Strona główna/ROZMOWA (BIAŁORUŚ). Miałem godzinę, żeby uciec z kraju

ROZMOWA (BIAŁORUŚ). Miałem godzinę, żeby uciec z kraju

Miałem godzinę, żeby uciec z kraju – z mińskim artystą, Zmicerem Waynowskim, rozmawia Tomasz Dymek

Jedna z pierwszych rozmów, którą miałem przyjemność przeprowadzić podczas tegorocznych spotkań literackich „Wschodni Express”, miała za chwilę się rozpocząć. Podchodzimy do krzeseł, aby zająć miejsce, ale przypadkiem trącam jedno z nich. W rezultacie uderza z hukiem o podłogę. Obaj zerkamy na siebie z życzliwym zdziwieniem, a dla mnie to pierwszy sygnał, że Zmicer jest pogodnym i opanowanym człowiekiem. Zresztą, huk przewróconego krzesła nie jest w stanie poruszyć kogoś, kto przeżył tak wiele. Całość kwitujemy śmiechem. Po chwili dołącza do nas wolontariuszka festiwalu, czyli Alevtyna Kovtun, która ma za zadanie pomóc nam w komunikacji. Bo tak naprawdę nasza rozmowa nie mogłaby odbyć się bez tłumaczki. 
– To może angielski? – Proponuję nieśmiało.
– Może jednak nie… – odpowiada z uśmiechem Zmicer.
Moim gościem jest, urodzony w Mińsku, Zmicer Waynowski. Członek Białoruskiego Stowarzyszenia Fotografów oraz aktywny uczestnik kampanii społecznej „Bądźmy Białorusinami”. W rodzinnym kraju zajmował się marketingiem, aktorstwem i przede wszystkim fotografią. Obecnie żyje na politycznym uchodźctwie w Polsce. Co myśli o Zachodzie? Jak udawało mu się tworzyć pod jarzmem partyjnego bełkotu? I czy można porozumieć się bez języka?

Tomasz Dymek: Nie mogliśmy się wczoraj spotkać. Ciężko było nam dostroić się czasowo. Jest pan teraz mocno zapracowany w związku z nowym projektem fotograficznym, dla którego przestrzenią stał się Lublin. Może pan o nim trochę opowiedzieć? O ile to nie jest tajne.

Nie jest to wielka tajemnica, ale myślę, że mogę zdradzić samą koncepcję. Chciałem opowiedzieć o uczuciu, które towarzyszy samotnemu człowiekowi, gdy przyjeżdża do nowego miejsca i praktycznie nie zna nikogo. Na przykład w moim przypadku jest tak, że znam tylko jedną osobę. Chodzi mi o takiego człowieka, który nie jest turystą, a zmuszonym do ucieczki uchodźcą. Nie przyjechałem tu, żeby zwiedzać kościoły, muzea czy teatry. Prawda jest taka, że moje życie zależy tylko od innych osób. Patrząc na ludzi, staram się zwracać uwagę nie tyle na język w znaczeniu mowy, ile również na język ciała, na sposób zachowania i mimikę z tego wszystkiego składa się mój Lublin. Przy tym projekcie zaproponowałem taki środek wyrazu jak krzesło. Chodzi o to, żeby usiąść na krześle i patrząc na inne osoby, sczytywać ich emocje, gesty, ubiór lub mimikę i uchwycić najdrobniejsze elementy. I ta metafora jest krzesłem bez jednej nogi. Posadziłem około trzydziestu moich bohaterów na takim krześle bez jednej nogi i sfotografowałem ich emocje.

W ten sposób opowiada pan pewną historię bez użycia języka, jednak posiłkując się specyficznym językiem obrazu?

Próbuję to ułożyć w jedną kompozycję, żeby zobaczyć mój Lublin.

A jak doszło do tego, jeśli oczywiście chce pan o tym opowiedzieć, że dotarł pan do nas z Białorusi? Wyjechał pan z miejsca, gdzie jest przecież trudna sytuacja polityczna. Czy może pan o tym opowiadać?

(Z westchnieniem) Ja mogę. Hmm, pierwszy raz aresztowano mnie na strajku. Później służby dowiedziały się kim jestem i zostałem zwolniony na pewien czas. Jednak niewiele później przyszli do mojego mieszkania. Zaczęli pukać w moje drzwi, ale na szczęście im nie otworzyłem. I w zasadzie miałem godzinę, żeby uciec z kraju.

Udało się.

Tak, kupiłem pierwszy bilet, jaki tylko mogłem nabyć i dotarłem do Warszawy. Po skontaktowaniu się z moimi znajomymi dowiedziałem się, że trzeba jechać do Lublina, bo tam jest więcej wsparcia dla uchodźców.

Dużo się mówi w Polsce o sytuacji na Ukrainie, o wojnie i o agresji ze strony Rosji. A niewiele wiemy o Białoruskiej opozycji. Z czego to może wynikać? Czy jesteśmy w jakiś sposób blokowani? Czy może te informacje nie mogą się wydostać na Zachód? Jak to wygląda?

Moim zdaniem Białoruś nigdy nie była w centrum europejskiego zainteresowania. Te tematy nie wydawały się atrakcyjne i ciekawe dla ludzi. Wcześniej, gdy odbywały się protesty, to może jeszcze wzbudzało jakieś zainteresowanie, ale teraz oczywiście oczy świata są zwrócone na Ukrainę w związku z sytuacją wojenną. Obserwuję, że poziom zainteresowania białoruskimi sprawami na świecie maleje.

A jakiego rodzaju sztuki nie można wykonywać na Białorusi? Nie można pisać przeciwko władzy? Nie wolno zorganizować antyrządowej wystawy lub napisać o tym wiersza? Czy to jednak się dzieje, tylko w podziemiu?

Tak, przez pewien czas były oczywiście pewne zakazane tematy. Jednak ta kultura istniała przez cały czas w undergroundzie. Jeśli nie były to solidne argumenty przeciwko władzy lub wrażliwe dla nich punkty, to nie zwracano na to uwagi. Rządzący budowali dla Zachód przekaz, że na Białorusi mamy wolność słowa, pokazując, że ten kraj nie jest w pełni Rosją i zachowuje pewną autonomię. Aktualnie mamy 1200 więźniów politycznych, pomijając już tych, którzy uciekli lub mogą zostać aresztowani. Na szczęście są jeszcze osoby, które walczą o swobodę wypowiedzi i wolność słowa. Prawda jest taka, że kultura, jeśli istnieje, to jedynie w umysłach moich rodaków, a nie jako dobro powszechnie dostępne. Podczas okresu sprawowania władzy przez tego pana [A. Łukaszenka red.], przypominam, że to już trwa od dwudziestu ośmiu lat, Białorusini czują się jak w 1937 roku [okres wielkiej czystki red].

Wczoraj podczas spotkania wspominał pan o trudnym okresie, który spędził pan w więzieniu. Takie doświadczenie wyraźnie wpływa na wielu twórców. Na ich pisarstwo lub też na dowolną formę sztuki, którą uprawiają. Pan działa również aktorsko. Czy będzie pan opowiadał o tym w swojej sztuce? Czy jest to dość prywatne doświadczenie, które wolałby pan zachować dla siebie?

Właściwie to zrobiliśmy już dwa spektakle związane z tym tematem. Było to dzień po „Emigrantach” autorstwa Sławomira Mrożka.

Piękna sztuka.

Tak. A oprócz tego była seria prac fotograficznych, na których utrwaliłem serię strajków na Białorusi. To stało się inspiracją dla stworzenia spektaklu „Najpiękniejszy wschód” w reżyserii Pawła Passiniego. A jeśli chodzi o Mrożka, to jest absolutnie genialny i zagranie w tym dramacie miało dla mnie działanie terapeutyczne i bardzo mi pomogło.

Akcja „Emigrantów” toczy się na Zachodzie w obskurnej piwnicy. Mamy dwie postacie: inteligenta i prostego człowieka. Obaj pochodzą z tego samego kraju, a przecież jakoś muszą się dogadać. Przez obecną sytuację, czyli uchodźstwo ludzi z Ukrainy lub Białorusi, tacy nowi „emigranci” spotykają się gdzieś w wolnym świecie? Czy uda im się porozumieć poza granicami własnego kraju?

Zdecydowanie. Takie sytuacje odbywają się prawie codziennie. Któregoś razu miałem okazję jechać taksówką w Warszawie i spotkałem w niej kierowcę z Ukrainy, który obstawał przy tym, że w Białorusi jest naprawdę wspaniale. Ponieważ tam budują biblioteki, a na Ukrainie nie. Więc zupełnie nie rozumie, dlaczego Białorusini tak narzekają. On był co prawda tylko raz na Białorusi, ale był pewny swojej opinii. Proszę sobie wyobrazić, że ja naprawdę z pianą na ustach walczyłem z nim, żeby mu wytłumaczyć, jak wygląda nasza rzeczywistość. Niestety wciąż jednak jest jakaś część społeczeństwa białoruskiego, która wspiera ideę rosyjskiego imperializmu. Moim zdaniem to jest pozostałość po czasach sowieckich. Nie brakuje osób, które wciąż szanują radziecką spuściznę, przychylając się do unii z Rosją. Na szczęście jest ich coraz mniej.

Proszę powiedzieć: czy myśli pan o tym, żeby wrócić do Białorusi? Wolałby pan tu zostać? Czy może jest za wcześnie na tak poważne decyzje?

To bardzo trudne pytanie, ale powiem tak: wszystko zależy od tego, na jaką Białoruś miałbym wrócić.

Lublin, 10.07.2022

Kultura Enter 2022/02
nr 103–104 „Rosyjskie zbrodnie”

Mężczyzna z brodą, z okularami mów do mikrofonu. Siedzi na dworze.

Zmicer Waynowski na festiwalu "Wschód Kultury Inne Brzmienia" w Lublinie. Podczas dyskusji w ramach programu "Wschodni Express", fot. Dorota Mościbrodzka, 10.07.2022.