ROZMOWA. Otwieranie w czasie
Rozmowa z Krzysztofem Stanowskim (cz. 1) – Dyrektorem Biura – Centrum Współpracy Międzynarodowej w Urzędzie Miasta Lublin, aktywistą społecznym, przedstawicielem administracji rządowej i samorządowej
Aleksandra Zińczuk: Co musiało się wydarzyć, że Lublin stał się miastem-ratownikiem?
Krzysztof Stanowski: Mam wrażenie, że Lublin przygotowywał się do tego zadania od 15 lat. Ponad dekadę w różnych obszarach podejmowano działania, które prowadziły do otwierania bram naszego miasta. Jako pierwszą powinniśmy wymienić zrealizowaną już strategię Lublin 2020. „Otwartość” została zdefiniowana jako jeden z czterech najważniejszych filarów rozwoju miasta. Dokument strategii to nie puste słowa, tylko cele, które staraliśmy się osiągnąć. Mniej więcej 15 lat temu Prezydent Miasta Lublin zaprosił rektorów wyższych uczelni i powiedział: „To naturalne, że uczelnie ze sobą konkurują. Ale w przypadku studentów zagranicznych najważniejsza jest gotowość przyjazdu na studia do Lublina. Jeśli student nie przyjedzie, nie będzie studiował na żadnej z waszych uczelni. Postarajmy się razem, żeby przyjechał do Lublina”. Aby wzmocnić współpracę z uczelniami i ich umiędzynarodowienie została zatrudniona w samorządzie pierwsza w Polsce cudzoziemka. Oczywiście, absolwentka lubelskiej uczelni. Dziś Lublin ma najwyższy odsetek studentów zagranicznych w Polsce. Rektorką jednej z uczelni jest Polka, która w wieku 17 lat przyjechała z Kazachstanu na studia w Lublinie.
Od 2012 roku na comiesięcznych spotkaniach zbiera się Grupa Wsparcia Integracji. Z inicjatywy pracowników dzisiejszego Wydziału Partycypacji Społecznej Urzędu Miasta przedstawiciele urzędu, policji, organizacji pozarządowych wymieniają się informacjami o działaniach podejmowanych przez poszczególne instytucje na rzecz integracji cudzoziemców i cudzoziemek oraz współpracy z mniejszościami. Lublin jako jedyne miasto w Polsce włącza się w program miast międzykulturowych Rady Europy.
Z czasem Grupa została przekształcona w Komisję Dialogu Społecznego do spraw miejskiego Systemu Wsparcia Integracji Imigrantów i Imigrantek. Kiedy 24 lutego rano pojawiła się potrzeba przygotowania miasta dla uchodźców z Ukrainy, nikt nie miał wątpliwości, do kogo telefonować. Ci ludzie już się znali. Pozostało jedynie techniczne pytanie: u kogo się spotykamy?
W jakiś naturalny sposób powstał Lubelski Społeczny Komitet Pomocy Ukrainie. Ja na przykład miałam telefon alarmowy od Nastii Kinzerskiej.
24 lutego o dziesiątej rano, czyli w pięć godzin po upadku pierwszych bomb i siedem godzin po moim wyjściu ze szpitala, spotkaliśmy się w Centrum Współpracy Międzynarodowej. Postanowiliśmy tworzymy sztab-komitet, który będzie łączył różnych partnerów. A kilka godzin później odbyło się pierwsze zebranie w Centrum Kultury.
Dopowiedzmy, kto przyszedł, a raczej przybiegł.
Rano na pewno była Anna Dąbrowska, Nastka Kinzerska, Anna Szadkowska. W Centrum Kultury zebrali się liderzy organizacji pozarządowych, urzędnicy, ludzie kultury, wolontariusze. Przecz cały czas działania Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy Ukrainie unikalne było doświadczenie współpracy na równych zasadach liderów NGO, dyrektorów z Urzędu Miasta, ludzi kultury, wolontariuszy i urzędników.
Ludzie kultury i tworzący miejską tkankę społeczną.
Dokładnie tak. W krytycznej sytuacji liderzy różnych środowisk znaleźli skuteczną formułę współpracy. Przecież Komitet nie miał osobowości prawnej. Spotkali się w nim ludzie z różnych światów, podejmując wszystkie decyzje w drodze konsensusu. Nie miał „Prezesa”. Działał wspierając się na czterech bardzo różnych nogach, jakimi były: Stowarzyszenia Homo Faber, Fundacja na Rzecz Państwa Prawa, Fundacja Kultury Duchowej Pogranicza oraz Urząd Miasta. To było ciało stabilne, dlatego właśnie, bo było takie różne.
Warto działać w tak różnorodnej konfiguracji, bo…
… bo są obszary, w których różne organizacje, różni partnerzy mają większe kompetencje i możliwości działania.
Przykład: często przyjeżdżające z Ukrainy kobiety były ofiarami zbrodni wojennych.
To jedna z sytuacji, gdzie urzędnicy powinni pozwolić działać innym.
Zaufanie na każdym poziomie współpracy.
Zbudowane i zasłużone, przecież wcale nie jest tak, że ludzie z organizacji pozarządowych i urzędnicy mają do siebie nawzajem zaufanie i szacunek.
Lublin ma doświadczenie współpracy transgranicznej, ale też wrażliwość na odleglejsze kultury.
W 2015 roku tutaj właśnie powstał taki mały społeczny komitet przyjęcia rodzin z Syrii. Inicjatorami byli prof. Jerzy Bartmiński i o. Ludwik Wiśniewski. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo rząd zablokował możliwość wjazd uchodźców do Polski. Ale co istotne, że w Lublinie znalazły się rodziny, które były gotowe przyjąć osoby z Syrii.
Jakie działania jeszcze otwierały nasze miasto?
Grupa ds. integracji, dzięki której Lublin był pierwszym w Polsce uczestnikiem programu Miast Międzykulturowych. Uczył się od takich miast jak Barcelona czy Lizbona, miast Norwegii, i Finlandii. Liderami tego procesu byli Piotr Choroś czy Anna Szadkowska. Dużą rolę odegrały stworzenie Centrum Obsługi Cudzoziemców oraz programu Study in Lublin.
Wreszcie od kilkunastu lat Lublin zatrudnia obcokrajowców w Urzędzie Miasta.
Lublin był świadomy tego, co działo się 2014 roku na wschodzie Ukrainy. Partnerstwo Lublina znaczenie rozszerzyło się o miasta nie tylko z Ukrainy zachodniej.
Dzięki inicjatywie Krzysztofa Łątki, Dyrektora Wydziału Projektów Nieinwestycyjnych, miasto nawiązało współpracę z również z ważnymi ośrodkami ze wschodniej Ukrainy takimi jak Krzywy Róg, Dniepr, Charków. W rezultacie zrealizowaliśmy setki wspólnych projektów z partnerami ze wschodniej i zachodniej Ukrainy.
Pozytywne przemiany przyspieszyła też pandemia.
Już czwartego dnia lockdownu Lublin jako pierwsze miasto w Polsce, a może w Europie, uruchomił specjalną usługę dla obcokrajowców z wydaniem numeru PESEL. Bez takiego numeru mieszkaniec nie mógł skorzystać z publicznej służby zdrowia, zrealizować recepty….
Miasto wspiera też od wielu lat społeczność ukraińską.
W mieście działa kilka ukraińskich organizacji pozarządowych. Najmłodszą zarejestrowali już uchodźcy. Od lat obchodzimy upamiętniamy m.in. Dzień Niepodległości Ukrainy, na skwerze Szewczenki czytamy jego poezję. Tu, w Lublinie i w Warszawie zainicjowano Płomień Braterstwa, w ramach którego ukraińscy skauci i polscy harcerze odwiedzają w przeddzień rocznicy święta Wojska Polskiego. Od kilkunastu lat organizowany jest „Festiwal Ukraina w centrum Lublina”.
Na czym polega wyjątkowość Lublina?
Lublin zawsze wypracowywał innowacyjne rozwiązania. Może dlatego właśnie międzynarodowe organizacje humanitarne wiedziały, że warto tu zadzwonić w pierwszych dniach wojny. 24 lutego zadzwonili do mnie przedstawiciele szwajcarskiej agencji pomocy humanitarnej. I zapytali, czy możemy im pomóc w przewiezieniu transportów humanitarnych przez zatłoczoną granicę. Już czwartego dnia przywieziona ze Szwajcarii pomoc trafiła do Łucka i Równego. To było pierwsze kilkanaście tirów. W rezultacie wysłaliśmy na Ukrainę ponad 100 tirów i jeden pociąg z pomocą humanitarną. Możliwe to było dzięki elastyczności Komitetu. Ewelina Graban z koleżanki i kolegami z Centrum Współpracy Międzynarodowej zbierała zapotrzebowania z Ukrainy, koordynowała współpracę z naszymi miastami partnerskimi i innymi instytucjami z całej Europy.
Cała logistyka w rękach społecznego Komitetu.
W pierwszym tygodniu siedemnaście subkomitetów. Już pierwszego dnia powstała infolinia. Urząd Miasta udostępnił linie telefoniczne. Wolontariusze, koordynowani przez pracowniczkę Wydziału Partycypacji Społecznej 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, w pięciu językach odpowiadali na tysiące telefonów. To była najlepsza infolinia, jaka wtedy istniała. Inny przykład: pierwszego dnia dzwoni polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, organizacja najbardziej doświadczona w kompleksowym niesieniu pomocy uchodźcom na świecie. Razem wymyślamy system zatrudnienia ukraińskich nauczycieli. Już w marcu, pierwsi w Polsce, pierwsi w Europie zatrudniliśmy w lubelskich szkołach pięćdziesięciu ukraińskich uchodźców-nauczycieli. Niemożliwe? Znaleźliśmy sposób, nie naruszając prawa, na zatrudnienie cudzoziemców w publicznej szkole. To doświadczenie już dziś jest częścią historii międzynarodowej pomocy humanitarnej na świecie. Dzielimy się tym doświadczeniem w Radzie Europy.
Kluczem sukcesu Lublina jest innowacyjność. Wielki wkład wniósł oczywiście cały sektor kultury. Instytucje kultury i ludzie sztuki i kultury w naturalny sposób byli elastyczni i gotowi do działania. Centrum Kultury niemal w całości oddało się do dyspozycji Komitetu. Wsparcia uchodźcom udzielały wszystkie instytucjach kultury. W filiach miejskiej biblioteki pojawiły się ukraińskie książki. Drukowano je w Polsce już w czwartym tygodniu wojny dzięki porozumieniu organizacji pozarządowej z wydawnictwami. Kluczową rolę odegrała Fundacja Edukacja dla Demokracji.
A problemy?
Dramatem był brak koordynacji na poziomie państwa. Na poziome krajowym nie zadziało prawie nic. W tej sytuacji wszyscy zaangażowali się na szczeblu lokalnym i daliśmy radę.
Po tym wszystkim wzrosło znaczenie wolontariatu w kraju. Psychologicznie jednak obserwujemy pewien spadek tej pozytywnej energii.
Nie zgadzam się. Jest lepiej niż spodziewali się najwybitniejsi eksperci. Profesor Maciej Duszczyk zapowiadał, że załamanie i gwałtowne pogorszenie relacji między uchodźcami nastąpi po trzech miesiącach. Okazało się, że solidarności wystarczyło nam na dwa lata. Tu w Lublinie jesteśmy gotowi dalej pomagać. Oczywiście widzimy wiele dramatów. Bardzo wielu uczniów nie chodzi do żadnej szkoły. Coraz więcej wyzwań dostrzegają nauczyciele, MOPR i policja. I nic dziwnego. Ta wojna twa już dziesięć lat. Od ponad dwóch lat setki tysięcy rozbitych rodzin. Wielu uciekinierów nie ma do czego wracać. Podejmują pracę poniżej kwalifikacji. Ciągle są rozdarci między wracaniem a emigracją.
A skąd u Pana ta naturalna otwartość na otwarcie? Wiem, że przyjmował Pan dwadzieścia lat temu pod swój dach choćby Tatarów Krymskich.
Będąc nastolatkiem, zaczynałem jako wolontariusz w Szkole dla Niesłyszących. Potem byłem liderem organizacji pozarządowych realizujących projekty od Polski do chińskiej granicy. Wiele lat wspierałem lokalnych liderów w Mongolii, kluby kobiet w Tadżykistanie. Jestem też chyba człowiekiem wielu sektorów. Doświadczenie w administracji państwowej wyrabia umiejętność wzajemnego porozumiewania się, budowania konsensusu, współpracy nieprzystających do siebie instytucji.
Integracja dziś przebiega już na innym poziomie, wydaje się bardziej pogłębiona.
Mieszkamy razem, razem uczymy się, chodzimy do kina czy teatru. Stworzyliśmy też dwa ważne centra integracji. Baobab prowadzony przez Stowarzyszenie Homo Faber i Spilno koordynowane przez pięć organizacji pozarządowych.
To wyjątkowe miejsca. Można tam zaprosić wszystkich?
Jak najbardziej! To przestrzenie od początku formowania są otwarte dla wszystkich chętnych. Otwartość to słowo klucz do naszego miasta.
CDN
Kultura Enter
2023/03 nr 107-108