Jak wam się podoba góralsko muzyka?
„Tradycyjna kultura ludowa Podhala, przedmiot nieustannego zachwytu polskich elit od dwustu lat … jest wciąż żywotna. Wciąż trwa” (Antoni Kroh[1]).
Podhale w literaturze historycznej, społecznej, etnograficznej, popularnej jawi się jako pewnego rodzaju oaza żywotności tradycyjnej kultury. Warto jednak przyjrzeć się, w jaki sposób młode pokolenia górali korzystają ze spuścizny przodków, bowiem aktualne przestrzenie eksploatacji „góralszczyzny” na Podhalu zdecydowanie odbiegają od tego, co skłonni byśmy byli nazwać tradycją.
Podhale w literaturze historycznej, społecznej, etnograficznej, popularnej jawi się jako pewnego rodzaju oaza żywotności tradycyjnej kultury. Także w wypowiedziach medialnych ten właśnie region często podaje się jako przykład miejsca, w którym nie nastąpiło zerwanie transmisji tradycyjnych treści kulturowych, gdzie międzypokoleniowy przekaz góralskich wzorców wciąż funkcjonuje. Podtatrzańskie elity z pieczołowitością dbają o edukację regionalną dzieci i młodzieży, o kultywowanie rodzimych tradycji. Liczba zespołów taneczno-muzycznych, konkursów i przeglądów ludowych, szkółek góralskiej muzyki wydaje się być rzeczywiście imponująca w porównaniu z innymi regionami naszego kraju. Warto jednak przyjrzeć się, w jaki sposób młode pokolenia górali korzystają ze spuścizny przodków, bowiem aktualne przestrzenie eksploatacji „góralszczyzny” na Podhalu zdecydowanie odbiegają od tego, co skłonni byśmy byli nazwać tradycją.
Ten artykuł poświęcam wyłącznie kwestiom wykorzystywania i przetwarzania góralskich tradycji muzycznych, albowiem kultura muzyczna współczesnych mieszkańców Podhala stoi w centrum moich naukowych zainteresowań i poszukiwań badawczych. Poniżej zastanowię się, co wpłynęło na szczególny stosunek górali do lokalnych tradycji, oraz na jakich polach dziś eksploatowana jest muzyka podhalańska.
Przyczyn trwałości podhalańskich tradycji badacze dopatrują się w szczególnym, długotrwałym zainteresowaniu polskiej inteligencji „góralszczyzną”. Przecież już od XIX wieku zarówno krajobrazom, jak i kulturze góralskiej z zachwytem przyglądali się polscy naukowcy, literaci, artyści. Podhalańskie wsie i miasteczka jako jedne z pierwszych stały się miejscami turystycznymi, w których kontakt z innymi, obcymi był czymś bardziej powszednim niż w pozostałej części kraju. W czasie zaborów Podhale, należące do cieszącej się względną autonomią Galicji, stało się symbolem polskości, niepodległości, siły. Na przełomie XIX i XX wieku zakopiańskie sanatoria przyciągały nie tylko kuracjuszy, ale także poetów, malarzy, muzyków, filozofów, naukowców, taterników, narciarzy czy zbieraczy folkloru. Polska inteligencja tę wyjątkową, nieznajdującą analogii w żadnym innym z regionów naszego kraju kulturę, chciała wynieść do rangi kultury narodowej. Długotrwały, silny kontakt z obcością paradoksalnie sprawił, że i górale swoją kulturę poczęli traktować nie jako codzienność, a wartość wyjątkową, godną pielęgnowania. Nawet czasy powojenne – naznaczone turystyką masową, ograniczeniem tradycyjnego na tych terenach rolnictwa, powstaniem nowych miejsc pracy w socjalistycznych kombinatach i ośrodkach Funduszu Wczasów Pracowniczych – nie spowodowały zaniku góralskich tradycji. Ludowe rękodzieło a także muzyczny folklor stały się cenionymi i wspieranymi finansowo przez władze elementami góralskiej rzeczywistości. Interesująca mnie kultura muzyczna Podhalan zyskała rangę ważnego produktu kreowanego nie tylko na potrzeby ogólnopolskie, ale także eksportowe. Przy zakładach pracy, domach kultury i Cepelii powstawały coraz to nowe zespoły muzyczno-taneczne, szkoły gry, tańca i śpiewu góralskiego, wypożyczalnie strojów i instrumentów. PRL spowodował, że bardzo wiele osób powracało do muzycznych tradycji, na co z pewnością miał wpływ fakt, że członkostwo w zespole folklorystycznym pociągało za sobą możliwość podróżowania. Choć oczywiście folklor sceniczny, cepeliowski w znacznej mierze przyczynił się do przemian muzycznych tradycji, pozwalał także na ich przetrwanie.
Dzisiejsi górale jeszcze intensywniej odwołują się do licznych elementów dawnych tradycji. Nowoczesność, jaka wraz ze współczesnym, wolnorynkowym ruchem turystycznym wkroczyła na te tereny, musiała znaleźć swoje odzwierciedlenie także w sposobie postrzegania własnych tradycji przez samych Górali. Granica między tym, co dawne i ważne, a tym, co ma przyciągnąć turystów, w wielu miejscach zdaje się dziś bardzo cienka. Z jednej strony niepowtarzalność „góralszczyzny” ma być scenografią, która zapewni przybyszom z zewnątrz wyjątkowe wakacje. Z drugiej zaś strony olbrzymi zasób wartości i zachowań „tradycyjnych” wciąż pozostaje prywatną sferą domową „prawdziwych górali”, do której turyści nie mają dostępu[2]. Istnieje i trzeci kierunek myślenia o podhalańskiej tradycji. Są nim celowe działania miejscowych animatorów kultury na rzecz podtrzymania góralskich obyczajów, przekazywania ich młodym ludziom, a także popularyzacji tamtejszych sztuk plastycznych, muzyki, tańca czy rzemiosła.
Ostatnie kilkanaście lat przyniosło istotne przeobrażenia w kulturze muzycznej Podhala. Wbrew przewidywaniom, upadek PRL-u nie okazał się końcem epoki zespołów regionalnych i folkloru scenicznego. Wręcz przeciwnie – schyłek lat 90-tych XX i początek XXI wieku zaowocowały niezwykłym ożywieniem różnorodnych ruchów i inicjatyw regionalnych, w tym także muzycznych. W każdej niemal podtatrzańskiej miejscowości funkcjonują dziś zespoły taneczno-muzyczne, w których od najmłodszych lat dzieci uczą się nie tylko góralskiego tańca i śpiewu, ale także gwary i góralskich obyczajów, bowiem występy sekcji dziecięcych często polegają na scenicznym odtwarzaniu dawnych tradycji. Młode góralki mówiły mi wielokrotnie, że posyłają dzieci na zajęcia w lokalnych ośrodkach kultury, by „przesiąknęły góralszczyzną”. Co więcej, właśnie byli i obecni członkowie owych zespołów tworzą trzon współczesnej elity tatrzańskiego świata. Wpojone w procesie zespołowej edukacji poglądy mają niebagatelny wpływ na postrzeganie rodzimych tradycji, a także na uczynienie „góralszczyzny” światopoglądowym wyznacznikiem podejmowanych życiowych decyzji. Najczęściej członkowie zespołów szukają przyszłych małżonków we własnym gronie, decydują się na tradycyjne góralskie wesele, z dumą zakładają góralskie stroje na ważne uroczystości kościelne, rodzinne i państwowe, w domu mówią gwarą, na „posiadach” śpiewają i tańczą tradycyjne góralskie „nuty”. Wiele osób, które w dzieciństwie należały do zespołów regionalnych, w dorosłym życiu nadal udziela się w tego typu inicjatywach, pracując jako instruktorzy tańca i śpiewu, bądź też uczestnicząc w „seniorskich” sekcjach. Repertuar prezentowany przez góralskie formacje folklorystyczne zwykle bazuje na zanotowanych przez dawnych badaczy melodiach i tanecznych krokach. Niektórzy spośród moich rozmówców wprost przyznawali, że tradycyjna muzyka góralska to „te 100 nut, jakie zapisał Mierczyński[3]”. Tego typu wypowiedzi zdają się potwierdzać tezę, głoszącą, że „wynalazcami” kultury ludowej byli inteligenci, uczeni, ludzie z miast. Zresztą i współcześnie olbrzymi wpływ na postrzeganie oraz kategoryzowanie repertuaru muzycznego jako wartościowego i tradycyjnego, a więc prawdziwie góralskiego, mają przeglądy i konkursy zespołów czy kapel, podczas których profesjonalne jury, złożone z etnomuzykologów i etnografów, wyznacza standardy myślenia o muzyce Podhala. A zatem nie społeczna praktyka, jak to bywało dawniej, ale sztucznie wykreowana sytuacja konkursowa, nad którą pieczę sprawują często zewnętrzni specjaliści, ostatecznie decyduje o zawartości „tradycyjnego” repertuaru.
Choć i w zespołach folklorystycznych pojawiają się nowe treści, korespondujące z aktualnymi, ważnymi z punktu widzenia góralskiego światopoglądu wydarzeniami. Przykładem takiej inicjatywy może być wystawiona w 2011 roku opera góralska pt. „Ojciec Święty Jan Paweł II na Podhalu”. Przedstawienie muzyczne imponujących rozmiarów (bierze w nim udział 140 wykonawców z 37 miejscowości regionu, którzy śpiewają, tańczą i grają „z potrzeby serca”, jak zapewniają organizatorzy spektaklu), stworzone do libretta góralskiego poety Franciszka Łojasa Kośli, opowiada o życiu i śmierci ukochanego przez Podhalan papieża, a w swojej wymowie zaświadcza o wierności podtatrzańskiego ludu prawdom głoszonym przez Jana Pawła II. Warstwa słowna spektaklu doskonale wpisuje się w stereotyp górala, postrzeganego jako człowiek wolny, niezłomny, przywiązany do wartości chrześcijańskich, gotowy bronić wiary.
Bedziemy w wierze trwać jakó tyn Krzyz
Krzyz na Giewoncie miłościom hojny
coby jakó świat wielki nigdy nie zaznoł wojny
i zył w nim cłowiek na zawse wolny
Błogosławił holom i dziedzinom
z wysokości Krzyza na Giewoncie
pote kozoł syćkim, duzym i malućkim
Krzyza brońcie!
Konstrukcja przedstawienia dramatycznego zdaje się być niezwykle interesująca – do współczesnego libretta utrzymanego w gwarze góralskiej, wybitni podhalańscy znawcy muzyki regionu (Józef Pitoń i Krzysztof Trebunia Tutka) dobrali tradycyjne „nuty”, czyli dawne melodie. Opera wystawiana była nie tylko na Podhalu, ale w wielu miastach Polski, a także w Rzymie i w Chicago.
Przy gminnych ośrodkach kultury, domach ludowych, a także szkołach muzycznych działają nie tylko zespoły taneczne, ale także nauczyciele muzyki góralskiej, którzy przekazują dzieciom i młodzieży muzyczne tradycje regionu. Co ciekawe, chętnych do pobierania takich (bezpłatnych) lekcji jest coraz więcej. Dawna forma szkolenia góralskich muzykantów polegająca na bezpośrednim przekazywaniu umiejętności od mistrza do ucznia, w relacji jeden do jednego, właściwie już nie funkcjonuje. W lekcjach uczestniczy wielu uczniów na raz. Dzieci zdobywają umiejętności posługiwania się instrumentami, a także poznają „tradycyjny” repertuar. Nie muszą już jednak grać ze słuchu, a więc zapamiętywać usłyszanych melodii, bowiem na potrzeby owych szkółek muzycznych powstały specjalne zeszyty z palcowym zapisem najważniejszych „nut” góralskich[4]. Warto również zaznaczyć, że współcześnie na skrzypcach i basach próbują swoich sił także dziewczynki, które stanowią mniej więcej połowę uczniów (dawniej muzyka instrumentalna na Podhalu zarezerwowana była wyłącznie dla mężczyzn)[5]. Kiedy adepci sztuki ludowego muzykowania osiągną odpowiednią biegłość, występują na konkursach kapel młodzieżowych, letnich imprezach plenerowych, przygrywają do tańca zespołom dziecięcym, zakładają własne grupy, lub – skuszeni łatwym sposobem zarabiania pieniędzy – idą grać w licznych zakopiańskich karczmach.
Strażnicy czystości góralskich tradycji szczególnie narzekają na to, co dzieje się w podhalańskich jadłodajniach, w których to ubrani w góralskie stroje młodzieńcy, wyposażeni w różną umiejętność gry na instrumentach[6], serwują gościom z całej Polski repertuar niewiele mający wspólnego z muzyką Podhala. W restauracjach królują melodie węgierskie, słowackie, cygańskie, a także szeroko pojęta polska muzyka biesiadna okraszona góralską manierą wykonawczą. Jak zeznawali moi rozmówcy, za jeden wieczór w karczmie można zarobić około 100 złotych, muzykanci dodatkowo częstowani są kolacją, zaś turyści często stawiają im piwo lub inne trunki, co z kolei przyczynia się do nadużywania alkoholu przez młodzież. Warto także zaznaczyć, że w podhalańskich restauracjach coraz rzadziej można spotkać kapele góralskie w tradycyjnym składzie (trzy pary skrzypiec i basy). Muzykowi wiodącemu, a więc skrzypkowi-prymiście częściej towarzyszą dziś altówka, akordeon i kontrabas, a więc instrumenty obce podhalańskiej muzyce.
Również nietradycyjne zestawy instrumentów królują w zespołach weselnych i biesiadnych, wykonujących góralskie disco-polo. Takich formacji na Podhalu funkcjonuje bardzo wiele, a z ich usług korzystają nie tylko organizatorzy potańcówek dla turystów, ale także sami górale, przede wszystkim podczas zabaw weselnych. Kapele takie najczęściej łączą elementy muzyki góralskiej (takie jak gwara, charakterystyczny zaśpiew, śpiewanie białym głosem, akcentowanie, szczególny sposób zarywania smyczkiem, fragmenty góralskich melodii) z tradycjami całkiem obcymi – w ich wykonaniu można usłyszeć węgierskie czardasze, pieśni biesiadne, utwory z repertuaru polskich zespołów folkowych (m.in. Brathanki, Golec uOrkiestra) covery popularnych piosenek amerykańskich i nowo tworzone piosenki utrzymane w stylistyce disco-polo. Oprócz altówek, kontrabasu i akordeonu, pojawiają się w nich cymbały, perkusja, gitary, a także instrumenty elektroniczne. Jednym z najpopularniejszych tego typu zespołów na Podhalu jest kapela Ogórków z Czarnego Dunajca – jak mówiła jedna z moich rozmówczyń, na wesele trzeba ich prosić z dwuletnim wyprzedzeniem, tak olbrzymie „wzięcie” ma zespół. Formacje góralsko-discopolowe zajmują się również masowym wydaniem płyt, które można kupić na każdym niemal stoisku z pamiątkami góralskimi na Krupówkach, a także w sklepach muzycznych pod etykietą „muzyka góralska”.
Moim zdaniem olbrzymi wpływ na popularyzację tego rodzaju twórczości ma najczęściej wybierane przez Podhalan lokalne radio Alex, reklamujące się jako „najwyższe” radio w Polsce. Rozgłośnia z Zakopanego jest na Podtatrzu niemal wszechobecna – w domach, busach, sklepach, restauracjach – „Alexa” słychać wszędzie, a na antenie dominuje szczególnie pojęta „nowa muzyka góralska”. Choć wielokrotnie podczas moich badań spotkałam się z krytyką tego radia, to jednak większość moich rozmówców przyznawała, że słucha go, ponieważ to jedyne medium, które w przeważającej części emituje treści ważne dla lokalnej społeczności – wiadomości tatrzańskie, wyselekcjonowane informacje krajowe, audycje o treściach religijnych. Między programami rozbrzmiewa zaś góralska tradycja w wersji disco.
Część góralskich muzykantów decyduje się także na działalność w formacjach o charakterze folkowym. Zespoły takie jak Trebunie Tutki, Rzoz, Turnioki czy Zakopower w autorski sposób łączą elementy góralskiej tradycji z wybranymi stylami muzyki popularnej (popowej, rockowej, poezji śpiewanej, reagge, etc.), zaś w wyniku takiej fuzji powstają piosenki prezentujące zupełnie nową jakość. Ich liderzy – Krzysztof Trebunia-Tutka[7], Bartłomiej Koszarek, Hanna Malacina czy Sebastian Karpiel-Bułecka z pewnością należą do elity góralskiego świata, dlatego też ich poczynania na ogólnopolskim rynku muzycznym są postrzegane przez podhalańską społeczność z wyrozumiałością, a nawet dumą i szacunkiem. Co prawda zespoły folkowe nie wykonują muzyki prawdziwie góralskiej, ale sławią Podhale poza jego granicami i, w przekonaniu moich rozmówców, przemycają góralskie treści prezentując je szerokiej publiczności. Ponadto artyści ci znani są na Podtatrzu jako wybitni znawcy i wykonawcy muzyki tradycyjnej – podczas lokalnych uroczystości występują z podhalańskim repertuarem, grając i tańcząc po mistrzowsku, co usprawiedliwia folkowe zaangażowanie. Zaś ich działalność sceniczną i fonograficzną wielu górali traktuje po prostu jako źródło dochodu – a wszelka praca przynosząca pieniądze i służąca dobru rodziny, domu i w szerszym kontekście pomyślności Podhalan, jest w tym środowisku wartościowana pozytywnie.
Zbliżając się do końca rozważań, warto jeszcze wspomnieć o projektach wysokiej rangi artystycznej, w które angażują się dzisiejsi wybitni muzycy z Podhala. Jednym z pierwszych tego typu konceptów, zrealizowanych po upadku PRL-u, była inicjatywa zatytułowana „Namysłowski i górale”. Zbigniew Namysłowski opracował dziewięć góralskich „nut” tak, by stworzyły podstawę do jazzowej improwizacji. Znakomici muzycy polskiej sceny jazzowej: Zbigniew Namysłowski (saksofon), Leszek Możdżer (piano), Zbigniew Wegehaupt (kontrabas) i Cezary Konrad (perkusja), wraz z najlepszymi podhalańskimi muzykantami: Janem Karpielem Bułecką, Stanisławem Michałczakiem, Piotrem Majerczykiem, Wojciechem Topą i Janem Zatorskim (skład kapeli góralskiej ulegał zmianom), nagrali w latach ’90 rewelacyjną płytę, której materiał prezentowali między innymi na festiwalu „Jazz Jamboree” w 1994 roku.
Najnowszym przedsięwzięciem łączącym muzyków jazzowych, góralskich oraz klasycznych jest zrealizowany z inicjatywy Janusza Olejniczaka projekt „Głosy gór”. Biorąc za podstawę wspólnych poczynań muzykę inspirowaną treściami ludowymi (głównie podhalańskimi, lecz nie tylko), a więc utwory wielkich polskich kompozytorów: Fryderyka Chopina, Karola Szymanowskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego i Wojciecha Kilara, inicjator zdarzenia, prowadzący całość Jerzy Maksymiuk oraz szesnastu muzyków młodego pokolenia[8] stworzyło muzyczno-multimedialne widowisko o najwyższej randze artystycznej. Zdarzeniom dźwiękowym towarzyszy animacja tatrzańskich zdjęć autorstwa Mieczysława Karłowicza. Premiera koncertu „Głosy gór” odbyła się w 2011 roku w Pałacu Królewskim w Madrycie, inaugurując program kulturalny polskiego przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej.
Podsumowując, należy stwierdzić, że ta sfera muzycznego folkloru, która postrzegana jest jako prawdziwie tradycyjna i wierna dawnym obyczajom, współcześnie najczęściej funkcjonuje w oderwaniu od pierwotnego kontekstu. Góralskie muzyki, a więc kapele złożone z prymisty, dwóch sekundzistów i basisty, usłyszeć można przede wszystkim podczas konkursów i przeglądów albo prelekcji organizowanych dla turystów. Śpiewy i tańce obecne są podczas prób i występów zespołów regionalnych, których członkowie swoim uczestnictwem w nich deklarują przywiązanie do lokalnych tradycji, pewien określony światopogląd i styl życia. Co prawda wraca moda na „góralskie” śluby i wesela, jednak i podczas nich muzyka podhalańska rozbrzmiewa głównie w kościele, zaś w sali weselnej towarzyszy jedynie takim momentom, jak np. oczepiny, lub przygrywa do tańca byłym i obecnym członkom zespołów folklorystycznych[9]. Zmiana praktyki społecznej decyduje o nowym wykorzystywaniu przez górali ich muzycznych tradycji. Scena i karczma – oto konteksty, w których najczęściej rozbrzmiewają podhalańskie „nuty”.
Zupełnie nowy jest także sposób i cel kształcenia dzisiejszych podhalańskich muzykantów. Każde dziecko, jeśli tylko chce lub rodzice wyrażą taką chęć, może uczyć się w jednej z licznych szkółek muzyki góralskiej. Niewielu spośród uczniów faktycznie zostaje potem muzykantami. Zaś ci, którzy obiorą taką drogę, nie zawsze grają „z potrzeby serca”, lecz z potrzeby domowego budżetu, występując w karczmach, na turystycznych posiadach, letnich festiwalach czy angażując się już zupełnie profesjonalnie w działalność koncertową i fonograficzną. Jednak w tych ostatnich przypadkach w repertuarze prezentowanym przez muzyków zazwyczaj nie odnajdziemy już muzyki góralskiej w tradycyjnym znaczeniu tego terminu, a jedynie pojawiają się pewne elementy folkloru dla tworzenia zupełnie nowych jakości muzycznych. Odwołanie do „góralszczyzny” w takich przypadkach staje się celowym zabiegiem artystycznym lub chwytem marketingowym. Moda na etniczne inspiracje, turystyczna atrakcyjność Podtatrza i góralska świadomość wartości kultury tradycyjnej powodują jednak, że, jak chciał Antoni Kroh, „Tradycyjna kultura ludowa Podhala … wciąż trwa”.
[1] Cytat pochodzi z książki Antoniego Kroha pt. „Tatry i Podhale”, wydanej nakładem wydawnictwa Dolnośląskiego w 2002 roku, w serii „A to Polska właśnie”.
[2] Coraz więcej młodych par decyduje się na tradycyjne góralskie śluby i wesela, którym towarzyszy góralska kapela, na których rozbrzmiewa góralska muzyka i na których obecne są góralskie tańce. Oprawa góralska obecna przy chrzcinach i pogrzebach, także podczas spotkań towarzyskich we własnym gronie Podhalanie często śpiewają tradycyjne „nuty”.
[3] Stanisław Mierczyński – etnograf muzyczny, w 1930 roku opublikował najobszerniejszą i wysoko cenioną przez muzykologów antologię instrumentalnej muzyki góralskiej. W swoim dziele zawarł ponad 100 melodii zapisanych w systemie 3 głosowym, oddzielnie notując linię prymu – pierwszych skrzypiec, sekundu – drugich skrzypiec i basu. Waga tej pracy dla współczesnej kultury muzycznej Podhala jest olbrzymia, ponieważ zgromadzony w niej repertuar w II połowie XX wieku stał się powszechnie akceptowanym wyznacznikiem „autentycznej” muzyki góralskiej
[4] Jako pierwszy zeszyty takie opracował i wydał na własne potrzeby Krzysztof Trebunia-Tutka, a w ślad za nim podążyli niemal wszyscy działający na Podhalu nauczyciele góralskiej muzyki.
[5] Warto jednak zaznaczyć, że na instrumentach na Podhalu grają przede wszystkim dziewczynki. Wraz z zamążpójściem większość z nich rezygnuje z muzycznego zajęcia. Być może znakiem trwania tradycji jest fakt, że „zawodowym” muzykowaniem zajmują się nadal przeważnie mężczyźni.
[6] Często niewielka biegłość techniczna oraz wąski zasób góralskiego repertuaru są wystarczające, by znaleźć zatrudnienie w karczmie. Choć i profesjonaliści w karczmach występują. Olbrzymia biegłość gry i popisy techniczne na skrzypcach także bywają przez starszych górali krytykowane, są bowiem utożsamiane z cygańską tradycją muzyczną.
[7] Szczególnym, choć kontrowersyjnym przykładem wykorzystywania góralskich tradycji muzycznych jest twórczość Krzysztofa Trebuni-Tutki. Jego rodzinny zespół wykonuje nie tylko utwory powszechnie uważane za należące do repertuaru folkowego (wciąż szeroko komentowana na Podhalu jest płyta, którą nagrał wraz z jamajskim zespołem reagge), ale także takie, które Krzysztof nazywa „nową muzyką góralską”, „nowymi góralskimi nutami”. Są to kompozycje oparte na skali góralskiej, w stylu i charakterze przypominające tradycyjne „nuty” podhalańskie, opatrzone współczesnymi tekstami w gwarze, odnoszącymi się do aktualnych wydarzeń, sytuacji, nastrojów.
[8] Muzycy zaangażowani w projekt „Głosy gór”: trzon zespołu Zakopower z liderem Sebastianem Karpielem-Bułecką, Jan Smoczyński, Atom String Quartet, Jan Młynarski, Michał Barański oraz Meccorre String Quartet
[9] Należy także zauważyć, że pogrzebom osób zasłużonych dla góralskiej kultury, często towarzyszy muzyczna oprawa góralska. W kościele muzykanci grają podhalańskie nuty także podczas ważnych uroczystości państwowych, religijnych i lokalnych.