Strona główna/Kryzys ukraiński oczami strategów z Bliskiego Wschodu

Kryzys ukraiński oczami strategów z Bliskiego Wschodu

Na pierwszy rzut oka, Bliski Wschód wydaje się odległy od Ukrainy, a wzrost napięcia po aneksji Krymu przez Rosję nie daje się tu odczuć wprost. Pomimo to, region z ogromną uwagą przygląda się kryzysowi ukraińskiemu. Może on mieć wpływ na ceny ropy i gazu, główne produkty eksportowe Bliskiego Wschodu. Rosja i Ukraina to także kluczowi eksporterzy żywności do regionu i ważny rynek dla tureckiej budowlanki i fabryk. Kryzys niesie też pewne nowe możliwości. Kiedy Europa Zachodnia uświadamia sobie potrzeby dywersyfikacji źródeł energii, bliskowschodni dostawcy liczą na nowe kontrakty, a Turcja liczy, że wzrośnie jej rola jako centrum dystrybucji gazu.

Kryzys może mieć także poważne konsekwencje polityczne dla Bliskiego Wschodu. Napięcie na Ukrainie odsuwa uwagę świata od Syrii, a bardziej asertywna postawa Rosja umocni twardogłowych konserwatystów w Teheranie i Damaszku. Ponadto przekaz, który dochodzi z Ukrainy budzi pytania o wartość zachodnich gwarancji w niespokojnym regionie gdzie sojusze często się zmieniają, i w którym o prymat od lat walczą Arabia Saudyjska i Iran, każde niosąc inny religijny kontekst i bagaż doświadczeń.

Powrót dynamiki zimnowojennej i koniec wiary w zachodnie gwarancje bezpieczeństwa

Najlepiej widoczny efekt kryzysu ukraińskiego był [przynajmniej na początku – J.C.] taki, że świat na jakiś czas odwrócił uwagę od spraw Bliskiego Wschodu jako całości, a w szczególności od trwającego trzeci rok konfliktu w Syrii. Nie znaczy to jednak, że Bliski Wschód będzie tracił na znaczeniu w dyskusji o globalnym bezpieczeństwie. Przeciwnie, wiele wskazuje, że kryzys ukraiński zachęci Rosję do polityki bardziej asertywnej właśnie na Bliskim Wschodzie. Polityki mniej nastawionej na współpracę, przeciwnej interesom Zachodu, opartej o własne, lokalne sojusze.

Kto zwycięży, a kto przegra przy takim rozwoju wypadków? Jeśli Rosja poważnie ucierpi w wyniku sankcji, tym chętniej wspomoże dyktatora Syrii Baszara al-Assada, który głośno popierał jej politykę na Ukrainie. Moskwa będzie też uważnie obserwować, na ile poważnie USA i ich sojusznicy traktują wyznaczone przez siebie „czerwone linie”. Od tego zależy też na ile regionalni sponsorzy rozmaitych frakcji w łonie syryjskiej opozycji będą skłonni podtrzymywać hojne poparcie. Pod znakiem zapytania staje współpraca USA i Rosji w likwidacji syryjskich arsenałów broni chemicznej.

Rozdźwięk pomiędzy pięcioma stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ, na pewno nie wróży dobrze negocjacjom w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Jak dotąd rozmowy Iranu i grupy 5+1 nie ucierpiały w wyniku kryzysu ukraińskiego, ale Rosja dawała sygnały, że może zmienić nastawienie w tej kwestii. Moskwa bynajmniej nie marzy, żeby Iran stał się potęgą nuklearną. Jednak pozycja negocjacyjna Iranu rośnie wraz z malejącymi szansami USA i sił europejskich na wypracowanie międzynarodowego porozumienia [na Ukrainie]. Załamanie wysiłków negocjacyjnych jest możliwe zwłaszcza, gdyby doszło do izraelskiej akcji wojskowej przeciw Iranowi, co jeszcze bardziej zdestabilizowałoby region. Jednocześnie, jeśli rozmowy się załamią, przed Rosją i Iranem otworzą się zupełnie nowe pola do zacieśniania współpracy. Jeśli Iranowi zagrożą kolejne sankcje, albo międzynarodowa akcja, będzie on szukał w ONZ wsparcia Rosji. Były irański negocjator nuklearny Sayed Hossein Mousavian napisał w Al Monitor: „Jeśli kryzys na Ukrainie potrwa dłużej a Zachód nie ustanie w naciskach na Iran w sprawie programu jądrowego, Rosja zbliży się ro Iranu, a obydwa kraje utworzą nowy biegun siły w regionie”.

Kryzys ukraiński odbija się echem również w Egipcie – jego trwanie wzmacnia pozycję egipskiego wojska. Od czasu wojskowego przewrotu w lipcu 2013 r. nowe władze Egiptu zacieśniły kontakty z Rosją. Putin otwarcie poparł generała Sisi’ego jako kandydata na prezydenta. Najdobitniejszym efektem odwilży między tymi krajami jest wojskowy kontrakt na 2 miliardy dolarów, jaki zawarły kilka tygodni przed wybuchem kryzysu ukraińskiego. Pośrednim efektem rosnącej obecności Rosji w Egipcie jest nastawienie USA, które nie mogąc sobie pozwolić na utratę kluczowego sojusznika, przymykają oko na odrodzenie autorytaryzmu i łamanie praw człowieka nad Nilem.

W jeszcze mniej komfortowym położeniu znalazła się Turcja. Ankara była przeciwna aneksji Krymu przez Rosję, ale nie była gotowa antagonizować Moskwy. Los Tatarów Krymskich pozostaje jedną z najważniejszych kwestii w polityce tureckiej wobec kryzysu ukraińskiego, zaraz po energetyce i interesach handlowych. Tatarzy są kulturowo i historycznie związani z Turcją. Jednocześnie zdecydowana większość z nich wolałaby, żeby półwysep pozostał w składzie europejskiej Ukrainy. Turecki minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu był jednym z pierwszych zagranicznych ministrów, którzy odwiedzili Kijów po wybuchu kryzysu i pozostawał w stałym kontakcie z liderami Tatarów. Turcja nie uznaje krymskiego referendum ani jego wyników. Obawia się także efektu domina w szerszym regionie euroazjatyckim oraz przemocy wobec mniejszości na Krymie, co wymusiłoby na Ankarze aktywniejsze zaangażowanie. Władimir Putin pojął obawy Turków. [W początkowym okresie konfliktu] zasugerował poszerzenie praw kulturalnych społeczności krymsko-tatarskiej i zadeklarował pomoc w powrocie tych Tatarów, którzy nadal pozostawali w Azji Mniejszej. Wgląda na to, że Rosja spoglądała na Turcję jako [potencjalnego] mediatora na tym wycinku kryzysu i liczyła na to, że tureckie władze podejmą tą rolę. Z powodu wagi kwestii tatarskiej i silnych politycznych i gospodarczych relacji z Rosją, Turcja zrobi wszystko żeby uniknąć wplątania w nowy konflikt w swoim sąsiedztwie.

Władze izraelskie nie zajmowały stanowiska w sprawie kryzysu pomimo, że (a dokładniej: właśnie dlatego, że) wielu obywateli tego państwa pochodzi z ZSRR, najczęściej z Ukrainy. Zachowując ciszę, rząd izraelski usiłuje nie opowiadać się po żadnej stronie sporu, który mógłby podzielić społeczeństwo, a jednocześnie zachować relacje z Rosją w momencie, gdy Izraelczycy wiedzą, że nie mogą już polegać wyłącznie na sojuszu z USA. W Izraelu równie bacznie przyglądają się reakcji Amerykanów na wydarzenia ukraińskie, aby ocenić wagę gwarancji bezpieczeństwa, o których mówi John Kerry usiłując odblokować bliskowschodni proces pokojowy.

Kryzys ukraiński ożywił także wątpliwości dotyczące wiarygodności zachodnich gwarancji bezpieczeństwa w Arabii Saudyjskiej i krajach Zatoki Perskiej. Nie wiążą je z Zachodem formalne traktaty o obronie, ale amerykańskie dowództwo CENTCOM mieści się w Katarze, Piąta Flota stacjonuje w Bahrajnie, a Francja utrzymuje bazę morską w Emiratach. Odkąd po zakończeniu Zimniej Wojny zmalał popyt wewnętrzny na broń od zachodnich producentów, Bliski Wschód wyrósł na ich głównego klienta. Dzisiejsze sojusze cementowały się poprzez umowy na dostawy broni i reakcje na nie. Gwarancje bezpieczeństwa, niesformalizowane, ale jak najbardziej realne, zmaterializowały się w dobie irackiej inwazji na Kuwejt w 1990 r. Dziś są monarchiom Zatoki Perskiej bardzo potrzebne: państwa te rządzone są autorytarnie i bez demokratycznej legitymacji. Ich przywódcy boją się, że Arabska Wiosna w końcu wedrze się i na ich podwórka. Obawiają się także irańskiego marszu do objęcia przywództwa w regionie. Pomimo wielomiliardowych zakupów broni, wojska krajów Zatoki są słabe, brakuje im wyszkolenia, zdolności utrzymywania sprzętu, oraz koordynacji w ramach bloków regionalnych.

Z wielu powodów kraje Zatoki nie mają już zaufania do amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa. Są zaniepokojone, że dla USA, z uwagi na boom łupkowy, ten region traci znaczenie strategiczne. I nie osłabia tych niepokojów fakt, że Bliski Wschód na zawsze pozostanie kluczowym kreatorem cen na globalnych rynkach ropy, nawet jeśli USA staną się samowystarczalne energetycznie. Państwa Zatoki dobrze zapamiętały, że podczas powstania przeciwko Kaddafiemu w Libii Amerykanie woleli nie angażować swoich wojsk otwarcie – woleli wspierać europejsko-arabską koalicję zakulisowo – oraz że taka, ograniczona przecież, interwencja nadwerężyła wojskowe zdolności Europejczyków do granic ich możliwości. Obserwowały, jak USA pozwoliły Mubarakowi upaść. Spodziewały się bardziej zdecydowanych kroków wobec Assada, kiedy przekroczył wyznaczoną mu przez Obamę „czerwoną linię” i użył broni chemicznej wobec własnych obywateli. Dodatkowo Arabia Saudyjska zdecydowanie odmawiała współpracy z proamerykańskim premierem Iraku Malikim: wg przecieków z wikileaks saudyjski król Abdullah nazywał go „irańskim agentem”, któremu nie można zaufać. (Niechętne) poparcie Amerykanów dla Malikiego w jego walce z sunnickimi rebeliantami nie pomagało rozwiać tych obaw, zwłaszcza w czasie, gdy kraje Zatoki były zazdrosne, że targi między Zachodem a Iranem mogą załatwić problem programu nuklearnego Teheranu ponad ich głowami i sprawić, że urośnie on w regionie ich kosztem.

W rezultacie Saudowie próbowali budować własną, niezależną i asertywną politykę zagraniczną, momentami krótkowzroczną i nie wolną od potknięć. Arabia Saudyjska, mimo że sama zabiegała o to od lat, w emocjonalnym oświadczeniu odmówiła członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, protestując przeciwko polityce potęg wobec Syrii i Izraela. Kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej [ang: GCC, regionalny blok 6 bogatych monarchii naftowych Zatoki – J.C.] zaoferowały członkostwo innym monarchiom arabskim, Jordanii i Maroku, ale sprawa rozmyła się bez konkretnych rezultatów. Arabia Saudyjska obnosiła się z programem bardziej spójnej GCC, która na poważnie zajęłaby się bezpieczeństwem, jednak pomysł szybko pogrzebał Oman (członek GCC), kraj o tradycyjnie silnych relacjach z Iranem, z którym niedawno podpisał umowę gazową. Saudowie nagrodzili kwotą 1,5 miliarda dolarów Pakistan, rzekomo za wsparcie syryjskich rebeliantów i pomoc Jemenowi przeciw szyickim rebeliantom Huthi na ich własnym podwórku. Jedna z szarych eminencji w saudyjskiej rodzinie królewskiej, Turki al Faisal, obecnie bez formalnego stanowiska, powtarzał wielokrotnie, że Arabia Saudyjska zdobędzie własną broń atomową jeśli powiedzie się to Iranowi, oraz, że Saudowie dogadywali zakup chińskich rakiet, które mogą przenosić głowice nuklearne, rzekomo w ramach polityki dywersyfikacji źródeł uzbrojenia. Nie cichną pogłoski, że Saudowie zawarlisekretny układ z Pakistanem, aby nie tylko dzielił z Rijadem parasol atomowy, ale może nawet odsprzedał mu część arsenału nuklearnego. Z wyjątkiem Kataru, państwa Zatoki pod przewodnictwem Saudów byli entuzjastami przewrotu generała Sisiego w Egipcie [zakończył on rozpoczęty w wyniku Arabskiej Wiosny „eksperyment demokratyczny” i wpływy Bractwa Muzułmańskiego – J.C.] i odnowienia rządów autorytarnych w tym kraju.

Sposób, w jaki ukraiński kryzys się rozstrzygnie, wyśle wiadomość do negocjujących z Teheranem. Jeśli Europa i USA nie okażą zdecydowania w kwestii ukraińskiej, dadzą twardogłowym w Iranie sygnał, żeby nie szli na kompromisy. W 1994 r. przywódcy Rosji, Wielkiej Brytanii i USA podpisali w Budapeszcie Memorandum, w którym zobowiązali się strzec integralności granic Ukrainy w zamian za likwidację jej arsenałów broni atomowej. Ani USA, ani UE nie mają interesu wysyłać wojsk w imię Krymu [lub Donbasu], a kiedy zapytają je o gwarancje z Budapesztu, mogą odpowiedzieć, że tekst nie nakazuje konkretnych środków, jakimi mieliby wesprzeć ukraińską integralność, albo ż Senat USA nie ratyfikował dokumentu. Mimo to, zanim wybuchł obecny kryzys, w negocjacjach z Iranem to właśnie Ukraina przedstawiana była jako model udanej denuklearyzacji. Pewnie dziś irańscy negocjatorzy zastanawiają się, czy Ukraina z bronią atomową pozwoliłaby sobie odebrać Krym…

Podsumowując, kryzys ukraiński ma szerokie reperkusje daleko poza granicami Europy. Na Bliskim Wschodzie odbije się na niestabilnych gospodarkach nawet jeśli skorzystają one z wahań cenowych i przekalibrowania europejskiej polityki energetycznej. Ponadto odbije się on na strategicznych kalkulacjach aktorów bliskowschodniej układanki. Już dziś państwa Zatoki Perskiej i Izrael o wiele mniej ufają w zachodnie gwarancje. Syria, Iran i Egipt, podobnie jak w czasach Zimnej Wojny, mogą zająć w nowym sporze globalnym takie miejsca, aby poprawić własne pozycje. Wreszcie Turcja tak długo jak będzie spokojna o prawa Tatarów, skupi się na manewrowaniu między zagrożeniami a szansami jakie wynikają dla niej z kryzysu ukraińskiego.

Eduard Soler i Lecha, Eckart Woertz

Artykuł ukazał się w “Notes internacionals CIDOB”, num. 87 w kwietniu 2014 r. pod tytułem „Implications of the Ukraine Crisis for the Middle East”.

—–
Eckart Woertz, senior research fellow Barcelona Centre for International Affairs (CIDOB). Wykłada w Barcelona Institute of International Studies. Uprzednio visiting fellow Princeton University, dyrektor studiów ekonomicznych Gulf Research Center (GRC) w Dubaju, visiting professor Paris School of International Affairs (PSIA) na SciencesPo. Autor książki “Ropa za żywność” (Oil for Food), Oxford University Press, 2013.

Eduard Soler i Lecha, Renior Research Fellow i kooordynator badań CIDOB. W pracy badawczej zajmuje się relacjami Euro-Śródziemnomorskimi, polityką zagraniczną i wewnętrzną Turcji, politycznymi przemianami Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, polityką zagraniczną Hiszpanii oraz śródziemnomorską współpracą w dziedzinie bezpieczeństwa. Uzyskał doktorat ze stosunków międzynarodowych Universitat Autònoma de Barcelona.