Strona główna/PSYCHOLOGIA. Anatomia paniki

PSYCHOLOGIA. Anatomia paniki

Anatomia paniki w czasie pandemii
Anna Viljanen

Pustki na sklepowych półkach, brakujące produkty żywnościowe i artykuły sanitarne. Obawa przed zarażeniem – albo byciem zarażonym, strach o bliskich, stres. Z radia, telewizji i internetu jednostajnym, nieprzerwanym strumieniem sączą się mrożące krew w żyłach, przyprawiające o kołatanie serca kolejne złe wiadomości i wciąż rosnące statystyki o zarażonych. Napięcie społeczne zbliża się do zenitu – czy stoimy u progu narodowego wybuchu zbiorowej paniki?

Teorię paniki można zamknąć właściwie w jednym zdaniu – to uczucie lęku o skrajnie wysokim nasileniu. I to lęku z całą szeroką gamą objawów: w jednej chwili serce przyspiesza, pojawia się pot, oddech jest płytki, może pojawić się drżenie, nudności i objawy psychicznie takie jak derealizacja (poczucie nierzeczywistości, „to chyba mi się śni”) i depersonalizacja (uczucie jakby nie było się sobą, jakby to przytrafiało się komuś innemu). Jednym słowem wszystko oczekuje na cios, na jakąś straszliwą rzecz, która wydarzy się już za moment, z całą pewnością. Czujność wzrasta do granic, aż ciało nie wytrzymuje napięcia, a psychika, obciążona nadmiarem wrażeń, nie wytrzymuje. Wycofanie się staje się ochroną swojej integralności, chroni przed zgubnymi skutkami psychofizycznymi spodziewanego, straszliwego ataku z zewnątrz. Biorąc pod uwagę ewolucję, cały ten zespół fizjologiczny jest adaptacyjnym sposobem reagowania, i łączy nas z człowiekiem sprzed wytworzenia cywilizacji, kiedy narażony był na stałe niebezpieczeństow. Żył z dnia na dzień, a instynkt przetrwania redukował planowanie do minimum. Pocenie się jest naturalną reakcją – po co się pojawia? Po to, by z jednej strony nasze ciało nabrało śliskości i tym samym byśmy mogli łatwiej uwolnić się w trakcie ewentualnej napaści drapieżnika, który nas chwyci, a z drugiej – by nasz zapach zniechęcał napastnika. I choć tygrysy szablozębne to prehistoria, reakcja pozostała.
 
Ogólnie rzecz ujmując, tak to wygląda u pojedynczego człowieka. Ale u osób z napadami paniki (anxiety attacs) lęk może być nawet zupełnie niezwiązany z żadnym bodźcem zewnętrznym i dopadać w najmniej oczekiwanych momentach. Jednak jak wygląda panika zbiorowa, mogąca pojawić się w każdym, nawet najbardziej odpornym umyśle, mając przy tym tą przykrą właściwość, że jest niesamowicie zaraźliwa? W kilkanaście sekund potrafiąca poruszyć wielotysięcznym tłumem i zmienić go w nieokiełznaną siłę? Taką, która rówież pod różnymi obrazami potrafi wsączać się do mózgu powoli, sukcesywnie, aż wreszcie sami zrozumiemy, że jej ulegamy?
 
Rok 1896, Chodyńskie Pole w dzisiejszej Rosji [1]. Wielki festyn ludowy zorganizowany z okazji koronacji cara Mikołaja II, na który zjechało się około pół miliona poddanych z całego kraju. W przeddzień obchodów obfite opady zamieniły pole, na którym miała odbyć się fiesta, w wielkie bagnisko. Pełen napięcia tłum czekał całą noc. Wyczerpani ludzie rankiem ruszyli rozpaczliwie na stragany, gdzie wojsko miało rozdawać żywność i podarunki. Sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli – wskutek stratowania obrażenia odniosło ponad dwa i pół tysiąca ludzi, a niecałe półtora tysiąca zmarło. Car Mikołaj pod naciskiem swojego doradcy, stryja, księcia Sergiusza Romanowa, nie odniósł się do tej sprawy i nie przerwał obchodów zwieńczonych wystawnym balem, czym nasilił i tak napięte już nastroje społeczne i co później było zgubne dla caratu w Rosji.
 
Rok 2010, Pratapgarph, Indie [2]. Wierni spokojnie medytują i modlą się w Janki Ram. W atmosferę skupienia w świątyni przerywa przeraźliwie głośny dźwięk – opadają z hukiem jej gigantyczne bramy. Ludzie podrywają się i w panice, nie zważając na skutki, zaczynają desperacką ucieczkę, w wyniku której stratowano na śmierć 65 osób – w tym 37 dzieci. Powód? Zwykła awaria zabezpieczenia, błąd, nic wielkiego.
 
Ten sam rok, Phom Penh, Kambodża [3]. Obchody Święta Wody, tysiące wiernych przechodziły przez wąski, ozdobiony lampionami most łączący miasto z wysepką, na której miały odbyć się pokazy i koncerty. Ten sam schemat – błyskawicznie rozeszła się wiadomość, że kilka osób poczuło porażenie prądem. Rozległy się krzyki, że most zaraz się zawali, w wyniku paniki zepchnięto wiele osób do rzeki, inni tkwili w tłumie zaklinowani przez kilka godzin, nie mogąc się wydostać, bilans: 378 zabitych i 755 rannych.
 
Rok 2018, Włochy. Strefa kibica w Turynie [4], gdzie tysiące ludzi oglądały transmisję z finałowego meczu ligi mistrzów. Zebrali się tam, choć sytuacja społeczna, ze względu na powtarzające się zamachy terrorystycznem była napięta. Nagle usłyszeli huk – pękł od przeciążenia element stalowej konstrukcji. Nikomu nic się nie stało. Ludzie skojarzyli głośny dźwięk z odgłosem wybuchającej bomby i natychmiast rzucili się do ucieczki. W efekcie paniki rannych zostało prawie 1500 osób – pokaleczonych szkłem, stratowanych, przygniecionych. Dwóch mężczyzn przyznało się do wzniecenia strachu. Zastosowano wobec nich później odpowiedzialność karną.
 
Te tragiczne przykłady można by mnożyć jeszcze długo. Człowiek to zwierzę stadne – bez dwóch zdań. Jesteśmy przyzwyczajeni do współpracy z innymi – wręcz nastawieni na nią. Nie bez powodu na piramidzie potrzeb Maslowa, jednej z najbardziej znanych typologii, zaraz po potrzebach fizjologicznych (jedzenia, picia i snu) znajduje się potrzeba bezpieczeństwa i przynależności. Interakcje społeczne są nam niezbędne do prawidłowego funkcjonowania – co więcej, bycie częścią grupy, czy to małej, jak rodzina i grono przyjaciół, czy szerokiej, jak naród lub po prostu ludzkość, poprawia nasze poczucie bezpieczeństwa. Nie jesteśmy już zdani jedynie na siebie, jeśli czegoś nie dostrzeżemy – zobaczy to ktoś inny, uprzedzając nas w myśl zasady, że całość to coś więcej niż suma części. To może być jednym z głównych filarów rozprzestrzeniania paniki – po pierwsze, jak napisał Le Bon, „tłum nie posiada wielkiej zdolności do rozumowania, posiada w zamian wielką zdolność do działania”. Po drugie zaś – nie wolno zapomnieć, że zawsze, ale to zawsze najniżej położony i najgłębiej zakorzeniony będzie instynkt przetrwania. To on może sprawić, że nawet najłagodniejsi na co dzień ludzie w sytuacji ekstremalnej, do jakiej nie byli przygotowani, pod wpływem bardzo silnego stresu mogą stać się wręcz okrutni. Doświadczeniem traumatycznym może być samo zetknięcie się z takim człowiekiem – nagim, bo odartym ze społecznych norm kulturowych, przypominającym zaszczute, zredukowane do instynktu zwierzę.
 
Dusza tłumu
 
Aby zrozumieć, czym jest i jak działa psychologia tłumu – czyli już nie zbiorowisko przypadkowych osób, a pewien konstrukt, który tworzy się w umysłach ludzi – trzeba na samym początku zdać sobie sprawę z tego, że ma on, jak to górnolotnie lecz trafnie ujął Le Bon, duszę. W praktyce polega to na tym, że całość jest czymś więcej niż suma składowych – po pierwsze, on „wyciąga” z jednostek tylko niektóre cechy, po drugie zaś – ma też kilka charakterystycznych tylko dla siebie. Spójrzmy na przykład na sektę lub subkulturę – nawet wśród najbardziej agresywnych grup można znaleźć przedstawicieli łagodnych i spokojnych, którzy żyjąc w innych czasach albo w innym otoczeniu wiedliby znacznie bardziej ustabilizowane życie. Sam udział w grupie doprowadził ich do włączenia się w taką aktywność. Skąd więc ta nagła zmiana zachowania? Łatwiej zauważyć, ale trudniej wyjaśnić.
 
Dobrze interpretuje ten mechanizm psychologiczne prawo jedności umysłowej tłumów, opierające się na kilku wspólnych cechach psychicznych, jakie posiada każdy człowiek. Oczywiście, inteligencja czy też poziom wykształcenia będą mocno zróżnicowane w takim zbiorowisku, ale już charaktery, emocje czy popędy – nie. To postawi profesora uniwersyteckiego w jednym szeregu z przeciętnymi zjadaczami chleba i doprowadzi do całkowitego zatarcia się własnego „ja” na rzecz tej wielkiej całości. Według Herberta Spencera tłum jest sumą i średnią swoich składników – mamy tam najrozmaitsze kombinacje, które, wchodząc ze sobą w reakcję (zupełnie jak to dzieje się w chemii), tworzą nowe całości. Dlaczego tak jest? Freud z pewnością zareagowałby ironicznym usmiechem: zjawiska nieświadome mają tu po prostu decydującą rolę. To, co uświadomione stanowi tylko niewielką część naszego życia psychicznego – rodzaj sita, na którym zostają tylko zaakceptowane przez nas i wybrane elementy. Dzięki temu mechanizmowi nie jesteśmy niewolnikami własnych instynktów, każdy popęd możemy w jakiś sposób skontrolować i przemyśleć, a poźniej zdecydować, czy poddać się mu lub nie. Dla przykładu – z powodu poczucia odpowiedzialności nie zostawimy swojej rodziny w niebezpieczeństwie, choć mamy ochotę uciekać, czy też z obawy przed karą dokonamy napadu na bank, choć przecież gotówka zawsze się przyda.
 
Tłum zaś działa zupełnie odwrotnie. Właśnie te wyżej wspomniane cechy ogólne, posiadane przez większość jednostek, w dużej mierze odziedziczone po przodkach i będące częścią pamięci danej rasy stają się mianownikiem łączącym w danym momencie wszystkich i kierują tłumem. Tutaj nie ma już miejsca na rozumowanie, które z założenia nie jest dla takiego zbiorowiska dostępne – jest jednak ogromna przestrzeń na odczuwanie i działanie. Przypuszczalnie, jeśli organizm ludzki mógłby permanentnie znajdować się w stanie wściekłości, to byłby to właśnie naturalny i wyjściowy stan tłumu. On raczej kojarzy rzeczy zupełnie do siebie niepodobne i połączone tylko pozornie, po czym natychmiast uogólni je na poszczególne przypadki, by jak najszybciej ocenić sytuację i móc zareagować. Prawdopodobnie dlatego niektóre opinie zbyt szybko się rozpowszechniają – bo większość ludzi woli „przyjść na gotowe”, przyjąć cudzy pogląd bez dowodu, byle tylko nie musieć podejmować wysiłku własnego rozumowania. Tam nie ma chwili na jakikolwiek namysł, popadamy ze skrajności w skrajność, działamy impulsywnie, już, teraz, zaraz. Sytuacji nie poprawia fakt, że tłum ma dodatkowo nadzwyczaj bujną wyobraźnię (co nieraz kończy się nie tak znowu rzadkim zjawiskiem zbiorowych halucynacji). To w efekcie może wytworzyć – za sprawą nawet samej jego liczebności – poczucie wyjątkowej siły. Wtedy owo sito rozumu przestaje już działać, ludzie są anonimowi i następuje, w zwyczajnych sytuacjach tłumiona wstydem bądź racjonalnym osądem, erupcja instynktów. Można to odnieść także do wszelkich pogromów, w których nasilenie niepokojów społecznych stało się tak wysokie, że grupa ludzi decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce i dokonywać czynów zbrodniczych.
 
Mówi się, że ta zaraźliwość zachowań grupy jest jednym ze zjawisk hipnotycznych. Na czym dokładnie polega? Ludzie w większej grupie znajdują się w stanie pewnego otępienia i pod jego wpływem nabierają cech przeciwnych do tych cechujących jenostkę. Dzięki temu są na przykład znacznie bardziej skłonni do poświęceń, jak to miało miejsce w przypadku zrywów narodowych czy ofiarności pierwszych chrześcijan ginących za wiarę – tłum więc może być albo zbrodniczy, albo motywujący. W procesie zarządzania jest tworem mniej skomplikowanym niż jednostka. Le Bon twierdzi, że pewne idee i uczucia są zwyczajnie niedostępne dla pojedynczego człowieka, tylko jeden, wielki, społeczny organizm może być zdolny ich doświadczyć. Wracając jednak do samego zjawiska, można pokusić się tutaj o użycie samej fizjologii jako wyjaśnienia. Dobrze wiemy, że da się fizycznie wprowadzić człowieka w taki stan, że ulegnie wpływowi – na tym polegają wszelkie manipulacje, czy działania sekt, w których jednostce udziela się grupowa fascynacja przwódcą. Możemy sobie teraz sami wyobrazić, jak niska jest odporność tłumu na sugestie, on wręcz trwa w pełnym napięcia oczekiwaniu na jakikolwiek bodziec, który ich poruszy i ukierunkuje lawinę. Le Bon mówił nawet, że „nie ma nic prostszego od zrobienia z tłumu mordercy lub męczennika”.
 
Gdy o tych faktach czyta się (zauważmy: jako jednostkowy podmiot), taki nonkonformizm i niepoddanie się energii tłumu wyda się bardzo proste – w praktyce jednak niewielka liczba jednostek potrafi co najwyżej nieco zmienić tor działania tłumu, charyzmatycznym słowem odwrócić bieg wydarzeń, ale nie zatrzymać. Sama jednak świadomość, że jesteśmy na taki wpływ podatni może pomóc nam w odpowiednim momencie zatrzymać się i opuścić tłum. W tłumie każda jednostka zstępuje o kilka stopni niżej w swoim rozwoju kulturowym, staje się na swój sposób dzika.
 
Medialne pułapki – gorszy lęk
 
Rozważania Le Bona pomagają przyjąć odpowiednią perspektywę – nietrudno teraz przewidzieć, w jakim stanie znajduje się tłum i jak łatwo media mogą nadać mu kierunek. Czym więc różni się lęk od strachu? Lęk jest uogólniony, paraliżujący, wszechogarniający i nienastawiony na jedną przyczynę, strach powodowany jest przez konkretny bodziec. Życie bez strachu, choć na pierwszy rzut oka kuszące, nie byłoby w rzeczywistości zbyt szczęśliwe i prawdopodobnie zakończyłoby się dosyć szybko – to uczucie pomaga nam zdiagnozować i wyodrębnić bodziec zagrażający, a później podjąć odpowiednie kroki, by mu przeciwdziałać. W tym momencie należy zdać sobie sprawę, że rola mediów nie jest terapeutyczna – ani nawet wspierająca. Rolą mediów jest zarobienie na siebie. Zarabiać można, jak w każdej branży, w mniej lub bardziej etyczne sposoby, warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że manipulacje – nawet na poziomie językowym – są bardzo powszechne i w wielu momentach mają na celu wywołanie w słuchaczu lub widzu właśnie owego opisanego wyżej poczucia zagrożenia. Wtedy jak uzależniony będzie stale wracał po kolejne dawki – w tym przypadku informacji [fatalna w skutkach nagonka w kieleckiej gazecie „Echo Dnia” i jej konsekwencje, czyli samobójstwo niewinnego i cenionego lekarza – przy. red.].
 
Chcąc dostrzec większe lub mniejsze manipulacje, jakim ulegamy, wystarczy zadać sobie pytania: jaki świat kreują danym materiałem? jak konstruują swoje komunikaty? czy na pewno podają czyste, rzetelne fakty? kogo obwiniają, czy słusznie? czy komunikaty nie są w jakiś sposób tendencyjne? co mówią między wierszami? czy utożsamiam się z nimi? Nie zaszkodzi nieco zdystansować się do oglądanego, czytanego bądź słuchanego materiału. W momencie, kiedy jesteśmy mocno zaangażowani emocjonalnie, bardzo trudno będzie nam otworzyć oczy i spojrzeć obiektywnie. Wtedy ani się obejrzymy, a będziemy powielać zachowania tłumu. Tłumu, który, jak pisze Le Bon, „nie jest w stanie wytworzyć własnych poglądów, lecz przyjmuje za swoje te, które zostały mu narzucone”.
 
Preppersi
 
Tak naprawdę, gdyby zatrzymać się i przyjrzeć panice z bliska – zaobserwujemy przede wszystkim utratę kontroli i niezrozumienie sytuacji. To cenna wskazówka, by jej nie ulec, powinniśmy skupić się nad tymi obszarami życia, nad którymi jeszcze posiadamy kontrolę.
 
Nowym inspirującym zjawiskiem, choć jeszcze mało przebadanym, są preppersi [7]. Jak sama nazwa wskazuje ich głównym celem jest jak najlepsze przygotowanie się do najbardziej czarnych scenariuszy jakie czekają na ludzkość. „Lepiej nosić niż prosić”, mówi stare porzekadło ludowe i jest ono dość dobrym zobrazowaniem ich metod działania – podejmują się ich na różnych płaszczyznach, od rzeczy niewielkich, na przykład oszczędności w gotówce w mocnych walutach, przetworów, noszenie ze sobą noża, latarki, koca NRC i kluczy od domu, aż do całkiem sporych, takich jak zapas jedzenia na kilka tygodni, prywatny bezpieczny pokój czy w pełni wyposażony plecak ucieczkowy ze wszystkimi najpotrzebniejszymi rzeczami. Preppersi na co dzień w opinii ogółu mogą wzbudzać śmiech – gdy bywają kojarzeni z wyznawcami teorii spiskowych albo odwrotnie – złość i niepokój, bo ich przygotowywanie się porusza czułą strunę lęku o byt własny i bliskich [8]. Tymczasem preppersi dalecy są od siania paniki – oni właśnie owej panice chcą przeciwdziałać. Wychodzą z założenia, że mnóstwo nieszczęśliwych wypadków mogłoby się w ogóle nie zdarzyć, gdyby ktoś wcześniej pomyślał, zauważył, zorientował się, przygotował, przewidział. Do dobrobytu człowiek się naprawdę bardzo szybko przyzwyczaja – łatwo osunąć się na miękkie poduszki spokoju, wygody i wszechobecnej dostępności dóbr. Preppersi także z niego korzystają, ale na wszelki wypadek mają plan B. To ludzie, którzy kochają bezpieczeństwo – jakby się tak nad tym głębiej zastanowić należy do nich i babcia robiąca przetwory na zimę dla wnuczków, i przezorna mama kupująca zapas mąki i ryżu, i tata oszczędzający w pewnych walutach, i każdy miłośnik sportu dbający o swoją formę i zdrowie, nawet nastolatek pamiętający zawsze nosić ze sobą własne klucze od domu. Jesteśmy tu wbrew pozorom właśnie bardzo daleko od paranoi człowieka, który nieustannie wypatruje zagrożeń i utrzymuje stan permanentnej czujności. Jak uczą powyżej przytoczone zdarzenia – do wywołania chaosu wystarczą rzeczy zupełnie trywialne, nawet przypadkowe.
 
Panika koronawirusowa – jak się jej nie poddać?
 
Zatem co można zaczerpnąć od preppersów w zaistniałej sytuacji? Jak najbardziej umiejętność i potrzebę zadbania o samych siebie i o najbliższych. Znacznie groźniejsza od samego wirusa może być gwałtowna na niego reakcja innych ludzi. Nawet jeśli nie jesteśmy w grupie ryzyka, możemy nieświadomie zarazić innych. Przecież tak samo jak wszyscy stykamy się z niepokojami społecznymi, mediami bombardującymi nas coraz to dramatyczniejszymi komunikatami, np. brakiem w sklepach niektórych produktów. Najlepszy w tym przypadku będzie po prostu zdrowy rozsądek – istnieje kilka oficjalnych opracowań naukowych dotyczących SARS-CoV-2 i lepiej skorzystać z nich, niż karmić się nieustannie wywołującymi poczucie zagrożenia komunikatami w mediach. Tam, gdzie jest zrozumienie, tam nie ma miejsca na lęk ani żadnego rodzaju manipulację. Nie ma co naśmiewać się z ludzi robiących zapasy – i my je zróbmy, tylko z głową. Zadbajmy o też swoją psychikę – zamknięcie na wiele dni w przestrzeni własnego mieszkania, jak również sama sytuacja sprawią, że stres pojawi się z pewnością. Skorzystajmy z przykładów i antyprzykładów innych krajów, zauważmy, jak choroba się rozprzestrzenia i ile tygodni trwa opanowanie jej na tyle, by ilość zarażonych zaczęła spadać. Nieodpowiedzialna postawa Włochów ignorujących zagrożenie i kwarantannę, doprowadziła do szybkiego rozprzestrzenienia się wirusa i w konsekwencji dużej liczby śmiertelnych przypadków. Całkiem wzorowo poradził sobie zaś Tajwan, pamiętający jeszcze niedawną walkę z SARS. [9]. U nas środki zapobiegawcze zostały podjęte bardzo wcześnie, co może spowodować łagodniejszy, ale i dłuższy przebieg całej epidemii. Bądźmy więc gotowi. Bez lęku, ale z rozsądkiem.
 
Anna Viljanen
16 marca 2020

Źródła:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Panika_na_Chodynce oraz dokument „Ostatni Carowie” (prod. Netflix).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Panika_w_Pratapgarh
https://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/277106,Wybuch-paniki-378-zabitych-755-rannych
https://www.newsweek.pl/swiat/spoleczenstwo/wybuch-paniki-w-turynie-1400-rannych-wsrod-nich-takze-polacy/x2y2en8
Podrozdział w całości bazowany na: Gustaw Le Bon, Psychologia tłumu,  tłum. Bolesław Kaprocki, Wydawnictwo Hachette Polska, 2010.
„Bez strachu, ale z rozwagą”, motto miasta Gdańsk.
Więcej informacji o preppersach w książce 
Preppersi: przygotowani do przetrwania, Wojciech Chełchowski i Andrzej Czuba, Wydawnictwo Muza S.A., Warszawa 2017.
https://inkoholiczka.wordpress.com/2017/09/15/preppersi-1/
https://medium.com/tomas-pueyo/koronawirus-dlaczego-musimy-działać-teraz-37539a6383bf

Photo by Rob Curran on Unsplash.

Puste półki w sklepach. Fot. John Cameron.