Rola skateboardingu w rozwoju przestrzeni miasta (cz. I)
Co to jest skatespot?
Podobnie jak hotspot jest miejscem w którym się korzysta z internetu, skatespot jest miejscem, w którym uprawia się skateboarding, czyli jeździ na deskorolce. W slangu skaterów używa się również słowa „miejscówka”. W domyśle jest to oczywiście miejscówka deskorolkowa.
Dwa rodzaje skatespotów
Skatespoty można podzielić na naturalne i nie-naturalne. Naturalne miejscówki powstają przy okazji budowy infrastruktury, a dokładniej małej architektury: schodów, chodnika, łańcucha odgradzającego chodnik od ulicy, kosza na śmieci, przerwy z trawy między ścieżką rowerową a chodnikiem – przykładów jest nieskończenie wiele. Na naturalne skatespoty często mówi się „street” – nawiązując do faktu jazdy w otoczeniu szeroko pojętej „ulicy”. Generalnie jest tak, że im bardziej rozwinięte ulice miasta, tym większy rozwój skateboardingu.
Nie-naturalne skatespoty są miejscami, które powstały specjalnie z myślą o jeździe na desce. Można do nich zaliczyć skateparki składające się ze specjalnych przeszkód do jazdy, rampy, a nawet małe elementy pobudowane przez miłośników deskorolki. Stworzenie przykładowego skateparku jest dość złożonym i precyzyjnym procesem. Powierzchnia takiego obiektu to około 1000 m2, elementy muszą spełniać normę EN 14974, a nawierzchnia powinna najlepiej być wykonana z utwardzanego betonu zacieranego na gładko. Dodatkowo skatepark powinien posiadać oświetlenie halogenowe do późniejszych godzin (głównie w okresie jesień-zima).
Jak skatespoty rozwijają przestrzeń
De facto każdy element infrastruktury w przestrzeni miejskiej jest potencjalnie naturalnym skatespotem. Jednak zaczyna on pełnić rolę miejscówki dopiero w momencie „uruchomienia” – poprzez wykorzystanie go w dobrowolny sposób do jazdy na deskorolce. Innymi słowy, można stwierdzić, że skater nadaje nowe znaczenie – funkcję – istniejącym już elementom małej architektury poprzez swoją aktywność. Nadaje dodatkowy sens swojemu otoczeniu, rozwijając dzięki temu funkcjonalność danej przestrzeni miejskiej. Przykładowa studzienka w osiedlowej ulicy nie służy już tylko jako przykrywka włazu do kanalizacji, ale jest też po to, żeby przez nią skakać na desce. Staje się „bogatsza” o nową funkcję – przeskakiwania. Podobnie jest z funkcją wyróżniającej się łaty asfaltu. Pierwotnie miała służyć tylko i wyłącznie do załatania dziury, ale dzięki aktywności skatera zostało jej nadane
dodatkowe znaczenie – teraz służy też do jeżdżenia po niej na dwóch kółkach, a być może w przyszłości do jakichś innych ewolucji deskorolkowych.
Obok „uruchamiania” pewnych charakterystycznych dla skateboardingu części infrastruktury, z biegiem czasu okazało się również, że zwiększa się gama elementów w przestrzeni miejskiej, które doskonale nadają się do jazdy na desce. Rzeczy, które jeszcze 10 lat temu wydawały się kompletnie bezużyteczne dla deskorolki, dzisiaj stanowią sporą atrakcję dla skaterów. Spowodowane jest to bardzo szybkim rozwojem i ewolucją skateboardingu, która polega na zmianie spojrzenia i sposobu analizy otoczenia w którym się jeździ.
Paradoks skateparków
Każdy nowopowstały skatepark przyczynia się do kilkakrotnego wzrostu osób jeżdżących na desce. Wydaje się zatem, że jest to obiekt spełniający wszystkie wymagania skateboardingu. Analizując efekty skateparków na miejscową młodzież pod względem wzrostu liczby użytkowników widać, że na pewno tak jest. Jednak gdyby przyjrzeć się wpływom skateparków na ewolucję deskorolki w kwestii jej kreatywności, jest dokładnie odwrotnie. Wynika to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, w skateparkach bardzo często brakuje pewnego niepowtarzalnego klimatu, który zawsze panuje na naturalnych skatespotach. Jest to atmosfera ulicy na której czuje się życie, duża i mała architektura, sposób ubioru ludzi dookoła, różne emocje i wydarzenia. To zróżnicowane i zmienne otoczenie stanowi potężną inspirację dla jeżdżącego skatera. Dzięki temu, osoba jeżdżąca na „streecie” ma nowe pomysły na wykorzystanie istniejącej małej architektury.
Tymczasem otoczenie i przeszkody skateparku są tak naprawdę zaprzeczeniem esencji skateboardingu – kreatywności w podejściu do otoczenia i samoekspresji poprzez nadawanie nowego znaczenia rzeczom mającym pierwotnie inną funkcję. I tutaj pojawia się drugi czynnik hamujący kreatywność skateboardingu – wszystkie przeszkody skateparku są schematycznie zaprojektowane tylko i wyłącznie po to, żeby po nich jeździć. Ich deskorolkowa funkcja została z góry narzucona. Okazuje się zatem, że to miejsce specjalnie stworzone dla skateboardingu ogranicza jego kreatywność, a zarazem rozwój funkcjonalności przestrzeni miejskiej. Można też stwierdzić, że paradoksalnie w pewnym sensie ogranicza wolność deskorolki.
Skutki dla lokalnej społeczności
Z nienaturalnych skatespotów korzysta się najczęściej, gdy w danym mieście brakuje naturalnych miejscówek. Trochę na zasadzie „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”. Wówczas skaterzy korzystają z miejscowego skateparku, którego lokalizacja często jest planowana przez dyletanckich urzędników w trudno dostępnych miejscach, w nieciekawym otoczeniu, gdzie codziennie pojawiają się zazwyczaj ci sami ludzie. Nie trzeba robić badań na szeroką skalę aby się domyślić, że osobom przebywającym codziennie w tym samym skateparku w otoczeniu tych samych ludzi trudniej jest poszerzać swoje horyzonty, niż komuś kto jeździ na różnych naturalnych skatespotach. Ta pierwsza osoba codziennie ma wokół siebie to samo otoczenie sztucznego skatespotu, które jest statyczne w sensie przestrzennym i społecznym. Natomiast ta druga, jeżdżąc na „streetcie” znajduje się w tej dynamicznej części przestrzeni miasta, gdzie ciągle coś się dzieje i gdzie spotyka się różne osoby.
W słabo rozwiniętych miastach, nie posiadających zaplecza naturalnych skatespotów, skateboarding ogranicza się głównie do jazdy w jednym miejscu – skateparku. Takie miejscowości są zawsze omijane podczas różnych tourówprofesjonalnych i sponsorowanych skaterów, którzy niejeden skatepark już widzieli. Te osoby wiedzą, że większość skateparków jest taka sama, a przysłowiowa „ulica” jest w każdym mieście inna i znacznie ciekawsza. To samo dotyczy fotografów i kamerzystów, których nieciekawe otoczenie i monotonia skateparku zniechęca do zbierania materiału.
Rozwinięte miasta
W miastach, w których mała architektura jest na wysokim poziomie (m.in. równe chodniki) skateboarding kwitnie przyciągając na swoje naturalne skatespoty coraz więcej skate-turystów, którzy marzą by pojeździć w innym mieście, spotkać ciekawych ludzi i nagrać sobie jakąś sekwencję tricków. Przykładami są Barcelona, Berlin lub Praga. Barcelona jest miastem, które – oprócz doskonale zaprojektowanych skwerów i placów (np. przed muzeum sztuki nowoczesnej Macba) – ma nawierzchnię w całej centralnej części miasta wyłożoną dużymi eleganckimi płytami. Podobnie ma się rzecz z Berlinem, gdzie jeździ się po placu należącym do muzeum Kulturforum, a dzięki równym chodnikom bez problemu można się przemieścić pod Neue Nationalgallerie, albo w inne ciekawe miejsce. Praga słynie natomiast ze „Stalina” – ogromnego placu i pozostałości po pomniku Stalina, położonego w parku Letenske Sady w centrum miasta, tuż za mostem nad Wełtawą. Dzisiaj „Stalin” jest największym i najbardziej znanym naturalnym skatespotem w Europie.
Powyższe przykłady większych miast mogą trochę zwalać z nóg. Ale wcale nie trzeba być metropolią, aby mieć małą architekturę na przyzwoitym poziomie. Również mniejsze miasta, z populacją niewiele większą ponad 500.000 mieszkańców takie jak Rotterdam, Helsinki, a nawet malutka Bazylea wielkości Rzeszowa, pokazują że „da się” mieć równe chodniki. Natomiast przykład małego Wilna pokazuje, że też niekoniecznie trzeba być „bogatym miastem zachodniej Europy”, aby mieć ładne place i zadbane ulice w całej centralnej części miasta.
Polska
W polskich miastach bardzo brakuje większych naturalnych skatespotów. Najbardziej znaną naturalną miejscówką jest plac przed Pomnikiem Trudu Górniczego w Katowicach. Jest to skatespot na który przyjeżdża praktycznie każdy team profesjonalistów odwiedzający nasz kraj. Jest to też miejsce, o którym słyszał dosłownie każdy polski skater, a niejeden tam jeździł. Z innych znanych skatespotów w Polsce warto też wymienić skwer wokół pomnika Witosa w Warszawie na Placu Trzech Krzyży. Jest to co prawda powierzchniowo dość małe miejsce, ale jego architektura w połączeniu z otoczeniem tworzą fantastyczny skatespot. Niestety Warszawa nie słynie z mądrej i dalekowzrocznej polityki planowania przestrzeni miejskiej, co widać po dewastacji wręcz genialnego skatespotu przy dawnym kinie Capitol, który był celem wyjazdów skaterów z całej Polski. Przykładem anty-miejskiej hipokryzji jest zakaz jazdy na deskorolce na tyłach Pałacu Młodzieży, dzięki czemu „starsi panowie z ławki” mogą już tam spokojnie chodzić za potrzebą.
Złe i dobre przykłady
Lublin ma bardzo słabo rozwiniętą małą architekturę. Tak jak większość innych polskich miast, znajdziemy w nim sporo zaniedbanych obszarów i mentalnie nadal tkwi w epoce zapadającej się i tandetnej kostki brukowej, będącej synonimem porządku. Oznacza to, że chodniki w centrum miasta nadal są dzielnie brukowane „nowoczesną” kostką, w przeciwieństwie do takiego Wrocławia lub Krakowa, gdzie zaczęto już używać płyty granitowe. Natomiast zapotrzebowanie na miejsca do jazdy na deskorolce w Lublinie jest bardzo duże, głównie z powodu kompletnego braku proporcji między liczbą jeżdżących a stanem małej architektury.
Pierwsze próby budowy sztucznego skatespotu – skateparku – polegały kilka lat temu na tym, że władze Lublina zafundowały skaterom dwa zupełnie do niczego nie nadające się skateparki. Pierwszy stanął na osiedlu Czechów, drugi na osiedlu Błonie. W obu od samego początku bardzo ciężko się jeździło, głównie przez fatalną geometrię elementów skateparku. Obiekt na Czechowie został niedawno zezłomowany, został po nim tylko plac z popękanego i dziurawego asfaltu. Natomiast skatepark na osiedlu Błonie – który powstał przy głośnych protestach skaterów zwracających uwagę na fatalną lokalizację i niefunkcjonalne przeszkody – nadal jest meliną agresywnych osób chodzących w dresach. Ten beznadziejnie zaprojektowany obiekt o powierzchni 1300 m2, bez oświetlenia, kosztował w 2005 730.000 PLN. Dotychczas nie odbyła się na nim ani jedna impreza deskorolkowa.
Jednak nie oznacza to, że każdy skatepark jest skazany na aż tak duże niepowodzenie. Skatepark na osiedlu Błonie jest akurat przykładem skrajnej ignorancji architekta i odpowiedzialnych za inwestycję władz i urzędników. Wystarczy wiedzieć na co zwrócić uwagę przy tworzeniu najpierw planu, a następnie projektu skateparku, aby powstał obiekt w którym bez przerwy ktoś jeździ.
Dobrym przykładem jest dolnośląska Bielawa, gdzie w 2007 wybudowano doskonale oświetlony skatepark o powierzchni 750 m2 za 350.000 pln. Od tego czasu bielawski obiekt gościł paręnaście imprez, na które przyjeżdżali skaterzy z całego kraju, a także z Niemiec. Sukcesem Bielawy jest oparcie się w projekcie na wiedzy o skateboardingu w kontekście funkcjonalności miejsc do jazdy, ich dynamiki, jakości i technologii wykonania. Planując inwestycję na osiedlu Błonie nikt tak naprawdę nie był zainteresowany skateboardingiem.
„Lubelskie skatespoty”
Zdając sobie sprawę z wysokich kosztów budowy od podstaw większego miejsca do jazdy, stworzyłem w 2007 koncepcję „lubelskich skatespotów”. Opierała się ona na następujących założeniach:
- Miastu będzie trudno wygospodarować większe środki na budowę dużego nienaturalnego skatespotu
- Naturalne miejsce skateboardingu to „street”
- Skaterzy lubią jeździć w ładnym i estetycznym otoczeniu
- Powstałe skatespoty powinny być naturalną częścią przestrzeni miejskiej
- Przestrzeń miejska ma więcej funkcji niż sam skateboarding
Z powyższych założeń wynikało, że należy stworzyć coś niewielkiego, co jednocześnie jest w estetyczny i naturalny sposób wkomponowane w otaczającą przestrzeń miejską, a co ma szersze przeznaczenie niż sama deskorolka bądź jakiś „sport”. Tutaj nasuwały się skojarzenia z architekturą, tożsamością miejsca, historią, sztuką – jednym słowem: kulturą. Kulturą Lublina. Do tego dochodziła chęć jazdy w ładnym miejscu, które zawiera w sobie coś więcej niż schematyczny i „suchy” projekt elementu służącego do robienia tricków. W ten sposób powstała koncepcja będąca syntezą idei skatespotów naturalnych i sztucznych. Jest ona związana z Lublinem, ale można ja zastosować w każdym innym mieście. Opiszę ją w kolejnym numerze Kultury Enter w czerwcu.
Boniek Falicki
Kultura Enter
2009/05 nr 10