Strona główna/RECENZJA. Czech na wojnie, czyli jak wojować słowem

RECENZJA. Czech na wojnie, czyli jak wojować słowem

Artem Czech, Punkt Zerowy,  tłum. Marek Sergiusz Zadura, wyd. Warsztaty Kultury (seria Wschodni Express), Lublin 2019. Nominacja dla Autora i wyróżnienie dla Tłumacza w tegorocznej edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki.

Przemysław Głuchowski

W dość przytulnej, bo swojej, ziemiance, ze swoimi rzeczami i bagnetem pod poduszką, ogląda film. Wypala oczy niebieskim światłem ekranu monitora w tablecie, łącznika między światami, kieszonkowej globalnej wiosce. Jest dobrze. Tylko jakoś dziwnie, przecież jest na wojnie. Innego dnia, późną nocą, słucha śpiewu prostytutki, zagaduje ją i spogląda na jej przeżarte próchnicą zęby – ona śpiewa dalej. Jest miło, ale tak jakoś dziwnie, bo oboje są na wojnie. Chociaż są bardziej w wojsku niż na wojnie, właściwie on jest, zaś ona jest przy wojsku. W gruncie rzeczy to zwykła wojna, ale wydaje się dziwna, ponieważ nie odpowiada na nasze wyobrażenie wojny narzuconej przez Hollywood ani nie przypomina skali wojen poprzednich – nie ma tu wybuchów, strzelanin, pościgów, wartkiej akcji, to nie Blitzkrieg, tu jest spokojnie, ale nie jest bezpiecznie. Tu są inne dramaty, bardziej osobiste. Zwykłość tej wojny polega na tym, że odpowiada czasom, w   których żyjemy. Mamy do czynienia z wojną dezinformacyjną. Zasadza się na wzbudzaniu ciągłej niepewności i strachu. Jej amunicją są nieprawdziwe wiadomości. Świat nie może się dowiedzieć, co tam się dzieje. Kto jest wrogiem? Kto jest nasz? Nie wiadomo.

Poczucie obowiązku bronienia Ukrainy przed rosyjskim najeźdźcą skłoniło Artem Czecha do zaciągnięcia się w  szeregi wojska. Zostawił w Kijowie żonę z dzieckiem oraz pewną posadę w sterylnym biurze, poświęcił wygodę i bezpieczeństwo. Pojechał walczyć w Donbasie. Dużo błota, brak papieru toaletowego, samobójstwa  – wojenna groteska. Ale służył i wysłużył. Spędzony tam czas był dla niego nowym doświadczeniem. Mijała jesień, zima, wiosna i  wraz ze zmieniającymi się porami roku ewoluowała moralność bohatera Punktu zerowego. Moralność, którą opisywał Erving Goffman w studiach nad instytucjami totalnymi, czyli miejscami regulującymi każdą minutę życia pensjonariuszy. Czech zaczął postrzegać i wartościować siebie oraz otocznie odmiennie niż dotychczas. Wpierw zdziwiony i  z lekka przerażony nowym miejscem, gdzie „dupa w dupę” będzie załatwiał potrzeby, po czasie doświadcza „punktu zerowego”, czyli wyzerowania tożsamości. O teraz znikają z pola świadomości prozaiczne potrzeby, są tylko drążące umysł myśli o życiu i śmierci. Nastał czas pełnego uzależnienia od wojny. Końcem tej ewolucji i będącej już na progu demobilizacji jest chęć odzyskania drobnych przyjemności, powrót do spraw życia codziennego w miejskiej ciszy, skosztowania słodkich moreli, których brakuje w wojskowych koszarach. Pewien etap się skończył, ale koniec jest zaczynem innego początku. Banał. I tak oto autor żegna się z wojną na pewien czas. Ona porzuca go jak niepotrzebnego kochanka, pozostawia z masą refleksji i dojrzalszą myślą, bo wzbogaconą o novum wojenne. Teraz trzeba zmierzyć się z nią na kartach papieru.

Bycie obserwatorem uczestniczącym stanowi nie lada wyzwanie. Trzeba wiedzieć w czym się uczestniczy i na co patrzeć, co widzieć. Czech jest z  wykształcenia socjologiem, więc w warunkach bojowych potrafi wykorzystać warsztat badacza. Nie tylko jest świetnym obserwatorem, lecz także umiejętnie nazywa to, co widzi. Jak pisał Ludwik Fleck, aby widzieć, najpierw trzeba wiedzieć, i autor wydaje się podążać tym tropem. Ten podręczny zestaw socjologa wzbogaca Punkt zerowy o warstwę naukową, ale nie czyni książki akademicką. Wciąż stanowi wysokiej klasy reportaż z ironią, pełen błyskotliwych uwag, trafnych obserwacji i egzystencjalnych rozterek autora.

Wojna opisana w sposób literacki zniekształca ogrom jej tragedii. Porównania, metafory prowadzą do jej upiększenia, do zachęty wzięcia w niej udziału. Każdy z czytelników, aby się przed tym uchronić, powinien się wyzerować, uświadomić sobie, że te zgrabne opisy są bronią polityków nakłaniającą do rekrutacji. Wycelowaną w nas; niedoświadczonych konfliktem zbrojnym mieszczuchów, okopanych miękkimi poduszkami w ciepłych mieszkaniach. Punkt zerowy to reportaż literacki par excellence. Linia demarkacyjna między literaturą piękną a  literaturą faktu jest niedookreślona i tak niech zostanie, dla dobra literatury, wolności pióra i  swobodnego wyrażania się. Ale bez obaw. Czech niekiedy ściąga nas na ziemię naturalistycznym opisem jakiejś historii, przypominającej nam, gdzie ci wszyscy młodzi ludzie są i w jak trudnych warunkach przyszło im żyć, a  niekiedy wegetować. On tam był, z nimi wszystkimi, czasami po  kolana w błocie, i rozmawiał o Bogu, seksie i polityce  – wojenny tryptyk tematyczny. Taka dziwna jest ta wojna.

Tylko niektórzy mogą zobaczyć, jaka jest wojna. I dobrze. Wystarczy, że znajdują się odważni, którzy nam ją relacjonują. Narażają dla nas własne życie, byśmy mogli przyjrzeć się jej z  zapośredniczonego bliska, rozważyć ją, zaakceptować albo nie. Parafrazując autora – co  prawda miał na  myśli Boga, ale Jego równie dobrze można zastąpić wojną – powiem: usłyszawszy o wojnie, nie zaprzeczę jej istnienia, ale jest ona taka, jaką sam ją sobie wyobrażę. Artem Czech przybliża nam wojnę swoją, widzianą oczami pisarza erudyty.

Warto sięgnąć po Punkt zerowy, żeby podczas czytania oczami wyobraźni przenieść się do tej samej ziemianki, co autor. A dobry z niego wojak, taki niepasujący kompletnie do  miejsca, w którym się znalazł, ale on zdaje sobie z tego sprawę – samoświadomość jest kolejną ważną cechą obserwatorów. Tu mamy szansę, aby z nim wspólnie przebywać i  pogadać. Ale warto też wyzerować się dzięki tej książce choćby dlatego, że ujrzymy w niej obraz konfliktu zbrojnego inny niż przedstawiany powszechnie. Będzie to odtrutka na współczesne środki masowego przekazu.

Przemysław Głuchowski

Kultura Enter
2020/03 nr 95–96