Nie dać sobie wytrącić tej broni z rąk
Lubelskie spotkanie reprezentantów Europejskich Stolic Kultury 2016 miało niezwykły klimat. Okazało się bowiem, że europejski konkurs tak rozpalił aspiracje i nadzieje miast na uzyskanie tytułu, a zarazem na świętowanie jakiejś niezwykłości swojego miejsca w 2016 roku, że to „pospolite ruszenie”, które nastąpiło jako konsekwencja konkursu ma dziś charakter całkowicie bezprecedensowy. Kumulacji energii na podobną skalę nie obserwowaliśmy w polskiej kulturze w ciągu ostatnich 15 lat.
Sytuacja ta zaprzecza przeświadczeniu o rzekomym marazmie środowisk twórczych, o jakimś pokurczu instytucjonalnym w Polsce, megalomanii misji polskiej kultury czy ustawowym ograniczaniu wizji i koncepcji artystycznych. Nic z tego! Miasta Białystok, Bydgoszcz, Gdańsk, Katowice, Lublin, Łódź, Poznań, Warszawa, Wrocław, Toruń i Szczecin były w stanie, czasami w bardzo krótkim czasie, zdobyć się na propozycję radykalnej redefinicji swojej kultury czy wykreowania intrygującej wizji swojej przyszłości. Można z całą pewnością powiedzieć, że twórcza tkanka miast (w przeciwieństwie być może do administracyjnej) okazała się prężna i konstruktywna. I co najciekawsze – chce żyć dalej.
Lubelskie spotkanie dowiodło również asertywności środowiska artystycznego i menedżerskiego w Polsce, które – mimo konkurowania ze sobą przez dobrych kilka miesięcy – ma ochotę spotykać się, wymieniać poglądy, dzielić się swoimi doświadczeniami. To również dowodzi, że w kulturze zaczyna przeważać atmosfera progresywna, klimat racjonalnego zderzania perspektyw, dyskusji i perswazji, które biorą górę nad partykularnymi interesami różnych kręgów. Ważna jest również kwestia przygotowywania się do wielkiego wydarzenia, które niebywale zintegrowało środowiska twórcze i administrację poszczególnych miast. Ludzie mieli wrażenie, że uczestniczą w jakimś święcie, fecie, która radykalnie odmieni organizację i cele kultury. Zaczęli na to liczyć. Pojawiła się nadzieja na zmiany. Czego to dowodzi? Tego, że ludzie pragną zmian w życiu kulturalnym polskich miast, że samorządy są za mało dynamiczne w stosunku do zaawansowanych potrzeb estetyczno-artystycznych mieszkańców. Oczywiście samorządy w konkursie odgrywały kluczową rolę, ale dziś spotykają się przede wszystkim niegdysiejsi kreatorzy projektów ESK 2016. I nadal chcą rozmawiać.
Co zatem zrobić z kreatywnym potencjałem, który pozostał? Na to pytanie między innymi odpowiadali reprezentanci ESK w Lublinie. Każde miasto na swój sposób próbuje zagospodarować wygenerowane w trybie przygotowań do konkursu projekty i pomysły. Byłoby ogromnie żal, aby wypracowane strategie wylądowały w tzw. koszu. Szkoda ludzkich wysiłków, czasu oraz pieniędzy. Chociaż i tak się zdarza. Więc co można zrobić? W moim przekonaniu – kontynuować. Tutaj dobrym przykładem są: Bydgoszcz, Katowice i Poznań. Przedstawiciele biur przygotowujących ESK albo włączeni zostali dziś w proces decyzyjny samorządu (Bydgoszcz), albo tworzą niezależne rady, które mają w jakiś sposób korespondować z polityką kulturalną miasta i ją nadzorować (Poznań), albo kontynuują pracę biura, przekształcając go w agencję produkującą ważne wydarzenia artystyczne w mieście (Katowice). Nikt nikomu nie podpowiadał jednej formy organizacyjnej. Zrodziły się one same, niezależnie, spontanicznie – w różnych ośrodkach, różne, a ich kształt zależy od aktualnych potrzeb, pewnej tradycji zarządzania, woli i możliwości. I dobrze. Nie ma już centralizmu w kulturze, nie ma też jednego wzorca dla zarządzania. Ludzie organizują się tak, jak jest im najlepiej w danych okolicznościach i w danym środowisku.
Dość optymistycznie wypadły w Lublinie miasta Białystok i Gdańsk. Tam bowiem, niezależnie od przegranej ESK, pozostał serdeczny klimat wspólnej pracy i wspólnych pomysłów. Odnosiło się wrażenie, że duch tych przygotowań na dłużej pozostanie w pamięci organizatorów, którzy zamierzają zastosować w praktyce wiele idei formularza aplikacyjnego. Trochę gorzej wygląda sytuacja w Łodzi i w Warszawie, gdzie właściwie nie do końca wiadomo, jaki rezonans społeczny wywołał konkurs. Wiadomo natomiast, że klimat interpersonalny nie jest tam najlepszy oraz że wielkie aspiracje rozbiły się o politykę, pieniądze, samorząd i błędne diagnozy. Podobnie w Szczecinie. Historia przegranej Szczecina jest tym smutniejsza, że miasto to – startując w konkursie – chciało choćby w niewielkim stopniu zawalczyć o „przebudzenie” kulturowe mieszkańców i zacząć kreować dyskusję o tożsamości kulturowej miasta. Ku zaskoczeniu wielu, blado na spotkaniu wypadł wygrany Wrocław, ale wrażenie takie wynikało raczej z tonu relacji przedstawicieli miasta, która koncentrowała się na problemach organizacyjnych biura Wrocław 2016. Raczej nie ulega kwestii, że Wrocław ma ciekawy program ESK oraz że z pewnością tamtejsze władze oraz organizatorzy zrobią wszystko, aby festiwal 2016 przebiegał bez zarzutu.
Ciągłość, kontynuacja i odwaga – to słowa, które w moim przekonaniu mogą przyświecać dalszej pracy na rzecz wdrażania strategii zawartych w formularzach aplikacyjnych. Nie wiem, czy w tych 11 omawianych tutaj polskich miastach istnieją lepsze strategie dotyczące kultury. Szczerze wątpię. Mam wrażenie, że twórcy formularzy aplikacyjnych ESK mają w ręku świetne dokumenty umożliwiające kreatywny rozwój polskich miast na najbliższe lata. Nie można tego stracić. Nie można też dać sobie wmówić, że oto „Państwu już dziękujemy”. Oczywiście to może nastąpić i nastąpiło formalnie w wielu przypadkach, ale może warto się nie poddawać. Prędzej i później samorządy muszą postępować zgodnie z planami czy strategiami, a strategii bardzo dobrych nie pisze się dwa razy. Może należy walczyć zarówno o właściwie miejsce kreatywnych mieszkańców, jak i o realizację dobrych projektów, ale też o szacunek dla kultury. Kultura już dawno za zachodzie stała się pełnoprawnym elementem budulcowym tkanki miasta. Nie sposób jej pominąć. Ona musi być obecna w kształtowaniu wizerunku miasta. Dlatego prędzej czy później wróci temat wizji przyszłości Szczecina, Torunia, Białegostoku, Katowic. Kultura jest tam, gdzie są ludzie, którzy jej potrzebują. A czy są ludzie, którzy nie potrzebują kultury?
Bożena Gierat-Bieroń
ANTONI PACUK RADCZENKO, Wilno – ESK 2009. Antropologia porażki
Zobacz także: