Strona główna/Polskość w cieniu palm

Polskość w cieniu palm

Kim staje się Polak po opuszczeniu kraju? Co dzieje się z jego polskością? Jak „polskie” są jego dzieci i w którym pokoleniu asymilacja przegrywa z chęcią poznania swoich korzeni? Co uznają za polskie żydowscy obywatele Izraela, kim jest tak naprawdę „Polish mother” i czym różni się od „Jewish mother”?

„Kurjer Radomski” – polskość jako przeszłość

Tall nigdy nie był w Polsce. Jego babka pochodziła z Radomia a matka urodziła się w Izraelu w latach dwudziestych XX wieku. Od kilku lat stara się zdobyć polskie obywatelstwo, by móc pracować w krajach UE. Przedtem nie wiedział wiele o kraju swoich dziadków, jednak ostatnio stal się wręcz pasjonatem historii Radomia. Ostatnio na internetowej stronie biblioteki miejskiej w Radomiu znalazł skany „Kurjera Radomskiego” z roku 1939. Było to tuż przed obchodami święta Purim, które nazywane jest żydowskim karnawałem. Tego dnia cały Izrael zapełnia się bajkowymi postaciami, bohaterami komiksów i różnymi dziwnymi stworami. Przebierańcy jak gdyby nigdy nic idą do pracy, siadają w szkolnych ławach, czasem nawet prowadzą autobusy. Konkurencja jest duża, więc trudno wymyślić naprawdę oryginalne przebranie. Tall inspirację dla swojego kostiumu znalazł dzięki „Kurjerowi”. Postanowił przebrać się za przedwojennego ulicznego sprzedawcę gazet. By zachować całkowitą wierność realiom historycznym zlecił w punkcie xero wydrukowanie w oryginalnym formacie pierwszej strony gazety. Kiedy drukarz, którego rodzina również pochodziła z Radomia, zorientował się jakie przyjął zlecenie, zaproponował wydrukowanie całej gazety za połowę ceny. Następnego dnia w pracy Tall wygrał konkurs na najlepszy kostium. Wieczorem wybrał się tez na największy purimowy korowód karnawałowych postaci na jednej z ulic Tel-Awiwu. Około czterdziestu osób poprosiło o sfotografowanie się z nim, ale sześć podeszło wyrazić swoje oburzenie. Ktoś powiedział, że wygląda jak chłopiec z warszawskiego getta, ktoś poczuł się urażony jako wnuk ofiar Holocaustu.

Kilka standardowych wyobrażeń uświadomiło Tallowi czym przejawia się izraelska polityka historyczna w kontekście polskości:

Większość osób, nawet tych, którym kostium się podobał, automatycznie skojarzyła go z II wojną światową – opowiadał Tall – Zorientowałem się, że u nas wszystko, co polskie jest natychmiast utożsamiane z Holocaustem, tak jakby wcześniej nie było żydowskiego życia w Polsce. Oczywiście, ludzie mogą czuć i myśleć co chcą, ale nie rozumiem dlaczego muszę wysłuchiwać zarzutów o szarganie pamięci Shoah od faceta przebranego za penisa?

Takie postrzeganie polskości to domena młodego pokolenia czasem nawet nie związanego z Polską pochodzeniem (żydowska młodzież marokańska, etiopska czy irańska). Martyrologiczny obraz Polski przekazuje patriotyczne wychowanie ale też współczesne media (czasem jedyne źródło wiedzy historycznej).

Jak zatem polskość postrzega pokolenie średnie i starsze? Urodzeni w Izraelu mogą polegać na obrazie przekazanym we wspomnieniach, lecz co pamiętają imigranci wojenni i marcowi?

W Izraelu zacząłem być Polakiem”

Tak niektórzy polscy Żydzi określają zmianę „jakościową” swojej tożsamości po wyemigrowaniu do Izraela. W państwie żydowskim narodowość i religia w relacjach międzyludzkich stają się raczej oczywistością. Wyróżniają przymiotniki: „aszkenazyjski” i „sefardyjski”, a wśród nich: „marokański”, „rumuński”, „ruski”, „polski”. Tak polski Żyd staje się Polakiem. Ma typowy dla swej grupy etnicznej kolor skóry, obrządek, kuchnię i temperament. Cechy, których sobie dotychczas nie uzmysławiał, najmocniej widzą ci, którzy przyjechali wcześniej.

W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku w Izrealu trudno mówić o asymilacji. Nowopowstające państwo budowali jeszcze nie Izraelczycy a Europejczycy uciekający z wojennej pożogi. Syjonizm był pierwszą tożsamością i pierwszą scalającą ideologią, podobnie jak powojenny polski komunizm. Polscy Żydzi zasiedlali szeregi kibucników lub rozbudowywali pierwsze izraelskie miasta. Na ulicach Tel-Awiwu w latach pięćdziesiątych usłyszeć można było przede wszystkim język polski. To chyba nie przypadek, że Marek Hłasko tak dobrze czuł się w Jaffie i innych żydowskich-polskich ośrodkach Izraela.

Młodsze pokolenie nie rozumie tego sentymentu, ale dla najstarszej polskiej alijipolskość to nadal literatura. Jeszcze w roku 2004 w Tel-Awiwie wydawano polskie czasopisma. Działała także duża polska księgarnia i choć zainteresowanie książkami wydawanymi po polsku zmalało (młode pokolenie nie używa już tego języka) nie zmalało zainteresowanie polskimi autorami. Na spotkania z Wisławą Szymborską studenci przychodzą tłumnie, a w izraelskich księgarniach znaleźć można tłumaczenia polskiej literatury współczesnej. Jak powiedziała mi Cipi Szaret, która często korzysta z zasobów biblioteki Instytutu Polskiego w Tel-Awiwie: ten, kto wychował się na literaturze polskiej, ten zawsze tęskni za polskim krajobrazem. Mimo tylu lat, wystarczy jedna książka i widzę znów te miejsca, w których dorastałam.

Smaki i zapachy

Polskość to też kuchnia. Doświadczyłem tego osobiście, gdy podczas pobytu w Jerozolimie babcia mojej znajomej poprosiła mnie o przetłumaczenie kilku dawno zapomnianych przepisów. Od słowa do słowa, z rozmowy o bigosie i drożdżówce przeszliśmy do rozmowy o polskiej mentalności.

Podobno każda dzielnica Jerozolimy pachnie inaczej, a polska ma woń cebuli smażonej na smalcu. Polskie sute obiady w tak gorącym klimacie są co najmniej niepraktyczne . Mimo to chasydzi, którzy przyjechali do Izraela nie zrezygnowali ani ze swojej kuchni ani nawet z ciężkich futrzanych czapek i czarnych płaszczy. Babcia Naamy nie mogła długo zrozumieć tego polskiego nieasymilowania. Całe życie spędziła wśród Polaków i uważa, ze może to jest właśnie wartość tej grupy etnicznej. Dodaje nawet: Polacy nigdy się nie zmienili i chyba nie powinni się nigdy zmieniać. To jest dobre i za to ich lubię.
Polish mother contra Yiddishe mame

W świadomości młodych Izraelczyków polskość współczesna nie istnieje, zachowały się polskie stereotypy. Na przykład wiecznie żywa polska matka. Nie ma ona nic wspólnego z Matką Polką. Jej amerykańska wersja to Jewish Mother, która wyśmiewana w skeczach telewizyjnych satyryków stała się już ikoną kultury popularnej (Roz Focker z “Meet the Fockers/ Poznaj moich rodziców”, matka narratora w “Kompleksie Portnoya” Philipa Rotha). Polish mother to zaś jej izraelski ekwiwalent, z którego, moglibyśmy być dumni chociażby ze względu na samą jej żywotność w potocznej mowie. Rozmawiając z Izraelczykami zdarza się nawet usłyszeć wypowiedzi takie jak:

– My mother is Maroccan, but she is Oh So Polish! (moja matka jest Marokanką, ale jest taka polska!)

Kim zatem jest Polish Mother i czy można się nią stać bez konwersji na judaizm? Odpowiedź jest prosta: wystarczy przejawiać zespół cech Polish mother:

* uporczywe podkreślanie swojego heroicznego poświęcenia dla dzieci i rodziny

* kontrola prywatnego życia dzieci, nawet gdy są to dzieci w wieku mojżeszowym

* wylewne okazywanie uczuć, zwłaszcza na linii matka-syn

oraz pewna doza nieświadomości w sferze seksualnej, której pozwolę sobie zobrazować znanym kawałem:

Polish mother w wieku 75 udaje się na pierwszą w swym życiu wizytę u ginekologa. Lekarz prosi, by stanęła za parawanem, rozebrała i przygotowała do badania. Podczas badania, nie mogąc się powstrzymać, Polish mother mówi: “Panie, doktorze, czy mogę zadać Panu pytanie?”. “Ależ oczywiście” odpowiada ginekolog. “Proszę mi powiedzieć,” – kontynuuje Polish Mother – “czy pańska matka wie, że w taki sposób zarabia Pan na życie?”

Mikropolska w parafii katolickiej

Polska emigracja zarobkowa zazwyczaj wygląda tak jak w innych krajach, jednak w Izraelu zyskuje wymiar konspiracyjny i nieco bohaterskie zabarwienie. Najbardziej cenieni są Polacy sprzątający (za dokładność) i remontujący (za uniwersalność). Grupa to niewielka i narażona na deportację w każdej nieomal chwili. Wyspecjalizowana w kamuflażu, mobilna, niestety nie zawsze zgrana. Polskość na dorobku to polskość dzielna, żadnej pracy się niebojąca, przed policją zwiewająca, zaradna, samowystarczalna i nie do zdarcia.

Polskie parafie w Izraelu są to mikrokosmosy polskości i panslawizmu, w których przy jednym stole zasiądą: cerkiewny Bułgar, Ukrainka i ochrzczona żydowska pani mecenas.

Parafia żywi, załatwia pracę, organizuje życie religijne i kulturalne (pielgrzymkową turystykę). Jest wewnętrznie zróżnicowana pod względem płci (częściej praktykują kobiety) i wieku oraz czasu pobytu w Izraelu (zwykle nie dłużej niż 2 lata, ale na stałe zostają Ci, których dzieci urodziły się na miejscu.) Parafia dostarcza informacji o “łapankach”, najnowszym kursie złotego, wiadomościach z kraju i Izraela, miejscach sprzedaży wieprzowiny i dobrego żółtego sera, a także o tym, czy jeszcze działa księgarnia, w której dostać można “Wróżkę” i żurek z torebki. Parafianie, jak to parafianie, stosunek do wiary mają różny. Niektórzy nigdy nie skalali się przekroczeniem progu kościoła, za to co niedziela, tuż przed nabożeństwem zasiadają na ławkach przed wejściem i puszczają w obieg nowiny z rynku pracy. Inni korzystają tylko z pielgrzymek. W stosunku do kraju zarobkowania opinie mają równie zróżnicowane: od pogardy do stanu zakochania. Jedni nie ufają Żydkowi -pracodawcy, drugich zżera strach przed deportacją a inni szukają sposobu na stałe osiedlenie i ściągnięcie rodziny. Jedną nogą w Polsce, drugą na obczyźnie, kupują polskie pisma astrologiczne i poradniki pozytywnego myślenia i usilnie szukają swojego szczęścia w kraju nad Jordanem.

Nadzieja w literaturze?

Nie licząc polskich gastarbajterów, polskość izraelska nie jest tak żywotna jak w nowych skupiskach polonijnych w Wielkiej Brytanii. To raczej polskość sentymentalna, przekazana w relacjach, książkach i zdjęciach. Polonia “w cieniu palm” miała już swoją pierwszą i drugą młodość. Dziś jej znaczenie umniejszają wciąż upolityczniane kwestie reprywatyzacyjne i wiecznie żywy konflikt bliskowschodni. Na szczęście w młodym pokoleniu Izraelczyków znajdą się i tacy, którzy czują potrzebę tłumaczenia literatury polskiej. Ilan, syn marcowych imigrantów, pracujący jako meteorolog w publicznym radiu, od kilku lat nosi się z zamiarem przetłumaczenia na hebrajski jednej z książek Andrzeja Barta. Już dwa razy uczestniczył w letniej szkole języka polskiego w Krakowie, a co dzień (“dla treningu”) czyta polskie wydanie “Sonetów” Szekspira. Nie jest to jeszcze zapowiedź rewolucji, może po prostu wyjątkowe zamiłowanie do literatury, mimo to pozwalam sobie puścić wodze fantazji i projektuję scenę, w której Tall – sprzedawca gazet powraca z pracy do domu na ulicy Szerokiej, gdzie Polish Mother zanim poda mu ciepły czulent zdąży jeszcze zrugać go za brak ambicji i podać za wzór starszego brata Ilana, o którego przekładzie dzieł Kapuścińskiego piszą nawet w tych gazetach, które co dzień sprzedaje. Polskość jak z obrazka. Za brak palm przepraszam.

Imiona i nazwiska bohaterów tekstu zostały zmienione

Jakub Wydrzyński

Kultura Enter
2009/05 nr 10