NOWOŚCI WYDAWNICZE. Pocałunek
Premiera opowiadań Wylej swój gniew Lameda Szapiry i spotkanie z tłumaczką Bellą Szwarcman-Czarnotą odbędzie się w ramach spotkań literackich Wschodni Express przy festiwalu Wschód Kultury Inne Brzmienia.
7 lipca, godz. 18.30, patio pubu Bałagan, ul. Grodzka 5a, Stare Miasto Lublin
Lamed Szapiro
Reb Szachnemu trzęsły się ręce i nogi, a w ustach czuł gorzki smak. Siedział na krześle i wsłuchiwał się w dzikie wrzaski dobiegające z ulicy, gwizdy i brzęk tłuczonych szyb. Wydawało mu się, że w jego głowie wszystko trzaska, krzyczy i dzwoni.
Pogrom zaczął się tak nagle, że reb Szachne nie zdążył nawet zamknąć swojego sklepu, tylko od razu pobiegł do domu. W mieszkaniu nie zastał nikogo. Sara z dziećmi najwyraźniej gdzieś się ukryła, oddawszy nieco sreber i pieniędzy pod Bożą opiekę. Reb Szachne nie myślał o chowaniu się, w ogóle nie myślał o niczym. Wsłuchiwał się jedynie w hałas z ulicy i w gorycz, którą czuł w ustach.
Wrzawa pogromu już to przybliżała się, już to oddalała, niczym pożar w sąsiedztwie. Nagle okrążyła dom ze wszystkich stron. Szyby zaczęły trzaskać, kilka kamieni wpadło do jadalni, i raptem przez drzwi i przez okna zaczęli włazić goje, w większości młode byczki, z kijami, nożami, o zapitych, czerwonych twarzach. Reb Szachne poczuł, że musi coś zrobić. Z ogromnym trudem wstał z krzesła i na oczach pogromszczyków jął wpełzać pod tapczan stojący w pokoju.
Banda zaczęła się śmiać.
– Wot, durak! – powiedział jeden z nich i złapał go za nogę.
– Ech, ty, wstawaj!
Nagle odzyskał zmysły i rozpłakał się jak małe dziecko Dzieci – prosił – ja sam wam pokażę, gdzie są pieniądze, srebro i wszystko inne, ale nie zabijajcie mnie. Dlaczego mielibyście mnie zabijać?… Mam żonę i dzieci…
Nie pomogło. Zabrali wszystko i zaczęli go bić. Wybili mu zęby, bili go po bokach, w brzuch – w morderczej ciszy.
Płakał i prosił o litość, a oni go bili. Jednego z tych byczków znał, prosił go więc:
– Wasilenko, przecież mnie znasz… Twój ojciec pracował przy moim domu. Powiedz, czy nie płaciłem mu? Dobrze u mnie zarobił… Wasilenko, Wasilenko… Pomocy! Pomocy! Ratu…
Cios pod serce przerwało jego błagania. Dwóch byczków usiadło na nim, zaczęli ugniatać mu brzuch kolanami. Wasilenko, drobny, chudy chłopak z wykrzywioną twarzą i szarymi oczkami, śmiejąc się zuchwale, powiedział:
– To szczo? Płaciłeś, jakżeby inaczej! Bat’ko pracował, to płaciłeś. Chętnie bym zobaczył, co by było, gdybyś n i e zapłacił!
A jednak spodobało mu się, że reb Szachne zwrócił się do niego o pomoc, i powiedział do pozostałych:
– Nu, rebiata, wystarczy, zostawcie go, żeby nie zdechł.
Widzicie sami – i tak ledwo zipie…
Kolejno odsuwali się od swojej ofiary i zaczęli wychodzić z domu, tłukąc po drodze wszystko, co do tej pory było
nietknięte.
– No, Szachne, możesz mi podziękować, że zostałeś przy życiu – powiedział Wasilenko do reb Szachny, który stał przed nim ze spuszczoną głową i skatowaną twarzą, ciężko oddychając. Chłopaki inaczej by z tobą zatańczyli. Gdyby nie ja…
Chciał odejść, ale raptem coś przyszło mu do głowy.
No – wyciągnął rękę do Szachny – pocałuj…
Reb Szachne podniósł swoje krwią podbiegłe oczy i spojrzał na niego w pomieszaniu. Nie zrozumiał. Twarz Wasilenki spochmurniała.
– Nie słyszysz, szto li? Całuj, mówię!
Dwaj z bandy przystanęli w drzwiach, zaciekawieni tym, co się dzieje. Reb Szachne patrzył na Wasilenkę i milczał. Wasilenko aż poczerwieniał.
– Ach, ty żydowskie ścierwo! – zgrzytnął zębami i otwartą dłonią trzasnął reb Szachnę prosto w twarz. – Jeszcze się zastanawiasz? Chłopaki, chodźcie no tu!
Obaj podeszli bliżej.
– A nu, weźcie go i popracujcie nad nim znowu. Jeśli z niego taki chojrak, to niech j u ż pocałuje w nogę. Bo jak nie…
Usiadł na krześle. Chłopaki złapali r. Szachnę i cisnęli go do stóp Wasilenki.
– Ściągaj! – rozkazał Wasilenko, waląc go butem w zęby.
Reb Szachne powoli ściągnął but z nogi Wasilenki.
– Całuj!
Były naprzeciwko siebie: czerwona, brudna noga, ociekająca od potu – i zmasakrowana twarz z długą, dystyngowaną brodą. Dziwnym trafem banda dotąd nie zajmowała się brodą, więc była ona tylko trochę obskubana w paru miejscach, zatem chluba dorosłego Żyda i szacownego gospodarza wciąż jeszcze okalała jego twarz. Z góry patrzyła na nią twarz Wasilenki, czerwona, krzywa twarz o szarych oczach.
– Całuj, mówię!
Temu rozkazowi towarzyszył kolejny cios w zęby.
Przez chwilę wszyscy obecni w pokoju stali niemo, nieruchomo. Po czym reb Szachne pochylił głowę, a Wasilenko wydał z siebie ostry, straszliwy wrzask. Wszystkie palce nogi i większa cześć stopy zniknęły w ustach reb Szachnego, a dwa rzędy zębów zatopiły się w brudnym, spoconym cielsku. To, co miało miejsce potem, było tak dzikie i męczące jak zły sen.
Banda kopała reb Szachnego w oba boki z taką mocą, że po każdym uderzeniu rozlegał się dźwięk głośny i pusty, jakby ktoś uderzał w beczkę. Wyszarpali mu brodę, wbili palce w oczy i wyrwali je. Szukali najwrażliwszych miejsc na jego ciele i wyrywali je po kawałku. Ciało dygotało, trzęsło się, rzucało się i wierciło, a dwa rzędy zębów zacisnęły się konwulsyjnie i wbiły się jeszcze głębiej. Coś trzasnęło w nodze: zęby, kości albo jedno i drugie. Cały czas Wasilenko krzyczał dziko, opętańczo, jak bity wieprz. Jak długo to wszystko trwało, chłopaki nie zdawali sobie sprawy i oprzytomnieli dopiero, gdy zobaczyli, że ciało reb Szachnego już nie dygocze, i zerknąwszy w jego twarz, obaj zadrżeli na całym ciele.
Wyrwane oczy dyndały obok zakrwawionych oczodołów. Duże, okrągłe, lepkie. Twarzy nie było widać. Broda zlepiła się w wilgotny, zakrwawiony kołtun, a martwe zęby zaciśnięte wokół kawałka nogi były odsłonięte, jak u zabitego wilka. Wasilenko jeszcze wciąż się rzucał – już nie na stołku, ale na ziemi. Jego ciało zwinęło się niczym wąż, a z gardła wyrwały się ochrypłe dźwięki. Jego szare oczka stały się wielkie, matowo-szkliste. Wyglądało na to, że postradał zmysły.
Z przerażonym Hospodi, pomiłuj nas! obaj złoczyńcy wybiegli z domu. Na ulicy szalał złowrogo pogrom, a wśród nakładających się na siebie głosów nikt nie mógł rozróżnić chrypliwych wrzasków żywego człowieka, który pomału konał w zębach umarłego.
1907
Z języka jidysz przełożyła Bella Szwarcman-Czarnota
Kultura Enter
2023/02 nr 106