O współczesnym nomadyzmie
Kim są neo-nomadowie?
Nomadowie – od greckiego nomás (koczowniczy), to w tradycyjnym ujęciu ludy wędrujące, poszukujące dogodnych miejsc do życia, uprawiania roli lub łowiectwa. Bodźcem do przemieszczania się była pogoda, względy kulturowe czy też religijne, lub handlowe. Ten fenomen miał kilka cech charakterystycznych. Przede wszystkim była to ruchliwość grupowa, zorganizowana w plemiona, przez co łatwiej było podporządkowywać terytorium i tworzyć tymczasowe miejsca zamieszkania. Sprzyjał on także przenoszeniu wiadomości, nowinek i wiedzy na kolejne terytoria. Cechą charakterystyczną takich ludów bywa życie w diasporze i zajmowanie najróżniejszych nisz wewnątrz innych społeczeństw. Co więcej, przez wieki te niekoniecznie wojownicze plemiona stawały się bardzo często powodem do walk, najpierw o ziemię, później między innymi o kulturę. Oderwany od konkretnego terytorium lud, pozbawiony najbardziej podstawowego składnika tożsamości, jakim jest miejsce, był od wieków postrzegany jako zagrożenie dla społeczeństwa i mechanizmów władzy. Stąd represje, kończące się niewolnictwem, wykluczeniem lub galerami.
Zjawisko to nie jest nam obce współcześnie – wystarczy spojrzeć na Romów, zamieszkujących wszystkie właściwie państwa Unii Europejskiej, i efekty tego współżycia. Z jednej strony charakteryzują się oni wyjątkowo silną tradycją i kulturą, którą z powodzeniem przenoszą na kolejne zamieszkiwane miejsca, z drugiej – powoduje to swoiste, lokalne ‘zderzenia cywilizacji’, wywołując konflikty i prowokując aparaty władzy do usankcjonowania ich kontrowersyjnego miejsca w społeczeństwie. Jest to jednak temat na inną rozprawę.
W wieku globalizacji nomadyzm, tak jak wiele znanych nam określeń, staje się terminem eklektycznym i znacznie mniej jednoznacznym. Spotykamy się chociażby z nomadyzmem humanistycznym, określającym wędrówkę drogą skojarzeń przez różne teksty kulturowe.
Mnie interesował będzie nomadyzm jako współczesny sposób przemieszczania się w dwóch różnych rodzajach przestrzeni, i tu pojawiają się dwa kluczowe ujęcia. Po pierwsze, nomadyzm staje się określeniem używanym przez pisarzy i podróżników, dla określenia pewnego nowoczesnego stylu życia. Po drugi – jako „neo-nomadyzm”, „nowy nomadyzm” – określa społeczność funkcjonującą w dużej mierze w przestrzeni wirtualnej. I tymi dwoma przypadkami chciałabym zająć się w tym eseju.
Reise Fieber
„Przeszłam okres zakorzenienia, czy raczej bawienia się w to. Bo to wszystko jest przecież zabawa. I zakorzenianie, i podróżowanie.” Oto co mówi w wywiadzie dla www.kulturaonline.pl Olga Tokarczuk, opowiadając o swojej książce „Bieguni”. „Otworzyły się granice i jest więcej możliwości. Wystarczy zabukować bilet i jutro można polecieć do Marakeszu”.[1] Rzeczą bezsporną w dobie globalizacji jest kurczenie się przestrzeni i czasu, dzięki czemu jesteśmy w stanie pokonywać niewyobrażalne dla naszych przodków dystanse. Podróż nie jest już sposobem na przetrwanie, ale celem w samym sobie. Metaforyczne jest tutaj odniesienie do plemienia biegunów, wierzących, że ciągły ruch pozwala im uciekać przed szatanem. Dla młodych ludzi wędrówka staje się ucieczką przed pewnym stylem życia, ale także źródłem wiedzy i doświadczeń.
Termin neo-nomadzi Anthony D’Andrea, autor książki „Global Nomads: techno and New Age as transnational counterculture in Ibiza and Goa”[2], łączy nie tylko z hipermobilnością i jej bezpośrednimi skutkami, ale próbuje pójść o krok dalej, odwołując się do asystemowej postawy osób korzystających z dobrodziejstw technologii. Jego zdaniem takie spojrzenie otwiera nową perspektywę dla przestudiowania złożoności skutków, jakie ma nomadyczny tryb życia na rzeczywistość i przenikanie się kultur. Taki neo-nomad nie jest bezustannym podróżnikiem, przemieszczającym się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu dóbr i lepszej pracy, ale raczej osobą uciekającą przed mainstreamem, komercją i oczekiwaniami stawianymi przez kapitalistyczne, konsumpcyjne środowisko. Aby taka ucieczka była możliwa, potrzebuje on „zacumować” w jednym miejscu – i stąd okazjonalnie odbywać swoje podróże. Jak dobrze ujął to John Urry – „warunkiem mobilności jest zakotwiczenie”.
Wiążące się z ogromną mobilnością interakcja, zdobywanie międzykulturowej wiedzy i doświadczeń, budują nową tożsamość i pomagają skorzystać w jakiś sposób z chaotycznej i skomplikowanej globalizacji. Wpływając jednocześnie na takie jednostki w sposób nie mniej chaotyczny i złożony. Nie do końca zdają sobie one sprawę z tego, w jaki sposób ich styl życia warunkuje postawy, decyzje – próbują łączyć pracę z rozrywką i duchową higieną, która będzie miała dla nich wartość wyższą niż korzyści ekonomiczne. Praktykowanie takiej filozofii życiowej nie zawsze jednak ma jednoznaczne efekty. D’Andrea wspomina chociażby o nomadycznej duchowości jako o sposobie radzenia sobie ze skutkami bezustannie zmieniającej się rzeczywistości i próbach jej odbierania przy pomocy różnego rodzaju środków wpływających na świadomość. Taką ucieczkę jego zdaniem preferują właśnie słuchacze techno i ci zaliczający się do kultury New Age.
W ten czy inny sposób nowi nomadzi uwolnić się mogą od ograniczającej ich wizji tożsamości jako środka kontroli, mechanizmu władzy – czegoś ich zdaniem sztucznego i narzuconego. Takie podejście wpisuje się w postmodernistyczne podejście do tożsamości pojmowanej jako tworzywo, na które możemy wpływać i bez przerwy je kształtować. Podróż i eksperymentowanie jest wyrazem sprzeciwu dla anachronicznych wymagań, stawianych obywatelom państw przez władze i tradycyjne społeczeństwo. Proces ten będzie możliwy jednak dopiero wówczas, kiedy taka mobilność odbywała się będzie w sposób świadomy, przemyślany, oprze się nie tylko na przypadkowych doświadczeniach, ale i zdobytej wcześniej wiedzy. Świadomość różnorodności, na które nomada natknie się podczas swoich wędrówek, oraz szacunek do nich, złożą się na dojrzałą i nowoczesną tożsamość. Przygotowanie umożliwia między innymi sieć, w której nowy nomada znajduje użyteczne narzędzia i informacje.
Ekwipunek wirtualny neo-nomada
Nowi nomadzi odróżniają się od tradycyjnych nomadów wykorzystywaniem nowych technologii. Począwszy od coraz bardziej kompleksowych systemów wyszukiwania biletów i innych środków transportu czy serwisy umożliwiające znalezienie załogi na prywatne statki. Wirtualne bazy są bezustannie przeszukiwane przez podróżników w poszukiwaniu atrakcyjnych okazji – łatwo jest trafić na tanie loty w najbardziej egzotyczne miejsca na świecie, znane są także przypadki wykorzystywania błędów w systemach przy takich zakupach. Niedociągnięcia technologiczne sprzyjają podróżnikom.
Rośnie przy tym prężne zaplecze logistyczne. Przykładem jest serwis Couchsurfing – www.couchsurfing.org, który funkcjonuje w 243 miejscach – państwach i terytoriach – na świecie, zrzeszając blisko trzy miliony osób. Jest to organizacja non-profit, posiłkująca się dobrowolnymi datkami oraz poprzez proces weryfikacji, który jest płatny. Wszystkie zgromadzone środki mają sprzyjać realizowaniu misji i wizji założycieli i użytkowników serwisu oraz ulepszaniu zabezpieczeń. W krótkim zdaniu wizja ta opisana została jako stworzenie “świata gdzie każdy może doświadczyć I stworzyć znaczące powiązania z ludźmi i miejscami, które odwiedzają” („a world where everyone can explore and create meaningful connections with the people and places they encounter”). Poprzez dzielenie się doświadczeniami i wiedzą, nawiązywanie przyjaźni i tworzenie społeczności, użytkownicy Couchsurfingu mają stać się mądrzejszą i bardziej odpowiedzialną generacją turystów. Działalność serwisu, poprzez ogólne priorytety i wytyczne, przez cały czas ewoluuje, sprzyjając tworzeniu coraz nowszych form aktywności – podróżnicy umawiają się na międzynarodowe spotkania w różnych miejscach na świecie, tworzą fora, które pomagają im w zdobyciu najbardziej podstawowych informacji, począwszy od dobrych kawiarni, skończywszy na możliwościach pracy i tworzenia wspólnych projektów. Podstawą jest świadomość, że podróż jako cel sam w sobie to także okazja do wyjścia z ciasnego pudełka stereotypów i osądów, którymi funkcjonują w hermetycznych społecznościach. Poprzez mieszanie się kultur i ich poznawanie, co jest jednym z fundamentalnych elementów turystyki przez Couchsurfing, zmienia się tożsamość. Choć na liście najczęściej odwiedzanych krajów królują państwa północne, powoli w rankingu wybijają się Chiny i Brazylia, odzwierciedlając coraz większe zainteresowanie zupełnie innymi kulturami.
Wkładem w misję organizacji jest nie tylko wsparcie finansowe, ale także udział w rozpowszechnianiu informacji o niej oraz praca dla Couchsurfingu – w charakterze wolontariuszy czy wirtualnej siły roboczej. Wydaje się, że marketingowo społeczność jest całkiem skuteczna – w użycie weszło już w pewnych kręgach określenie „I’m surfing his/Her couch”.
Współczesny nomada może sobie więc pozwolić na tani lub darmowy nocleg. Posługuje się internetowymi narzędziami pomagającymi w wyszukaniu taniego przelotu, ale nie tylko. Szerzący się trend carpoolingu, po polsku „wypełniania aut”, polega na udostępnianiu wolnych miejsc w samochodach dla innych osób zmierzających w tym samym kierunku. Nie jesteśmy już uzależnieni od rozkładów jazdy. Zamiast tego dzielimy się kosztami podróży, redukujemy zanieczyszczenie i hałas, i możemy mieć poczucie odbywania jej w bardziej „zrównoważonym” stylu. Trend ten sięga lat 50-tych, a popularność zdobył podczas kryzysu paliwowego w USA. Do tej pory udostępniane są tam specjalne pasy ruchu dla samochodów, którymi jadą więcej niż dwie osoby.
W Polsce carpooling promowany był przez kampanię „podwieź sąsiada” w czasach PRL, choć wówczas pobudki były nieco inne, niż ekologiczność wspólnej podróży. Łatwo wyliczyć inne zalety carpoolingu – tworzenie nowych znajomości i formowanie bardziej obywatelskiej niż konsumpcyjnej świadomości.
Wreszcie ciekawym przykładem dzielenia się doświadczeniami i budowania bazy wiedzy dla podróżników jest strona www.lonelyplanet.com, zjawisko, które narodziło się podczas spontanicznej podróży poślubnej pewnej pary po Europie i Azji. Później powstały na jej postawie książki opowiadające o tym, jak tanio i ciekawie spędzić wyprawę po Azji. Przewodniki szybko stały się bestsellerami, a idea zapewniania rzetelnej informacji dla nomadów osiągnęła rozmiary prawdziwej instytucji, z trzema biurami, kilkuset autorami i prawie połową tysiąca pracowników. Lonelyplanet ideologicznie bliżej jest do nomada, którego celem jest czysta podróż – jako swoje motto podają „All you’ve got to do is decide to go and the hardest part is over. So go!”. Ale funkcjonalnie spełniają także inne ważne zadanie – promują zrównoważone i inteligentne podróżowanie, które ma być odpowiedzią na konsumpcyjny zalew stereotypowych turystów. Wymyślili nawet określenie „odpowiedzialne podróżowanie”. Kim jest osoba spełniająca ich kryteria? Przede wszystkim przed wyjazdem zdobywa ona jak największą wiedzę o miejscu, które ma zamiar odwiedzić, by świadomie i mądrze odebrać kulturę i na nią reagować. Znane jest jej pojęcie śladu węglowego (i tu istotna jest wzmianka o współpracy Lonely Planet z innym serwisem – Climate Care (http://www.jpmorganclimatecare.com/), który zaznajamia nas z teorią śladu ekologicznego i jej implikacjami, a także wyposaża nas w narzędzia, które pomogą w redukcji emisji dwutlenku węgla). Podana w serwisie liczba półtora miliona podróżników przewidywanych w 2020 roku jest ważnym elementem takiej świadomości – jeśli nie zrozumiemy efektów tak gwałtownego wzrostu już teraz, globalne skutki dobrodziejstwa, jakim jest mobilność, mogą być dramatyczne.
Tak postrzegany nowy nomada to tylko jedno z wielu możliwych ujęć. Interesujące jest to, że w polskiej prasie termin ten utożsamiany jest dość wąsko z jednym tylko zjawiskiem – opisuje on osoby dojeżdżające codziennie do pracy, oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania.[3] Tymczasem zupełnie nowe pole dla naszej wyobraźni stwarza świeża i intrygująca koncepcja, łącząca nomadyzm z nowoczesnymi technologiami i wirtualną rzeczywistością.
Cyfrowi Beduini
Pionierką badań nad neonomadyzmem jest architektka i projektantka miejska, Yasmine Abbas, absolwentka MIT-u i Harvardu. To dzięki niej nową generację podróżników zaczyna się analizować jako reprezentację innego modelu życia i pracy, które stają się mobilne, oderwane od konkretnego miejsca zamieszkania i typowego schematu pracy biurowej. Zamiast związania z konkretnym miejscem, wirtualni nomadzi stacjonują w sieci – uczestniczą w zebraniach swoich firm poprzez Skype lub inne komunikatory pozwalające na prowadzenie wideokonferencji. Już teraz często wspomina się o rosnącej popularności hologramów i technologii 3D, która pozwoliłaby takie spotkania odbywać w jeszcze bardziej „realistyczny” sposób. Za tym stosunkowo nowym trendem idą więc coraz nowsze rozwiązania, które zmieniają otaczającą nas rzeczywistość.
Ciekawym zjawiskiem jest rozrastająca się terminologia, dotycząca neo-nomadów. Przez Abbys określani są oni jako „digitally geared people on the move”, czyli osoby przemieszczające się i wyposażone w cyfrowe gadżety. Coraz popularniejsze staje się określenie „netizens” (synonim – cybercitizens), czyli obywatele sieci – zrost słów „citizens” i „Internet”, które zmienia nasze podejście zarówno do bardzo bogatego w znaczenia słowa citizens, mocno zakorzenionego w lokalnym kontekście i kojarzącego się raczej z namacalnymi, niż abstrakcyjnymi i binarnymi, efektami działań. Częste użycie słowa netizens świadczyłoby więc o tym, jak przesunął się w ciągu ostatnich dwóch dekad nasz obszar działania i zainteresowania – rzeczywistość wirtualna jest coraz częściej rzeczywistością bardziej realistyczną. Esencję tej idei oddaje moim zdaniem to, w jaki sposób opisali się „technomadzi” na swojej stronie: niezależnie od miejsca zamieszkania, rodzaju połączenia i jego celu, wszyscy użytkownicy Internetu stają się częścią ogromnej wspólnoty około 2 milionów użytkowników. Wierzą, że sieć jest potężnym narzędziem, które może sprzyjać zwiększaniu wiedzy, wymianie doświadczeń i budowaniu nowego społeczeństwa, które poinformowane będzie w nowy sposób, z pominięciem medialnej manipulacji.[4]
Bodajże najbardziej obrazowym porównaniem posłużył się Thomas Lunzer – zacytowany w artykule w New York Times wskazuje na podobieństwo między jazdą samochodem ze sprzęgłem a serfowaniem po Internecie – jeśli nauczymy się obsługi, jest to banalnie proste. Tworzące się bez przerwy społeczeństwo funkcjonujące w sieci musi bez przerwy tworzyć zasady i reguły postępowania, by efektywnie spełniać swoje zadania.[5] Wirtualna rzeczywistość bez przerwy podlega zmianom w najbardziej demokratyczny i egalitarny z dotychczas wypracowanych sposobów, dowodząc, że jej obywatele najlepiej potrafią się kontrolować i ułatwiać cyfrowe życie.
Mówiąc o neonomadach jako mieszkańcach sieci, warto wskazać na skutki ich działalności dla wielu aspektów codziennego życia. Nie dość, że zmieniają oni schemat pracy jako takiej, wpływają bezustannie na społeczeństwo, technologię, projektowanie czy wręcz architekturę. Chciałabym wskazać na kilka przykładów tego zjawiska.
Gadżety neonomadów
Wirtualni pracownicy są często nazywani „społecznością Starbucks” – to ludzie, którzy wybierają tę akurat sieć ze względu na słynną kawę, ale i szybki Internet, dostarczany przez T-Mobile. Kawiarnie te od lat adresują swoje usługi do grupy docelowej, tak zwanych freelancerów, którzy potrzebują tego typu miejsc do spotkań. O ile mobilność neonomada może być wciąż ograniczona w Ameryce Południowej czy Afryce, podejmowane są próby rozwiązania ograniczeń łączności poprzez projekty, które pozwoliłyby ominąć wszelkie geograficzne przeszkody. Powstają koncepcje rozpowszechnienia bezpośredniego dostępu do satelitarnego Internetu czy wręcz stworzenie zupełnie nowej technologii, która umożliwi korzystanie z Internetu poza ziemią. Futurystyczne badania prowadzone w ramach grupy InterPlaNet mają zapewnić dostęp do zasobów znajdujących się w sieci niezależnie od wszelkich przeszkód, z którymi spotykamy się na co dzień korzystając z sieci (przepustowość, opóźnienia, etc.).[6] Choć docelowo efekty tych prac mają ułatwić pracę poza ziemską orbitą, rozwinięcie takich rozwiązań na pewno wpłynie na jakość życia netizenów.
Poprawia się wydajność technologii – notebooki, Ipady, laptopy są coraz lżejsze i mniejsze, trwają też badania nad przedłużeniem życia baterii i wdrożeniem do masowej produkcji hybrydowych rozwiązań. Wreszcie, nie jest konieczne fizyczne przewożenie danych na nośnikach – jeśli korzystamy chociażby z Microsoft Virtual PC, potrafimy stworzyć wirtualne duplikaty informacji i interfejsy, które przechowywane na specjalnych serwerach są dostępne na całym świecie, dzięki czemu możliwa jest ich edycja niezależnie od dostępu do osobistego laptopa.
Jeśli natomiast cyfrowy Beduin zapragnie stworzenia wspólnego projektu z ludźmi zamieszkującymi konkretne miasto, ma do dyspozycji specyficzną przestrzeń, która popularyzuje się chociażby w Niemczech. Za niewielką opłatą można wynająć pokoje wyposażone we wszelkiego rodzaju udogodnienia i szybkie łącze, które zastępują klasyczne biura. Przykładem takiego miejsca jest berliński Betahaus[7], usytuowany przy Moritzplatz, przestrzeń do pracy i odpoczynku, z kawiarnią i pokojami spotkań, w których spotykają się dziennikarze, artyści, freelancerzy, architekci, programiści czy naukowcy i gdzie mogą wspólnie pracować. Neonomadzi w mieście tworzą tzw. „creative class”, która zmienia naturę pracy, domaga się specyficznej przestrzeni, wpływa na adaptację miejsc do swoich potrzeb. Dotyczy to nie tylko sfery profesjonalnej, ale i prywatnej. Z resztą samo użycie słowa „beta” w nazwie miejsca wskazuje na pewne cechy tego konceptu – beta oznacza bowiem „niemal ukończoną wersję prototypową danego produktu”. W tym sensie przestrzeń taka jak Betahaus jest laboratorium i polem doświadczalnym, otwartym z natury na kolejnych użytkowników, którzy mogą ją ulepszać.
Podjęcie się analizy nieruchomości pożądanych przez neonomada to temat na osobną rozprawę, intrygujące są jednak koncepcje powstające w niektórych biurach projektowych, pokazujące jak bardzo pożądane są zmiany nie tylko w sposobie myślenia o mieszkaniach, ale i świadomości stylu życia osoby będącej w ciągłym ruchu.
Takie rozwiązanie bolączek technomada podsuwa w swoim wystąpieniu podczas konferencji TED na Uniwersytecie Stanowym w Pensylwanii David Celento, architekt i designer. Jako typowy nowoczesny podróżnik, przeprowadzający się bezustannie ze względu na pracę, projekty czy uczelnie, znalazł sposób na to, by znaleźć harmonię pomiędzy „zakotwiczeniem” a mobilnością. Ten pomysł został już zresztą podchwycony przez architektów i projektantów – polega na konstruowaniu domów z prefabrykatów, takich jak stare kontenery służące kiedyś do przewożenia towarów na statkach. Na tyle gigantyczne, by pomieścić przestrzeń mieszkalną i biurową, której właściciel może ją dostosowywać do swoich potrzeb, ale jednocześnie kompleksową i stosunkowo łatwą do transportowania po świecie. W ten sposób przezwyciężamy jednocześnie kilka dylematów. Po pierwsze recyklingu, czy może wręcz rewitalizacji, obiektów wychodzących z użycia, następnie redukcji zajmowanej przez nas przestrzeni, wreszcie trudności z przezwyciężeniem podróżniczego dyskomfortu i koniecznością nieustannej adaptacji do tymczasowych miejsc zamieszkania. Celento uważa wręcz, że takie mieszkalnictwo byłoby lekiem na jeszcze jeden problem, nękający współczesne miasta, wynikającą z gentryfikacji. Otóż niekontrolowany wzrost cen w centrach, który skutkuje wypychaniem „klasy kreatywnej” z mieszkań położonych w najbardziej atrakcyjnych dla nich miejscach, mógłby być przezwyciężony przez takie właśnie tymczasowe osadnictwo. Jedynymi wówczas kosztami byłyby opłaty za miejsce parkingowe (lub ich odpowiedniki), elektryczność czy Internet właśnie. Trudno przewidzieć, czy uda się podobny pomysł przeforsować w społeczeństwach przywiązanych do tradycyjnego modelu życia, często trudnym do pogodzenia z postulatami „zrównoważonego” rozwoju, jest to jednak intrygująca perspektywa, której wcielenie świadczyłoby o zmianie podejścia, priorytetów i świadomości ludzi.[8]
Refleksja nad mobilnością i stylem życia neonomadów przyczyniła się także do stworzenia grupy badaczy pracujących nad „nowym językiem miejsca” („New vernacular”). Występujący pod nazwą Design for Disassembly projektanci zrzeszeni są wokół postulatów tworzenia przestrzeni w sposób zrównoważony i odpowiedzialny, kierując się kilkoma podstawowymi zasadami: użycie zdrowych i nietoksycznych materiałów i jak najmniejszym ich zróżnicowaniem, z uwzględnieniem ich cyklu życia. Zależy im na unikaniu dywersyfikacji, łatwym korzystaniu a później recyklingu, wreszcie inteligentnym zarządzaniem przestrzenią.[9] Paradoksalnie więc współczesny Beduin, który powinien przyczyniać się do intensyfikacji konsumpcji i korzystać z efemerycznych produktów, kierując się wyłącznie ich tymczasową użytecznością, sprowokował dyskusję na temat globalnie promowanego stylu życia. Myślę, że jest to jedna z cech (obok silnego indywidualizmu, zastępującego poczucie plemiennej wspólnoty), która odróżnia ich od tradycyjnego modelu koczowników, porzucających kolejne siedziby bez refleksji. Mobilna klasa pokazuje kompletnie inne możliwości wykorzystania przestrzeni – nie tylko przenosząc jej część do strefy wirtualnej (tak jak korzystanie z wielkich biur), ale też jak tworzyć miasta efektywniej odpowiadające na zmieniające się potrzeby ich mieszkańców.
Neo-nomadzi
Analizując wymienione wyżej aspekty neo-nomadyzmu oraz zastanawiając się nad ogromną liczbą przeze mnie nieuwzględnionych zagadnień, można próbować zastanawiać się, jaki wpływ na współczesność będzie miała ekspansja tego zjawiska. O ile jeszcze kilka lat temu wydawało się, że praca wirtualna przeznaczona będzie tylko i wyłącznie dla niewielkiej i mocno wyspecjalizowanej grupy ludzi, w tym momencie perspektywa rozpowszechnienia takiego stylu pracy globalnie nie jest nieprawdopobna. Wymagało to będzie co prawda przyzwyczajenia nowych pokoleń do innych zwyczajów i nawyków, nauczenia się dyscypliny pracy, a także przeformułowania schematów współpracy z ludźmi, interakcji, itd. Więcej, oznaczało to będzie coraz większą populację, która jest mobilna w każdym z sensów – nie tylko fizycznie, ale i mentalnie czy wirtualnie właśnie. Zrewolucjonizuje to tradycyjny model życia i schemat powstawania tożsamości, obecnie kojarzonej przede wszystkim z miejscowym, lokalnym zakorzenieniem.
Dość oczywistym zyskiem z takiego stylu życia będzie łatwiejsza adaptacja do wiedzy i doświadczeń. Nomadzi przyzwyczajeni do dryfowania w różnych przestrzeniach są bardziej chłonni i elastyczni w przyswajaniu nowych informacji, różnic kulturowych, mogą też bez straty czasu uczestniczyć w większej liczbie szkoleń, konferencji, kursów, itd., które podnosić będą ich kompetencje. To z kolei przełoży się na efektywne współtworzenie wielu różnych projektów w jednym czasie i bardziej kreatywne wykorzystanie potencjału.
Trudno nie dodać do tego redukcji emisji dwutlenku węgla do atmosfery w momencie, kiedy nie musimy każdego dnia pokonywać swoim samochodem drogi do pracy. Oznacza to większy komfort, poczucie swobody, odpowiedzialności za swoją pracę i możliwości wykonywania najróżniejszych zajęć. Nie wiadomo też, jak nomadzi poradzą sobie z psychologicznymi implikacjami tak gwałtownej zmiany stylu życia, jakie będą skutki tak intensywnej mobilności (a może przeniesienie pracy do sieci wcale nie przełoży się bezpośrednio na gigantyczną ruchliwość większości populacji?) dla społeczeństwa. Prawdopodobnie na przestrzeni najbliższych kilkudziesięciu lat przekonamy się o tym, jaką rewolucję niesie ze sobą cyfrowy Beduinizm. Chyba, że do tej pory technologia zdąży drastycznie zmienić i ten schemat.
Natalia Skoczylas
[1] http://kulturaonline.pl/olga,tokarczuk,uciekam,przed,szatanem,tytul,artykul,25.html
[2] http://books.google.pl/books?id=KDIdQY8vw2YC&printsec=frontcover#v=onepage&q&f=false
[3] http://www.wprost.pl/ar/9378/Nowi-nomadowie/?I=953
[4] http://teknomadics.com/about/
[5] http://www.time.com/time/magazine/article/0,9171,979768-1,00.html
[6] http://www.ipnsig.org/aboutstudy.htm
[7] http://betahaus.de/about-2/?lang=en
[8] http://www.youtube.com/watch?v=htSmFljnH80
[9] http://www.activedisassembly.com/guidelines/ADR_050202_DFD-guidelines.pdf