O „Kronikach Sejneńskich” słów kilka
Widziałem ten spektakl tylko raz i to niedawno. Zachwycił mnie on jako osobę, która dojrzewała w Orkiestrze św. Mikołaja, tropiąc współczesne przejawy tradycji. Wiadomo, że kultura tradycyjna w bezprecedensowych w skali ludzkości czasach łatwych podróży, komunikacji i dystrybucji kultury musi zaniknąć lub zmienić swój charakter. Ta „tradycyjna” kultura tradycyjna kojarzona z folklorem z pewnością zaniknęła lub zanika na naszych oczach. Pozostaje pytanie, czy samo zjawisko tradycji, dziedziczenia wartości, umiejętności, zachowań też odchodzi w przeszłość czy może tylko zmienia formę, a jeżeli tak, to w jaki sposób?
Sam po sobie i swojej rodzinie zauważam, że do sfery tradycji przechodzi np. oglądanie niektórych „kultowych” seriali. Razem z dziećmi oglądam „Był sobie człowiek” czy „Czterech pancernych”. Ale czy one na trwale definiują naszą relację ze światem; czy we wciąż zmieniającym się świecie będą one oglądane w kolejnych pokoleniach?
Podobnym eksperymentem jest muzyka folkowa, która pozwala przetrwać tradycji poprzez umieszczenie jej w twórczej sferze działań człowieka. Kiedy coś przekształcamy, tworzymy, staje się to nasze. Tak dzieje się z muzyką ludową, którą poprzez ingerencję w źródło zmienia się, ale tylko dzięki temu jest przyswajana przez młodych ludzi. Jednak jak długo to potrwa?
Tradycja dziś jest sztuką, co oznacza, że wymaga specjalnych form kultywowania. Nie powstaje spontanicznie, a jeżeli już to się dzieje, to pod dyktando komercyjnych mód. Wyjątkowym przykładem tej sztuki jest spektakl „Kroniki Sejneńskie”. O ich wyjątkowości decyduje kilka czynników:
- prostota założenia (splot opowieści);
- związek z rodziną (dzieci odtwarzają opowieści swoich dziadków);
- oraz miejscem (kultywowanie pamięci o własnej miejscowości);
- stopień zaangażowania uczestników (teatr czyli maksymalne fizyczne „zanurzenie” w temacie);
- kontynuacja (trzecie pokolenie aktorów);
- szanse na przyszłość (dziadkowie umrą, ale jakieś opowieści zawsze pozostaną, może inne, ale forma „Kronik” je uniesie).
Kroniki są czymś bardzo przypominającym plemienny rytuał. Z zewnątrz przypominają teatr, ale pod względem swojej funkcji społecznej i rozwoju indywidualnego spektakl ten stanowi chyba największe z możliwych w naszej kulturze przybliżenie sytuacji „opowieści przy ognisku”, kiedy słowo mówione było jedyną formą przekazu, a ludzka pamięć, jedyną depozytariuszem zbiorowej tożsamości – której tak bardzo potrzebują „miasto i obywatele”.
Tradycja musi być „samopowtarzalna”. Jej paradygmat, oprócz konkretnej zawartości, musi być wyposażony w element zapewniający jej reduplikację w kolejnych pokoleniach. Na razie „Kroniki” są dziełem konkretnej osoby – Bożeny Szroeder. Czy spektakl ten pozostanie jej autorskim dziełem? Czy też znajdzie ona sposób na przekazanie swego kierownictwa kolejnej osobie wraz z tajemnicą przekazywania go następnej? W tej chwili to nieważne. W Sejnach uruchomiono „reaktor” tradycji. Udało się wyzwolić i podtrzymać reakcję łańcuchową, która trwa na tyle długo, że możemy ją podziwiać i kontemplować, co tropicielom żywej tradycji daje wystarczającą satysfakcję.
Zapraszam do lektury tekstu Doroty Sieroń-Galusek „Sejny – centrum świata”.
Marcin Skrzypek
Kultura Enter
2010/06 nr 22/23