RECENZJA. Antyutopia zza krat
Najnowszy film Ołeha Sencowa
Ivan Kysloshchuk
Numery powstawały w wyjątkowych warunkach. W trakcie ich kręcenia reżyser filmu Ołeh Sencow odbywał karę w kolonii na Syberii. Oficjalnie sąd skazał go na 20 lat więzienia o zaostrzonym rygorze za rzekome „planowanie aktów terrorystycznych”. W rzeczywistości pozbawiono go wolności, dlatego że nie uznawał rosyjskiej okupacji swojej małej ojczyzny – Krymu.
Zaraz po aresztowaniu reżysera rozpoczęła się kampania społeczna mająca na celu jego uwolnienie. Jednym z jej elementów była produkcja filmu Numery na podstawie sztuki teatralnej artysty. Oleh Sencow zdalnie uczestniczył w tworzeniu obrazu. Miał możliwość komunikowania się z ekipą wyłącznie za pośrednictwem prawnika i korespondencji więziennej. Niemniej jednak samodzielnie wybierał odtwórców głównych ról oraz regularnie wydawał polecenia odnośnie do scenografii, ubrania i makijażu aktorów.
Procesem twórczym na planie kierował inny słynny krymski reżyser – Achtem Seitabłajew. Do produkcji dołączyli się również wybitni polscy filmowcy: Dariusz Jabłoński – jako producent oraz operator Adam Sikora. Projekt był współfinansowany ze środków Ministerstwa Kultury Ukrainy, Czeskiej telewizji oraz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Z całą pewnością można stwierdzić, że realizacja Numerów była unikatowym eksperymentem. Przy czym niekoniecznie nowatorska jest historia opowiedziana przez reżysera.
Film opowiada o społeczeństwie totalitarnym, w którym ludzie zamiast imion mają przypisane numery: kobiety – parzyste, a mężczyźni – nieparzyste. Całe życie bohaterów jest podporządkowane dziwnym rytuałom, z kultem biegania na czele. Skodyfikowane zostały w specjalnym Regulaminie określającym sposoby postępowania w każdej dziedzinie życia, włączając w to sferę intymną. Nawiasem mówiąc, seks w tym świecie jest nazywany „przekazaniem pałeczki sztafetowej”, a śmierć „dyskwalifikacją”.
Przestrzegania reguł pilnuje miejscowy bożek Wielki Zero, mieszkający w luksusowych warunkach na balkonie. Ze znudzeniem obserwuje życie „niższych numerów” i nigdy nie kontaktuje się z nimi bezpośrednio. Czasami jedynie daje znaki w postaci śniegu, deszczu lub grzmotu i błyskawicy. W razie jakichkolwiek zamieszek może poprosić dwóch uzbrojonych strażników, żeby spacyfikowali buntowników. Dziesięć numerów rzadko podważa autorytet Wielkiego Zero. Wszystko się zmienia, kiedy pojawia się Jedenasty. Bohater zmusza ludzi do zastanowienia się nad ustrojem społecznym i potencjalnym dokonaniem rewolucji. Jednakże nowy świat nie staje się lepszy od poprzedniego.
Przebieg wydarzeń w filmie da się łatwo przewidzieć, zobaczywszy już sam zwiastun. Numery bowiem należą do typowej dystopii, gdzie akcja toczy się według kanonów gatunku. Poza tym w filmie jest mnóstwo aluzji na klasycznej antyutopii. Numery zamiast imion oraz wyznaczone godziny na seks wywołują skojarzenia z powieścią My Jewgienija Zamiatina. Używanie przez bohaterów eufemizmów przypomina nowomowę z Roku 1984 George’a Orwella. Z kolei główna idea filmu jest taka sama jak w Folwarku zwierzęcym: upadek jednej dyktatury może doprowadzić do powstania innej. W powtórzeniu oczywistych prawd nie ma jednak niczego złego, tym bardziej że dobrze znane przesłanie w filmie jest ukazane przy pomocy oryginalnej metafory.
Ołeh Sencow pokazuje totalitaryzm jako nieskończone zawody sportowe, których wyniki są z góry ustalone. Biegacze mogą startować i finiszować wyłącznie według kolejności, którą wskazują przypisane im liczby. Przy tym bohaterowie codziennie ćwiczą. Nawet jedzą obiad, biegając. Bezsensowność tych działań podkreśla nie tyle represyjność lub niesprawiedliwość systemu (jak to zwykle jest przyjęte w dystopiach), co jego absurdalność. Co więcej, atmosfera panująca w filmie, jest raczej komiczna, a nie dramatyczna czy trzymająca w napięciu.
Istotne znaczenie w budowaniu podobnego klimatu ma znakomita obsada. W filmie wystąpiły bowiem prawdziwe gwiazdy ukraińskiego kina: Wiktor Andrijenko (Wielki Zero), Oleksandr Jarema (Pierwszy), Wiktor Żdanow (Trzeci). Aktorzy grają znakomicie, chociaż chwilami zbyt patetycznie. Dominuje gra teatralna, jaka w filmowej konwencji może przybierać sztuczny gest. Nie stanowi jednak przeszkody w percepcji opowieści. Numery utrzymane są raczej w konwencji teatru telewizji. Mamy tu cały repertuar środków teatralnych, na przykład akcja rozgrywa się w jednym miejscu, w strukturze daje się odczytać podział na akty. Biorąc to pod uwagę przerysowaną grę aktorską, można przywołać fascynacje kinem Quentina Tarantino lub Larsa von Triera.
Główną wadą historii jest tendencyjne przedstawienie kobiet. W filmie nad radykalnymi zmianami społecznymi zastanawiają się tylko mężczyźni. Bohaterki natomiast plotkują oraz myślą o romantycznych relacjach lub wychowywaniu dzieci. Numery prawdopodobnie nie zdałyby testu Bechdel.
Bez względu na pewne niedoskonałości filmu, jednoznacznie warto go obejrzeć. Sencowowi udało się stworzyć uniwersalną historię o klarownym przekazie, którą można interpretować na różne sposoby. Widzowie będą mogli odnaleźć podobieństwa narracji do wielkich wydarzeń historycznych. Najbardziej oczywiste analogie, jakie się nasuwają to chociażby rewolucja październikowa 1917 roku lub rewolucja francuska.
W podobny sposób możemy spojrzeć na film poprzez pryzmat aktualnej sytuacji w krajach Europy Wschodniej. W tym regionie wiele osób marzyło, że po upadku komunizmu zacznie się życie w społeczeństwie otwartym i demokratycznym. Jednakże w ostatnich latach nasilają się tu tendencje do wzrostu populizmu, poglądów ultraprawicowych oraz próby ograniczenia praw obywateli.
W jaki sposób więc odczytywać przesłanie Numerów? Wyłącznie jako artystyczną interpretację wydarzeń z przeszłości, czy raczej należy film potraktować jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń?
Ivan Kysloshchuk
Iwan Kysłoszczuk (Ivan Kysloshchuk) – koordynator literackiej linii programowej Festiwalu „Ukraina w centrum Lublina”, studiuje Produkcję medialną na UMCS. W 2018 roku zwyciężył w międzynarodowym konkursie „Talenty na UMCS”, umożliwiającym cudzoziemcom bezpłatne studia w Polsce.
Kultura Enter
2 listopada 2020