Strona główna/REPORTAŻ (ROSJA). Don Kichot nad Fontanką

REPORTAŻ (ROSJA). Don Kichot nad Fontanką

Agnieszka Hudzik

Czekam na Dworcu Kurskim na pociąg do Petersburga. Z jednej strony odczuwam euforię, jaka towarzyszy poznawaniu nowego miejsca – w końcu zobaczyłam Moskwę, spełniłam marzenie trzech sióstr; z drugiej strony – wątpliwości, czy aby nie poruszam się w jakiejś turystyczno-propagandowej bańce? Z historii dobrze przecież wiem, że niejeden zachodni turysta-intelektualista w niej się zatopił i utracił zdolność trzeźwego myślenia, a więc racjonalnego podejścia do tego kraju. Pytam siebie, czy w trakcie mojej wyprawy w ogóle zobaczę „prawdziwą” Rosję? „Prawdziwych” Rosjan? Wiozący mnie na dworzec taksówkarz, młody Kirgijczyk (w sektorze usług pracuje bardzo wiele osób z byłych azjatyckich republik radzieckich) twierdzi z uporem, że Moskwa i Petersburg to nie Rosja. Trzeba wyjechać na prowincję, żeby zobaczyć, jak ludziom się tutaj żyje.

Obowiązki zawodowe i czasowa wiza nie pozwalają wyruszyć poza centrum, na prowincję, w poszukiwaniu Rosji prawdziwej. Pozostaje mi sztuka jako ersatz autentycznych przeżyć. Spektakl Who is happy in Russia? (Komu na Rusi dobrze się żyje?) w reżyserii Kiryła Serebrennikowa. Twórca znany nie tylko jako dyrektor teatru Centrum Gogola, jednej z najbardziej eksperymentalnych i nonkonformistycznych scen w stolicy, ale również reżyser filmowy (jego film „Lato” o legendarnym rockmanie Wiktorze Coju, liderze grupy Kino, był pokazywany w polskich kinach), a szersza opinia publiczna usłyszała o nim w kontekście oskarżeń o rzekomą defraudację pieniędzy, co zakończyło się dla Serebrennikowa kilkumiesięcznym domowym aresztem. Who is happy in Russia? to tytuł zaczerpnięty z XIX-wiecznego poematu Nikołaja Niekrasowa.

W pociągu mam czas na lekturę. Czytam kupiony w Falansterze numer czasopisma literackiego „Translit”, wydawanego w Petersburgu od 2005 roku. Jego redaktorem naczelnym i założycielem jest Paweł Arseniew, rocznik 1986, poeta, artysta, teoretyk, aktywista petersburskich kręgów intelektualnych i artystycznych, współtwórca Laboratorium Poetyckiego Akcjonizmu, laureat prestiżowej nagrody literackiej im. Andrieja Biełego. Jego wiersze tłumaczono na wiele języków. Ostatnio dużo podróżuje: pisze doktorat na Uniwersytecie w Genewie, a w grudniu ubiegłego roku miał serie odczytów na uczelniach w USA, m.in. w Nowym Jorku i na Harwardzie. Prezentował tam rosyjsko-angielskie wydanie swoich wierszy pt. „Reported Speech”, kilka z nich można przeczytać (po angielsku) na stanfordzkim portalu kulturalnym Arcade. Zasłynął jako autor sloganu „Vy nas dazhe ne predstavlyaete” (dwuznaczna gra słów), który skandowano w 2012 r. na antyputinowskich demonstracjach od Karelii po Syberię. Z Polską łączy go wiele, był m.in. uczestnikiem projektu „Krytyka PolitycznaPetersburg”, a w 2014 r. zabrał głos na łamach dwytygodnika.com, gdzie ukazał się jego artykuł-protest przeciwko odwołaniu rosyjsko-polskiego roku kultury i komentarz do odbywającego się wówczas w Petersburgu Manifesta 10, europejskiego nomadycznego biennale sztuki współczesnej. Kuratorką tej wystawy była Polka Joanna Warsza, Arseniew brał w niej czynny udział. Jego ojciec pochodzi z Białegostoku.

Do tej pory ukazało się 21 numerów „Translitu”, tytuły ostatnich z nich to np. ku nowej poetyce, muzyka rewolucji czy dramaturgia pisma. Bywa, że poszczególnym numerom towarzyszą wystawy i akcje artystyczne w przestrzeni miasta, tak jak było to np. w przypadku numeru poświęconego poezji zorientowanej na przedmioty (object-oriented poetry), kiedy powstały powiązane z tematem wideoklipy i instalacje. Do tego wydano dwa osobne numery w języku angielskim z antologią najważniejszych tekstów z rosyjskich wydań. Czasopismo finansowane jest przez crowd-funding.

Po przyjeździe do Petersburga spotykam się z Dmitrim, redaktorem „Translitu” odpowiedzialnym za tłumaczenia. Pochodzi z Moskwy, gdzie studiował literaturę, potem przeprowadził się do „Pitera”, tu naucza francuskiego i zajmuje się tłumaczeniem tekstów teoretycznych i filozoficznych. W kawiarni opowiada mi o pracy redakcyjnej i powstaniu „Translitu”, którego idea wyrosła z kolektywu artystycznego. Młodzi petersburscy artyści założyli „komunitarkę” w odróżnieniu od „komunałki”, która powstała w czasach stalinowskich i polegała na zakwaterowaniu kilku rodzin w jednym mieszkaniu. Jej celem było zniesienie prywatnej przestrzeni i odarcie ludzkiego życia z intymności. Wspólne mieszkanie, w którym artyści organizowali otwarte seminaria o sztuce i poezji, przemieniło się z czasem w redakcję. O tych romantycznych, nawiązujących do tradycji kontrkultury, początkach Arseniew zrealizował krótki film „Szept nowego”, w którym wszyscy członkowie kolektywu zostali uchwyceni we wspólnej przestrzeni i w jednym kostiumie – po kolei go sobie przekazują, tworząc symboliczną jedność. Uwaga na marginesie: Fenomen wspólnoty i kolektywu w kontekście „postsowieckim” to przedmiot badań intrygujący współcześnie rosyjskich filozofów i teoretyków. Wiele na jego temat znajdziemy np. w książce Eleny Petrowskiej.

„Translit” to dzisiaj czasopismo szeroko rozpoznawalne, ostatnio prezentowane było np. na Festiwalu Poezji w Bergen w Norwegii. Ma wyrazisty design i dwie serie wydawnicze: *kraft z poezją i *démarche z teorią. Dmitri opowiada, że praca nad każdym numerem ma charakter „organiczny”, co oznacza, że jest dziełem zbiorowym – w wybór tematu przewodniego i w zbieranie materiałów jest zaangażowanych wiele osób. Doceniają przy tym rolę promocji – poszczególne numery reklamują filmikami wideo.

Dmitri nie tęskni za Moskwą, Petersburg to dla niego niekończące się wakacje – może dlatego, że prawie wszędzie można tu dojść piechotą. Miasto, powstałe na bagnach w delcie Newy jako fantastyczny wymysł Piotra Wielkiego, znane jest z tras spacerowych i malowniczych mostów. Dlatego często porównuje się Petersburg do Wenecji. Ta bliska obecność wody tworzy fascynującą atmosferę, szczególnie – jak pokazała to historia – dla literatów. Odnoszę wrażenie, że stężenie literatury jest tu wyjątkowo wysokie. Dostojewski, Achmatowa, Nabokow mają tutaj swoje muzea. Na każdym kroku, w restauracjach czy w sklepach, słyszę rozmowy o książkach. Podejrzewam, że może mieć to związek z trwającą właśnie 48. Międzynarodową Konferencją Filologów, organizowaną przez Uniwersytet Petersburski. Tysiąc prelegentów w dziesięć dni.

Na spacer śladami Brodskiego i Dowłatowa zabiera mnie Rita (zdrobnienie od Margerity), młoda aktorka, zajmująca się dubbingiem i fotografią artystyczną. W Petersburgu mieszka od dzieciństwa, już od czasów szkoły uwielbiała wchodzić na dachy kamienic, co, rzecz jasna, nie jest legalne. Twierdzi, że z tej perspektywy Petersburg jest najpiękniejszy. Urodziła się w Pskowie. Ostatnio odkryła przemilczaną przez lata tajemnicę rodzinną i jest ogromnie przejęta. Jej dziadek od strony matki pochodził z Łotwy, w rodzinie mówiło się lakonicznie o tym, że jego ojciec był Niemcem, dopiero ostatnio wyszło na jaw, że jego matka była ofiarą gwałtów wojennych. Rita przeprowadza teraz wywiady wśród starszych członków rodziny i poszukuje w archiwach informacji. Koszmarna przeszłość wdziera się brutalnie w dzisiejsze życie.

Wędrujemy nad rzeką Fontanką we trójkę, dołącza do nas mąż Margerity Sergiej. Oczywiście, jakby inaczej, „mistrz” – pisarz i dziennikarz, autor zbioru opowiadań „Jak dzieci”. Opowiadam im o swojej przedpołudniowej wizycie w Muzeum Snów Freuda, które założył filozof i psychoanalityk Wiktor Mazin. Jeszcze nigdy nie widziałam wystawy, która zajmowałaby się tak efemerycznym fenomenem. I to na dodatek snami, należącymi do ich pierwszego interpretatora, nie związanego w żaden sposób z Petersburgiem. Ledwo zakończyłam zdanie – doświadczenie oniryczne. Przechodzimy przez most z „Czyżykiem Piżykiem”, minifigurką-pomnikiem stworzonym na cześć postaci ze znanej piosenki dla dzieci, skręcamy obok cyrku Ciniselli i zmierzamy w stronę modnego jazz clubu. Zaczyna padać gęsty śnieg, płatki ogromne na pół dłoni. Nagle, ni stąd ni zowąd, zza rogu wyłaniają się dwie postaci i, jak gdyby nigdy nic, jadą powoli na koniach na środku ulicy. Jedna wysoka i szczupła, druga niższa i bardziej przysadzista. Gdy mijają nas na chodniku, wyraźnie słyszę, jak klną po kastylijsku. Moi towarzysze wzruszają obojętnie ramionami. W Petersburgu nic nikogo nie dziwi.

Agnieszka Hudzik

 

Agnieszka Hudzik – literaturoznawczyni i komparatystka. Ukończyła germanistykę w Warszawie, a doktorat obroniła na Freie Universität w Berlinie, gdzie obecnie pracuje.

 

Kultura Enter
2020/01 nr 92

Prawie jak w Wenecji. Petersburg w obiektywie Agnieszki Hudzik (kolejne fotografie).

Muzeum Anny Achmatowej.

Rekonstrukcja kuchni poetki Achmatowej...

Mural - rosyjski pisarz Daniił Charms na jednej z kamienic.

Klimaty Roskolnikowa?

Dachy Petersburga.

Kolejny petersburski mural.