciółka wraz ze wszystkimi jej młodszymi braćmi i siostrami wychowywała się w szkole z internatem w pobliżu mojego domu. Tam też, na sąsiedniej ulicy, znajdowała się stara chata, którą jej rodzina nazywała domem i do której matka co wieczór przyprowadzała „gości”. W naszym sowieckim dzieciństwie główną rozrywką były książki o przygodach i Indianach – Fenimore Cooper, Maine Reed, Seton-Thomson (jego Mali dzikusy były naszą ulubioną książką z Nadziejką, wszystkie jej części znałyśmy na pamięć). Stamtąd czerpaliśmy pomysły na temat dalekich światów i inspiracje do fabuły naszych gier. Zawsze największe wrażenia robili na nas Indianie ze swoimi zwycięskimi i tajemniczymi przywódcami. Uciekałyśmy często razem z Nadią z internatu, żeby potrząsać jabłonie wokół secesyjnych austriackich posiadłości naszej okolicy lub żeby dobrze się bawić, obserwując, jak blade twarze atakują pociąg. Zabierała mi też książki z biblioteki, czytając w każdej wolnej od zabaw chwili. Lubiliśmy udawać, że jesteśmy kimś w rodzaju indiańskich mścicieli i naprawdę nie rozumiałam, dlaczego moja przyjaciółka ciągle proponowała uratowanie dziewcząt z internatu.
A pewnego razu Nadziejka – miałyśmy około 11 lat – przyszła do mnie do domu się upić. Długo naciskała dzwonek do drzwi. Otworzyłam i od razu od pierwszych słów dyskretnie zakryłam jej usta, żeby babcia nie usłyszała, o czym mówimy. Weszłyśmy na strych. Nadia płakała. Mówiła urywanymi zdaniami, nie mogłam jej zrozumieć. Poczułam zawstydzenie i dyskomfort. Kiedy się uspokoiła, opowiadała, że starsi chłopcy na siłę penetrowali ją „tam” lub popychali różnymi przedmiotami. Opisała to szczegółowo. Nauczyła się nie odczuwać bólu. Mocno zamykała oczy i udawała, że jej nie ma. Nadziejka ciągle mnie pytała: jeśli nie miała jeszcze okresu, to czy jest możliwe, że zajdzie w ciąże? A jeśli zostanie zgwałcona (nie znałyśmy wówczas słowa „gwałt”) przez kilku chłopców, jak będzie wyglądało dziecko? Nie widziałam, co odpowiedzieć, więc wybiegałam pod pretekstem zabawy lalką Barbie. […]
Przez pewien czas Nadziejka mieszkała z nami. Byłam szczęśliwa. Spędzaliśmy czas na grach i zabawach, po całodziennej bieganinie obowiązkowe rozmowy przed snem. Nie chciałam opuszczać tego szczęśliwego czasu. Wtedy, widząc nas, można było nawet pomyśleć, że jesteśmy zwyczajnymi nastolatkami.
Rozpoczął się rok szkolny. Nadia wróciła do internatu, a ja wyjechałam do drugiej babci na końcu miasta, bo tam chodziłam do szkoły. Prawie zapomniałam, co się stało. Bardzo starałam się zapomnieć. Chociaż czasami, zostając sama w domu, okaleczałam się: na przykład szturchałam brzuch małymi nożyczkami do manicure, aż pojawiły się maleńkie czerwone plamki krwi. Nie pamiętam, czy to miało związek z letnimi wydarzeniami. Chciałam po prostu wiedzieć, ile bólu mogę znieść, jakby co…
Przez dłuższy czas wakacje spędzałam gdzie indziej. Naprawdę nie wiem, czy to był zbieg okoliczności, czy była to świadoma decyzja mojej mamy. Tęskniłam za Nadziejką, ale z czasem zapomniałam o niej, pochłonięta wydarzeniami szkoły i nowymi przyjaciółmi. Moi rodzice rozwiedli się, a mieszkanie mojej babci, w którym wszyscy mieszkaliśmy, i w którym Nadziejka i ja spędziliśmy najszczęśliwsze tygodnie naszego życia, zostało sprzedane.
Dopiero kilka lat później dowiedziałam się, że pewnego wiosennego wieczoru Nadziejka powiesiła się na jednej z tych jabłoni, z których strząsałyśmy owoce. Dla mnie zawsze będzie miała 12 lat.
Całkiem niedawno wróciłam na naszą starą ulicę. Spotkałam kilku starych znajomych. Nikt nie pamiętał tej historii. Jest nam łatwiej, kiedy zapominamy, musimy zapominać. Po prostu nie miałam szczęścia, żeby tego nie pamiętać.
Ustya Stefanczuk
Kultura Enter 2024/02
nr 109