Lublin Europejska Stolica Kostki 2016
Czy Lublin wykorzysta szansę na zmianę swojego charakteru z wsiowego z elementami tandety na miejski? Mimo zaściankowych naleciałości, w Lublinie nadal można odczuć ślady jego wielkości sprzed wieków. Wszystko zależy od decydentów – czy wezmą byka za rogi i powiedzą NIE dla kiczowatej kostki brukowej.
Jest piękne czerwcowe sobotnie popołudnie. Stoję przed kościołem w Opolu Lubelskim, gdzie zostałem zaproszony na ślub polsko-irlandzkiej pary. Jest już po mszy świętej wszyscy stoją na zewnątrz w długiej kolejce do młodej pary w celu złożenia życzeń. Ponieważ nie fascynuje mnie stanie w kolejkach, postanawiam porozmawiać z mamą pana młodego – Irlandką – która również nie śpieszy się żeby zająć miejsce w kolejce. „It’s a lovely day, isn’t it?” – mówi do mnie pełna radości ze szczęścia swojego syna. A zaraz następnie prawie że przewraca się wpadając obcasem w przerwę między tandetnymi bloczkami nowo ułożonej kostki brukowej przed kościołem. „Who’s idea are these pavement bricks!?” – pyta się mnie zgorszona. „It’s impossible to walk on this!”, dodaje. Uśmiecham się i mówię tej elegancko ubranej starszej pani: „Unfortunately, this is the way Polish civil servants and architects design our pavements”. Bo cóż mogę powiedzieć? Że niedouczeni panowie z wąsem w sandałach i skarpetkach wymyślili że kostka brukowa jest „nowoczesna”? Przecież ta biedaczka tego kompletnie nie zrozumie. Nie dość, że nie mówi „po naszemu”, to nieopatrznie nałożyła eleganckie buty na wąskim obcasie, nie wiedząc że powinna na ślub przyjść w gumofilcach na płaskiej, bezpiecznie przyczepnej podeszwie. Przecież jesteśmy w Polsce. I tak dobrze, że nie pada deszcz, bo wtedy na chodniku stałyby kałuże. Ech, ci zagraniczni, nic nie rozumieją.
Stoję na światłach na rondzie przy ul. Zana w Lublinie. Znudzony patrzę przez szybę samochodu na ludzi, którzy idą po chodniku wzdłuż ulicy. Widzę kobietę pchającą wózek z dzieckiem. Mój wzrok przez chwilę biegnie dalej, lecz coś mi nie pasuje z dzieckiem w wózku. Wracam wzrokiem do dziecka i usiłuję zidentyfikować przyczynę. Ach, już widzę: dziecko ma coś bardzo nie w porządku z głową. Cały czas lata ona w górę i w dół, jakby podczas drgawek albo jakichś spazmów. Mamie pchanie wózka idzie zaś opornie. „Pewnie jakaś słaba, a w dodatku dziecko ma nienormalne” – myślę. Ale nadal coś mi nie pasuje. Wreszcie widzę: kobieta wcale nie jest słaba, a dziecko jest w pełni normalne. Ona po prostu pcha wózek z dzieckiem po kostce brukowej, koła podskakują na szczelinach między bloczkami kostki i dlatego dziecku głowa telepie się w rytm szczelin.
Kilka ulic dalej widzę jak z samochodu na zagranicznych rejestracjach wysiada jakiś pan, z bagażnika wyciąga walizkę na kółkach i idzie, ciągnąc ją po ulicy. Mijam go samochodem zastanawiając się dlaczego idzie po ulicy zamiast po chodniku. Pierwsza myśl: „A, z zagranicy, to może nie wiedzieć że po ulicy się nie chodzi”. Bywałem często w różnych miastach innych państw i widziałem jak w obecności policji ludzie bezkompleksowo przechodzą przez jezdnię w miejscach gdzie nie ma pasów lub nawet na czerwonym świetle. Nikt tam na nich nie krzyczał, nie zatrzymywał żeby wystawić mandat – dziwnie się z tym czułem, tak nieswojsko. U nas na szczęście jest porządek. Ale dlaczego ten pan szedł wzdłuż jezdni a nie w poprzek? Dopiero po dłuższej umysłowej analizie połączyłem fakt walizki na kółkach z asfaltem na jezdni i chodnikiem z kostki. Wtedy wszystko stało się jasne. Temu turyście znacznie wygodniej było iść i ciągnąć walizkę po gładszej nawierzchni z asfaltu, niż po chodniku z kostki brukowej.
Być może powyższe anegdoty wydają się mało poważne, ale dotyczą bardzo poważnego tematu – nawierzchni w przestrzeni miejskiej.
Dlaczego jest tak istotna?
Każdy, nawet najmniejszy fragment miasta w przenośni i dosłownie „opiera się” na nawierzchni. Jeszcze inaczej patrząc, można by powiedzieć, że mamy sześć kierunków: góra, dół, północ, południe, wschód i zachód. Największymi i najbardziej „jednolitymi” płaszczyznami z tych sześciu kierunków są góra i dół. Na „górę” – niebo – nie mamy wpływu, natomiast mamy 100% wpływ na „dół” – nawierzchnię miasta. Równy, twardy i gładki teren ułatwia nam poruszanie się, natomiast nierówny utrudnia. Co więcej, nawierzchnia trzyma de facto całe miasto w pewnego rodzaju sieci – tkance – która nie tylko łączy miasto w jedną całość pod względem mobilności mieszkańców (tak, piesi też się przemieszczają), ale również w dużej mierze wytwarza wrażenie, jakie się ma o danym mieście i na atmosferę, jaka jest odczuwalna w danym miejscu. Dlatego właśnie warto poświęcić nawierzchni szczególną uwagę.
Jest to bardzo oczywista sprawa dla urzędników takich miast jak np.: Stuttgart, Cordoba, Helsinki, Lyon lub Szanghaj, który ostatnio postawił na zasadę „Better City, Better Life”. W tych wszystkich – przecież najzwyklejszych miastach – nawierzchnie chodników i placów są wykonywane albo z płyt (betonowych lub granitowych), albo z asfaltu. Nikomu tam nie przychodzi do głowy, aby chodniki brukować brzydką i nietrwałą betonową kostką.
W Lublinie jest swojsko
Niestety w Lublinie większość urzędników i architektów myśli w tej kwestii zupełne odwrotnie, lub nie myśli w ogóle. Nasze chodniki i place są wręcz maniakalnie brukowane tandetną i zapadającą się kostką. Opcjonalnie może ona być koloru „piaskowego” – prawdopodobnie chodzi w tym o to, aby z lotu ptaka wydawało się, że chodniki są pokryte piaskowcem. Jest to oczywiście bardzo szlachetna myśl, niemniej jednak większość ludzi nie patrzy na chodnik z lotu ptaka, lecz z trochę bardziej „przyziemnej” perspektywy, w dodatku chodząc po tym udającym piaskowiec betonie.
Świadomość, że zwykła kostka chodnikowa jest symbolem tandety, zaistniała już w 2007 roku w Katowicach, gdzie Stowarzyszenie „Moje Miasto” postanowiło wręczać Nagrodę Betonowej Kostki twórcom najgorszych i najbrzydszych budynków w swoim mieście – architektom, którzy oszpecili miasto oraz urzędnikom zezwalającym na tego typu działania. „Betonowa kostka zabija Katowice, jest tandetna, nietrwała. Nasi urzędnicy idą na estetyczną łatwiznę i nie wykazują żadnej inwencji w kreowaniu przestrzeni publicznych.” – mówi w „Gazecie Wyborczej” (2007.02.11) Tomasz Malkowski, jeden z jurorów konkursu.
Również w innych polskich mediach można znaleźć dość niepochlebne – delikatnie mówiąc –opinie na temat kostki chodnikowej. W zestawieniu „15 najbrzydszych rzeczy w Polsce” (Polityka, 28.07.2010) „kostka Bauma” została określona jako „betonowy wrzód na krajobrazie Polski”. „Kostka Bauma to synonim tandety” – mówi bez ogródek historyk sztuki Michał Krasucki, prezes Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w „Życiu Warszawy” (13.12.2010). „W mieście nie ma miejsca dla kostki betonowej. To ordynarny, pospolity i brzydki materiał, nienadający się do przestrzeni publicznej.” – napisała Trójmiejska „Gazeta Wyborcza” (19.01.2011)
Odporni na logiczne argumenty
Argumenty dotyczące braku gustu i zerowego poczucia estetyki mogą faktycznie być nieodczuwalne dla osób chodzących – jak podkreśliłem – w sandałach i skarpetkach. Ale co w takim razie z argumentami logicznymi? Czy nasi miejscy decydenci – oprócz bycia odpornymi na estetykę – są również odporni na logikę? Każdy przecież wie i rozumie, że kostka betonowa na chodnikach miejscami się zapada i zaczyna klawiszować. Nawet w przypadku najbardziej solidnej podbudowy, powierzchnia betonowych bloczków często zaczyna się z biegiem czasu wykruszać, przez co nawierzchnia chodnika i tak staje się nierówna, a w ubytkach stoi woda. Pomimo tego, że wiele chodników jest na nowo wybrukowanych, to po opadach deszczu i tak są na nich kałuże. Oczywiście przysłowiowy „pan inżynier fachowiec” odpowiedział by na to: „Woda stoi, ale to nie przeszkadza”. Pomimo budowlanego doświadczenia pana inżyniera wiem, że kałuże jednak przeszkadzają pieszym.
Szczególną kategorią pieszych są osoby starsze i niepełnosprawne, którym przeszkadzają nie tylko kałuże, ale także kostkowe wertepy. Ci ludzie codziennie muszą się zmagać nie tylko z brakiem dostosowanej do nich małej architektury, ale na dodatek mają „poligon” w formie nierównej nawierzchni praktycznie w całym mieście. Oczywiście, że osoby starsze są przyzwyczajone do krzywych chodników, więc nie powinny nagle wymagać czegoś innego. A nawet jakby starsi ludzie zaczęli protestować, to co z tego? To samo dotyczy osób niepełnosprawnych.
Kostka szkodzi
Nadal nieczule na argumenty estetyczne można jeszcze powiedzieć, że kwestia zapadającej się kostki to kwestia podbudowy. A poza tym, to: „Kostka na chodnikach jest najlepszym rozwiązaniem”. A jak jest w rzeczywistości? Nawet na nowowybrukowanych chodnikach, które jeszcze nie zdążyły się zapaść i są „równe”, kobiety pchające wózek z dzieckiem są zmuszane do zwiększonego wysiłku. Wiadomo przecież, że szczeliny w kostce chodnikowej zwiększają opór i powodują drgania, w przeciwieństwie do nawierzchni z brakiem szczelin.
Drgania te zmierzono niedawno dla rowerów. Polska Akademia Nauk wraz firmą Bruel & Kjaer przeprowadziła w 2010 pierwsze w kraju badania na ścieżkach rowerowych, z których bardzo jasno wynikło, że – z powodu nadmiernych drgań – drogi rowerowe budowane z polbruku szkodzą zdrowiu („Serwis Głosu Pomorza”, 24.03.2010). Z tym, że koła roweru są znacznie większe od kółek wózka dziecięcego – zatem, dziecko odczuwa większe drgania niż cykliści. Oczywiście, „pan inżynier” zawsze może na ten logiczny argument odpowiedzieć, że „dziecko powinno się nosić na rękach”. Wtedy nie było by szkodliwych drgań.
To samo zjawisko dotyczy osób na wózkach inwalidzkich. Szczeliny w kostce dają znacznie większy opór kołom wózków inwalidzkich niż ich brak. „Niech ćwiczą mięśnie rąk” – nie? Osobiście zupełnie nie rozumiem, jak można nie myśleć o osobach niepełnosprawnych przy projektowaniu nawierzchni chodników. Ale widocznie można.
Jak wspomniałem na początku, tandetne chodniki w Lublinie są również nie lada „atrakcją” dla turystów, którzy przyjechali do miasta z walizką na kółkach. Ciągnięcie podskakującej na kostce brukowej walizki nie należy do najprzyjemniejszych i najbardziej cichych rzeczy. Oczywiście, nasz „pan inżynier” zawsze można powiedzieć: „Cóż, poćwiczą sobie dźwiganie, u nas jest czyste powietrze”. Zresztą, miasto to nie lotnisko, żeby wszystko było równe i gładkie. Poza tym, na dworcu PKS w Lublinie jest wielu podróżnych z dużymi torbami w kratę, bez kółek, więc można też i w taki sposób pakować swój bagaż.
No a co kobietami, które „wymyśliły sobie” że będą wyglądać elegancko i założą buty na cienkim obcasie. Za każdym razem, gdy obcas wpadnie w szczelinę między kostkami chodnikowymi kobieta ma gratisową lekcję utrzymywania równowagi. Nawierzchnia ze szczelinami zniechęca zatem do noszenia butów na obcasie. W Lublinie chodzi się na płaskiej podeszwie.
Mitologia
Z czego zatem wynika pomysł brukowania chodników tandetną i nietrwałą kostką? Zazwyczaj przytacza się dwa główne „argumenty”. Pierwszy jest taki, że jest to nawierzchnia, którą można łatwo rozebrać, aby można się było szybko dostać do instalacji podziemnych. Czyżby więc Lublin technologicznie wyprzedził w tej kwestii Stuttgart, Cordobę, Helsinki, Lyon i Szanghaj? Oznaczałoby to, że Niemcy, Hiszpanie, Finowie, Francuzi i Chińczycy męczą się z rozbieraniem nawierzchni chodników, podczas gdy my w Lublinie dużo łatwiej potrafimy rozebrać chodnik z kostki, a następnie poukładać tę kostkę z powrotem. W tej kwestii nie pozostawia żadnych złudzeń Marek Utkin z Sekcji Transportu Rowerowego Biura Drogownictwa i Komunikacji warszawskiego urzędu miejskiego („Serwis Głosu Pomorza”, 24.03.2010), który twierdzi że: „instalacje powinny znajdować się w tak zwanych przepustach połączonych studzienkami, gdzie wymiana instalacji nie wymaga niszczenia nawierzchni. Pozorna łatworozbieralność kostki kończy się, gdy została zbudowana na solidnej, betonowej podsypce, bo wtedy trzeba używać młotów pneumatycznych i koparek.” Pan Utkin dodaje również: „Miasto na tym nie oszczędza, ponieważ za rozebranie i ułożenie kostki, pod którą są instalacje komunalne i tak musi płacić. Jeśli są instalacje prywatne, płaci inwestor, nie ma więc żadnego uzasadnienia.”
Drugi często wymieniany „argument” za brukowaniem chodników kostką, jest natury finansowej. W tym przypadku mówi się, że „kostka brukowa jest tańsza”. Tymczasem, porównując ceny wykonania jednego m2 z kostki chodnikowej i np. z asfaltu, okazuje się, że kostka jest średnio dwa razy droższa niż asfalt. Podobne rozbieżności kwot są przy porównaniu cen kostki z cenami płyt chodnikowych 50×50 cm (źródła: www.bractworowerowe.ats.pl/kostka.html, „Serwis Głosu Pomorza”, 24.03.2010, http://rowery.teatrnn.pl/node/351/Kostka_i_asfalt_-_porównanie_kosztów%3A_kostka_dwukrotnie_droższa).
Ale faktycznie istnieje pewien czynnik natury finansowej, który podsumowuje pan Utkin: „Prawda jest taka, że chodzi przede wszystkim o pieniądze. W całym kraju działają lokalne firmy produkujące polbruk, niewykluczone, że mogą mieć jakieś niejasne powiązania z urzędnikami w miastach i gminach.” („Serwis Głosu Pomorza”, 24.03.2010).
Nadchodzą zmiany
Na szczęście już w niektórych miastach Polski pracownicy magistratów uświadomili sobie fakt, że brukowanie chodników tandetną kostką nie jest szczytem postępu i rozwoju ich miast. Chodniki w centrach takich miast jak Wrocław, Kraków lub Warszawa są już wykonywane z innych materiałów niż tandetna kostka – zazwyczaj z granitu. Chodniki te – o dziwo – nie zapadają się i nie utrudniają poruszania. Ponadto, nie wymagają ciągłych remontów – każdy kompetentny budowlaniec wie, że: „poprawki są najdroższe”. Oznacza to, że utrzymanie w dobrym (równym) stanie chodników z granitu nie jest tak kosztowne jak ciągłe remonty chodników z kostki betonowej. A w dodatku – a może przede wszystkim – ulice z nawierzchnią inną niż z kostki betonowej nabrały charakteru elegancji i dobrego gustu. Jednym z lepszych przykładów jest deptak w Białymstoku (rynek Kościuszki), który cały został wyłożony granitem, dzięki czemu ta centralna część Białegostoku zmieniła klimat „zapadłej dziury” na atmosferę „eleganckiego miasta”.
W Warszawie już w grudniu 2010 władze przygotowywały zakaz układania w centrum tzw. kostki Bauma, która – według historyka sztuki Michała Krasuckiego – przy tanim wykonawstwie i nieudolnym ułożeniu jest fatalnym rozwiązaniem: najtańszym i najbrzydszym. Nie licuje z wizerunkiem stolicy. („Życie Warszawy”, 13.12.2010).
No właśnie – „stolicy”. Lublin też chciałby być stolicą – Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku. Czy zatem – mając na uwadze budzącą się świadomość o przestrzeni miejskiej w innych Polskich miastach – nie tylko wypada miastu zrezygnować z brukowania lubelskich chodników tandetą, ale wręcz jak najszybciej wdrożyć standard równych i estetycznych chodników? Jest całe morze estetycznych możliwości, z których każda będzie lepszym rozwiązaniem niż betonowa kostka brukowa.
Być może fakt, że niektóre osoby w Lublinie nie widzą nic złego w krzywych chodnikach z kostki betonowej wynika z mentalności? Dobrą analogią jest 19-wieczny opis Lubelskiego przez Oskara Kolberga, który napisał o najczęściej wtedy używanej przez mieszkańców regionu nawierzchni – w chałupach – rzecz następującą: „Nigdzie prawie nie ma podłóg w chałupach, lecz tylko sama polepa, to jest ziemia lub glina ubita, w której czasem wybijają doły i tworzą przykre nierówności.” (Oskar Kolberg, Tom 16: Lubelskie, cz. I. str. 60).
No cóż, być może dzisiejsze nastawienie w Lublinie do nawierzchni faktycznie ma jakieś historyczne naleciałości. Niemniej jednak, w chwili obecnej mamy rok 2011 i naprawdę gorąco zachęcam, aby zamienić „doły i przykre nierówności” lubelskich chodników na równą i przyjemną nawierzchnię.
Niekonsekwencja
Dziwi brak wniosków wśród decydentów z Zarządzenia nr 415/2010 Prezydenta Miasta Lublin z dnia 10.06.2010 w sprawie wprowadzenia do stosowania „Standardów technicznych dla infrastruktury rowerowej Miasta Lublin”. W tym Zarządzeniu, w punkcie 6 – „Wymagania specjalne dla centrum Lublina” – znajduje się podpunkt 6.1 dotyczący nawierzchni „z kostki kamiennej” i „kocich łbów”, o której jest bardzo jasno napisane, że: „Taka nawierzchnia również nie jest korzystna dla pieszych, szczególnie kobiet w obuwiu na wysokich obcasach”. Mija rok od tego zarządzenia, a lubelskie chodniki nadal brukuje się kostką. Swoją drogą, ciekawe dlaczego nie opracowano „Standardów technicznych dla infrastruktury pieszej Miasta Lublin”. I dlaczego problem „niekorzystnej dla pieszych” kostki dotyczy tylko centrum miasta?
Czyżby – zgodnie z zarządzeniem prezydenta Miasta Lublin – poza centrum Lublina piesi, a „szczególnie kobiety w obuwiu na wysokich obcasach” mieli chodzić po „niekorzystnej” nawierzchni? Czyli w centrum powinna być nawierzchnia „korzystna” dla pieszych, a poza centrum może być już „niekorzystna”? Warto przypomnieć, że to „poza centrum” obejmuje zdecydowanie większy obszar miasta.
Wracając na chwilę na płaszczyznę estetyki, być może nasz „pan inżynier” myśli w ten sposób, że „Osiedla bloków z wielkiej płyty i tak są brzydkie, więc można mieszkańcom spokojnie dołożyć brzydką kostkę brukową”. Czy dążymy do brzydoty? Brzydkie budynki w żaden sposób nie tłumaczą budowania brzydkich chodników.
Gratisowa szansa dla Lublina
Wzorem niekoniecznie Warszawy – która dopiero budzi się uświadamiając sobie, że nawierzchnia na razie tylko w centrum powinna być estetyczna – ale idąc śladem wcześniej wymienionych miast bardziej rozwiniętych pod względem jakości nawierzchni, Lublin może w bardzo prosty sposób przekształcić się w pierwsze polskie miasto, które postanowiło zwrócić szczególną uwagę na ten tak duży obszar przestrzeni miejskiej jakim są chodniki i place. Wprowadzając przyjazne dla pieszych oraz jednocześnie estetyczne standardy, Lublin może bez większego wysiłku wyjść przed szereg wszystkich polskich miast i w wyraźny sposób pokazać, że zależy mu na tym aspekcie jakości życia mieszkańców, po którym oni codziennie chodzą.
Wiadomo już, że chodniki z kostki brukowej są najdroższym rozwiązaniem. Najmniej przyjaznym dla ludzi. Najmniej trwałym. Najbrzydszym. Co zatem konkretnie należy zrobić? Wystarczy zarządzenie prezydenta miasta – podobne do wyżej cytowanego zarządzenia odnośnie infrastruktury rowerowej. W nowym zarządzeniu mógłby się pojawić zakaz stosowania nawierzchni na chodnikach z kostki betonowej oraz wskazówki i wytyczne jakie nawierzchnie są dopuszczalne, jakie zalecane i przede wszystkim – jakie właściwości powinny mieć te nawierzchnie chodników. Nie trzeba robić głosowań i zmian w budżecie miasta.
Następnie należałoby się pochwalić tym krokiem w całej Polsce. Nietrudno jest sobie wtedy wyobrazić artykuły w ogólnopolskiej prasie o Lublinie:
„Przyszła Europejska Stolica Kultury idzie na wojnę z kostką brukową
Władze Lublina postanowiły raz na zawsze skończyć z symbolem tandety w swoim mieście. Prezydent miasta wydał zarządzenie dotyczące wszystkich przyszłych zadań inwestycyjnych, mające na celu odwrócenie trendu pokrywania chodników kiczowatą kostką brukową. Alternatywa ma być – zgodnie z duchem Europejskiej Stolicy Kultury – estetyczna. Przyszli projektanci mają do wyboru różne rodzaje dużych płyt chodnikowych, które mogą być bądź odlewane, bądź z granitu, lub z innych analogicznych materiałów budowlanych. Celem zmiany jest stworzenie bardziej estetycznego i wielkomiejskiego – jak to na przyszłą stolicę przystało – wizerunku małej architektury miejskiej.”
Czy Lublin wykorzysta tę darmową szansę na zmianę swojego charakteru z wsiowego z elementami tandety na miejski? Pomimo wielu zaściankowych naleciałości, w Lublinie nadal można odczuć i zobaczyć ślady jego wielkości sprzed wieków. Wszystko teraz zależy od decydentów – czy wezmą byka za rogi i mężnie zostaną kowalami losu miasta, czy nadal będą „piastować stanowiska”. W przewiewnych sandałach ze skarpetkami.
Eustachy Janik