Instytucjonalny wymiar pola produkcji kulturowej
Analityczne kategorie, które będą przydatne do opisu danych[1], sformułowane zostały przez francuskiego socjologia, Pierra Bourdieu. Pole jest w jego teorii „siatką obiektywnych relacji między pozycjami (…) zależną od dystrybucji różnych odmian kapitału”[2]. Pole produkcji kulturowej to pozycje i działania związane z tworzeniem kultury symbolicznej (sztuki, nauki, literatury). W polu tym można wyróżnić wiele pozycji i aktorów (intelektualiści, twórcy, krytycy itd.), nas będzie interesował jedynie pewien wycinek tego pola: miejskie instytucje kultury oraz organizacje pozarządowe, które, zdaniem ekspertów są rozpoznawalne, a zatem można przyjąć, że zajmują dominującą pozycję w polu kultury w stosunku do innych organizacji pozarządowych. Interesujące nas podmioty zajmują w polu zróżnicowane pozycje, podejmują współpracę, ale także stanowią dla siebie konkurencję w grze o stawki. Gra prowadzona jest zgodnie z ustalanymi w polu regułami, jednakże reguły te nie są trwale przypisane do pola, ulegać mogą redefinicji, być może w dużo większym zakresie niż zakładał to Bourdieu, ze względu na coraz większe znaczenie zasady partycypacji społecznej, negocjacji i dialogu, a także rosnące zróżnicowanie pola i powiększanie się przestrzeni dla działań niekontrolowanych przez dominantów, co powiązane jest także z pojawieniem się nowych mediów. Zagadnienia te zostały szerzej omówione w tym tomie w tekście Piotra Celińskiego[3].
Ustalenie reguł gry i kapitałów jest zadaniem złożonym i monografia ta nie stawia sobie takich celów. Jednakże zgodnie z założonymi celami projektu badawczego interesowały nas sposoby pozycjonowania się instytucji, zgodnie z definiowanymi celami i trendami. Dlatego też dla celów analiz konieczne było ustalenie sposobów, w jakich badani aktorzy definiują zmiany zachodzące w polu produkcji kulturowej, barier utrudniających funkcjonowanie w nim instytucji, a także zasobów, które można wykorzystać, głównych graczy w polu oraz ich wpływu na kształtowanie się zmian. Bardzo ważne było także zbadanie, na ile działania poszczególnych aktorów społecznych są zintegrowane z ogólną, oficjalnie głoszoną strategią. Zakładamy, że aktorzy w polu kultury nie są jedynie biernymi podmiotami, które podają się działaniom centrów decyzyjnych, ale politykę kulturalną należy traktować jako dialog, w którym mogą brać udział różni aktorzy funkcjonujący w polu kultury, choć nie każdy z nich dysponuje jednakową mocą sprawczą i takim samem kapitałem ekonomicznym, społecznym i kulturowym. W zależności od tego, jak aktorzy definiują swoje miejsce w polu kultury, centra decyzyjne oraz trendy w polityce kulturalnej, tak też będą konstruować swoje działania: dopasowywać się do zdefiniowanej linii, zmieniać jej kształt lub ją kontestować.
Kierunki rozwoju kultury w Lublinie po 1989 roku
Z rozmów z badanymi wynika, że po 1989 roku kultura w Lublinie przeszła kilka faz rozwoju:
- Faza I: aktywizacja (początek lat 90): zwiększenie aktywności działań kulturalnych, pojawiło się wiele interesujących wydarzeń, ich różnorodność. Była to wciąż euforia po ’89, choć jednocześnie próba ochrony wypracowanego już kapitału.
- Faza II: (początek lat 90-2006): oceny tej fazy były bardzo zróżnicowane. Niektórzy badani uważali, że to był czas zastoju, stagnacji, braku nowych pomysłów i ludzi, którzy ożywiliby środowisko. Inni zaś uważali, że w tym czasie powstało wiele bardzo ważnych przedsięwzięć, których rezultaty nadal są widoczne (np. pojawienie się Konfrontacji Teatralnych, powstanie Ośrodka „Brama Grodzka-Teatr NN”, liczne festiwale trwające do dzisiaj (np. Sąsiedzi, Najstarsze Pieśni Europy).
- Faza III: rozbudzenie (od 2007 do 2010): nastąpiło spontaniczne ożywienie środowiska kulturalnego, animatorów kultury, pojawiły się nowe wydarzenia kulturalne (Noc Kultury, Jarmark Jagielloński, Kody, Open City, Lubelski Festiwal Graffiti), których do tej pory nie było i okazało się, że cieszą się bardzo dużą popularnością wśród mieszkańców. Władza z kolei wspierała te działania finansowo[4]: W pewnym momencie poprzeczka została postawiona wysoko za sprawą Nocy Kultury, która wygenerowała te działania społeczne i to pozwoliło, jakby zaufać ludziom w mieście, odbiorcom, że ta kultura jest ważna.
- Faza IV: mobilizacja (2010-2011): ożywienie działań kulturalnych w związku z ESK, aktywizacja środowiska lokalnego, nie tylko ludzi kultury, ale także mieszkańców Lublina. Wzrost zainteresowania wydarzeniami kulturalnymi wśród odbiorców. Jednakże podkreślano, że ESK nie jest przyczyną, ale skutkiem już pewnych wcześniej zaistniałych pozytywnych zmian i ożywienia kulturalnego miasta.
- Faza V: spowolnienie (stan obecny). Spowolnienie to może wynikać z poczucia rozczarowania, jakie spotkało ludzi zaangażowanych w przygotowanie aplikacji ESK. Rozbudzone nadzieje, mobilizacja społeczna i następnie przegrana sprawiły, że wypracowana wizja rozwoju kultury stała się nierealna: My też poczuliśmy się oszukani już na tym fajnym, końcowym etapie, politycy wyrwali gwarantowane zwycięstwo na ostatniej prostej.
Można zauważyć, że rozmówcy wskazywali przygotowanie aplikacji ESK jako punkt kulminacyjny i często się do niego odwoływali charakteryzując fazy rozwoju. Dostrzegali wiele pozytywnych zjawisk powiązanych z tworzeniem programu do aplikacji: mobilizację zasobów ludzkich i finansowych, rozbudzenie zainteresowania kulturą. Przejście do drugiego etapu konkursu ESK było nagrodą i rozbudziło duże nadzieje na zwycięstwo. Proces aplikowania oraz faza, która nastąpiła po niej, skłoniły do autorefleksji nad funkcjonowaniem kultury w Lublinie, nad samym procesem tworzenia aplikacji, także krytycznej analizy skutków ESK dla kultury lubelskiej. Zwrócono uwagę na:
- przeinwestowanie w infrastrukturę: stworzenie infrastruktury, która jest w ogóle nie na miarę tego miasta: I teraz może się okazać, że będzie z tego kolosalny problem.
- pomijanie potrzeb odbiorcy: mam wrażenie, że tu trochę jest tak, że w tej chwili usiłujemy zaspokoić wszystkich – już nie tyle odbiorców, ile twórców.
- krótkotrwałą mobilizację zasobów, powstanie projektów efemerycznych i nierealnych:
To była dobra biurokratyczna, sprawna organizacja, która powstała, ale, która okazuje się z perspektywy czasu, nie osadziła się w realiach lubelskiej kultury, nie wygenerowała jakichś zjawisk, które by przetrwały. Ciekaw jestem jak każda z tych instytucji, które były odpowiedzialne za te osiem programów, jak to realizuje. Bo to pokazuje w tym momencie – nijak.
- niewykorzystany potencjał ludzki: brak wykorzystania osób, które były zaangażowane w pisanie aplikacji jako wolontariusze, a po ogłoszeniu wyników konkursowych nie zostały włączone w kolejne projekty:
Jest cała grupa fantastycznych młodych ludzi, którym powinno się stworzyć jakąś szansę realizacji, jakąś szansę takiego wejścia do instytucji, to było najlepsze. To niestety zostało zaprzepaszczone. Mam takie poczucie, że wiele osób, które gdzieś ja widziałem, dostrzegałem takich interesujących, gdzieś odpłynęły.
- przy tworzeniu aplikacji nie wszystkie środowiska kultury były reprezentowane, a niektóre obszary kultury zmarginalizowano. Prezentowanie aplikacji jako produktu mobilizacji całego środowiska lubelskiej kultury jest mitologizacją wytworzoną na potrzeby projektu:
Osoby, grupy, czy środowiska tworzące te dokumenty, bardzo ładnie wyglądające i brzmiące, tworzyły to w dużej części w oderwaniu od drugiej dużej części ich lubelskiego środowiska kultury. To były takie teoretyczne rozważania, niewynikające z tego, co się w Lublinie dzieje, co w Lublinie się może dziać, co jest pewną tradycją w tej kulturze. Cała masa tych środowisk kulturalnych i stowarzyszeń twórczych czy stowarzyszeń kulturalnych, czy instytucji dowiadywała się o tym z dokumentów dopiero. To były dwa różne światy.
- tworzenie aplikacji nie było procesem, kierowanym przez osobę ze środowiska lubelskiego. To osłabiało jej pozycję:
Ja uważałem, że to wewnątrz miasta powinno wszystko się rozegrać. Nie uważałem, że pomysł z kimś z zewnątrz, tak jak z Krzyśkiem [Krzysztofem Czyżewskim – dyrektorem artystycznym projektu ESK Lublin 2016] jest super złym pomysłem, ale uważałem, że o wiele lepszym pomysłem jest, jeżeli to środowisko skonstruuje się samo, bo z perspektywy czasu widać, że ten punkt ciężkości poszedł troszeczkę poza to środowisko, że to było robione przez specjalnie skonstruowaną grupę niezbyt mocno osadzoną w tych instytucjach, w środowiskach. To pokazuje, że jak to wszystko się skończyło, to nic z tego praktycznie nie zostało. Natomiast gdyby to w bólach rodziło się, w starciu tych nawet różnych nawet koncepcji między, to uważam, że o wiele więcej by to dało.
Obecny stan kultury w Lublinie ogólnie oceniono pozytywnie, wskazując, że ESK przyczyniła się do ożywienia środowiska kulturalnego, zwróciła uwagę polityków na doniosłą rolę kultury dla rozwoju Lublina, budowania jego marki, wzrostu uspołecznienia kultury i znaczenia partycypacji społecznej, wiary we własne siły. ESK odbudowała poczucie własnej wartości, zmieniła sposób postrzegania przez centra decyzyjne kultury lubelskiej jako prowincjonalnej. Coraz więcej mówi się o edukacji kulturalnej i dostrzega potrzebę działań w tym obszarze. Pojawiły się nowe treści i działania do tej pory nieobecne, np. muzyka współczesna, sztuka współczesna, powstały nowe instytucje, pojawia się coraz więcej wydarzeń i są one coraz bardziej różnorodne:
No i nowe życie się zaczyna krótko mówiąc. Mamy nowe instytucje takie jak, dom kultury na Węglinie, Rozdroża, Teatr Stary. Za moment będziemy mieli Centrum Kultury, Centrum Kultury w zupełnie nowej odsłonie. Także tutaj rzeczywiście się coś zmienia.
Naprawdę widać ogromną zmianę. Mówię, 10 lat temu, w wakacje, w Lublinie nie działo się nic. Naprawdę lipiec, sierpień, wrzesień, były pustki straszne. Teraz w Lublinie naprawdę się dużo dzieje imprez kulturalnych
Niezmiernie istotnym zjawiskiem, ocenianym pozytywnie, była intensyfikacja współpracy instytucji samorządowych z organizacjami pozarządowymi w realizacji projektów, co miało związek z konsolidacją i mobilizacją ludzi zaangażowanych w ESK. Środowisko kultury lubelskiej oraz władze miasta miały okazję się spotkać i współpracować nad wspólnym zadaniem, jakim była aplikacja. Do pracy dołączyły osoby z innych środowisk (np. akademickich). Możliwe było poznanie innych podmiotów funkcjonujących w polu produkcji kulturowej. Co więcej, twórcy i animatorzy poczuli się docenieni przez władze i mieszkańców Lublina, wzrósł ich kapitał społeczny, ale także wzmocniła się ich pozycja jako graczy w polu:
Wydaje mi się, że jeśli chodzi o taki wymiar społecznościowy, wykształcił się jakiś rodzaj społeczności ludzi zaangażowanych w życie kulturalne. Nieskupionych wyłącznie na swojej animacji, swojej sztuce, tylko tworzących coś wspólnego, to jest główny plus tego.
Bardzo pozytywnie ocenił skutki ESK przedstawiciel Urzędu Miasta, wskazując nie tylko na zmiany w strukturze finansowania, ale ogólnie pozytywną zmianę dla działań kulturalnych:
Te działania rozpoczęte przy ubieganiu się o tytuł ESK to niewątpliwie REWOLUCJA w postrzeganiu zjawisk kulturalnych, w podejściu do polityki kulturalnej miasta. Raz jest to wyrażone znowu od instrumentalnych form zaczynając – wzrostem w budżecie. To jest wymierne, obliczalne, i przejawia się w milionach złotych, które na kulturę są przeznaczane. Ale też w takim społecznym rozumieniu. Ja nie jestem akurat politykiem – ale obserwuję tendencje, że niezależnie od tego z jakiej ktoś jest opcji politycznej i frakcji, a zasiada w radzie miasta (a celem jest kultura), to generalnie przeznaczanie środków na kulturę przestaje budzić dyskusje. I to jest dobrą tendencją. ESK się do tego przyczyniła, do postrzegania kultury, jako koła zamachowego miasta. Ludzie, w sensie mieszkańcy, ale także decydenci dostrzegli, że zjawiska kulturalne są dla nas także narzędziem promocji.
Reasumując można stwierdzić, że dynamiczny rozwój został obecnie wyhamowany, ale wciąż kultura Lublina pozostaje na bardzo dobrym poziomie:
Chyba już nie ma prowincji, ludzie widzą, że też mogą być zauważeni i że Lublin może być zauważony. To jest bardzo ważne.
Kultura w Lublinie może się jakoś tak dynamicznie nie rozwija, natomiast jest dwie poprzeczki wyżej niż była i jest na tym dobrym poziomie. Też z możliwościami rozwoju, ale już nie ma takiej eksplozji, ale to raczej niemożliwe byłoby z powodów finansowych i ludzkich. Następuje jakiś element nasycenia, nazwijmy to, zjawiskami kultury.
Z drugiej strony, zauważono, że deklaracje składane w aplikacji były, przynajmniej częściowo, deklaratywne i nie przekładają się na realne działania instytucji. Brakuje także wyraźnej strategii przyszłych działań, określenia celów i priorytetów. Dlatego też jeden z respondentów wyraził opinie, że ten etap jest zamknięty:
Po tym zamieszaniu z tytułem ESK, to wydaje mi się, że emocje trochę opadły i kierunek nie za bardzo jest. Przez to nie zauważam osobiście żadnej takiej konkretnej linii.
Staranie o ESK było ważne dla nas i motywujące, natomiast no dzisiaj jesteśmy po ESK, którego nie ma, nie będzie i nie ma żadnej kontynuacji, do tego się nie wróci, bo proces ESK jest całkowicie zamknięty jakby.
Z wielu wypowiedzi respondentów można wywnioskować, że kwestia rewizji pomysłów zapisanych w aplikacjach, ich aktualizacja, jest sprawą dla kultury Lublina niezmiernie ważną. Treści zapisane w aplikacji mogą być dobrym punktem wyjścia dla społecznego dialogu. Aby jednakże taką dyskusję poprowadzić należałoby się zastanowić nad szczegółową diagnozą kultury lubelskiej i jest potencjału. Nie brakowało także głosów wskazujących problemy, które wymagają naprawy, zmiany postaw czy strategii działania. Można je podzielić na następujące grupy problemowe:
1. Wciąż widoczne są problemy związane z niedocenianiem roli kultury w rozwoju miasta i regionu. Kultura traktowana jest w sposób instrumentalny, często jako „ładna wizytówka”, jednakże przedstawiciele kultury nie są traktowani z należytą powagą jako ważni partnerzy strategiczni:
Natomiast jest zdecydowanie gorzej, kiedy przychodzi do działania (…). Bo możemy pokazać spektakl, bo możemy pokazać koncert, wtedy, kiedy trzeba się czymś pochwalić. Natomiast gorzej, jeżeli trzeba potraktować kulturę, jako ważnego partnera. Wtedy schodzi ona na plan troszeczkę drugi, trzeci.
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest niechętna postawa polityków. Zdaniem badanych, nie potrafią oni docenić roli kultury, często posługują się nią jedynie po to, aby wspierać swój publiczny wizerunek, realizować cele ideologiczne czy zwalczać przeciwników politycznych. Kultura zatem staje się wartością instrumentalną, a nie autoteliczną. Nisko oceniono kapitał symboliczny lokalnych polityków, którzy nie mają rozbudzonych potrzeb kulturalnych:
Może klasa polityczna, jest za mało intelektualna, za mało rozumiejąca, że kultura jest potrzebna. Bo to musi być w człowieku, że muszę mieć potrzebę i muszę wtedy widzieć, a jeśli moja potrzeba sprowadza się tylko do tego, że pójdę na otwarcie wystawy, albo na przecięcie wstęgi czy na początek koncertu, czy spektaklu, żeby go otworzyć, a po 10 minutach uciekam no to, czego wymagać.
Podobne postawy obserwuje się w przypadku sektora przemysłowego. Ze względu na słabo rozwinięty wielki przemysł w regionie trudno jest pozyskać sponsorów, a przemysł sektora średniego i małe przedsiębiorstwa zbyt słabo wspierają sektor kultury.
2. Nadmierne upolitycznienie niektórych instytucji kultury działających na terenie miasta, a także ośrodków decyzyjnych (radni), które w zbyt dużym stopniu próbują interweniować w treści kultury i ją ideologizować:
Trzeba powiedzieć to jasno, że jeżeli chodzi o miasto to, nie chwaląc go – w mieście… no nie chcę przesadzić, ale nie znajdzie pan żadnego dyrektora, który jest z nominacji politycznej, albo członek partii politycznej, albo go partia wsadziła. Nie ma ani jednego i nigdy nie było praktycznie. Natomiast w województwie jest odwrotnie. To partie polityczne wsadzały dyrektorów na stanowiska cały czas.
Obecność PSL-u tam, Urzędzie Marszałkowskim, partii, powiedziałbym, bardzo tradycyjnej i zachowawczej, która nie myśli o żadnym rozwoju, wyłącznie interesują ich stołki i roszady, to jest dramat tego województwa, jeżeli chodzi o kulturę, no nazwijmy to, marszałkowstwa.
3. Słaba jakość działań niektórych instytucji kultury działających w mieście:
Powiem może śmiesznie w tej chwili brzmiące zdanie, ale najgorzej się mają instytucjonalne propozycje. Najgorzej się ma Osterwa, filharmonia, Teatr Muzyczny, bo tam jest za dużo ludzi na etacie i tam jest za dużo ludzi, którzy wiedzą, że czy będzie lepiej czy gorzej, to i tak będzie, bo teatr dramatyczny w Lublinie jest potrzebny.
4. Zbyt mało działań nakierowanych jest na edukację kulturalną, a działania realizowane są niedoinwestowane i nieusystematyzowane. Brak jest opracowanego programu takich działań dla całego miasta.
Przedstawiciel Urzędu Miasta ten problem dostrzegł jako jeden z kluczowych i zapewnił, że podjęto już pewne kroki naprawcze:
Mamy infrastrukturę w postaci bibliotek, mamy infrastrukturę szkolną, przedszkolną popołudniami (…) i aby docelowo (ja nie mówię, że w roku następnym, za dwa lata – wyznaczymy sobie te ramy czasowe), żeby na każdej dzielnicy, na każdym osiedlu, ta oferta kulturalna była jak najbliżej mieszkańców (z wykorzystaniem tego, co jest dzisiaj). I jeśli są lokalni liderzy, to chodzi o to, abyśmy ich wykorzystali. Jeśli są domy kultury osiedlowe – dajmy wsparcie domom kultury osiedlowym. To jest obecnie rzecz, która w mojej ocenie nie działa – a powinna.
5. Nieprzemyślany rozdział środków, nadmiernie promujących pewne wydarzenia, a ograniczających działania innych. Wśród nadmiernie promowanych wydarzeń obszarów wymieniano:
- duże, spektakularne i kosztowne wydarzenia
Wydarzenia promujące Lublin w Polsce i za granicą, ewentualnie promujące Lublin wśród mieszkańców jako miasto dobre do życia, nowoczesne, innowacyjne. (…). One mają do spełnienia swoją funkcję, ale przez to, że miasto [Urząd Miasta] patrzy w ten sposób, jakby inne rzeczy mogą być niedostrzegalne.
- wydarzenia o charakterze festynów, sprowadzające kulturę miejską do wydarzeń masowych i popularnych
Tak naprawdę wszyscy marzą, politycy na pewno, o takich dużych imprezach i lubią takie duże imprezy jak Jarmark Jagielloński. Ostatnio widzieliśmy Festiwal Smaku, Noc Kultury. To nie znaczy, że tego ma nie być tylko, że nie ekscytujmy się tym, bo są to takie imprezy, które w innych miastach też się odbywają i to nie jest jakiś nadzwyczajny powód do dumy. Ale też jest niebezpieczeństwo myślenia o kulturze w takich kategoriach, takich trochę festynowych, takiej dużej imprezy.
Największe wydarzenia lubelskie Jarmark Jagielloński, Noc Kultury, Karnawał Sztukmistrzów bardziej są wydarzeniami rozrywkowymi, promocyjnymi miasta. Postrzegam, jako negatywne zjawisko, że nie jest to zrównoważone czymś innym.
- imprezy niszowe o dużym budżecie
Instytucja, która realizuje dwa festiwale, niszowe bardzo, ma prawie trzy razy większy budżet roczny niż my, kiedy my mamy prowadzić całoroczną działalność właśnie upowszechniającą i edukacyjną.
Być może pokazywanie takiej sztuki jest swego rodzaju testowaniem, czy dany artysta, czy dana sztuka się utrzyma przez pięć lat, przez dziesięć, a może będzie wieczna, a może za rok nikt nie będzie tego człowieka pamiętał.
Wśród obszarów marginalizowanych wymieniono:
- wydarzenia kulturalne związane z bardziej ambitnymi przedsięwzięciami, wymagającymi zaangażowania intelektualnego;
- muzykę:
Pewnie można by się było zastanawiać nad rozwojem muzyki w Lublinie. Bo to gdzieś tam mam wrażenie, że ciągle dzieje się na poziomie zapaleńców, którzy próbują, koncertują.
- sztukę kontrowersyjną, awangardową
Brakuje rzeczy bardziej kontrowersyjnych, nieugrzecznionych. Ja odwołuję się do tych rzeczy ostatnich, jak pomysł z tym złomem pod ratuszem. No niestety, miasto nie jest w stanie zgodzić się na coś takiego pod ratuszem, gdzieś to trzeba schować. Jakieś takie awantury, gdzie żadna instytucja miejska nie chce przyjąć obrazu na Transeuropie [Festiwalu Transeuropa]. No to jest strach przed utratą premii od dyrektorów, ale to z kolei oni biorą pieniądze żeby zajmować się sztuką. Przez to, że jeden artysta, drugi czy trzeci miał problemy, to boję się, że kolejni, którzy mają lepsze pomysły nic nie będą robić.
- sztukę przestrzenną, wizualną. Jednakże w tej kwestii pojawiały się diametralnie odmienne opinie:
U nas jest taka pustynia tej sztuki w przestrzeni. Czy jest cokolwiek takiego współczesnego, co nie jest jakimś pomnikiem „ku czci” w Lublinie? Nie za bardzo. Czy jest jakiś dobry przykład współczesnej architektury? Nie.
Od pewnego czasu promowana jest w Lublinie, wydaje mi się, taka kultura alternatywna, nowatorska, awangardowa, stąd te wszystkie warsztaty kultury, centra kultury i tak dalej, i tak dalej. Tego jest multum w tej chwili. Idzie pan przez deptak, widzi pan przedziwne konstrukcje… Więc jest promowana tego typu… kultura. Czy dobrze, czy źle – nie mam bladego pojęcia.
Jeden z respondentów wskazywał na marginalizację nie tyle dziedzin czy działań, ale przestrzeni. Większość działań kulturalnych skupia się w centrum miasta, natomiast zbyt mało się dzieje w obszarach od centrów oddalonych, np. Park Ludowy i potencjał tych miejsc nie jest wykorzystywany. Należy także zauważyć, że nie wszyscy badani wskazywali obszary marginalizowane. Zdaniem niektórych respondentów, kultura w Lublinie rozwija się w sposób różnorodny i równomierny:
Znaczy tutaj to nie, jeżeli chodzi o miasto, to w tym zakresie nie widziałbym takich obszarów pominiętych. To jest wartościowe, bo tutaj miasto stara się przynajmniej jakoś adekwatnie działać do sytuacji, czyli nie widziałbym żadnych sfer, które są pominięte.
Podmioty w polu kultury
W badaniu zakładano, że wyobrażenia badanych dotyczące struktury pola produkcji kultury: głównych ośrodków decyzyjnych, geografii władzy, aktorów uprawomocnionych i marginalizowanych wpływają na działania podejmowane przez badane podmioty. Wymieniano następujących aktorów, którzy działają w polu produkcji kultury. Warto zauważyć, że to pole lokalne jest homologią ogólnopolskiego pola produkcji kultury:
- władze lokalne
Postrzegane były jako aktor obdarzony silną władzą. Podstawowym instrumentem władzy lokalnej były środki finansowe i ich rozdział. Jednocześnie wskazywano na zbyt małą współpracą Urzędu Miasta z innymi organizacjami działającymi w polu, co przyczynia się do nieznajomości potrzeb tych instytucji i ich oczekiwań:
Urząd Miasta jest instytucją z zewnątrz środowiska twórczego, a więc nie zawsze też jest w stanie spełnić oczekiwania i twórców, i odbiorców tej kultury, w związku z tym sprowadza się to do wsparcia finansowego. Nie ma jakichś określonych założeń czy zaleceń.
Urząd ma coraz więcej zadań, urzędnicy są tak naprawdę zazwyczaj po prostu urzędnikami, którzy dobrze się znają na swojej robocie, na przepisach, ale w praktyce nie organizują imprez, więc, więc może też pewnych rzeczy nie rozumieją, nie znają, nie wiedzą itd.
- politycy
Respondenci wskazywali na wyraźny wpływ polityków na rozwój kultury w Lublinie, próby sterowania nią, czego dowodem mogą być interpelacje radnych, ingerencje w działalność instytucji kultury. Jednocześnie wskazywano, że kompetencje radnych w zakresie polityki kulturalnej, a także generalnie wydarzeń kulturalnych są bardzo niskie i nie ma z ich strony chęci pogłębienia znajomości pola. Pojawiły się także opinie postulujące wprowadzenie programu edukacji kulturalnej dla radnych równolegle z programami edukacji kulturalnej dla całego społeczeństwa:
Moim zdaniem, 80% ludzi którzy tam siedzą nie ma zielonego pojęcia o kulturze. Najwięcej radnych jest przed wyborami. Po prostu mieliśmy tu zatrzęsienie radnych…
Powiedzmy tak – kompetencje polityków i radnych są zerowe albo poniżej zera, natomiast aspiracje są, bo wielokrotnie oni próbują jakieś ingerencje robić… To są absurdalne historie, kiedy ludzie nie wstydzą się publicznie pokazywać swojej ignorancji. Są sfery, których się nie zna, nie czuje ich w ogóle, ale bym się absolutnie publicznie nie chciał nawet wypowiadać, bo po prostu nie wiem, o co chodzi. A tutaj, bez żenady, panowie wykładają na ten temat zdania.
Może należałoby zastanowić się nad edukacją, nad edukacją samych radnych i edukacją społeczeństwa, żeby powiedzieć czym jest kultura, jaka jest rola, bo wychodzi radny i gada kompletne głupoty, i kompromituje się, ale ludzie mówią, „o, jakie mądre rzeczy mówi” i dalej na niego głosują.
Wymuszanie przez polityków „poprawności politycznej” prowadzi do rytualizacji działań instytucji kultury, ograniczania swobody jej rozwoju:
Ośrodki decyzyjne, to będzie Rada Miasta, która przyznaje kasę, która ma wpływ na to, gdzie pójdą pieniądze. Ma też wpływ na to, kto będzie zasiadał w tych instytucjach, kierował nimi, jaki dostaną budżet. I te instytucje boją się, takie mam wrażenie. Boją się, w związku z czym, gdy podejmują decyzje, to tak, żeby się nie narażać. I to nie jest tak, że radny mówi, że jemu się nie podoba to czy tamto, tylko to w instytucjach zachodzi ten proces autocenzury.
Jedna z osób zauważyła, że wpływ radnych na kulturę jest właśnie zbyt mały i niesystematyczny:
Radni czasami coś o tym bąkną, może brakuje po ich stronie wiedzy, bo narzędzia mają – Rada może wiele. Natomiast, jeśli chodzi o systematyczny udział w kształtowaniu polityki miejskiej, czy w budowaniu wizji kultury, no to ze strony radnych, czy partii politycznych nie widzę tego, nie uważają tego za istotne, a powinni. Z jednej strony, to dobrze, bo jest to zostawione ludziom kultury, zajmującym się tym, na co dzień.
Inni pozytywnie ocenili brak ingerencji politycznej w rozdział środków finansowych dla organizacji pozarządowych:
Obserwujemy, że czasami tak daleko posuniętą uczciwość i demokrację, że jesteśmy czasem zaskoczeni, że jakiś zespół parafialny dostaje też pieniądze na utrzymanie i wystawienie takiej, czy innej sztuki, czy utrzymanie chóru kościelnego i równocześnie instytucja, którą wydaje się, że należałoby ustawić w gronie bardzo laickich, dostaje także pieniądze.
- instytucje kultury
Instytucje te także często były wymieniane jako ważni aktorzy w polu. Jednakże warto tu zauważyć, że działania instytucji miejskich były niekiedy negatywnie oceniane przez organizacje pozarządowe. Zauważono na przykład, że organizacje pozarządowe, które przekształciły się w instytucje miejskie, działają gorzej, są mniej aktywne, mimo iż ich sytuacja finansowa znacznie się poprawiła. Zwrócono także uwagę na nadmierny rozrost stanowisk w tych instytucjach:
Tworzą się nowe, sformalizowane, czyli zbiurokratyzowane, instytucje, które odchodzą od swoich pierwotnych, pięknych założeń i pewnych działań… Stąd mówię, że kiedyś instytucje, które działały na zasadzie stowarzyszeń czy fundacji, gdy przeszły na budżet miasta, to robią dużo rzeczy ciekawych i ważnych, ale to jest już takie działanie, które nie wyrasta z konkurencji między podobnymi instytucjami.
Znam instytucje różne, w których są ludzie, którzy np. nie robią nic, autentycznie, jeżeli by ich zwolnić, to instytucja by poczuła, tylko tyle, że zwolniło by się miejsce przy komputerze i byłoby więcej pieniędzy z budżetu.
- artyści
Środowisko artystów jest podzielone, zróżnicowane zarówno pod względem obszarów działalności, typu reprezentowanych działalności, jak i prestiżu i autorytetu. Najsilniejszą pozycję mają osoby znane, natomiast za mało docenia się codzienna pracę instruktorów i animatorów kultury:
Artyści mają prawo myśleć o swojej sztuce, natomiast głos artysty, zwłaszcza artysty, który zdobył pozycję na skalę nie lokalną, ale ogólnopolską lub międzynarodową, jest znacznie lepiej słyszalny niż głos ludzi zajmujących się edukacją lub animacją.
- biznes
Wskazano na powiązania biznesu i polityki, świadczenia sobie wzajemnych usług i sponsorowanie wskazanych przez polityków wydarzeń kulturalnych. Niektóre instytucje narzekały na ogromne trudności ze znalezieniem sponsorów imprez:
To się dzieje na poziomie nieformalnym. Politycy dobrze żyją ze spółką jakąś czy z inną i na ich imprezy jest np. ta spółka jest sponsorem. Ta spółka daje pieniądze nie dlatego, że to jest fajna impreza i warto byłoby, żeby moja spółka się promowała na takiej imprezie.
My w tej chwili organizowaliśmy razem z inną organizacją pozarządową imprezę w sierpniu i zazwyczaj tam w 80% finansowane było przez darczyńców, to proszę sobie wyobrazić, że największym darczyńcą tutaj, na Lubelszczyźnie, była Bogdanka i dała nam tylko 500 zł.
Zbyt słabą pozycję w polu mają zdaniem rozmówców:
- osoby zajmujące się animacją i edukacją kulturalną,
- menadżerowie kultury,
- uczestnicy: bardzo rzadko pyta się ich o zdanie,
- artyści i twórcy,
- pracownicy instytucji kultury.
Jeden z rozmówców zauważył, że marginalizacja uczestników wynika z pomniejszania kompetencji odbiorcy, który się „nie zna” i dokonuje złych wyborów:
Wbrew pozorom, kiedy ludziom postawi się w sposób poważny pytanie, kiedy wejdzie się z nimi w dialog, rozmowę to nawet te osoby, które nie mają przygotowania merytorycznego są w stanie dokonać dosyć poważnej refleksji i wypowiedzieć się w sposób czasem zaskakujący poziomem.
Dyskusja na temat stanu kultury toczy się w zbyt zamkniętym kręgu osób, który należałoby poszerzyć o np. środowisko akademickie:
Według mnie trzeba by więcej porozmawiać, ze środowiskami akademickimi, z potencjalnymi odbiorcami, ze środowiskami lekarskimi, prawnikami, studentami. Mam wrażenie, że teraz to jest rozmowa: animatorzy kultury, twórcy kultury i urzędnicy, czyli ci, którzy dotują i ci, którzy są dotowani, ale kompletnie z tej rozmowy są wyłączeni ci, którzy de facto mają być odbiorcami.
Wskazywano także na pewne negatywne zjawiska, które pojawiają się w relacjach między podmiotami pola kultury. Polegają one na prowadzeniu zakulisowych rozgrywek, „wydeptywaniu ścieżek”, stabilizowaniu układów, osobistym wpływie na decyzje władz. Gra w polu nie zawsze opiera się na kryteriach merytorycznych. Niektórzy z badanych poszukiwali wsparcia wśród polityków, urzędników czy innych wpływowych osób. W rezultacie decyzje dotyczące danej instytucji kultury miały także wpływ na to, co się działo w innych instytucjach:
To po prostu, to jest nie dobre, że ilość czasu spędzonego w towarzystwie danego urzędnika później zamienia się na coś, na uzyskanie czegoś.
Jest to dosyć powszechne. Gdy idzie do kogoś z władz miasta, osoba zarządzająca z jakiejś instytucji kultury czy organizacji pozarządowej i rozmawia na temat instytucji, to wiadomo − ma prawo, ma obowiązek. Ale, że tak powiem, żadna instytucja czy żadna organizacja nie działa w próżni, tylko działa w pewnego rodzaju systemie i siłą rzeczy pojawiają się tematy dotyczące innych organizacji, innych instytucji i całego systemu. Często jest tak, że jest to załatwianie swoich prywatnych spraw, czasami jest tak, że jest to załatwianie spraw innych.
Z drugiej strony, wskazywano, że politycy, którzy powinni być, z racji pełnionych funkcji, zainteresowani sprawami polityki kulturalnej miasta, powinni być kompetentni, często nie mają ochoty nawiązywać kontaktów i pogłębiać wiedzę. Podziały polityczne są jednak zbyt głębokie i niekiedy uniemożliwiają współpracę:
Próbujemy ich przekonać, aczkolwiek… To znaczy powiem tak – spotkania prywatne – tak, jest ok, aczkolwiek to wiąże się… z zagrożeniami typu „my ci to, ty nam to” i to nie chodzi o kasę bynajmniej, ale tam różne rzeczy. Jeśli chodzi o spotkania, prezentacje publiczne to tak – jeśli to jest u nas to… to praktycznie nie ma żadnego wydźwięku. Znaczy właściwie politycy nie przychodzą, a jeśli przychodzą to przychodzą na chwilę. Jak zaprosiliśmy komisję kultury składającą się z jedenastu osób, to przyszło pięciu radnych, jeden wyszedł po dziesięciu minutach, drugi po piętnastu, pozostali siedzieli i było ok.
Większość badanych osób miała poczucie wpływu na kształtowanie polityki kulturalnej Lublina, szczególnie widoczne to było w przypadku organizacji pozarządowych. Niektórzy jednakże zaznaczali, że ich wpływ jest ograniczony, zarówno jeśli chodzi o zasięg działania, jak i kierunek działań. Na przykład jeden z rozmówców zauważył, że w bardzo niewielkim stopniu może wpływać na kulturę przestrzenną miasta. Inni natomiast podkreślali, że mają wpływ, chociaż wpływ ten dotyczył jedynie ich instytucji kultury i nie odczuwali potrzeby poszerzenia tego wpływu:
Czuję, że mam duży wpływ na kształtowanie tego, czym się zajmuję i to jest dla mnie ważne. To jest dla mnie bardzo ważne, dlatego, że kieruję jakąś instytucją i odpowiadam za tę dziedzinę życia czy za to, czym się ta instytucja powinna zajmować.
Być może wynika to z tego, że pojęcie wpływu pojmowane było jako działanie zakulisowe, niegodne artysty, traktowane jak łagodna forma lobbowania, przekonywania urzędników do swoich racji. Dlatego też niektórzy przedstawiciele instytucji wprost twierdzili, że nie chcą mieć wpływu na politykę kulturalną.
Wielokulturowość Lublina
Z badanymi poruszono także temat wielokulturowości Lublina, ponieważ hasło wielokulturowości pojawiło się w aplikacjach ESK, a także często przewija się jako topos w różnych wydarzeniach kulturalnych, materiałach promocyjnych itp. Niemal wszyscy badani krytykowali to hasło. Jest ono mitologizacją, raczej tęsknotą czy marzeniem, jak na razie niespełnionym, a nie faktem. Może być też interpretowane jako nieudolny chwyt marketingowy, ponieważ w zróżnicowanej kulturowo Europie „wypada być” miastem wielokulturowym. Lublin był w przeszłości miastem wielokulturowym (a precyzyjnie dwukulturowym, jak zauważył jeden z rozmówców), ale już nie jest. Dostrzeżono co prawda obecność Czeczenów, Białorusinów, Ukraińców w mieście, ale obecność ta jest chwilowa i brak z tymi grupami jakiegoś stałego kontaktu:
W sensie opisu jest to głupota, Lublin nie jest wielokulturowy, aż trudno znaleźć w Europie jakiekolwiek miejsce, które było by tak monotonne pod tym względem. Natomiast, to że ma tę wielokulturowość jakoś odciśniętą w przeszłości, to też jest dosyć banalne. Proszę pokazać mi jakieś miasto w Polsce, które nie ma tego. Czyli w żaden sposób się nie wyróżnia. No to po prostu jest zużyty, bardzo średni slogan.
A ilu mamy takich, jeżeli mówimy o bieganiu na Wschód i współpracą z Ukrainą, ilu mamy radnych czy przedstawicieli gdzieś na wyższych stanowiskach osób z pochodzeniem, które się identyfikują czy z Ukrainą, czy z Białorusią, czy ze Wschodem generalnie, czy z Żydami? No zero. No to jaki to ma sens, to na tym rzecz polega?
Jednakże wielokulturowość może być programem działań nakierowanych na przyszłość, choć program ten nie jest łatwy do realizacji ze względu na stereotypy i uprzedzenia:
Na razie, na danym etapie to nie jest miasto wielokulturowe, natomiast możemy zrobić wartość z tego, wielką wartość, że wchodzimy w dialog z przeszłością wielokulturową, że z pamięcią o wielokulturowości, że ta refleksja nad przeszłością, nad tym, co się stało wprowadza nas w takie najbardziej fundamentalne i uniwersalne myślenie w ogóle o świecie.
Lublin nie jest miastem wielokulturowym, Lublin uzurpuje sobie prawo do miasta wielokulturowego w sensie takim unijnym czy europejskim. Natomiast myślę, że będzie miastem wielokulturowym… wcześniej czy później. To proste mechanizmy migracyjne, które zachodzą i one będą zachodziły coraz bardziej. Lublin może się stać miastem wielokulturowym kiedyś. Dlatego warto już ludzi na to przygotować.
Niektórzy respondenci dostrzegali inne wymiary wielokulturowości, rozumianej jako przenikające się treści kultury, dyfuzje, a także obecność dzieł twórców z innych kręgów kulturowych, np. w galeriach, wydarzeniach muzycznych. Przedstawiciel Urzędu Miasta oceniał wielokulturowość Lublina z perspektywy historycznej, obecnej nadal w kulturze miasta:
UM: Od kultury żydowskiej, miasta żydowskiego, aż poprzez ludność polską, ukraińską, białoruską. Tych korzeni jest bardzo dużo. Ta fluktuacja, łatwość przepływu Wschodu z Zachodem, i przenikanie się kultury (począwszy od tradycyjnej kuchni skończywszy się na pewnych tradycjach, ich kultywowania, aż po narodowości), gdzieś tam w pokoleniach ze sobą mieszanych. Tym samym przenikanie się tych realiów było bardzo duże. I dzisiaj my tak naprawdę mówiąc o kulturze miasta, musimy pamiętać o kulturze kilku narodów.
Badacz: Ale to jest historia…
UM: …ale historia przekłada się na rzeczywistość, na kulturę. Historia po prostu przekłada się na współczesność.
Wydarzenia reprezentacyjne dla miasta
Pytano badanych o wydarzenia kulturalne, które są ważne dla miasta, flagowe, wyróżniające Lublin, wśród innych miast. Badani najczęściej wymieniali następujące wydarzenia kulturalne: Noc Kultury, Jarmark Jagielloński, Open City/Otwarte Miasto, Carnaval Sztukmistrzów, Sąsiedzi i Konfrontacje Teatralne. Niektórzy badani krytycznie wypowiadali się na temat wszystkich dużych imprez miejskich, twierdząc, że pochłaniają one zbyt dużo kosztów, przy tak małym budżecie miasta i nie generują wartości edukacyjnych. Należałoby raczej stawiać na wydarzenia oryginalne i nowe trendy:
Ja wolałbym, żeby ta kasa poszła do tych animatorów, o których mówiliśmy często pozostawionych samych sobie, na takie programy bardziej lokalne często niewidoczne niż właśnie na taką wielką imprezę. Albo na budowanie tej marki Lublina.
Raczej nie powinniśmy stawiać na wydarzenia wielkie swym ogromem, bo nie prześcigniemy w tej kategorii ani Gdańska, ani Wrocławia, ani Warszawy ani Krakowa. (…) Żeby zorganizować duże, spektakularne wydarzenie kulturalne trzeba mieć potężną kasę. Im więcej samorząd lokalny i lokalny biznes włoży w to na miejscu, tym większą kasę udaje się pozyskać z zewnątrz. To jest kółko zamknięte.
Zasoby i bariery rozwoju kultury lubelskiej
Z punktu widzenia budowania strategii ważna jest identyfikacja zasobów, które mogą dynamizować rozwoj kultury lubelskiej. Wymieniono wiele czynników, które mogą wpłynąć lub już wpływają na wzrost jej dynamiki. Ogólnie można te czynniki podzielić na następujące kategorie:
- czynniki geograficzne: bardzo dobre położenie geograficzne, „egzotyczność” otwierające Lublin zarówno na wpływy kultury Wschodniej Europy, jak i Zachodniej, co znajdowało odzwierciedlenie w powstających na terenie miasta dziełach sztuki. Wymiana intelektualna między Ukrainą, Białorusią, Rosja, a także sięgając dalej, Mołdawią i Kaukazem może prowadzić do pożytecznej dyfuzji. Szansą Lublina jest intensyfikacja tej wymiany, a Lublin może stać się miejscem spotkań między zamykającą się Unią Europejską a krajami leżącymi „na wschód od Schengen”, a także promotorem twórców z krajów leżących poza granicami zjednoczonej Europy. Usytuowanie w sferze pogranicza może być wykorzystane jako atut:
To wschodnie pochylenie jest ciekawe, bo ten Wschód jest pewną tajemnicą dla Europy, to jest ta druga, dzika część Europy, która jest ciągle trochę osobna. Położenie przy najważniejszej i niezwykle trwałej granicy kulturowej, rozdzielającej Europę pochodzącą z Bizancjum i Europę wywodzącą się z Rzymu jest czymś ciekawym. Nie wielokulturowość, ale przygraniczność, czy dwubiegunowość są ciekawszymi tematami do poszukiwań w Lublinie.
Przy granicy takiego państwa państw. Jest ciekawe i intrygujące. Ja to widzę po artystach, z którymi rozmawiam, szczególnie artystów z zachodu Europy. Oni chętnie tutaj przyjeżdżają.
- czynniki ludzkie: Lublin dysponuje niewykorzystanym kapitałem ludzkim, dobrze wykształconym (Lublin jako miasto studentów), młodym, aktywnym i nastawionym optymistyczne. Wskazywano na pozytywną obecność nowych, obdarzonych energią animatorów kultury, duży potencjał artystyczny, innowacyjność i otwartość:
Nieraz tak idąc ulicą myślę: Boże, ten Lublin to ma ogromny potencjał twórczy, i energię, i taką żywotność. Co czwarty spotkany na ulicy człowiek to albo student, albo uczeń. Nie widzi się ludzi wiekowych, tylko ludzi młodych. Potencjał jest w młodości.
Proponowane kierunki działania koncentrowały się wokół edukacji. Lublin ma szansę stać się centrum nie tylko akademickim. Pomysłem jest rozbudowanie bardzo dobrej edukacji na poziomie szkół gimnazjalnych i średnich, rozwijanie działań kulturalnych skierowanych do dzieci, ale także do młodzieży i studentów zagranicznych:
Ja uważam, że Lublin bardzo szybko mógłby stać się takim miastem, które ma dobrą edukację na poziomie szkoły średniej. Dobrze zorganizowanej, takiej gdzie np. warto by przyjechać, żeby kilka lat przeżyć, jak dzieci się edukują. (…)To wszystko powodowałoby być może, że ludzie by tutaj zaczęli przyjeżdżać.
Lublin nie tylko na kulturę powinien stawiać, ale i na naukę. Ofertę kulturalną, taką naprawdę sensowną i z tego powodu ściągnąć tutaj ludzi. Bo studenci z Ukrainy, to oni tutaj przyjeżdżają, bo oni studia mają tańsze, niż u siebie.
- czynniki instytucjonalne: Lublin jest miastem o silnej sieci organizacji aktywnych pozarządowych, a także wolontariatu:
Naprawdę, znaczy wydaje mi się, że jest taki atut, którym niewiele miast w Polsce może się pochwalić. Np. to było SPOKO prawda, ale to nie tylko to (…). Organizacje są aktywne, mimo tego, że miasto nie za dużo pomaga, a państwo, to przeszkadza wręcz.
Czynnik ten dostrzegł także przedstawiciel Urzędu Miasta, który zauważył potrzebę wzmocnienia organizacji pozarządowych:
Przede wszystkim potencjałem do wykorzystania powinien być ten potencjał społeczny. Tam gdzie jest ta aktywność, trzeba jej stworzyć możliwości rozwoju, jeśli są organizacje pozarządowe, które są prężne, i chcą realizować pewne zadania, to trzeba im zwiększyć środki na realizację tych zadań w trybie konkursu. Jeśli ich nie ma, to trzeba je pobudzać.
- czynniki kulturalne: różnorodność działań kulturalnych, pojawienie się nowych projektów artystycznych (np. sztuka zaangażowana, design i sztuka użytkowa), ideowość i społeczny, niekomercyjny charakter działań artystycznych, swoboda i odwaga twórcza, a także niszowość, awangardowość przedsięwzięć artystycznych, wciąż bardzo dobry poziom sceny teatralnej:
Oni są twórcami, oni robią, a jak czasem ktoś ich wesprze, zaproponuje udział w wystawie czy w jakimś wydarzeniu, to się bardzo cieszą, ale nie tworzą dlatego, żeby mieć z tego kasę, czy etat, tylko tworzą żeby tworzyć, i to mi się podoba, to jest siła. To chyba Lublin od wielu lat, już od ’80. z tego słynął, chociażby te teatry, które są teraz wielkimi, głównie powstały nie po to, żeby mieć kasę i prestiż, ale powstały z inicjatywy grupy ludzi, którzy chcieli robić teatr i robiły.
W Lublinie mi się podoba to, że jest kilku twórców, którzy się niczym nie przejmują, którzy są po prostu niezależni, że wielu twórców nie jest twórcami, tylko dlatego, że mają etat twórcy, tylko, że coś robią.
Opinie te pokrywały się w dużej części z opinią przedstawiciela Urzędu Miasta, który za najważniejsze atuty kultury lubelskiej uznał: położenie geograficzne umożliwiające działania ponadpaństwowe, tradycje teatralne oraz sztukę współczesną:
Mnie się marzy stworzenie takiego centrum sztuki współczesnej w Lublinie. Nie musi być nie wiadomo jakiego rozmiaru, ale jest taki pomysł.
Badani wskazali liczne zagrożenia i bariery utrudniające rozwój kultury lubelskiej. Bariery te można podzielić na następujące kategorie:
- bariery ekonomiczne: ograniczenia budżetowe, zbyt małe środki ministerialne, ale także bardzo niskie płace w tym sektorze zatrudnienia. Narzekano na niepewność finansową, niestabilność budżetów instytucji miejskich, flagowych imprez miejskich, co bardzo utrudnia planowanie przedsięwzięć artystycznych, ale także ubieganie się o środki zewnętrzne.
Niezbędna jest pewna stabilizacja w przypadku instytucji kultury, pewna stabilizacja finansowa dotycząca flagowych, najdroższych imprez. Nie może być tak, że np. Centrum Kultury robi Konfrontacje Teatralne, największy festiwal teatralny w regionie i co rok nie wie, ile będzie miało na to pieniędzy. Zamiast o tej porze kończyć robienie programu na rok następny, muszą martwić się o budżet tego festiwalu.
- bariery infrastrukturalne: brak przestrzeni wystawienniczej, złe warunki lokalowe, siedziby instytucji są najczęściej w budynkach starych, niedostosowanych, przejętych po innych instytucjach. Fatalną sytuację lokalową miało także większość badanych organizacji pozarządowych, które narzekały na bardzo wydłużoną procedurę oczekiwania na lokale, niejawność kryteriów przyznawania tych lokali i ich odbierania. Niektórzy także wskazywali na słabość lubelskiej edukacji artystycznej i słaby poziom szkół.
- bariery mentalne: te bariery były najszerzej omawiane. Z jednej strony są one powiązane z niechętną wobec kultury postawą decydentów, instrumentalne traktowanie kultury, poprzez którą próbują oni zbijać kapitał polityczny, ale także ją zawłaszczyć. Wskazywano także na brak otwartości, odwagi, wręcz zaściankowość, chęć zdominowania innych i narzucanie im własnych upodobań estetycznych. Może to prowadzić do sytuacji, że twórcy i animatorzy kultury będą w Lublina wyjeżdżać, aby znaleźć lepsze środowisko pracy:
Mentalność, upolitycznienie i właśnie to, że to jest taka zaściankowość, że jak mi się coś nie podoba to trzeba to zablokować. Nie ma takiego luzu, nie ma czegoś takiego… jest różna sztuka, ja mogę sobie tutaj powiesić np. „Jelenia na rykowisku” i nikt mnie z tego nie wyśmieje, a ktoś może powiesić sobie „Penisa na zamku”, i to też jest ok, mnie się to nie podoba, ale jest ok.
Barierą jest także słabość społeczeństwa obywatelskiego, która przejawia się w niechętnie nawiązywanej współpracy między instytucjami, wzajemnym braku zaufania, podejrzliwości i źle definiowanej konkurencyjności. Media nie spełniają swojej roli twórców dyskursu publicznego, przestają pełnić rolę krytyka, a dziennikarze za mało uwagi poświęcają recenzjom wydarzeń kulturalnych i nie wchodzą w polemiki, dyskusje nad ich wartością.
Bardzo ważny jest rzetelny opis, ocena i informacja, czyli zwrotne informacje z mediów, a tego nie ma. Media są w stanie tragicznym. Jeszcze kilka lat temu kilka osób się tym mieście zajmowało się kulturą. Opisywali, oceniali, różnili się ocenami, wchodzili w polemiki i wszyscy coś o tym wiedzieli. Teraz nie ma zwrotnej informacji, nikt nie ocenia tego, nikt nie wartościuje. Nikt nie pośredniczy między artystami i organizatorami a publicznością.
Promocja miasta przez kulturę
Przedstawiciele badanych instytucji zgadzali się z tezą, że dbałość o zewnętrzny wizerunek Lublina w Polsce i na świecie jest sprawą istotną. Jednakże tworzenie marki miasta może być realizowane rożnymi strategiami. Podkreślano, że Lublin, pozbawiony praktycznie zakładów przemysłowych, może być promowany jedynie przez kulturę, która może przyciągnąć zarówno turystów, jak i inwestorów, a zatem stać się czynnikiem prorozwojowym. Słuszną drogą jest promocja miasta poprzez imprezy-wizytówki, promocje zabytków, zagraniczne trasy koncertowe, wygrywane wystawy i nagrody, występy emitowane w TV i wywiady w mediach zagranicznych. A zatem to twórcy, a nie specjaliści od promocji są przede wszystkim osobami promującymi Lublin. Sceptycznie natomiast odniesiono się do działań krótkotrwałych, zbyt kosztownych kampanii, które nie osiągają zamierzonych rezultatów:
Marka miasta przez dziesiątki lat jest budowana, przez ludzi, którzy tu mieszkają, przez różne właśnie wydarzenia, przez to, że miasto dba o przestrzeń np. dziedzictwo kulturowe i to nawet nie wiemy, kiedy to wszystko się składa na to, że to jest marka. To nie da się tego wymyślić. Da się tym później grać, jak już coś jest.
Czy jak my powiesimy 2 tysiące billboardów w Polsce np., czy 10 tysięcy billboardów, czy wyświetlimy w każdym kinie masę filmów, jakiś clipów reklamowych i w każdej stacji telewizyjnej jeszcze jakieś clipy reklamowe jak wyjątkową jest kultura lubelska, np. wydamy na to 10 mln złotych i co to da? To nie da nic.
Promocja to słowo wytrych dla mnie, często wytworzone przez firmy, które zajmują się produkcją clipów reklamowych, billboardów itd., bo to jest dla nich worek bez dna do zarabiania pieniędzy i wytworzyli oni taką świadomość, że im więcej tego wyprodukujemy, tym lepsza jest promocja, ale to chyba nie tak.
Według niektórych badanych, Lublin nie potrafi wykorzystać swojego kapitału kulturowego, aby się promować. Brakuje spójnej strategii promocyjnej, konsekwencji w formach promocji. Nie ma informacji docierającej do szerokiego grona odbiorów, także z całej Polski, o wydarzeniach artystycznych odbywających się Lublinie, a jeśli niekiedy jest, to jest ona rozproszona, przekazywana przez organizatorów. Słabo działa sieć informacji o imprezach miejskich, szczególnie tych niszowych. Wydział Promocji za mało wspiera instytucje, nie wspomaga organizacji pozarządowych, a także za słabo angażuje się w pośredniczenie w kontaktach między organizatorami a ewentualnymi sponsorami:
To jest z jednej strony brak promocji bardziej zintegrowanej, że nie każda impreza się sama promuje, tylko jednak jakiejś spójnej promocji kultury lubelskiej na zewnątrz.
Cudownie by było, gdyby Wydział Kultury był w stanie, czy też inne wydziały, wspierać jakoś tak instytucjonalnie: np. w zakresie rozmów, z poważnymi sponsorami.
Przedstawiciel Urzędu Miasta również dostrzegł w wywiadzie konieczność zmiany strategii promocji, która jest obecnie zbyt słaba, aby skutecznie reklamować wydarzenia kulturalne w Lublinie:
Wydarzenia wypączkowały w rożnych miejscach – chcemy uporządkować ich organizacje, czyli tak aby działania związane z takim „biurem festiwalowym”, przypisać do jednej organizacji. Druga sprawa, wszystko musi mieć takie zarządzanie od góry, musimy zadbać, aby te imprezy były, żeby były robione w sposób profesjonalny: logistyka, żeby spoczywała w jednym miejscu, żeby nad tą pakietowaną ofertą czuwał marketing miasta (który na dzień dzisiejszy włączył się w próbę uporządkowania tych wydarzeń). Pracujemy nad przyszłorocznym budżetem, chcemy aby promocja tych wydarzeń znalazła się w marketingu. Ci co znają się na robieniu imprez, niech robią imprezy. Ci, co znają się na promocji, niech robią promocję. Każdy ma dostać swoje zadanie i to w mojej opinii będzie uporządkowanie tej sytuacji, z którą mamy dziś do czynienia.
Lublin jako miasto w dialogu
W badaniu poprosiliśmy rozmówców o interpretację hasła „Miasto w dialogu”: jak pojmują oni dialog w mieście, w jakich wymiarach, kto jest jego uczestnikiem i czy faktycznie odbywa się on w sferze publicznej. Badani definiowali dialog jako refleksję, dyskusję nad rozwojem miasta, w której biorą udział przedstawiciele różnych środowisk, instytucje, organizacje pozarządowe, ale także mieszkańcy miasta. Był on także ujmowany w szerszym kontekście: dialogu z przeszłością miasta, dialogu kultur, który może mieć miejsce, a może i nawet ma miejsce właśnie w Lublinie, mieście na pograniczu, a także w ujęciu bachtinowskiej idei polifoniczności głosów i karnawalizacji kultury. Dialog ten jest prowadzony nie tylko za pośrednictwem słów, ale także sztuk plastycznych i muzyki. Miasto prowadzące dialog jest w opinii jednego z badanych miastem pokoju, a także miastem, w którym pobudzany jest potencjał rozwojowy poprzez współpracę:
I dialog, dla mnie symbol, że Lublin jest miastem dialogu oznacza, że jest to miasto w rozwoju, że jest to miasto, które ciągle ma coś przed sobą.
Badani podkreślali jednakże, że taki dialog jest na razie jedynie w sferze promocyjno-wizerunkowej, nie jest realnie realizowany: to jest hasło, które ma taki niewykorzystany potencjał. Na wszystkich polach, które były zapisane w aplikacji. Zdaniem niektórych badanych, dialog pojawił się w czasie pisania aplikacji, gdzie każda ze stron miała interes, aby w tym dialogu uczestniczyć:
Idea jest trafna, idea była prawdziwa w trakcie fiesty ESK, dzisiaj… przerwaliśmy ten dialog, nie ma tego dialogu… Wszyscy zamilkli.
Myśmy walcząc o tytuł ESK siedli do partii pokera mając same blotki w ręku i starając się pozyskać jak najlepsze karty do tej gry. Przy wielu rzeczach żeśmy blefowali. Opowiadaliśmy w czasie dokonanym o tym, co było postulatywne. Póki grały emocje i póki był jeden wspólny potężny cel, który dawał każdemu kawałek tortu dla siebie w określonej, trochę odległej, ale określonej przyszłości, to wszyscy godzili się na dziwny stan koegzystencji.
Odmienną opinię miał przedstawiciel Urzędu Miasta, który uważał, że nadal można mówić o kontynuacji dialogu po ESK, ale także o dialogu w wymiarach szerszych:
To szeroki temat, który powstał przy okazji starań o tytuł ESK i ma oczywiście wiele wymiarów. Dziś szczególnie. Po pierwsze, jest to nawiązanie do tradycji dialogu międzynarodowego, w rozumieniu naszego położenia geopolitycznego, w pewnym sensie łączenia rożnych kultur, rożnych sytuacji, jakie mają tutaj miejsce. Po drugie, jest to oczywiste dialog prowadzony w obszarze kultury. Po trzecie, jest to taka sytuacja, jaka ma miejsce od pewnego czasu, kiedy pan prezydent jest prezydentem. Dialogu w rozumieniu takiego partycypacyjnego modelu zarządzania miastem.
Natomiast przedstawiciele instytucji kultury twierdzili, że po ESK zniknął wspólny cel, zniknęli także zewnętrzni liderzy i dialog stał się bezprzedmiotowy:
Nie ma ESK, po co będziemy rozmawiać? 2017? No to jakiś komitet trzeba by powołać, no można by pogadać… A jaka kasa na to? Okazało się, że król jest nagi… Okazało się, że król jest nagi, stąd ten problem z brakiem forum.
Wskazywano także inne przyczyny braku dialogu: brak sygnału ze strony władz czy jakiejś osoby, która mogłaby stać się inicjatorem dialogu, bez przejmowania roli lidera. Aby rozpoczął się dialog, konieczne jest znalezienie ponadpartykularnego moderatora czy grupy moderatorów, którzy nie stanowią konkurencji dla poszczególnych instytucji kultury, którzy zdobędą ich zaufanie, że działają bezinteresownie, i którzy obdarzeni się zdolnością dyplomatycznych negocjacji. Najlepiej, aby były to osoby ze środowiska lubelskiego. Dobrym punktem wyjścia mogłaby być dyskusja nad aktualizacją aplikacji ESK, opracowaniem strategii rozwoju kultury, a także zapewnieniem ze strony władz środków na realizację celów:
Trzeba by znowu regularną pracę wykonać, poprzez spotkania, poprzez rozmowy i przy wspólnym celu, do czego dążymy. Tylko żebyśmy wszyscy do jednej bramki grali, a nie każdy do swojej, tylko nie wiadomo, gdzie jest ta bramka i właściwie jak ona wygląda.
Przedstawiciel Urzędu Miasta uważał, że rolę takiego forum może pełnić tworzona Rada Kultury Miasta Lublin[5], która ma pełnić funkcję opiniodawczo-doradczą. Podał także inne przykłady działań, w których prowadzony jest dialog z instytucjami, organizacjami i mieszkańcami:
Choćby ta Rada Kultury, która lada chwila powstanie, będzie takim świetnym ciałem, z którym będzie można o tym rozmawiać, konsultować. Tam będą przedstawiciele urzędowo i instytucjonalnie, począwszy od Wydziału Kultury, instytucji kultury, przedstawiciela Rady Pożytku Publicznego, ale także przedstawiciele świata akademickiego. Jest to powiem taki klucz możliwie szeroki.
Pan Prezydent uruchomił skrzynkę dialogu, gdzie można o wszystkie aspekty zapytać Prezydenta. I tam, ten obszar kultury zajmował bardzo ważną część. Potrzeba dialogu z prezydentem, to pokazało, jak to się świetnie sprawdza. Nie wspomnę o projekcie Fix My Street, gdzie państwo możecie reagować na to, co dzieje się w najbliższej okolicy. (….) Sam fakt, jak funkcjonowała aplikarnia, czyli grupa osób, która tworzyła samą aplikację, zjawisko czego nam zazdroszczono w pewnym sensie, w ocenie jurorów, to było uspołecznienie procesu powstawania tego dokumentu. To pokazało, że uspołecznienie obszaru kultury jest bardzo duże i teraz trzeba stworzyć warunki do jego rozwoju.
Strategia rozwoju kultury
Generalnie badani byli zgodni co do tego, że brakuje w Lublinie spójnej wizji rozwoju kultury wypracowanej w dialogu społecznym, nie ma strategii rozwoju kultury. Zdaniem niektórych nawet stworzone w ramach ESK aplikacje nie stworzyły spójnego programu działań, „fundamentalnych celów rozwojowych”, choć mogłaby być punktem wyjścia. Działania nie są skoordynowane, są nazbyt chaotyczne i często przypadkowe:
Jest wiele takich pozytywnych elementów związanych z walką o ten tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, to ja nadal nie mam takiego poczucia, że wyklarowało się coś, co moglibyśmy nazwać polityką kulturalną miasta.
Zadania, co do ISTNIENIA strategii były wśród badanych podzielone. Niektórzy twierdzili, że strategii nie ma, nie ma także spójnie prowadzonej, długofalowej polityki kulturalnej miasta. Inni z kolei uznawali, że jakaś strategia w postaci dokumentu jest, ale niewiele na jej temat mogli powiedzieć[6]:
Uważam, że przydałaby się jakaś wizja dokąd zmierzamy i co z tym zrobić, jednak wydaje mi się, że tego nie ma, nawet nie wiem, czy jest jakiś dokument, być może jest, natomiast nie widać jakoś realizacji.
Nie wiem, co to znaczy polityka kulturalna miasta, to znaczy, teoretycznie wiem, praktycznie nie wiem. Tak naprawdę nie powstał żaden dokument do tej pory, bo wiemy, że jest jakaś tam strategia rozwoju kultury. Nie ma czegoś takiego tak naprawdę. Były dokumenty związane ze startowaniem Lublina w tym Europejskiej Stolicy Kultury, które gdzieś tam pisały, co będzie, ale to był koncert pobożnych życzeń.
Polityka kulturalna to powinna moim zdaniem kształtować się tak, że w generalnych zarysach powinno być wiadomo, że to za 5 lat może być w Lublinie, za 7 lat to, za 3 lata to, za ileś lat tamto i że będziemy, jako włodarze miasta będziemy przeznaczać jakieś tam procenty budżetu, czy jakieś tam kwoty w kolejnych latach i będziemy wspierać określone dziedziny. Nie wiem czy coś takiego jest, mi się wydaje, że nie ma.
B. No jest strategia Lublina ładnie napisana…
A. No właśnie.
B. Duża, gruba. Zapoznałem się z nią całą, gdzieś tu nawet leży… co jest dobre? Na pewno są dobre te działania tych radarów w… tej partycypacji w życiu miasta. To jest dobre. Ale myślę, że czegoś brakuje jeszcze, nie ma pomysłu takiego konkretnego.
Diametralnie inną opinię głosił przedstawiciel Urzędu Miasta, który twierdził, że strategia jest i została ona wypracowana przez środowisko lubelskiej kultury w ramach ESK:
Ta wizja kultury została opisana w aplikacjach. Według mnie ta wizja została zawarta w aplikacji nr 1 i w aplikacji nr 2. Trzeba go tylko umiejętnie przeczytać. Tam jest pokazana tendencja dotycząca rozwoju obszaru kultury. (…) Aplikacja zarysowała pewne zjawiska tendencje, do których chcielibyśmy dążyć. (…) Dokument powstawał w Wydziale Kultury, powstawał w porozumieniu ze środowiskami z obszaru kultury. Przede wszystkim z twórcami aplikacji, to było około 100 osób, które tworzyły dokument aplikacji. Ta strategia kultury jest niemalże „wyjęta” z tych założeń, które były przyjęte w dokumencie aplikacyjnym. (…) Jest dokument który ma pewne ramy i on zostanie przekazany do konsultacji począwszy od instytucji kultury, przez grono społeczne, organizacje pozarządowe.
Tezy zawarte w aplikacji zostały zawarte w strategii, która, w formie dokumentu, niebawem zostanie poddana konsultacjom społecznym:
Była grupa ludzi, która przekładała to z aplikacji na strategię. To był pewien proces… To było jeszcze, kiedy nie było rozstrzygnięcia konkursu. Dokument, jakim jest strategia, tworzyło środowisko szeroko rozumiane. To nie jest tak, że jedna osoba przyszła i wybrała palcem spośród rzeczy które opracowało środowisko. To były bardzo różne etapy, proces który trwał kilka lat, nie miesięcy, nie dni ale lat.
Najwyraźniej jednak badani nie byli świadomi, że działania takie są podjęte, choć sami uznawali potrzebę tworzenia takiej strategii. Podawano następujące argumenty uzasadniające:
- strategia może ograniczyć pojawienie się partykularyzmów, arbitralnych decyzji dotyczących finansowania podmiotów
Dopóki nie będzie wypracowanych systemów, im większy będzie zakres ręcznego sterowania przy pomocy dotacji przedmiotowych czy celowych, tym ten system będzie się bardziej utrwalał, ten system partykularyzmów, więc jakby musi być spójna wizja, musi być system wypracowany rzeczy strategicznych – ważnych, ważniejszych, mniej ważnych.
- strategia powinna zdefiniować cele polityki społecznej, priorytetowe obszary kultury w Lublinie. Bez nich taka polityka jest działaniem chaotycznym
Tu raczej idzie o pewną otwartą na zmieniający się świat perspektywę. Przeświadczenie, że chcę i wiarę, że to zrobię. Pewien rodzaj myślenia nie rok do przodu tylko kilka lat. Wyobrazić sobie, jak to może wyglądać za jakiś czas.(…) Robienia czegoś z roku na rok, a jeszcze gorzej z imprezy na imprezę jest na nic – nigdzie nie prowadzi.
- strategia może wspomagać profilowanie instytucji, a także konkursów
Mam wrażenie, że nie było takiego zastanowienia, kto co tak naprawdę robi, czyli jakby profilowania poszczególnych instytucji. Czy NGO czy nawet kierunkowania konkursów, bo, według mnie powinno być tak, że jeżeli mamy ileś tam instytucji kultury, to trzeba się zastanowić, kto, co robi. Wspierać te obszary działalności, w którym dana instytucja się specjalizuje, a nie, że każdy może robić wszystko, bo tak bywa czasami … Można by tak sprofilować konkursy, żeby one uzupełniały, a nie powielały na przykład rzeczy.
- strategia może ułatwić definiowanie celów przez kadrę zarządzającą poszczególnymi instytucjami.
Brak strategii jest problemem dla dyrektorów, ponieważ nie mają oni wskazówek, w jaki sposób realizować zadania, czego się od niech oczekuje jako instytucji publicznej, finansowanej z publicznych pieniędzy, jakie problemy powinny być rozwiązane. Nie chodzi tu o realizację pragnień artystycznych konkretnego zespołu, ale o misję społeczną, jaka przed taką instytucją stoi. A ta misja jest przede wszystkim animacją, działaniem dla społeczności lokalnej. Nie chodzi to o instrumentalizację sztuki, jak zaznaczył jeden z rozmówców. Także artyści nie mają jasnych wskazówek, w którą stronę powinni zdążać, co jest preferowanie i będzie finansowane. Wiedzieliby, czy mają szansę rozwijać się w danej dziedzinie:
Gdyby istniała jasno sprecyzowana strategia kulturalna, ludzie zajmujący się sztuką, kulturą widzieliby, na co można stawiać, a na co nie warto stawiać. Myślę, że coś takiego mogłoby spowodować, że ludzie zainteresowani konkretnymi punktami w tejże strategii mogliby przyjeżdżać do Lublina, inni by wyjeżdżali, bo nie ma tu, czego szukać.
Strategia może być czynnikiem skłaniającym do refleksyjnego myślenia o kulturze, jednakże nie należy także przeceniać jej roli. Jak zauważyli niektórzy badani, nawet najlepiej napisana strategia nie jest gwarancją tego, że kultura będzie się bardzo dobrze rozwijać. Dochodzą tutaj inne czynniki: czynniki ludzkie, nieprzewidywalne zdarzenia. Były także opinie bardzo powściągliwe, czy wręcz sceptycznie oceniające rolę takiej strategii w pobudzaniu działalności kulturalnej:
Kultury nie tworzą żadne strategie. Strategie są potrzebne generalnie dla tych, którzy piszą te strategie. Mają w związku z tym jakieś tam honoraria i próbują coś zrobić. Kulturę tworzą artyści i zwykli ludzie. Spontanicznie, w zgodzie z własnymi humorami, pokrętnymi życiorysami, przypadkami i historią. Natomiast żadna strategia nie sprawiła, że (już nie mówię o arcydziełach) powstają przyzwoite, wartościowe rzeczy.
Niektórzy badani wręcz przestrzegali przed przecenianiem roli strategii, wskazywali także jej ukryte, negatywne funkcje: strategia źle napisana może mieć fatalne skutki, ale nawet dobrze przygotowana jest trwałym dokumentem, który należy dostosowywać do szybkich zmian w globalnym świecie. Aby ten dokument pełnił swoją funkcję, powinien podlegać stałej aktualizacji, w przeciwnym razie będzie jedynie petryfikował spontaniczny rozwój procesów kulturalnych.
Problem, jak budować taką strategię, był tematem dyskutowanym przez rozmówców. Niektórzy z badanych potrafili wskazać konkretne recepty, na tworzenie takiej strategii, inni zaś udzielali jedynie bardzo ogólnych wskazówek. Punktem wyjścia mogłaby być aplikacja ESK:
Musielibyśmy siąść do strategii. Trzeba by ją było wziąć i sprawdzić wiesz, poszczególne hasła – o co tak naprawdę nam chodzi, co jest najważniejsze w tej strategii. Żeby wypełnić to trzeba mieć jednak pieniądze na to wypełnienie, jakimi ludźmi, co to ma być, w którą stronę to ma iść, jaki to ma być kierunek.
Wskazywano na konieczność uwzględnienia następujących etapów, które powinny być uwzględnianie w procesie przygotowywania takiej strategii:
- poznanie potencjału miasta i jego potrzeb;
- konsultacje z przedstawicielami instytucji kultury w mieście oraz urzędnikami, radnymi: w procesie tworzenia strategii powinni brać udział intelektualiści, środowisko ludzi nauki, artyści. Ich rola powinna być dominująca: Refleksja nad przyszłością, czyli pisanie strategii to jest zajęcie dla intelektualistów. To są ludzie o szerokich horyzontach i dużej ciekawości świata i pewnym przekonaniu o misji inteligencji. Ludzie kompetentni intelektualnie i kulturowo, a do tego bezinteresowni. Wpływ mogą mieć artyści, animatorzy, urzędnicy, widzowie, dyrektorzy. Nie oni jednak powinni te strategie pisać, a zwłaszcza nie powinni decydować o jej kształcie.
- zakreślenie granic budżetu, który umożliwi realizację zadań;
- rzetelnie zrealizowane konsultacje społeczne z mieszkańcami miasta:
Żeby to nie było tylko miejscem, gdzie znajomi artystów przyjadą, bo zostaną zaproszeni, wsiądą w samochód, przyjadą, zaparkują, obejrzą, wyjadą. Ale żeby też dookoła to żyło.
Jeden z respondentów podał wyraźne wskazówki, w jaki sposób strategia powinna być budowana:
Zrobiłbym to tak. Wyznaczyłbym 2 zespoły po 3 osoby, które by to napisały. Później pojawiłyby się konkretne dokumenty, do których zespoły wzajemnie by się odniosły, poszukując różnic, ale też kompromisów, a czasami jeszcze innych rozwiązań. Te projekty stałyby się przedmiotem powszechnej wymiany opinii. Czyli, każdy kto miałby coś do powiedzenia mógł powiedzieć. Poza tym ja bym więcej widział w dorobku tych dwóch trzyosobowych zespołów niż w tej dyskusji, która później, w tym sejmiku. Dużo ciekawsza byłaby dyskusja między tymi zespołami. Tam gdzie by się one niespecjalnie zgadzały i próbowałyby znaleźć jakiś rodzaj porozumienia, konsensusu. Natomiast, jeśli się zaprosi 20 osób to owszem, będą gadać, a nic z tego nie wynika. To na tym polega, że ktoś to musi zrobić, ktoś to musi ułożyć w słowa. Mało tego, to, co najmniej jedna osoba w każdym z tych zespołów, musi umieć składać zdania. Żeby nie uciekał sens tego, co tam jest najlepsze, tylko wręcz był wzmacniany i uwyraźniany.
Badany wyjaśnił dalej, że konstruktywna dyskusja może pojawić się jedynie wtedy, gdy już pewne propozycje zostaną opracowane przez zespół ekspertów, powstanie pewna ułożona w spójną całość refleksja, która dopiero wtedy tworzy szansę na dialog, stwarza poważny pretekst, aby się o coś twórczo przedyskutować.
Włączenie do pracy nad strategią mieszkańców miasta nie jest zadaniem łatwym, ponieważ często konsultacje społeczne są przeprowadzane w nieudolny sposób i zniechęcają mieszkańców do uczestnictwa w takim projekcie:
Najgorzej jest zorganizować takie spotkanie i całym sobą, całym spotkaniem, pokazać, że my musimy to zrobić, a i tak mamy was gdzieś.
Narzędzie takiej konsultacji jest narzędziem dla bardzo zaawansowanych społeczeństw, gdzie wszystkie strony chcą, rozumieją i wiedzą, jakie mają z tego korzyści. I tego rzetelnie słuchają.
Do mieszkańców należy docierać w sposób aktywy, nie wystarczy jedynie podanie informacji w prasie czy na stronach internetowych o tym, że mieszkańcy mogą zgłaszać uwagi na temat dokumentu:
Robić spotkania, zapraszać ich, nawet chodzić po domach, wrzucać do skrzynek, przez administrację, przez księdza, przez organizacje; po prostu trzeba się narobić, to jest często tak, że robi się konsultacje, ludzie po prostu są nieprzyzwyczajeni.
Podkreślano, że strategia nie powinna być wypracowywana w procesie indywidualnych negocjacji, osobistych rozmów, emocjonalnych czy koniunkturalnych argumentów. Nie powinna także być tworzona przez pracowników urzędu bez porozumienia ze wszystkimi wymienionymi powyżej grupami. Wypracowanie strategii definiowano jako jest proces w dialogu, na który składa się szereg działań: analiz, ankiet, wypowiedzi, które są wielokrotnie opracowywane i poddawane dyskusji, rewidowane. Dyskusja powinna być prowadzona przez rozważnego moderatora, który nie pozwoli jakiejś ze stron na przejęcie władzy nad dyskusją mocą autorytetu czy emocji.
Podsumowanie
Z badań wynika, że w polu produkcji kulturowej zaszły istotne zmiany, związane z przygotowaniem aplikacji ESK. Były to między innymi: mobilizacja zasobów, konsolidacja środowisk związanych z kulturą, a także pogłębiona autorefleksja nad procesami zachodzącymi w polu, celami i strategiami poszczególnych aktorów społecznych. Przystąpienie Lublina do konkursu ESK wzmocniło pozycję instytucji kultury i ich kapitał symboliczny, który nadal jest wykorzystywany. Zmienił się także sposób postrzegania samego pola (jako ważnego strategicznie dla procesów społecznych) przez aktorów w polu, ale także poza nim. Pozytywnie oceniono obecny stan kultury w Lublinie, co nie oznacza, że nie dostrzeżono zjawisk niekorzystnych.
Mimo wzmocnienia pozycji instytucji kultury (w tym także organizacji pozarządowych), podmioty te nadal definiują swoją pozycję jako realnie słabą (choć już nie deklaratywnie). Osłabiana jest ona bowiem przez pozycje polityków, którzy chcą sprawować kontrolę nad polem i w ten sposób także powiększać swój kapitał polityczny. Co istotne, kapitał symboliczny polityków jest słaby, natomiast ich pozycja jest pochodną władzy. Z drugiej strony, same podmioty też niezbyt wysoko oceniały kapitał symboliczny (a zatem jakość działań kulturalnych) instytucji kultury, szczególnie w instytucjach konkurencyjnych. Wyraźnie widoczne było, że stawką w grze jest kapitał finansowy i symboliczny. W przypadku kapitału finansowego sprawa jest prosta: gra polega na dobyciu jak największych dotacji podmiotowych, zasobów infrastrukturalnych czy środków konkursowych. W przypadku kapitału symbolicznego, który ma legitymizować przejmowanie kapitału finansowego, gra toczy się wokół ustalenia priorytetów, hierarchii oraz wartości. Wyraźnie rysuje się biegunowość pola, w którym można wyróżnić następujące polaryzacje: kultura popularna/kultura elitarna, kultura tradycyjna/kultura awangardowa, kultura neutralna/kultura zaangażowana oraz centrum/peryferie. Można zauważyć, że osie sporów są osiami typowymi w dyskursach o kulturze. W polu najsilniejszą pozycję zajmują urzędnicy i politycy. Instytucje kultury maja słabszą pozycje, dlatego też zdarza się, że szukają wsparcia wśród silniejszych graczy.
Pozycja instytucji nie jest jednorodna. Wyraźnie widać, że silniejsze finansowo i infrastrukturalnie są instytucje miejskie, natomiast organizacje pozarządowe są pod tym względem słabsze, choć one same podkreślały, że są lepiej wyposażone w kapitał symboliczny (jakość organizowanych wydarzeń, przygotowanie merytoryczne pracowników). Wśród instytucji miejskich zauważono hierarchę: na szczycie jej są twórcy, szczególnie ci, którzy rozpoznawali są w szerszych polach: ogólnopolskim i międzynarodowym, co legitymizuje ich wysoką pozycję lokalną. Najsłabszą zaś pozycję mają animatorzy kultury, którzy zajmują się edukacją kulturalną, co wyjaśnia częściowo jej niski status i niedoinwestowanie. Ciekawe natomiast, że organizacje pozarządowe deklarowały, że mają duży wpływ na to, co się dzieje w polu kultury, mimo słabszej pozycji kapitałowej, natomiast instytucje miejskie częściej mówiły o braku swojego realnego sprawstwa.
Wskazane zostały zasoby, które mogą być wykorzystane we wzmacnianiu kapitałów pola produkcji kulturowej. Są to przede zasoby symboliczne (szczególne cechy kultury lubelskiej wnikające także z położenia geograficznego miasta) oraz społeczne (kapitał ludzki). Wskazano także na przeszkody, które utrudniają gromadzenie kapitałów: ekonomiczne, infrastrukturalne oraz te, które wynikają z przyswojonych norm i wartości (sztywność, brak otwartości na odmienność). Ważną kwestią jest wyraźna dominacja retoryki dialogu w dyskursie o polu produkcji kulturowej. Retoryka ta podkreśla współpracę różnych podmiotów kultury w kreowaniu strategii rozwoju kultury, która faktycznie jest uprawomocnieniem strategii działania niektórych podmiotów. Retoryka ta może zatem (choć nie musi) ukrywać faktycznie zasadę rywalizacji. Jakie cele będą priorytetowe, jak rozdysponowane zostaną środki na realizację tych celów, to sprawa niezmiernie ważna, bowiem powiązana z mechanizmami uprzywilejowania/wykluczania. Dlatego też oczywiste jest, że kontrola nad procesem powstawania tej strategii powinna być dla aktorów ważna. Jednakże można zauważyć, że nie wszyscy z nich chcą się w ten proces angażować, niektórzy badani w ogólne podważają zasadność formalizowania spontanicznych procesów kulturotwórczych. Inni zaś preferują rozwiązania eksperckie. Jakie cele strategiczne faktycznie zostaną wskazane jako priorytetowe, przekonamy się, gdy strategia zostanie upubliczniona.
Joanna Bielecka-Prus
[1] Analizowane dane to indywidualne wywiady pogłębione z 19 przedstawicielami miejskich instytucji kultury oraz organizacjami pozarządowymi działającymi w polu kultury. Organizacje pozarządowe wyłonione zostały przez 7 niezależnych ekspertów, którzy dysponują wiedzą na temat specyfiki lubelskiej kultury. Każdy z wywiadów trwał od 3-4 godzin. Przedstawiony rozdział jest fragmentem raportu z badań „Kultura (w) dialogu” pod redakcja Joanny Bieleckiej-Prus, Piotra Celińskiego, Cezarego Hunkiewicza oraz Magdaleny Kawy. Raport dostępny na stronie www: http://www.platformakultury.pl/artykuly/122213-kultura-w-dialogu-instytucjonalne-ramy-kultury-w-lublinie.html
[2] P. Bourdieu, Reguły sztuki. Universitas, Kraków 2012.
[3] http://kopia-ke.venaart.pl/o-badaniach-kultury-w-lublinie/2013/03/.
[4] Wyraźnie widać stały wzrost nakładów na kulturę z budżetu miasta. Szczegółowo to zagadnienie omawia Magdalena Kawa w rozdziale Miejskie instytucje kultury w świetle dokumentów zastanych w tym tomie.
[5] Od 1 marca 2013 działa Rady Kultury Miasta Lublin w skład której wchodzi 15 osób (przedstawiciele Urzędu Miasta, miejskich i wojewódzkich instytucji kultury, organizacji pozarządowych i niezależnych inicjatyw kulturalnych oraz przedstawiciel środowiska akademickiego. http://www.um.lublin.pl/um/index.php?t=200&id=183876 (data dostępu 8.03.2012).
[6] Często odwoływano się do Strategii Rozwoju Lublina 2020. Warto jednakże zwrócić uwagę, że kultura jest tam jedynie jednym z wielu obszarów działań, w dodatku wcale nie priorytetowych, jeśli zwrócimy uwagę na fakt, że mówi się o niej często w kontekście innych działań: „gospodarczych, naukowych i kulturalnych”. Kolejność wyliczania nie jest przypadkowa. Nieco więcej miejsca poświęcono kulturze przestrzeni, powiązanej raczej z urbanistyką niż z kulturą autoteliczną oraz kulturze czasu wolnego, do której włączono zarówno aktywność sportową, jak i kulturalną, co jest kuriozalne. Wyjaśniono to następująco: „Choć sport i kultura to dziedziny, które mają odrębną specyfikę, to jednak warto je ze sobą na nowo połączyć według starożytnych wzorców jedności ducha i ciała, ponieważ mają wiele cech wspólnych. Należy do nich udział w działaniach zespołowych, możliwość wykazania się, aktywność, przekraczanie granic swoich możliwości i widowiskowość. Są to podstawowe ludzkie potrzeby, których zaspokojenie podnosi zadowolenie z życia”. Pomijając dyskusyjną tezę o wspólnych cechach sportu i kultury, absurdalne i całkowicie bezpodstawne teoretycznie jest takie zdefiniowanie podstawowych potrzeb ludzkich. Tekst Strategii: www.um.lublin.pl/um/index.php?t=210&id=168954 (data dostępu: 5.11.2012).