Sposób na wybawienie świata od azerbejdżańskich komunistów
Kryzys jeszcze raz potwierdził niewzruszalność praw rozwoju kapitalizmu, odkrytych przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa i wyznawanych przez Włodzimierza Ilicza Lenina.
Na początku lat 90. XX wieku, kiedy opadła burza euforii kruszenia reżimu totalitarnego, a nadzieja na szybki dobrobyt gospodarczy nie sprawdziła się, wojna i wyniszczenie znacznej części społeczeństwa zdawały się działać na rzecz odnowienia idei lewicowych. Jednak tak się nie stało. Dlaczego? Chociażby dlatego, że i w przeszłości nie było prawdziwych wyznawców idei lewicowych. Duża część społeczeństwa hołdowała w gruncie rzeczy tradycyjnym wartościom, bowiem ludzie Wschodu są bardzo konserwatywni. Po drugie — na Wschodzie jednostka jest ważniejsza niż idea. Czym zatem uwarunkowany był upadek Frontu Narodowego i dojście o władzy Ilhama Alijewa? Ludzie uwierzyli Alijewowi jak zaufanemu przewodnikowi. A jego orientacja geopolityczna? To już inna kwestia.
Niemniej jednak lewicowe idee pojawiły się w odnowionym kształcie wkrótce po rozpadzie ZSSR i dawnej partii komunistycznej. Jaki jest przekrój społeczny tych nowych ruchów lewicowych? Wbrew tradycyjnemu mitowi, nie ma w nich prawie zupełnie przedstawicieli proletariatu, tego samego, który zgodnie z teorią marksizmu-leninizmu miał być siłą napędową ruchu komunistycznego i światowej rewolucji. Wprawdzie nową lewicę także można zaliczyć do proletariatu, ale o charakterze inteligenckim. Jest to środowisko naukowców, których wiedza i praca wraz z rozpadem ZSRR stały się nieużyteczne. Zamknięto wiele ośrodków akademickich, tzw. instytutów naukowo-badawczych, działających zarówno w sferze wojskowo-przemysłowej, jak i w sferze ideologicznej byłego kraju socjalistycznego. Nie wszyscy potrafili przewartościować się na czas z „oddanych” komunistów w uczestników nacjonalistycznie zorientowanej, nowej demokratycznej elity Azerbejdżanu. Niewątpliwie miały na to wpływ także zagadnienia etniczne i narodowe (wielonarodowość). Korzystając z koniunktury, uchodźcy z Górnego Karabachu, Armenii, Nachiczewanu bardzo szybko zajęli intratne stanowiska na różnych szczeblach administracji, co jeszcze bardziej rozjątrzyło apetyty starej elity.
Obecnie, notowania partii lewicowych w Azerbejdżanie nie są zbyt wysokie. Inna rzecz, że wschodnie sondaże nie są tak wiarygodne, jak te przeprowadzane na Zachodzie. Przyczyna jest prosta — respondenci traktują udział w każdej przeprowadzanej ankiecie jako zajęcie oficjalnego stanowiska w danej kwestii, a przecież wiadomo, że władzy należy odpowiadać zgodnie z jej oczekiwaniami. Prawicowa opozycja, ukierunkowana na zachodnie wartości i szybszą integrację ze światem cywilizowanym (trzeba przy tym wspomnieć, że jest on na Wschodzie pojmowany w sposób bardzo uproszczony) była niezwykle popularna w latach 90., a w określonych sferach cieszy się popularnością do chwili obecnej.
Jakie zatem lewicowe partie i ruchy działają obecnie w Azerbejdżanie? Rozpoczynając od tych o zabarwieniu skrajnie lewicowym, po pierwsze SDPA (Socjaldemokratyczna Partia Azerbejdżanu), o której już pisaliśmy, a w następnym numerze postaramy się zamieścić wywiad z jednym z liderów — Zartusztem Alizade. Następna jest, odnosząca sukcesy na polu politycznym w latach 90., partia „Namus”, co w dosłownym przekładzie z języka azerbejdżańskiego oznacza „cześć”, „honor”. Jej lider, dawny urzędnik partyjny, a obecnie przedsiębiorca w sferze przewozów pasażerskich — Togrul Ibragimli, opowiada się po stronie umiarkowanie lewicowej, a jednocześnie umiarkowanie proislamskiej i antyzachodniej opozycji. Na początku roku 2000 na krótki czas na scenie politycznej pojawił się blok partyjny, zwany zrzeszeniem „sił proazerbejdżańskich”, w skład którego weszły: SDPA, „Namus” i partia o zbliżonej linii politycznej — „Bachdat”. Łączy je, oprócz wspólnej ideologii, silne zakorzenienie w klanach, które obecnie odsunięte są od władzy (np. bakijczycy).
Przejdźmy teraz do partii skrajnie komunistycznych. Na początku lat 90., praktycznie zaraz po swoim powstaniu, Komunistyczna Partia Azerbejdżanu zaczęła się dzielić[1]. Sam byłem świadkiem, jak część członków partii blokowała dział typografii, aby nie dopuścić do wydrukowania gazety drugiego skrzydła tej samej partii. Swoją drogą, wszystko skończyło się tym, że redaktor naczelny odesłał z kwitkiem i jednych, i drugich.
W czasach, kiedy komuniści toczyli między sobą spory o dostęp do środków masowego przekazu, nie tyle piętnowali ideowych wrogów, ile skazywali na niepowodzenie swoich ideowych sprzymierzeńców. Nie podzielali poglądów „towarzyszy”, w tym samego towarzysza Stalina. Na Kaukazie, w przeciwieństwie np. do Pribałtyki, do samego końca lat 80. Stalin był bardzo popularny. Duża część społeczeństwa, oprócz garstki inteligencji, negatywnie oceniła XX Zjazd KPZR[2]oraz potępienie kultu Stalina. Co prawda w Azerbejdżanie nie doszło do powstania, jak to się stało w owym roku w Gruzji, gdzie w sposób nieomal groteskowy wymieszały się hasła stalinowskie, antysowieckie i antyrosyjskie. Ale bywając w Baku w latach 70. i 80. zaobserwowałem, że niemalże na każdym autobusie, taksówce, ciężarówce czy wolnym skrawku powierzchni wisiał portret Wielkiego Wodza Narodów. Było w tym coś z naiwnej pychy, że to właśnie człowiek z Kaukazu zapanował nad całą Rosją i połową świata. Oficjalna krytyka kultu jednostki odbierana była jako rosyjski zamach na wielkiego pobratymca. Byli tacy, którzy mówili, że w tej specyficznej formie wyraża się bunt przeciwko sowieckiemu imperium po roku 1956. Wiadomo bowiem, że realne życie trudno jest pogodzić z ideologicznymi schematami. Dopiero z nadejściem gorbaczowowskiej „głasnosti”, po opublikowaniu skrywanych wcześniej informacji, miłość do wodza skończyła się. Ale nie wszędzie. Należy tu wspomnieć o Zjednoczonej Komunistycznej Partii Azerbejdżanu pod przewodnictwem Musy Tukanowa. Jego ideowym sprzymierzeńcem i zarazem konkurentem jest Sajad Sajadow, lider innej partii komunistycznej[3]. Obaj liderzy uważają, że wszystko, co miało miejsce po XX Zjeździe, było niczym innym jak rewizją, a wszystkie nieszczęścia późniejszego ZSRR — zastój gospodarczy, korupcja, gospodarka zorientowana na wydobycie surowców, upadek moralności, alkoholizm, wzrost przestępczości, a w ostateczności i rozpad ZSRR, stanowią następstwo przestępczej inicjatywy Nikity Chruszczowa i jego pamiętnego tajnego referatu wygłoszonego w 1956 roku. Obie partie obrały sobie za cel odnowienie ZSRR w jego klasycznej stalinowskiej odsłonie.
Pora powiedzieć parę słów o antystalinowcach. Tak się składa, że właśnie partie o tym nastawieniu skupiają wokół siebie artystów i inteligencję naukową. Co je charakteryzuje? Z całą pewnością to, że potrafią one jednocześnie piętnować drapieżny kapitalizm i zarazem być absolutnie lojalnymi wobec obecnego reżimu, nieustannie występując z obwieszczeniami gloryfikującymi linię władzy niepodzielającą ideałów komunizmu. W jakim celu? Chociażby po to, aby otrzymać miejsce w parlamencie z ramienia partii rządzącej, jak to było w przypadku lidera jednej z partii komunistycznych, nieżyjącego już Ramiza Ahmedowa[4]. Są przecież tacy, którym powiodło się znacznie lepiej, gdyż otrzymali intratne miejsca w aparacie prezydenckim… A czemuż by nie mieli wspomóc współtowarzysza aktywu partyjnego, jeśli jest „dobrym człowiekiem”? Ramiz Ahmedow był jedynym lewicowym deputowanym parlamentu. Co prawda, parlament nie słyszał jego wystąpień krytykujących kapitalistyczną drogę rozwoju, a dokładniej rzecz ujmując, prawie nie występował on na forum parlamentu. Milczenie w parlamencie rekompensował podczas kuluarowych biesiad. Krasomówstwo objawiał zwłaszcza wtedy, gdy mówił o swojej książce, poświęconej pierwszemu sekretarzowi KP Azerbejdżanu — Mir Dżafarowi Bagirowowi. Warto się zatrzymać nad tym ostatnim, który był rzeczywiście osobowością ponadprzeciętną. W którym z byłych krajów ZSRR pamięta się nazwisko pierwszego sekretarza KPA z lat 30.[5]? W Azerbejdżanie o Bagirowie słyszeli wszyscy, nawet młode pokolenie, dlatego że był on człowiekiem z krwi i kości, prawdziwym mężczyzną. Typowym wschodnim władyką, któremu prawo, aby karać bądź miłować, dano z góry. Mógł skazać na rozstrzelanie tysiące swoich byłych współtowarzyszy broni, a potem nieoczekiwanie ułaskawić prostego robotnika, kołchoźnika, nauczyciela albo staruszkę rencistkę, broniąc ich przed bezlitosnymi urzędnikami średniego szczebla (ci ostatni zazwyczaj trafiali później na długie lata do obozów). Po represjach Azerbejdżan ochoczo wszedł w skład ZSRR. Mówi się, że pierwszy sekretarz nierzadko osobiście dokonywał egzekucji „wrogów narodu”, uprzednio zapraszając ich do swojego gabinetu w siedzibie Komitetu Centralnego, pod pretekstem rozmowy. W ten sposób zgładzony został jeden z ówczesnych przywódców Azerbejdżanu — Barinow. Po całym zajściu, w gabinecie otwierały się tajne drzwi i ciała zabitych spadały podziemnym tunelem do morza. Mówiono także, że w swojej wiejskiej rezydencji, otoczonej sześciometrowym płotem (wygląda ona mniej okazale, niż większość domków jednorodzinnych współczesnych średniozamożnych ludzi), Bagirow kąpał swoje kochanki w basenie napełnionym mlekiem, po czym mleko sprzedawano społeczeństwu. Przypuszczam jednak, że są to legendy. Z drugiej jednak strony, w odróżnieniu od współczesnych prezydentów otoczonych armią ochroniarzy i agentów specsłużb, ówczesny pierwszy sekretarz mógł samotnie przechadzać się po bulwarze, bez widocznej ochrony. Być może i to jest legendą. A może strach przed wszechmocnym namiestnikiem i przyjacielem kremlowskiego wodza, starego współtowarzysza broni, paraliżował każdego, kto tylko chciałby pomyśleć o ewentualnym zamachu na życie Bagirowa. Z pewnością spowodowałoby to nową falę represji. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wydobywano wówczas ilości ropy naftowej zbliżone do tych, jakie wydobywa się dzisiaj. Panowały jednak zupełnie odmienne warunki i korzystano z innych, niewyeksploatowanych jeszcze złóż. Wkrótce po śmierci Stalina, w 1954 roku, zgodnie z rozkazem Nikity Chruszczowa Bagirow został aresztowany, osądzony, a następnie rozstrzelany.
Po śmierci Ahmedowa liderem wybrano Rustama Szahsuwarowa — młodego, inteligentnego człowieka, dziennikarza pracującego w agencji „Trend”, nowocześnie myślącego i swobodnie posługującego się językiem angielskim. Jednak jego próby reformowania partii w kierunku socjaldemokracji zakończyły się porażką. Pierwszą przeszkodę stanowili krewni zmarłego Ahmedowa. Partię rozumieli oni jako coś w rodzaju rodzinnego biznesu i stanowczo odmówili wydania partyjnych dokumentów nowemu sekretarzowi. W sposób zmasowany naciskali na Szahsuwarowa, dopóki ten stanowczo nie zrzekł się kierownictwa partią. Obecnie partia działa na zasadzie równoprawności.
Wróćmy teraz do umiarkowanej partii Firudina Hasanowa, która występuje przeciw odtworzeniu ZSRR. Dla jej zwolenników głównym celem jest niezależny, socjalistyczny Azerbejdżan, pozostający w związku z tymi, którzy opowiedzą się za socjalizmem. Funkcjonuje tu coś w rodzaju Komsomołu, członkowie którego oddają cześć wielkiemu, legendarnemu rewolucjoniście — Che Guevarze, głosząc lewicowe i antyamerykańskie hasła. Jednakże partia Hasanowa także się podzieliła.
Proponujemy rozmowę z jednym z aktywistów tej partii, człowiekiem stojącym u źródeł odradzającego się ruchu komunistycznego Azerbejdżanu, uczonym, doktorem nauk geograficznych, politologiem, popularnym dziennikarzem i członkiem Azerbejdżańskiego Towarzystwa Naukowego o orientacji socjalistycznej — Sejranem Wielijewem.
Aleksandr Sztelmach
Aleksandr Sztelmach: Proszę opowiedzieć nam o sobie
Sejran Wielijew: Jestem doktorem nauk geograficznych. Zajmuję się paleogeografią — historią przyrody i geografią historyczną. Działam społecznie od początku lat 80. Aktywnie uczestniczyłem w pracach Azerbejdżańskiego Towarzystwa Ochrony Pomników Historii i Kultury oraz Azerbejdżańskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Byłem przewodniczącym klubu miłośników Baku „Gudsi”. Od końca lat 80. działam także na arenie politycznej. W chwili obecnej jestem przewodniczącym Azerbejdżańskiego Towarzystwa Naukowego o orientacji socjalistycznej i współpracuję z Komunistyczną Partią Azerbejdżanu (Platforma Marksistowsko-Leninowska), kierowaną przez Telmana Narullajewa (następczyni partii Hasanowa).
Zacznijmy zatem od Azerbejdżańskiego Towarzystwa Naukowego o orientacji socjalistycznej. Kiedy pojawił się pomysł na jego stworzenie? Z jakimi problemami borykali się jego twórcy? Jakie są najpoważniejsze przeszkody, które musi pokonać nauka, aby pozostać niezależną? Jaka wreszcie jest rola utworzonego przez Pana Towarzystwa w azerbejdżańskich ruchach lewicowych?
Jeszcze nie tak dawno wszyscy naukowcy parający się naukami społecznymi byli zorientowani socjalistycznie. Jednak w latach 90. przygniatająca większość z nich zmieniła poglądy. Można powiedzieć, że odpowiadają oni swoistemu zapotrzebowaniu społecznemu, świadomie odwołując się w swoich badaniach naukowych do przekłamań, zwłaszcza historycznych.
Bez stworzenia naukowego zaplecza, bez obiektywnego zbadania minionych okresów (ich osiągnięć i porażek), bez szczegółowej analizy epoki współczesnej, określenie kierunku, w jakim powinna pójść dzisiejsza orientacja komunistyczna, nie jest możliwe. Dlatego też wespół z doktorem nauk filozoficznych — Fikretem Efendijewem, stworzyliśmy Azerbejdżańskie Towarzystwo Nauk o orientacji socjalistycznej, ukształtowane na podobieństwo towarzystwa rosyjskiego. Bez względu na przewagę naukowców, o których mowa była wcześniej, wciąż jeszcze jest wielu takich, którzy potrafią w sposób obiektywny podejść do zagadnień związanych z historią i gospodarką Azerbejdżanu. Ci jednak pozostają w cieniu. Naszym zadaniem jako towarzystwa jest zogniskowanie dążeń tych uczonych. Dlatego też organizujemy konferencje naukowe i naukowo-praktyczne poświęcone różnorodnym zagadnieniom, na które zapraszamy naukowców deklarujących różne orientacje polityczne. Uważamy, że prawda powinna objawiać się na drodze otwartych debat naukowych.
Proszę pokrótce opowiedzieć nam historię narodzenia się partii lewicowych w Azerbejdżanie po upadku komunizmu na początku lat 90. Wiadomo, że obecnie na azerbejdżańskiej scenie politycznej istnieje pięć znaczących partii komunistycznych. Kto, według Pana, był zainteresowany rozłamem partii i kto miał w nim swój czynny udział?
Przede wszystkim należy zauważyć, że nie nastąpił ani upadek idei komunizmu, ani też porażka przy wprowadzaniu jej w życie. Miało miejsce jedynie tymczasowe, choć dość mocne zachwianie idei socjalizmu w ZSRR i w krajach Europy Wschodniej. Mimo to kilka krajów socjalistycznych potrafiło utrzymać ten ustrój i, jak to się stało np. w Chinach, przyśpieszyć jego rozwój.
Jak wiadomo, w sierpniu 1991 roku w Moskwie miał miejsce przewrót państwowy i KPZR została zdelegalizowana. Pozostali jednak urzędnicy partyjni, którzy w najlepszym wypadku opuścili jej szeregi w parę miesięcy po tym wydarzeniu (ale takich było niewielu). To samo miało miejsce w partiach komunistycznych wszystkich republik związkowych, gdzie partie oficjalnie odżegnały się od swoich idei albo zmieniły nazwę, albo też zostały rozwiązane. U nas miał miejsce ten trzeci wariant. Został zwołany zjazd KPA, podczas którego przyjęto postanowienie o samoistnym rozwiązaniu.
Wielu komunistów zachowało swoje poglądy i partie komunistyczne bardzo szybko zaczęły się odradzać. W roku 1993 doszło także do odrodzenia KPA, która od razu zajęła pozycję największej i najliczniejszej partii w Azerbejdżanie. To oczywiście nie uszło uwadze nowych władz. Kiedy odrodzona KPA zaczęła za bardzo panoszyć się na scenie politycznej, została natychmiast zdelegalizowana. Wkrótce potem przywrócono jej status partii legalnej, ale przywódcy zrozumieli „aluzję” i „zamrozili” działalność.
Taka bierność nie mogła nie wyzwolić niezadowolenia u wielu członków KPA. Rozpoczęła się walka wewnątrzpartyjna. Bardzo aktywnie uczestniczyli w niej sami przedstawiciele władzy. Na początku (w dniu delegalizacji KPA) została zarejestrowana bliźniacza partia, a do tego wybrano nowe kierownictwo KPA. Oczywiście, poprzednie wciąż uważało siebie za sprawujące przewodnictwo, a władze przymykały oczy na jego nielegalny charakter. Tym sposobem powstały trzy niezależne partie o profilu komunistycznym, których władze sprawowały urząd w sposób legalny bądź nie, a zajmowały się głownie wzajemnymi oskarżeniami.
Jednocześnie pojawiły się partie o stanowisku nieco odmiennym od oficjalnego stanowiska KPA. Jak mi się wydaje, jest to druga przyczyna rozłamu wśród komunistów. Trzecia z nich to wybujałe ambicje przywódców. W rezultacie, obecnie zarejestrowane są 2 oficjalne partie komunistyczne[6] i ponad 10 partii samozwańczych o zabarwieniu komunistycznym lub socjalistycznym. Wiele z nich w praktyce składa się jedynie ze swych przewodniczących.
Kiedy, według Pana, ideologia lewicowa odniesie sukces w Azerbejdżanie? Jak wygląda bieżąca strategia działania? Co powinno się robić, a czego nie?
Idee lewicowe nie są już tak ważne dla urzędników byłej KPZR. Wielu z nich zaprzedało swoje ideały i dało początek nowej burżuazji. Znaczna część dzisiejszej inteligencji również odżegnała się od koncepcji lewicowych, przyjmując poglądy liberalne („demokratyczne”), nacjonalistyczne czy religijne (przede wszystkim islamskie). Wierny lewicowemu przesłaniu pozostał prosty naród, dobitnie świadczy o tym nostalgia za czasami ZSRR. Jednakże ten naród zmuszony jest stale myśleć, jak związać koniec z końcem. Polityka zatem zbytnio go nie interesuje.
W czasie, kiedy nasila się światowy kryzys ekonomiczny, warunki życia narodu zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, pogarszają się. Znaczna część społeczeństwa wyemigrowała (zwłaszcza do Rosji), zabezpieczając tym samym lepszy byt sobie i swoim bliskim pozostającym w Azerbejdżanie. Obecnie o pracę dla obywateli Azerbejdżanu trudno jest nawet poza jego granicami. W błyskawicznym tempie zwiększa się liczba osób bezrobotnych, pozostających bez środków do życia. Nie mają już niczego do stracenia. Stają się „łatwo zapalnym” materiałem, podobnie jak uchodźcy na przełomie lat 80. i 90. Ludzie stojący u władzy zrozumieli to już i podjęli próby stworzenia lewicowych partii i bloków, które mogłyby występować w interesie tych ludzi. Lewicowe partie zostały zmuszone do intensyfikacji prac i stopniowej mobilizacji działania w jednomyślnym kierunku.
Co jest przyczyną wszechobecnego kryzysu gospodarczego? Jak odnosi się Pan do teorii, iż jest to wynik świadomego i zaplanowanego działania kliki, która dąży do przejęcia kontroli nad światem?
Kryzys, o którym Pan mówi, jeszcze raz potwierdził niewzruszalność praw rozwoju kapitalizmu, odkrytych przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa i wyznawanych przez Włodzimierza Ilicza Lenina (stadium imperializmu). Rozliczne teorie spiskowe mają „uspokoić” obywateli, dać im nadzieję, że jest to stan przejściowy, a kryzys, jak to się obecnie zwykło mawiać, „prędzej czy później” skończy się. W rzeczywistości jednak sprawy mają się znacznie gorzej.
Czy kryzys finansowy wzbudził nadzieje lewicy na odrodzenie socjalizmu?
Jak już powiedziałem, socjalizm nie zginął. Należy mniej żyć nadziejami na to, że jutro stanie się coś, co wyniesie socjalizm na piedestał. Trzeba wziąć pod uwagę, że prawo własności towarzyszyło człowiekowi przez kilka tysięcy lat. Dlatego trudno jest się go wyzbyć w ciągu krótkiego czasu, jakim są dziesięciolecia czy nawet całe wieki. Socjalizmowi w czystej postaci daleko jest do społeczeństwa bez osobistej własności — komunizmu. Jest on zaledwie kompromisem, epoką przejściową pomiędzy kapitalizmem a komunizmem. Siły lewicy powinny przygotować się do trudnej walki. Konieczne jest szczegółowe przeanalizowanie całej historii socjalizmu, jej dobrych i złych kart, również po to, aby nie powtarzać błędów przeszłości.
Czy lawirowanie pomiędzy rozlicznymi ośrodkami geopolitycznymi a integracją z cywilizowaną Europą jest, według Pana, dobrym rozwiązaniem?
Przed rozpadem Związku Radzieckiego upadły imperia kolonialne. Nowe, suwerenne kraje, poza niewielkimi wyjątkami, wybrały jedną drogę — niezależności od jakichkolwiek bloków. Przy tym, nie zważając na kolonialną przeszłość, zachowały dość bliskie stosunki ze swoimi metropoliami, pozostając we wspólnocie brytyjskiej czy francuskiej itp. Republiki europejskie (w tym także kaukaskie) wchodzące w skład ZSRR i Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG), tak zwane nowe państwa niezależne, uzyskawszy niepodległość, poszły inną drogą. Nowe elity rządzące państw niezależnych, wyznając pogląd, iż małe kraje zdolne są jedynie do wybrania swoich panów, lecz nie są w stanie rządzić sobą samodzielnie, zaczęły odżegnywać się od niezawisłości. Opuszczając wojskowy blok Układu Warszawskiego, przystały do NATO. Wychodząc ze struktur ZSRR i RWPG, zwróciły się ku Unii Europejskiej. Wszystko to rozgrywa się pod hasłem konieczności integracji z bardziej „cywilizowaną” i bogatszą (to najważniejsze) Europą Zachodnią. W rezultacie, państwa niezależne stały się dodatkiem do krajów „cywilizowanych”. Wszystkie te kraje, zwłaszcza kraje WNP, pozostają w znacznym stopniu zależne od Rosji. Dlatego rządzący państwami niezależnymi zmuszeni są liczyć się z nią. Dlatego nie ma lawirowania. Są po prostu zmuszeni uznać tę zależność. Obecnie, kiedy Rosja staje się z dnia na dzień silniejsza, władze wielu państw stają przed koniecznością coraz większego „lawirowania’.
W związku z tym nasuwają się dodatkowe pytania. Dlaczego, nie bacząc na problemy gospodarcze, zubożenie społeczeństwa, utratę gwarancji socjalnych i innych, wszędzie — w krajach WNP, w Pribałtyce i w krajach Europy Wschodniej do władzy doszły ugrupowania prawicowe? Które z głoszonych przez nie haseł są atrakcyjne dla większości społeczeństwa?
W rzeczywistości wszystkie zdarzenia, które zaszły w tych krajach, działy się pod silną presją krajów zachodnich. Do tego stopnia bały się one utracić wpływy w państwach niezależnych, iż zdecydowały się przyjąć je w zwarte szeregi NATO i UE mimo niespełniania przez kandydatów standardów tych organizacji. Zachód nie szczędzi też pieniędzy na formowanie w tych krajach nowych elit. Finansowane są zarówno ugrupowania prawicowe, jak i lewicowe. Oba rodzaje organizacji pozostają z Zachodem w tak ścisłej zależności, że nierzadko działają wbrew własnemu narodowi. Według oficjalnych danych, większość mieszkańców Czech jest przeciwna instalacji elementów tarczy antyrakietowej, z kolei większość mieszkańców Ukrainy jest negatywnie nastawiona wobec NATO.
Natomiast przeciwko skrajnie lewicowym partiom państw niezależnych prowadzona jest intensywna kampania propagandowa, w związku z czym są one narażone na wiele trudności. Dlatego partie te narażone są na częste rozłamy (spowodowane przeważnie odmiennym podejściem do danego zagadnienia, nierzadko jednak podżegane przez ludzi spoza kręgu partyjnego) i powszechny brak środków na finansowanie działalności, niezbędnych podczas tak zwanych wyborów demokratycznych. Społeczeństwu trudno jest odróżnić prawdziwą lewicę od lewicy zakłamanej. Ci ostatni są zazwyczaj zwartą formacją, gdyż mają jedno źródło finansowania. Pierwszą reakcją społeczeństwa jest zazwyczaj apatia, w rezultacie której znaczna część w ogóle nie uczestniczy w wyborach. W wyniku tego, nieznaczną przewagą głosów władzę w kraju obejmują „oficjalne” partie.
Gdzie zatem znajduje się Azerbejdżan — w Europie czy w Azji?
Azerbejdżan jest krajem azjatyckim. Ponieważ leży na obrzeżu Azji, w bezpośrednim sąsiedztwie Europy, jego mieszkańcy jako jedni z pierwszych mieszkańców Azji przejęli wszystkie osiągnięcia europejskie. Poprzez dwa stulecia czynili to za pośrednictwem Rosji. Dlatego Azerbejdżan, jak każdy inny kraj pograniczny, ma swoją specyfikę. Jest o wiele bardziej europejski, niż wiele innych krajów Azji, przede wszystkim krajów muzułmańskich. Jako geograf i historyk mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że w licznych aspektach (geograficznym, historycznym, kulturowym i innych) Azerbejdżan, podobnie jak inne kraje Kaukazu, jest częścią Azji. Musimy brać przykład z Japonii, Chin i Iranu, które pozostając krajami azjatyckimi, osiągnęły duże sukcesy na polu gospodarki, kultury i ustroju politycznego. W Europie Azerbejdżan nie odnajdzie swojego miejsca. Tutaj na zawsze pozostanie nieproszonym gościem.
Funkcjonuje pogląd, iż polityczna i kulturowa orientacja na Turcję (wraz z głoszeniem hasła „jeden naród — dwa państwa”) nieodłącznie związana jest z proeuropejskim ukierunkowaniem Turcji. Taką samą drogę „rekomendowano” Azerbejdżanowi jako sposób wejścia do „cywilizowanego świata”.
Między językiem azerbejdżańskim i tureckim można odnaleźć pewne podobieństwa. Nie są one duże, ale z pewnością większe, niż między językiem rosyjskim i ukraińskim. Istnieją znaczące różnice w gramatyce, a zwłaszcza w słownictwie, w podejściu historycznym oraz kulturowym. Twierdzenie, że naród azerbejdżański i turecki są jednością, to zwykły mit. Bez względu na aspiracje tureckich elit do wejścia w struktury europejskie, Turcja żadną miarą nie jest do tego zdolna. A to jeszcze raz utwierdza mnie w przekonaniu, że mówiąc kolokwialnie, nie ma tam czego szukać.
Czym różni się obecna sytuacja w Azerbejdżanie od tej w latach 90.?
Lata 90. były okresem przejściowym, natomiast na początku XXI wieku nastąpiła stabilizacja w gospodarce i polityce. W owym czasie Azerbejdżan znacznie wzbogacił się na ropie naftowej. Oczywiście, zastrzyku finansowego nie odczuli zwykli obywatele i nie był on widoczny w gospodarce. Azerbejdżan podlegał prywatyzacji, a pieniądze wpływały do portfeli oligarchów. Obecny kryzys mocno w nich uderzył, zarówno w sferze materialnej, jak i politycznej. W kręgach rządzących rozpoczęła się walka. Póki co jest to walka skryta, ale machina już ruszyła. Świadczy o tym niedawne zabójstwo głównodowodzącego sił lotniczych[7]i referendum w sprawie przedłużenia pełnomocnictwa obecnego prezydenta, choć do zakończenia kadencji jest jeszcze sporo czasu[8].
Jak Pan odnosi się do tego pomysłu? Czy może to doprowadzić do monarchii?
Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego prezydent miałby sprawować władzę tylko przez dwie kadencje, a na premiera, posiadającego w gruncie rzeczy taką samą władzę, nie nakłada się podobnych ograniczeń. Przy czym jeśli premier pozostaje na trzecią kadencję (jak Tony Blair), to poczytuje mu się to za osiągnięcie. Margaret Thatcher rządziła przez pięć kadencji, ale nikt nie nazwie jej dyktatorem. W Stanach bardzo popularne stało się przekazywanie władzy krewnym. Jeśli taki zabieg można nazwać monarchią, to wówczas USA byłoby krajem monarchistycznym. Dlatego też, według mnie, prezydent powinien być głową państwa tak długo, jak życzy sobie tego sam naród. Nie należy ograniczać swobód narodu.
Po pierwsze, nie widzę konieczności przeprowadzania referendum właśnie teraz. Obecny prezydent ma przed sobą jeszcze cztery lata sprawowania władzy. Jak zaproponował jeden z deputowanych, zagadnienie dotyczące zniesienia ograniczenia liczby kadencji można rozwiązać w czasie wyborów do rad miejskich lub wyborów parlamentarnych. Wówczas zaoszczędzilibyśmy sporo z pieniędzy podatników. Podczas referendum miałoby także zostać poruszone zagadnienie wprowadzenia około trzydziestu innych poprawek do konstytucji. Czy to aby nie za dużo?
Być może są one potrzebne. Wspieramy inicjatywę przemianowania „Banku Narodowego” na „Bank Państwowy”. Czemu jednak ograniczać się jedynie do banków? Czemu od razu nie przemianować naszego parlamentu, nazywając go „Państwowym Zebraniem”? Azerbejdżan jest krajem wielonarodowościowym. Dlatego też w nazwach instytucji państwowych powinniśmy odżegnywać się od słowa „narodowy”.
Mówi się, że większość poprawek jest jedynie drobnym przeredagowaniem konstytucji. Jeśli jednak problem zostaje poddany publicznej debacie, to społeczeństwo powinno być świadome proponowanych zmian. Czy jest to możliwe w zaledwie miesiąc, jeśli dotychczasowy stan trwał prawie dwadzieścia lat? Oczywiście, że nie. Dlatego obywatele Azerbejdżanu albo przyjmą wszystkie poprawki hurtem, albo też wszystkie odrzucą. Tym sposobem referendum przekształca się w czystą formalność. Myślę, że to referendum pokazuje brak szacunku dla konstytucji. Nie można wprowadzać tak dużych zmian praktycznie z dnia na dzień. Referendum ma też odwrócić uwagę od innych, znacznie ważniejszych zagadnień. Poza tym, jak już wcześniej zauważyłem, wyraża ono walkę między władzą i tak zwaną opozycją.
Jak w związku z powyższym może Pan scharakteryzować obecną sytuację polityczną w Azerbejdżanie? Czy istnieje szansa na dojście do władzy prawicy lub opozycji lewicowej?
Obecnie opozycji jako takiej nie ma. Żadna z partii opozycyjnych nie ma w tej chwili najmniejszych szans na dojście do władzy. I nie po to one działają. Większość liderów opozycyjnych jeszcze niedawno wiernie służyła poprzedniemu prezydentowi. Obecnie ograniczają działalność do krytyki rządzących. Poza tym zajęci są ostrą walką między sobą o granty różnorakich funduszy z Zachodu, które prognozują swobodną gospodarkę rynkową. Dlatego też nasze partie opozycyjne są zorientowane prawicowo.
Zadaniem oficjalnych partii opozycyjnych jest stworzenie pozornego obrazu polityki opartej na demokracji i blokowanie powstania prawdziwej opozycji. Gdy taka zaczęła się rodzić, gazeta „Prawdziwy Azerbejdżan” została bardzo szybko zamknięta, a redaktora naczelnego aresztowano. Jego los podzielili inni dziennikarze, którzy zaczęli poważnie zagrażać władzy.
Obecnie sytuacja zaczyna się stopniowo zmieniać. Wewnątrz struktur rządzących rozgorzała wojna. Nie ma wątpliwości, że zakończy się ona rozłamem i pojawieniem się nowej opozycji, która będzie dostatecznie silna, aby przejąć ster władzy. Do tego szykują się także siły lewicowe. Kończy się okres bierności. Choć na chwilę obecną te procesy nie są jeszcze widoczne, na szczęście lub też na nieszczęście czekają nas burzliwe wydarzenia.
Nie tylko w Azerbejdżanie ale i w innych krajach, niejednoznaczną reakcję wywołało zburzenie cmentarza chrześcijańskiego, na którym od dwóch stuleci grzebano prawosławnych, grekokatolików, katolików i protestantów, pod pretekstem budowy drogi i wieżowców, a obecnie sprawa zbezczeszczenia szczątków 26 bakijskich komisarzy, zniszczenia pomnika i parku w centrum Baku oraz plan budowy na tym miejscu parkingu podziemnego. Jakie jest stanowisko partii lewicowych w tych sprawach?
Naszym oligarchom potrzebna był ziemia. Tak się złożyło, że była to ziemia, na której znajdował się cmentarz i miejsce pochówku 26 bakijskich komisarzy. Oni nie uznają świętości. Ale wandalizm pozostaje wandalizmem. Wszyscy ludzie uważający się za kulturalnych mogą mieć tylko jedno zdanie na temat takich przestępstw — zdecydowane potępienie. Oligarchowie zaczęli prowadzić działania propagandowe, deprymujące pamięć 26 bakijskich komisarzy, lecz w ciągu paru dni zostali zmuszeni do ich zaprzestania.
Z początku samowolę oligarchów potępiło niewielkie grono przedstawicieli inteligencji, po cichu jednak potępiała ją większość z nich. Dla inteligencji była to aż nadto śmiała reakcja. Mało kto ośmielił się otwarcie wspierać dążenia oligarchów.
Działania te potępiła także lewica, która otwarcie i głośno zajęła stanowisko w sprawie. Głosy niezadowolenia doszły również za granicę. Jest to swoisty przykład społecznego ożywienia.
Obecnie na Zachodzie pojawiają się obawy przed tak zwanym czynnikiem islamskim. W związku z tym rodzi się pytanie, czy możliwy jest w Azerbejdżanie wzrost nastrojów proislamskich albo dojście do władzy fundamentalistów? Czy prawdą jest, że miasto Nardaran, znajdujące się na północnym wybrzeżu Półwyspu Apszerońskiego, stało się ośrodkiem odrodzenia islamskiego i umocnienia ortodoksyjnego szyizmu?
Niedawno na całym świecie została przeprowadzona ankieta na temat stosunku do religii. Okazało się, że Azerbejdżan został zaliczony do pięciu najmniej religijnych krajów świata. W zasadzie Azerbejdżan zawsze taki był, więc żaden wzrost ekstremizmu religijnego nie ma miejsca. Sam szyizm jest umiarkowanym nurtem w islamie. Za przykład może posłużyć nam współczesny Iran, w którym panuje szyizm. Kraj ten jest znacznie mniej „ekstremistyczny”, niż wiele innych monarchii arabskich, nie wspominając już o Afganistanie.
Zachowania mieszkańców Nardaranu podyktowane są nie tyle pobudkami religijnymi, ile gospodarczymi. Ich potrzeby to wzmocnienie stosunków z Iranem i Rosją oraz odżegnanie się od jednostronnej orientacji na Zachód. Są one w pełni zrozumiałe. Z Iranem jesteśmy związani wielowiekową historią, z Rosją — ścisłą współpracą gospodarczą i życiem w jednym kraju na przestrzeni dwóch stuleci. Nawet teraz w Rosji i innych krajach WNP Azerbejdżanin ma, jak to się obecnie zwykło mawiać, bardziej komfortowe życie, niż w innych krajach.
W chwili, kiedy przygotowywaliśmy nasz materiał do publikacji, zaostrzyła się sytuacja polityczna w Mołdawii, Gruzji, na Ukrainie i w Tajlandii. Choć na pierwszy rzut oka wydarzenia w poszczególnych krajach wydają się mieć to samo tło, u podstaw leżą różne przyczyny, wynikające z działania odmiennych sił geopolitycznych. Jak Pan to ocenia?
Wydarzenia, mające miejsce w wymienionych przez Pana krajach, są dowodem na to, że demokratyczne wybory same w sobie nie są potrzebne. Potrzebne są jedynie rezultaty. Jeśli ich nie ma, to wówczas robi się wszystko, aby zmienić sytuację. Kiedy w Palestynie władzę przejął Hamas, który sformułował ustawodawstwo i wyraził gotowość do negocjacji, wówczas zaczęto go obwiniać o ekstremizm i żądać uznania zwierzchnictwa Izraela. Dziś u władzy stoi równie ekstremistyczny Likud, który nie uznaje państwa palestyńskiego. Ale jakoś nie wymaga się od niego tego, czego żądano od Hamasu.
Obecnie bardzo popularnym stało się wyrażenie „podwójne standardy”, które bardzo mi się nie podoba. Według mnie coś takiego jak standardy nie istnieje i nigdy nie istniało. Są za to interesy. Najlepszym przykładem jest tu wspomniana wcześniej Mołdawia, w której odbyły się wybory parlamentarne. Jak wiadomo, komuniści działają na zachodnią demokrację jak czerwona płachta na byka. Nawet jeśli nie są to skrajni komuniści. Wyniki wyborów zostały w sposób legalny potwierdzone, w tym także przez UE. Jednak prozachodnia opozycja wystąpiła z protestem i zażądała powtórzenia wyborów. Nie doczekawszy się tego, podjęła próbę przewrotu — kolejnej pomarańczowej rewolucji, rozpędzając parlament i administrację prezydencką.
Nie ulega wątpliwości, że gdyby doszło do próby zbrojnego oporu, nastąpiłby przelew krwi i wystartowałaby ostra kampania antykomunistyczna. Tak się jednak nie stało. Opozycja odżegnuje się od tych ludzi, nazywając ich prowokatorami. Ale jednocześnie żąda uwolnienia tych „prowokatorów”. UE z kolei zwraca się do Woronina, aby ten współpracował z opozycją. Po co? Przecież wybory zostały uznane za legalne. Ciekawe wydarzenia mają miejsce na Ukrainie, w Gruzji i w Tajlandii, gdzie władze zostały postawione przed faktem ulicznych zamieszek, a właściwie przewrotu państwowego. Naród powstaje przeciwko władzy, która przestała już działać w sposób zachowawczy. Ludzie na ulicy są rozpędzani, a nawet rozstrzeliwani. Trudno przewidzieć, jaki będzie finał tych wydarzeń. Nastąpił rozłam, który coraz bardziej się pogłębia. Wcześniej takie powstanie niewątpliwie doprowadziłoby do wojny domowej, co i obecnie jest niewykluczone. Trudno jest mi mówić o sytuacji w Tajlandii, ale jeśli chodzi Ukrainę i Gruzję — te dwa państwa ewidentnie są na granicy rozpadu…
Czego Pan życzy naszym czytelnikom?
Obecnie pogłębia się kryzys międzynarodowy. I chociaż odpowiedzialni za to są Amerykanie, a dokładniej rzecz ujmując, monopolistyczny kapitał USA, ofiarą stał się świat, w tym także naród azerbejdżański. Kryzys pokazał, że klasycy marksizmu i tak zwani antyglobaliści mieli rację, ostrzegając świat przed podobnymi niebezpieczeństwami. Pora zdjąć różowe okulary, które upiększają kapitalizm. Jeśli nawet niektóre państwa żyją umiarkowanie dobrze, to „urodzaj” jest tylko tymczasowy i z całą pewnością zakończy się kryzysem, który nikogo nie oszczędzi. Pora wreszcie zrozumieć, że kapitalizm w ostatecznym rozrachunku przynosi tylko zło. Nigdy nie było i nie będzie kapitalizmu z ludzkim obliczem!
Sejran Wielijew
Aleksandr Sztelmach
[1] Komunistyczna Partia Azerbejdżanu (azer. Az?rbaycan Kommunist Partiyasi) powstała w roku 1993, dwa lata po rozwiązaniu partii pod tą samą nazwą, istniejącej w latach 1920-1991. Po kolejnych rozłamach nowej KPA można wskazać cztery główne organizacje potomne: KPA nieżyjącego już Ramiza Ahmedowa (oficjalnie zarejestrowana), KPA-2 Firudina Hasanowa (1996) oraz dwie partie używające nazwy Zjednoczona Komunistyczna Partia Azerbejdżanu (azer. Az?rbaycan Vahid Kommunist Partiyasi) — Sajada Sajadowa (ZKPA-1; oficjalnie zarejestrowana) i Musy Tuganowa (ZKPA-2 — obie 1997). Z KPA wywodzi się także wspominana w wywiadzie Komunistyczna Partia Azerbejdżanu (Platforma Marksistowsko-Leninowska) pod wodzą Telmana Nurullajewa (2000) — przyp. red.
[2] 14-26 lutego 1956 roku — przyp. red.
[3] Zob. przypis 1.
[4] Ramiz Ahmedow stał na czele KPA do śmierci w roku 2007 — przyp. red.
[5] Mir Dżafar Bagirow sprawował funkcję pierwszego sekretarza KPA w latach 1933-1953 — przyp. red.
[6] Zob. przypis 1.
[7] Wiceminister obrony Azerbejdżanu i dowódca sił lotniczych tego kraju generał Rail Rzajew został zastrzelony w centrum Baku 11 lutego 2009 roku — przyp. red.
[8] W referendum, które odbyło się 18 marca 2009 roku, przegłosowano przyjęcie wszystkich 29 poprawek do konstytucji, w tym zniesienie limitu liczby kadencji prezydenckich — przyp. red.
Kultura Enter
2009/05 nr 10