OBRAZKI. Pianino
OBRAZKI. Pianino
Mira Ledowska
Kiedy wyjeżdżałam z Polski – byłam załamana, ale wiedziałam, że tak musi być. Myślałam, że nigdy więcej nie zobaczę moich Przyjaciół, zwłaszcza mego Wielkiego Przyjaciela (czyli dziecinnej Miłości), mojego miasta – Wrocławia, mojej zielonej dzielnicy Wrocławia-Krzyki.
Myślałam, że nie zobaczę już nigdy tych drzew, na które się wdrapywałam w dzieciństwie i tych krzaków bzu, kwiatów niezapominajek i fiołków, które właśnie kwitły.
Była wtedy wiosna. Smutna wiosna 1957. Miałyśmy dużo kłopotów, bo każdy, kto wyjeżdżał z Polski musiał spisywać wszystko, co zabierał: każdą rzecz, każdą książkę… No i trzeba było mieć pieniądze na wszystkie opłaty…
Nasz cały bagaż to była mała skrzynia wielkości półtora metra sześciennego, bo nie byłyśmy bogate. Moja matka pracowała na nasze utrzymanie, a ja się uczyłam.
Ale uczyłam się też grać na pianinie. A to pianino kupiła dla mnie moja matka. I na to pianino wzięła po raz pierwszy w życiu pożyczkę. Aby zwrócić te pieniądze, moja matka robiła po nocach koronkowe serwetki, serwety i koronkowe firanki na sprzedaż.
Ale ja miałam pianino. I grałam dużo i chętnie. Nie bardzo się przygotowywałam do lekcji muzyki, ale grałam bardzo dużo ze słuchu. I byłam tym zachwycona.
Moja Pani Profesor pisywała do mojej matki gniewne listy. Na ogół zaczynały się od słów: „Marysia znowu grała Bacha ze słuchu! ”, „Marysia znowu improwizowała sonatę!”, „Marysia znowu nieprzygotowana!”. I choć to było nieładnie i złościło Panią Profesor, nadal z przyjemnością grałam ze słuchu.
Nie do wiary: gra ze słuchu przydała mi się przy wyjeździe z Polski. Nasz bagaż był tak mały, że celnicy myśleli, że to pianino jest na sprzedaż. A moje świadectwo ze szkoły muzycznej – sfałszowane. Więc kazali mnie natychmiast przywieźć na dworzec kolejowy. Gdzieś tam, w strasznym hałasie, histerii, bałaganie i ruchu, wśród „gór” skrzyń zapytał mnie „Pan celnik”: „Czy umie pani zagrać czardasza Montiego?”.
Potrafiłam, a jakże, i zagrałam na stojąco i z temperamentem (z histerii i strachu, że mi nie pozwolą zabrać pianina). Skończyłam czerwona i zdenerwowana i usłyszałam, że inni też rozhisteryzowani ludzie biją mi brawo. A celnicy – także!
I tak moje pianino przyjechało do Izraela. Nieczęsto gram na nim. Ale cieszę się, że jest ze mną!
Mira Ledowska – z domu Krum, ur. w 1937 r. w Tłumaczu, na terenie dzisiejszej Ukrainy. Ocalona z Holokaustu, nauczycielka języka polskiego w Izraelu. Skończyła hebraistykę i przez 36 lat pracowała jako nauczycielka przedmiotów hebrajskich. Od 2001 r. zatrudniona w Instytucie Polskim w Tel Awiwie. Spotyka się z młodzieżą, aby opowiedzieć o historii swojej rodziny i Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, którzy ją ratowali.
Kultura Enter, 2019/02 nr 88