Polska marchew 100 zł/kg i francuska kultura czasu wolnego
We Francji rozpowszechniają się społeczne ogródki działkowe. Czy w Polsce takie rozwiązania są możliwe? A może francuskie doświadczenia są możliwie tylko we Francji, gdzie kiedyś działało jedyne na świecie Ministerstwo do Spraw Czasu Wolnego?
Właściciele ogródków działkowych w Polsce to potęga. Polski Związek Działkowców na swojej stronie internetowej informuje, że zrzeszonych w stowarzyszeniu jest prawie 5000 zespołów rodzinnych ogrodów działkowych, na których znajduje się 965 tys. indywidualnych działek. Pracuje na nich i korzysta z wypoczynku kilka milionów osób. Zajmują one łącznie powierzchnię 44 tysięcy ha. Krótko mówiąc – jest to gigant.
W powszechnej świadomości działka to sposób na osiągnięcie oszczędności w domowym budżecie, a także sposób na tani wypoczynek. To także sposób na integrację rodziny, która obecnie rzadko ma okazję razem pracować. Wszystko to prawda, ale ani ja, ani nikt z moich znajomych do uprawiania rodzinnego ogródka „się nie pali”.
Klasyczną analizę stanowisk w tej sprawie usłyszałem na pewnym przyjęciu. Młody ekonomista-bankowiec tak streszczał dyskusję ze swoją mamą – miłośniczką wypoczynku na działce, która najchętniej zaciągałaby go na „rodzinną posiadłość” w każdą sobotę:
„Ja się mamy pytam – czy praca na działce to ma być wypoczynek czy forma dorabiania? Bo jeśli wypoczynek – to pozwoli mama, że ja będę decydował jak lubię wypoczywać. A moje ulubione formy wypoczynku to wyprawy rowerowe i wspinaczka, i ani jednego ani drugiego nie da się praktykować na naszej działce. Jeśli to natomiast forma dorabiania – to ja jestem ekonomistą i chętnie policzę, ile – uwzględniając wszystkie poniesione nakłady – kosztuje na naszej działce jeden kilogram marchewki.”
Jak powiedział, tak zrobił. W kosztach musiał uwzględnić nie tylko cenę nasion, podlewania, grodzenia i opłat za teren, ale także koszt pracy, bo jak zwrócił uwagę na wstępie – praca na działce wypoczynkiem dla niego nie jest. A że dla niego alternatywną formą dorabiania jest przyjmowanie zleceń na opracowanie lub ocenę biznes-planów, to koszt robocizny przyjął wysoki. W ostatecznym rachunku (co zostało wykazane w szczegółowym zestawieniu wykonanym w arkuszu kalkulacyjnym) kilogram marchewki z własnej działki w jego wypadku kosztuje ponad 100 zł. Od czasu przedstawienia tych wyliczeń mama przestała wymuszać na nim wspólne wyjazdy na działkę i w końcu znalazł czas na podróże rowerem i góry.
Taki sam stosunek do ogródków jak wspomniany bankowiec-ekonomista miałem i ja – aż do czasu krótkiego wyjazdu do Francji. Tam właśnie, w mieście Poitiers zetknąłem się z zupełnie nową, wspólnotową formą uprawiania ogrodu działkowego.
Zaczęło się od tego, że nasz francuski gospodarz, emerytowany bibliotekarz, u którego gościliśmy, stwierdził, że musi pojechać na działkę po warzywa. Spodziewałem się małego ogródka i tego, że dostanę łopatę i będę pomagał w pracy. Tymczasem czekała na nas wielka działka, mnóstwo przyjaznych ludzi i duża wiata, w której stało ok. 60 skrzynek, załadowanych świeżymi warzywami. Nasz bibliotekarz podszedł do swojej skrzynki, przepakował warzywa i… to była cała nasza praca. Sprowokowało to całą serię pytań. Po podsumowaniu rozmowy wyłonił się następujący obraz całego przedsięwzięcia.
W roku 1999 grupa 60 rodzin założyła stowarzyszenie bio-ogrodników i wystąpiła do miasta o udostępnienie za symboliczną opłatą (obecnie 5 euro rocznie) nieużytku na granicy miasta o powierzchni ok. 1,5 ha. Teren został im przekazany i jest teraz zarządzany w sposób wspólnotowy. W praktyce przebiega to następująco: Każda rodzina wpłaca rocznie 350 euro na konto stowarzyszenia. Daje to razem 21 tys. euro. Z tych środków zatrudniony jest na pełen etat ogrodnik, który wykonuje wszystkie podstawowe prace ogrodnicze – orkę, zasiew, podstawowe pielenie. Z tego funduszu kupowane są też środki uprawy i narzędzia.
Ponadto raz na miesiąc przez 10 miesięcy w roku (w styczniu i lutym prace nie są prowadzone) jedna osoba z każdej rodziny jest zobowiązana przepracować 4 godziny w jedną z sobót. Tak więc w każdą sobotę jest co najmniej 15 osób pracujących na wspólnej działce. Tylko oni (a nie wynajęty ogrodnik) mają prawo do zbierania plonów i rozdzielania ich do skrzynek członków stowarzyszenia. Skrzynki są więc napełniane w każdą sobotę, przy czym do każdej z nich wkładana jest porównywalna liczba i rodzaj warzyw, zgodnie z ustalanym co tydzień planem. Oczywiście „rodzina” to tutaj pojęcie umowne. Rodziną dla stowarzyszenia jest też nasz gospodarz, samotny wdowiec.
Zarządzanie również odbywa się wspólnotowo. Co tydzień odbywa się spotkanie (znając Francuzów jest to okazja do wspólnego wypicia wina i zjedzenia kolekcji serów) na którym ustala się zakres prac, jakie w najbliższym tygodniu ma wykonać ogrodnik oraz członkowie stowarzyszenia. Na spotkanie takie może przyjść każdy członek, ale dla zachowania ciągłości prac (i pewności, że przyjdzie ktokolwiek) wybierane jest 10 osób, które mają obowiązek w nich uczestniczyć.
Poza tym tygodniowym rytmem corocznie organizowane są dwa duże pikniki rodzinne. Pierwszy odbywa się na Noc Świętojańską, drugi – w drugiej połowie września, na podsumowanie sezonu. W tak licznej grupie osób zawsze jest kilkoro muzyków – członkowie bawią się więc dobrze we własnym gronie a zaproszeni goście są zawsze wprowadzani przez którąś z rodzin – nie ma więc mowy aby przyszli na koncert czy piknik podpici i agresywni nastolatkowe, często spotykani na darmowych publicznych koncertach w Polsce.
Kluczowe w ocenie całego rozwiązania są dwa kryteria, podane na początku tekstu: atrakcyjność formy wypoczynku i koszt tak wyprodukowanych owoców i warzyw. Nasz gospodarz zapytany o te dwie kluczowe kwestie odpowiedział następująco:
„Koszt jest porównywalny z ceną jaką zapłaciłbym w sklepie samoobsługowym lub targowisku w pobliżu mojego domu. Nieporównywalna jest jednak jakość tych produktów. Będąc w stowarzyszeniu otrzymuję warzywa uprawiane w prawdziwie ekologiczny sposób, co sam sprawdzam. Takie warzywa są dwa razy droższe, więc uwzględniając jakość, oszczędzam połowę kosztów.
Kwestia wypoczynku: nigdy bym się nie zdecydował na prowadzenie ogródka warzywnego samodzielnie. Wymaga to poświęcenia mnóstwa czasu i nie mam na to ochoty. Natomiast niewielki wysiłek fizyczny 10 razy w roku, po cztery godziny, w towarzystwie około 15 sympatycznych osób – to zupełnie inna sytuacja. Uczestniczę w pracach ogrodowych częściej niż muszę, ale robię to rzeczywiście dla przyjemności.
Stowarzyszenie w Poitiers było pierwszym jakie powstało (http://www.jardinature.fr). Aktualnie we Francji są już trzy takie grupy – kolejne działają w Grenoble oraz Lille. Wspólne gospodarowanie nie jest objęte żadną kampanią promocyjną – po prostu każda rodzina miewa czasem gości, a ci są zapraszani także na działkę. W ten sposób metoda wspólnego gospodarowania powoli się upowszechnia (podobna inicjatywa w Wielkiej Brytanii: http://www.landshare.net)
Można się zastanowić, czy taka „wspólnota rolna” miałaby szanse powstać i utrzymać się w Polsce. Od razu łatwo sobie wyobrazić znacznie większe problemy – wyższe natężenie kradzieży niż we Francji, niższy poziom zaufania. Przede wszystkim jest to jednak kwestia zaufania do innych członków grupy, iż warzywa rzeczywiście będą sprawiedliwie rozdzielane do skrzynek. Jest to jeden z powodów, dla którego prace tę wykonują sami członkowie wspólnoty a nie zatrudniony pracownik i dlaczego robią to grupowo.
Na koniec trzeba pamiętać, że jednym z fundamentów działania stowarzyszania są niskie – wręcz symboliczne – koszty dzierżawy gruntu od miasta. Jednak więzi społeczne i zaufanie społeczne jakie buduje się między członkami grupy może się okazać znacznie więcej warte niż przychody z komercyjnej dzierżawy gruntu. Ale czy w polskich uwarunkowaniach prawnych miasto może w ten sposób przeznaczyć publiczny grunt i czy taki grunt posiada? Może znalazłby się jakiś prywatny właściciel, chcący choćby kilka lat poeksperymentować z taką formą wspólnego gospodarowania? A może te doświadczenia są nie do przeniesienia na nasz grunt i możliwie tylko we Francji, gdzie panuje wysoka kultura spędzania wspólnie czasu wolnego i gdzie działało przez pewien okres jedyne na świecie Ministerstwo do Spraw Czasu Wolnego?
Odpowiedzi na te pytania są warte dostarczanej co tydzień torby świeżych warzyw wysokiej jakości w umiarkowanej cenie, zebranych w miłym towarzystwie.
Jacek Warda