HISTORIA. Rewolucja październikowa i Cwietajewa
Marina Iwanowna Cwietajewa
(…) W mieszkaniu przy Borisoglebskim pierieułku Cwietajewa lubiła rozmyślać o swojej imienniczce, która jako Czeszka z pochodzenia, córka polskiego już magnata i żona moskiewskiego władcy, mogła uosabiać modną wówczas w Rosji ideę panslawizmu. Dumała o znaczeniu kobiet w literaturze czy historii i pisała tam swoje najpiękniejsze wiersze. Nie wiedziała, że 70 lat wcześniej po drugiej stronie ulicy, w budynku, w którym założono potem przytułek dla nieuleczalnie chorych, więc niemal po sąsiedzku, mieszkał jej dziadek Łuka (Łukasz) Biernacki. Zruszczony Polak, który dożył 94 lat, był wiernym sługą kolejnych carów — Aleksandra I panującego od 1801 do 1825 r., jego brata Mikołaja I (1825–1855) i syna tego ostatniego, Aleksandra II (1855–1881). Imperatorzy sowicie go nagradzali, a w dokumentach odkrytych przez Jekatierinę Łubiannikową, badaczkę spuścizny Cwietajewej, widnieje taka oto niedługa notatka dotycząca dziadka poetki: Po zdobyciu przez wojska rosyjskie Warszawy, na rozkaz dowódcy armii z dnia 15 października 1831 roku mianowany został zarządcą powołanej w Warszawie, przy Sztabie Głównym i kancelarii Jego Cesarskiej Wysokości, komisji czasowej do zbadania i uporządkowania spraw po zamieszkach wywołanych przez buntowników. W randze tej służył aż do zamknięcia komisji, czyli do dnia 25 września 1832 roku. Za doskonałą i oddaną służbę dla Jego Cesarskiej Wysokości i niewzruszoną wierność podczas niewoli u polskich buntowników, w dniu 25 marca 1832 roku z woli Najmiłościwszego wypłacono mu jednorazowo sumę 5700 rubli.
Niedokończone zdawałoby się historie kontynuowane po dziesiątkach lat czy nawet wiekach, w których uczestniczą podobne do siebie postaci, Emanuelis Levinas zwykł nazywać intrygą. Ten urodzony w 1906 r. w Kownie litewski Żyd, który potem stał się francuskim filozofem, pewnie dostrzegłby przejaw takiej intrygi snującej się wokół postaci Mariny Cwietajewej. Czyż nie mieszkała blisko kamienicy, gdzie niegdyś żył jej polski dziadek, i nie marzyła o niezwykłej Marynie Mniszchównie, której losy i odwaga robiły na niej takie wrażenie? Czy z niemałą domieszką polskiej krwi płynącej w jej żyłach mogłaby po trzech wiekach stać się uosobieniem mitu Mniszchówny?
DOMOWE MARZENIA, RODZINNE HISTORIE
W życiu Cwietajewej wyjątkową rolę odgrywały domy. Ten, w którym się urodziła 26 września 1892 r. i w którym spędziła pierwsze 20 lat życia, opisała jej starsza siostra Waleria w książce Zapiski. Wospominanija (Notatki. Wspomnienia). Rodzinne gniazdo znajdowało się w samym centrum Moskwy, przy Triechprudnym pierieułku 8, i zlepione było z szeregiem innych zabudowań. W głównym budynku, w którym mieszkali: filolog i historyk sztuki profesor Iwan Cwietajew, jego żona Maria (z domu Meyn), córki Waleria, Marina i Anastazja oraz syn Andriusza, było 11 pokoi. Waleria tak opisała wnętrza: Skrzydło paradne miało przedsionek w białe i niebieskie paski, ciemne stopnie wiodły ku ciężkim drzwiom z miedzianą rączką starego dzwonka-kołatki. W środku do lepszych pokoi należały wysoki biały salon z pięcioma dużymi oknami i znajdujący się obok niego cały pomalowany na ciemnoczerwono pokój gościnny. Dalej gabinet ojca z dużym, ciężkim stołem do pisania, dużym tapczanem i regałami na książki przy ścianach. Z tyłu za domem rozciągał się sad z budynkami gospodarczymi, wśród których była niewielka powozownia oraz siedmiopokojowa oficyna wynajmowana rodzinie kupieckiej. Handlarze ci mieli kury oraz krowę. Rankiem trąbił pastuch i pędził stado ku Twerskiej Zastawie, do parku Pietrowskiego. Najwyraźniej nie tylko lokatorzy Cwietajewów trzymali bydło w samym środku jednej z dwóch ówczesnych stolic imperium Romanowów. Najzwyczajniejszy w świecie pastuch odbierał zwierzęta od właścicieli i prowadził je na pastwisko znajdujące się nieopodal miejsca, gdzie w latach 30. XX w. wybudowano dworzec kolejowy, a okalający go plac przemianowano z Twerskiej Zastawy na Płoszczad’ Biełoruskogo Wokzała, czyli plac Dworca Białoruskiego. Tamtej sielskiej atmosfery próżno byłoby szukać za drzwiami mieszkania przy Triechprudnym pierieułku 8, w którym błąkały się duchy sztuki i filozofii. Ideé fixe profesora Cwietajewa polegała na utworzeniu muzeum malarstwa i rzeźby, a jego małe jeszcze dzieci sądziły początkowo, że wymarzona instytucja, którą ojciec obmyślił i zaplanował do najdrobniejszych szczegółów, jest żywą istotą — tyle uwagi jej poświęcał.
Po latach, gdy muzeum otworzyło podwoje, Marina zwykła je nazywać „gigantycznym młodszym bratem”.
Ale to nie ojciec, lecz matka, dama o polskich i niemieckich korzeniach, łączyła tę rodzinę z kulturą Zachodu. Jej ojciec, Aleksandr Meyn, Niemiec z pochodzenia, wykładowca akademicki oraz tłumacz, zaszczepił w córce zamiłowanie do filozofii Georga Hegla i Immanuela Kanta oraz wielkich pisarzy i poetów epoki romantyzmu. Maria Mayn przekazała swoje pasje dzieciom. Po latach, w liście pisanym 8 kwietnia 1914 r., Marina zwierzy się filozofowi Wasilijowi Rozanowowi: Matka, pianistka, była człowiekiem niezwykle uczuciowym, entuzjastką muzyki i niemieckiej poezji (Goethe, Schiller, Heine).
Rusycysta Jan Orłowski, który przeanalizował autobiograficzną i epistolarną twórczość Cwietajewej, znalazł fragmenty jeszcze wyraźniej potwierdzające jej zanurzenie w kulturze niemieckiej. W kolejnym liście do Rozanowa, pisząc o swoim dzieciństwie, poetka wspominała, że duch, w jakim została wychowana, jest w całości germański. Z kolei w dzienniku powstającym w 1919 r. zanotowała: Jest we mnie wiele dusz. Ta najważniejsza — niemiecka. Jakże współgra to ze słowami Fiodora Dostojewskiego z jego mowy wygłoszonej w 1880 r. z okazji odsłonięcia pomnika Aleksandra Puszkina w Petersburgu i wielokrotnie przywoływanej w rosyjskim kręgu kulturowym: „Uwrażliwienie na świat i umiejętność całkowitego przeistaczania się w geniuszy obcych nacji, przeistaczanie się prawie doskonałe […] to absolutnie rosyjska zdolność narodowa”.
Cwietajewa związana była także z polską kulturą. Maria Meyn, w połowie Niemka, a w połowie, za sprawą swojej matki Marii Biernackiej, Polka, wniosła do domu kult Chopina. Sama grała doskonale na fortepianie, najchętniej właśnie utwory naszego największego kompozytora. Jego prostsze rzeczy: niektóre mazurki, polonezy, nokturny czy walce ćwiczyły także córki, które po latach wspominały długie, wypełnione żmudnymi repetycjami godziny spędzone przy fortepianie.
Powiązania z kulturą polską, choć nie tak dobitnie wyrażane przez poetkę jak w przypadku kultury niemieckiej, towarzyszyły jej — twierdzi literaturoznawczyni Elena Janchuk — tak w świadomości, jak i twórczości. W jednej z ankiet, które poetka wypełniała, będąc już na emigracji, w rubryce poświęconej rodzicom napisała: Matka jest polskiej krwi książęcej, była uczennicą [Nikołaja] Rubinsteina i osobą nadzwyczaj uzdolnioną muzycznie. Wcześnie zmarła. […] Najgłówniejsze wpływy matki [na mnie] to muzyka, przyroda, wiersze, Niemcy, słabość do Żydów, [zasada] jeden przeciwko wszystkim, heroica. Bardziej ukryty, ale nie mniej mocny jest wpływ ojca: namiętny stosunek do pracy, odrzucenie karierowiczostwa, prostota, oderwanie od ziemi. Wspólny wpływ ojca i matki to zamiłowanie do spartańskiego trybu życia. Dwa lejtmotywy w jednym domu: Muzyka i Muzeum. Powietrze w domu było nie burżuazyjne, nie inteligenckie, tylko rycerskie. Życie według najwyższych zasad.
Na równi z odniesieniami do wielkiej kultury intrygowały Cwietajewą losy kobiet wywodzących się z rodziny matki. Zgodnie z domową legendą babka, Maria Biernacka, wyszła za mąż za mężczyznę, którego nie kochała, a prababka, Marianna hrabina Ledóchowska, zmarła tragicznie w wieku 24 lat, zostawiwszy siedmioro dzieci. Marina była przekonana, że także biografia prababki kryje historię nieszczęśliwej miłości. Ponadto poetka była spokrewniona z późniejszą świętą katolicką Urszulą Ledóchowską (1865–1939), ale nie ma pewności, czy wiedziała o istnieniu i działalności starszej od siebie o 27 lat dalekiej ciotki. Być może tak, skoro założycielka zgromadzenia urszulanek szarych od 1907 r. do wybuchu pierwszej wojny światowej mieszkała w Rosji i prowadziła w Petersburgu działalność misyjną i edukacyjną. (…)
REWOLUCJA
— Dokąd!?
— Tam strzelają!
— Przecież nie macie broni!
— Całą noc biegam tam, gdzie strzelają.
— Po co?
— Nie wiem! Biegnijmy!
Pawieł Fokin przywołał ten dialog w książce biograficznej Majakowskij biez glanca (Majakowski bez pomady). Wymiana tych zdań odbyła się najpewniej rano 26 października 1917 r. w Moskwie. Człowiekiem chcącym szukać miejsca strzelaniny był Władimir Majakowski, a jego rozmówcą znany później poeta i pisarz Aleksandr Tichonow. Tamtego dnia moskwianie wylegli na ulice i „zachowywali się jak w gorączce”, a choć wydarzenia nie były aż tak dramatyczne jak w Piotrogrodzie, to wyczuwało się narastający niepokój i widać było też coraz większy chaos.
Atmosfera ta udzielała się wielu moskiewskim rodzinom zmęczonym trwającą trzeci rok wojną. Większość mężczyzn trafiła na front, pozostawiając na miejscu kobiety muszące samodzielnie zatroszczyć się o siebie, dzieci, starych rodziców.
Sytuacja rodziny Cwietajewej była pewnie gorsza niż los wielu innych moskwian. Ariadna miała dopiero pięć lat, a jej lubujący się w cygańskim trybie życia rodzice musieli jakoś zapewnić dziewczynce normalne dzieciństwo.
Nie żyli już teściowie Mariny, nie mogła więc liczyć na ich hojne wsparcie finansowe, a oprócz niewielkich wynagrodzeń za przekłady nie posiadała stałych dochodów. Efron wstąpił do szkoły podchorążych, gdzie wypłacano mu skromny żołd, który kawalerowi dawał pewną niezależność, ale w żadnym wypadku nie pozwalał na utrzymanie rodziny. Poetka tymczasem nie chciała rezygnować z wygód, więc wyprzedawała skarby rodowe. Żyli z dnia na dzień, ale warunki i tak stawały się coraz trudniejsze, bo precjozów z mieszkania przy Triechprudnym pierieułku 8 ubywało, a że wojna zdawała się nie mieć końca, to i nabywcy byli coraz mniej skorzy do ich kupowania.
Niemniej do roku 1917 nastrój Cwietajewej nie był najgorszy — odnosiła sukcesy literackie oraz miłosne. Efron pogodził się z poligamiczną naturą żony, choć niezwykle boleśnie przeżywał jej związek z Sofią Parnok. Kochanka nie należała do pierwszej ligi rosyjskich poetów, za to wyróżniała się niezwykłą urodą. Dystyngowana, o klasycznych rysach twarzy, wyrazistych oczach i pełnych ustach, stanowiła obiekt westchnień wielu mężczyzn w Moskwie, a jej romans z cenioną, a przy tym zamężną poetką okazał się wydarzeniem towarzyskim sezonu. Nieszczęsny
Efron stał się natomiast obiektem niewybrednych drwin i szukał ukojenia jako pielęgniarz (tzw. brat miłosierdzia) w pociągu sanitarnym, którym przez kilka miesięcy przemierzał tyły frontu.
Wojna zaczęła im się dawać mocno we znaki na początku 1917 r. Poetka, która — jak pisze Szwiejcer — obserwowała straszliwy konflikt oczyma prostej żołnierki [żony żołnierza], bez patosu i wielkich słów, została zmuszona do przeorganizowania dotychczasowego życia. Efron powrócił na łono rodziny i był u granic wytrzymałości. U progu rewolucji lutowej odesłano go do Peterhofu nieopodal stolicy, a później do Niżnego Nowogrodu, gdzie znajdowała się „przygotowalnia” dla żołnierzy wysyłanych potem na front. Dopiero wtedy Marina zdała sobie sprawę, jak mocno jest związana z mężem. Była w ciąży, zamknęła się w ukochanym mieszkaniu i z ukrycia obserwowała nadchodzące wydarzenia.
Po rewolucji lutowej także w jej pierieułku pojawili się na chwilę bolszewicy. W liryku noszącym datę 2 marca 1917 r. i zaczynającym się od słów „Nad cerkiewką — błękitne obłoki” zapisała:
Idą — w kolorach popiołu i piasku —
Rewolucji wojska.
[…]
Nie ma twarzy u nich, nie ma imion, —
Pieśni nie ma!
Wytykanie niestosownego wyglądu i zachowania żołnierzom rewolucji mogłoby wydać się śmieszne i łatwo można by zarzucić poetce pięknoduchostwo, jednak Szwiejcer wskazuje na głębsze znaczenie pieśni w twórczości Cwietajewej. Zestawia to pojęcie z propagowaną przez znakomitego (nieco starszego od Mariny) poetę Aleksandra Błoka „muzyką świata”, czyli harmonią wydarzeń rozgrywających się według prawideł boskich. W takim ujęciu niepozorny może liryk Mariny brzmi jak dogłębna krytyka bolszewickich poczynań.
Trzynastego kwietnia 1917 r. „dziejąca się” historia zeszła na dalszy plan, oddając pierwszeństwo narodzinom drugiego dziecka, jednak radość szybko przeistoczyła się w rozczarowanie. Poetka powiła bowiem nie tak bardzo wyczekiwanego syna, lecz drugą córkę, która otrzymała imię Irina. Od tej chwili jej samopoczucie stopniowo się pogarszało, choć nie znalazło to odbicia w powstających wówczas wierszach. Podjęła temat Stieńki Razina, dońskiego kozaka, który w latach 1665–1671 stał na czele powstania przeciw władzy carskiej. Poemat miał opiewać walkę z samodzierżawiem, jednak Cwietajewa nie miała wielu sposobności do pisania, bo do codziennych obowiązków doszło zajmowanie się noworodkiem i pięcioletnią córką oraz wspieranie młodszej siostry, Anastazji, która straciła męża i malutkiego synka. Zachował się list Mariny, w którym pisała rozpaczającej po tej stracie siostrze: „Musisz żyć”.
Nieoczekiwanie na początku lata w Moskwie pojawił się Efron, który został tam odesłany dla podreperowania zdrowia przed ostatecznym wyruszeniem na front. Tymczasem po Piotrogrodzie czy Moskwie krążyło już widmo kolejnej rewolucji, a jednym z jej zwiastunów stały się braki w aprowizacji. Z tego powodu Cwietajewa postanowiła pojechać
z dziećmi do Koktebela, bo na Krymie wciąż panował względny dobrobyt. Na miejscu mogła obserwować, jak bolszewicy organizują rady robotnicze i żołnierskie stające się alternatywą dla administracji Rządu Tymczasowego. Kiedy jedna z tych rad ogłosiła nacjonalizację krymskich winnic i spowodowała odebranie dużej ich części właścicielom, Cwietajewa miała okazję być świadkiem plądrowania przez motłoch piwnic z kilkudziesięcioletnim winem. Grabieży towarzyszyły pijatyki, wino płynęło po ziemi strumieniami, w których nurzało się ptactwo. Opite alkoholem
ptaki wznosiły się w górę i spadały martwe na ziemię. Marina dobrze zapamiętała ten przerażający widok. Uznała go za złowróżbny prognostyk nadciągających zmian.
Informacje o październikowym puczu bolszewików docierały na
Krym z opóźnieniem, były dość fragmentaryczne, ale zawierały wystarczającą dawkę grozy, by Cwietajewa zdecydowała się wrócić do Moskwy.
Wiedziała, że Efron w stopniu chorążego został wcielony do 56 Pułku mającego ochraniać budynki użyteczności publicznej oraz Kreml, i obawiała się o jego życie. Na miejsce dotarła na przełomie października i listopada
1917 r., kiedy walki właśnie ustały, a bolszewicy kontrolowali już miasto. W domu przy Borisoglebskim pierieułku 6 zastała męża, który porzuciwszy mundur i broń, przebrany za robotnika szykował się
do ucieczki. (….)
Fragment książki Marty Panas-Goworska i Andrzej Goworskiego Naznaczeni przez rewolucję bolszewików.
Marta Panas-Goworska i Andrzej Goworski to autorzy dwóch publikacji i wielu artykułów dotyczących życia w Związku Radzieckim. Poprzez swój eseistyczno-gawędowy styl starają się odtwarzać zaginione światy w sposób przystępny dla czytelnika. Ich książka Naukowcy spod czerwonej gwiazdy otrzymała Nagrodę Internautów w konkursie Mądra Książka Roku 2016.