Iłowajski kocioł
Iłowajsk to miasto położone 25 kilometrów na wschód od Doniecka. W lecie 2014 roku pod Iłowajskiem ukraińskie bataliony ochotnicze zostały otoczone przez formacje wojskowe Dońskiej Republiki Ludowej (DRL) oraz regularne oddziały Federacji Rosyjskiej (FR) i poniosły poważne straty. Wydarzenia są jedną z najbardziej tragicznych kart w nieogłoszonej dotychczas wojnie na wschodzie Ukrainy.
Ofensywa ATO
Iłowajsk ma duże znaczenie strategiczne, gdyż przejęcie nad nim kontroli pozwoliłoby armii ukraińskiej zablokować separatystów w ich prowizorycznej stolicy i odciąć od dostaw. Dlatego 18 sierpnia 2014 roku wojska ukraińskiej operacji antyterrorystycznej (ATO), w tym grupy bojowe batalionów ochotniczych Dnipro-1 i Donbas, rozpoczęły ofensywę i po gwałtownym ataku przejęły kontrolę nad większą częścią miasta. Zepchnięto oddziały separatystów do północnych przedmieść, nie udało się jednak rozwinąć ofensywy. Nieprzyjaciel szybko ściągnął posiłki. Od 23 do 24 sierpnia przez granicę ukraińsko-rosyjską − od dawna nie kontrolowaną przez Kijów na tym odcinku − weszły regularne jednostki wojskowe FR, wspomagane przez czołgi, artylerię i wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe. Niezbitym dowodem na obecność rosyjskich żołnierzy jest czołg Т-72B3, który znajduje się na wyposażeniu tylko armii rosyjskiej, zdobyty przez siły ATO pod Iłowajskiem.
Po przeciwnej stronie
Jak wspominają żołnierze, którzy przeżyli walki, po przeciwnej stronie walczyły bataliony brygad desantowych, desantowo-szturmowych i zmechanizowanych, zaś dwie rosyjskie dywizje, pskowska i kurska, otoczyły Iłowajsk podwójnym pierścieniem. Bez przerwy ostrzeliwano pozycje ukraińskie z moździerzy i pociskami rakietowymi Grad, starano się odciąć ukraińskich żołnierzy od źródeł zaopatrzenia i szlaków dostaw. Dziennikarz Rostysław Szaposznykow spędził w „kotle” cały tydzień i widział, jak do miasta, specjalnie się nie kryjąc, wkraczały formacje rosyjskie. O wszystkim opowiedział w swoim wideoblogu w programie telewizyjnym „Tajne materiały” − już po uwolnieniu z niewoli, do której trafił razem z żołnierzami walczącymi w Iłowajsku.
Armia cywilów
Eksperci wojskowi podkreślają, że to mała liczebność batalionów ukraińskich, które na domiar złego w dużym stopniu (70−90%) składały się z „cywilów” – czyli niedawno przyjętych do wojska historyków, nauczycieli, menadżerów biurowych – zadecydowała o nieskuteczności ofensywy.
Mimo dysproporcji sił pod Iłowajskiem rozbito oddziały 31. Brygady Desantowo-Szturmowej i 98. Brygady Powietrznodesantowej, a niektórych żołnierzy z tych jednostek schwytano. Żołnierze 51. Brygady Zmechanizowanej z Wołynia zneutralizowali bojowy wóz piechoty razem z dziesięcioosobowym oddziałem desantowców. O tych ostatnich rzecznik prasowy ATO Ołeksij Dmytraszkiwski mówił, że są przesłuchiwani, składają zeznania i „sami przyznają, że są Rosjanami”.
W kotle
Kiedy 29 sierpnia bataliony ochotnicze podjęły próbę wyrwania się z okrążenia, wpadły w zasadzkę i zmuszone były do wycofania się na pozycje wyjściowe. Jak donosiły później media, 30 sierpnia dowódca batalionu Donbas Semen Semenczenko, obecny deputowany Rady Najwyższej Ukrainy, rozmawiał z prezydentem Ukrainy o sytuacji. Ponoć umówiono się na najwyższym szczeblu co do utworzenia korytarza do wyprowadzenia sił operacji antyterrorystycznej z bronią i sztandarami. Ponadto miała się odbyć wymiana jeńców: ukraińskich żołnierzy w niewoli separatystów na rosyjskich desantowców, którzy − jak twierdził w jednym z wywiadów Władimir Putin − „zabłądzili” podczas manewrów przy granicy.
W nocy 29 sierpnia prezydent Rosji zaapelował do dowództwa wojsk separatystów o otwarcie humanitarnego korytarza dla otoczonych Ukraińców, oni zaś oświadczyli, że są gotowi tę prośbę spełnić.
Rzeź
Mimo to wyjście żołnierzy ukraińskich z okrążenia zamieniło się w rzeź. Ich kolumna znalazła się pod celnym ostrzałem, prowadzonym z wcześniej przyjętych dogodnych pozycji. Dziennikarz Rostysław Szaposznykow, który siedział w wozie opancerzonym i dzięki temu przeżył, wspomina: „Jedziemy, a tu na polu stoi sprzęt. Ciężki sprzęt, moździerze i armaty. Strzelali do nas jak na strzelnicy. To nie był uzgodniony odwrót, to było rozstrzelanie”.
Borys Fiłatow, wówczas członek najwyższych władz dniepropietrowskiego obwodu, który opiekował się batalionami ochotniczymi, podkreślał: „Rosjanie dali oficerskie słowo, że wypuszczą żołnierzy. Ale zaczęli strzelać. […] W naszej kolumnie były dziesiątki rannych jeńców, w tym rosyjskich desantowców. Ich też nie oszczędzili”. Doradca ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko podał ich nazwiska, poinformował też, iż byli to wojskowi z brygady desantowo-szturmowej z Uljanowska. Zostali ostrzelani w kolumnie i wielu zginęło.
Po bitwie
W pierwszych dniach po tragedii media donosiły, że w walkach o Iłowajsk zginęło około tysiąca ukraińskich żołnierzy. W tym czasie Petro Poroszenko apelował, żeby nie wierzyć w te informacje. Nazywał je kłamstwem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Na szczęście, ta straszna liczba nie została potwierdzona. Niemniej jednak wciąż możemy mówić o wyjątkowej tragedii. Według informacji ujawnionych w kwietniu tego roku przez naczelnego prokuratora wojskowego Anatolija Matiosa, zastępcę Prokuratora Generalnego, pod Iłowajskiem zginęło 459 osób, a 478 zostało rannych. Zniszczono także sprzęt wojskowy o łącznej wartości 70 mln hrywien.
Ofiary
Rozkaz o zaprzestaniu ognia nie zakończył dramatu. Przez cały wrzesień i październik grupy wolontariuszy przewoziły ciała zabitych z terytorium kontrolowanego przez DRL do kostnic w Zaporożu i Dniepropietrowsku. Do dziś nie wszystkie szczątki zidentyfikowano. Na przedmieściu Dniepropietrowska założono Cmentarz Krasnopolski, gdzie chowa się ofiary. Na wielu grobach wciąż widnieją tabliczki z napisem: „Nieznany bohater Ukrainy” − zamiast nazwiska.
W internecie można znaleźć przynajmniej dwie strony internetowei , na których skrupulatnie notuje się wszystkie dane o każdym poległym żołnierzu. Rejestry ofiar prowadzą grupy wolontariuszy. Ich dane pokrywają się z informacjami Ministerstwa Obrony Ukrainy, któremu trudno byłoby dziś utajnić gorzką statystykę.
Świadkowie twierdzą, że wielu żołnierzy dałoby się uratować, gdyby sanitariusze mieli odpowiednie leki oraz gdyby możliwy był szybki transport rannych. Dowodzi tego przykład lekarza wojskowego Wsewołoda Steblika, który samochodem z flagą Czerwonego Krzyża wywiózł spod Iłowajska prawie 90 rannych, z których większość przeżyła. Steblik przewoził chłopaków nawet na masce samochodu. Uhonorowano go potem tytułem Ludowego Bohatera Ukrainy. Podobnie wyróżniono nauczyciela wychowania fizycznego z Hadziacza Wołodymyra Donosa, który przez cztery doby przeleżał z oderwaną stopą wśród martwych ciał swoich towarzyszy. Przez ten czas sam zmieniał sobie opatrunki, żywił się owadami i dżdżownicami, a żeby nie zwariować z bólu, pisał w notesie listy do rodziny. Znaleźli go okoliczni mieszkańcy i zawieźli do szpitala. Został bez nogi, ale przeżył.
W kotle pod Iłowajskiem obie strony poniosły dotkliwe straty. Doradca ministra obrony Ukrainy Ołeksandr Danyluk opowiadał dziennikarzom: „Rozmawiałem z Mykołą Łuńką z batalionu ochotniczego MSW Myrotworeć, który leżał jako jeniec w szpitalu wojskowym w Rostowie. Mówił, że Rosjanie szacują swoje straty pod Iłowajskiem na tysiąc żołnierzy, kolejnych kilka tysięcy zostało okaleczonych. Co pół godziny rosyjskie samoloty medyczne zabierały rannych ze szpitala, gdyż w Rostowie nie było możliwości udzielenia im pomocy”.
Kto winien
Już we wrześniu 2014 roku Rada Najwyższa Ukrainy powołała tymczasową komisję śledczą do zbadania okoliczności tragedii. Pełny tekst raportu komisji został opublikowany na stronie internetowej Ukraińska Prawda, jednym z najpopularniejszych portali informacyjnych. Wśród głównych przyczyn klęski wymieniono fundamentalne problemy w zakresie organizacji obrony państwa, błędne decyzje kadrowe oraz nieadekwatne działania ówczesnego ministra obrony Wałerija Hełeteja (w październiku 2014 podał się do dymisji) i szefa Sztabu Generalnego Wiktora Mużenki.
Cynizm
Rosja, rozpoczynając wojnę hybrydową w Donbasie, dobrze wiedziała, że Kijów nie dysponuje silną armią. Za czasów prezydentury Wiktora Janukowycza wydatki wojskowe ograniczono do minimum, spadła liczebność wojska, znacznie zmniejszono dostawy sprzętu, a stary, na przykład czołgi, zezłomowano. Żołnierzom brakowało podstawowego wyposażenia, nie mówiąc o broni. Dlatego w Moskwie nie wątpiono, że zdobycie całego południa i wschodu Ukrainy, od Doniecka i Ługańska do Odessy, jest kwestią kilku tygodni, jeśli nie dni. Rosja liczyła na blitzkrieg.
Już pierwsze starcia z agresorem pokazały, że Rosjanie jako broń wykorzystują propagandę, jawne kłamstwa i cynizm. Świadczy o tym choćby silny ostrzał z użyciem pocisków rakietowych Grad z terytorium FR, jak to miało miejsce na przykład 11 lipca 2014 roku w pobliżu wsi Zełenopilja w obwodzie ługańskim, a także ostrzały prowadzone z dzielnic mieszkaniowych. Przeciwnik doskonale wie, że siły ATO nie będą mogły odpowiedzieć na takie akcje kontruderzeniem.
Bratnia wojna
Pamiętam, jak na Majdanie żegnaliśmy, wyruszających na front, dziewiętnasto- i dwudziestoletnich ochotników, kolegów z redakcji i przyjaciół, którzy nie trzymali broni w ręku, gdyż Ukraina nigdy wcześniej nie szykowała się do wojny. Po pierwszych walkach stało się jasne, jak trudno jest tym chłopakom naciskać na spust i zabijać, nawet w boju, tych, którzy od zawsze głośno wołali, że jesteśmy bratnimi narodami. Potwierdza to ekspert wojenny Jurij Kolesnikow: „Przez cały ubiegły rok nasi żołnierze czuli barierę psychologiczną. Wcześniej ukraińska armia ani razu nie poszła na całość. Dopiero pod Marjinkąii pokazaliśmy pełną siłę bojową, co skończyło się naszym zwycięstwem i klęską separatystów”.
Jeńcy-niewolnicy
Ofensywa pod Iłowajskiem pozostaje w centrum uwagi mediów, ekspertów wojennych i w ogóle społeczeństwa. Niedawno mu deputowany Rady Najwyższej Anton Heraszczenko przyznał, że 600 ukraińskich żołnierzy trafiło do niewoli. Część wróciła – w zamian za schwytanych przez siły ATO separatystów i żołnierzy rosyjskich. Dokładnie nie wiadomo, ilu pozostało po drugiej stronie frontu. Obrońcy praw człowieka i media alarmują, że ukraińscy jeńcy są torturowani, zmuszani do wytyczania przejść przez pola minowe, wykorzystywani do kopania okopów. Zdarzają się przypadki sprzedawania jeńców do niewolniczej pracy. Według potwierdzonych informacji żołnierze spod Iłowajska pracują w jednej z fabryk cegieł na rosyjskim Kaukazie.
W grudniu 1994 roku w Budapeszcie Ukraina zgodziła się pozbyć broni atomowej rozmieszczonej na jej obszarze i oddać Rosji 1240 głowic jądrowych. W zamian Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja gwarantowały jej suwerenności i integralności terytorialną. O tym, ile warte były te zobowiązania, świadczą toczące się obecnie walki na wschodzie kraju. Zginęło w nich już ponad 9 tysięcy osób, w tym 2300 żołnierzy, tysiące osób zostało rannych, kilkaset tysięcy musiało opuścić swoje domy, tracąc dobytek lub zostawiając go na pastwę losu. Niestety, wojna trwa i te liczby codziennie rosną.
Swietłana Czarna
Tłumaczył Andrij Saweneć
i Księga Pamięci Poległych oraz artykuł w Wikipedii pt. „Straty osobowe struktur siłowych na skutek rosyjskiej inwazji na Ukrainę”.
ii Bitwa pod Marijnką – starcie sił rebelianckich DRL z wojskami ukraińskimi 3 czerwca 2015 roku w pobliżu Marijnki, miasta w obwodzie donieckim.
Walki na Ukrainie wciąż nazywamy konfliktem. Jeśli to jest konflikt, to jak wygląda wojna? Fot. UTR News [za: Wikipedia]
Tak wygląda samochód trafiony pociskiem rakietowym Grad; Iłowajsk. Fot. icorpus [za: Wikipedia]