Strona główna/Świt na kolonialnych ruinach

Świt na kolonialnych ruinach

Współczesne kino białoruskie to tajemnica. Niezależnie od tego, że twórcy białoruscy robią dobre filmy, w Białorusi większość ludzi jest przekonana, że białoruskie kino nie istnieje.

Współczesne kino białoruskie to tajemnica. Niewielu o nim słyszało, a jeszcze mniej – widziało. Nawet w samym państwie wielu ludzi jest pewnych, że białoruskie kino dziś nie istnieje. Mimo, że istnieją dobre białoruskie filmy – w tym też z niekiepskim potencjałem komercyjnym – widzów jednak prawie nie ma.

Oddziały niezależnych studiów, które powstawały na początku lat 90., zniknęły; te nieliczne, które pozostały – nie odgrywają żadnej roli. Filmy produkuje główne studio filmowe Biełarusfilm, które utrzymuje się z państwowych dotacji. Od lat 90. istnieje Białoruskie Wideocentrum – wizytówka Ministerstwa Kultury.

Dystrybucja w państwie ulegała komercjalizacji i opiera się na rosyjskich kompaniach, które dostarczają najnowsze filmy hollywoodzkie. Białoruskie studia filmowe istnieją jednak poza granicami współczesnej gospodarki, chociaż wynajmują rosyjskim twórcom seriali swoje własne pawilony. Widzami nie przejmuje się nikt, oprócz reżyserów, co wywołuje podejrzenia urzędników. Białoruskie studia filmowe to odzwierciedlenie państwa, które zatrzymało się w czasie; ważne są nie dystrybucja czy artystyczne wartości filmów, a biurokratyczne „przyznawanie środków budżetowych”, za którymi idzie kontrola artystów.

Bez względu na niesprzyjające warunki, wciąż jednak kręci się filmy. Interesująca wydaje się konfrontacja „wzorcowych”, oficjalnych obrazów z zagonioną do podziemi białoruską kulturą, która w pełni objawiła się w kinematografii.

Ostra walka. Trzy kierunki w białoruskim kinie

Pierwszy kierunek ukazuje Białoruś jako zachodnioeuropejską prowincję. Większość filmów powstała we wczesnym okresie władzy Łukaszenki. Pokazowe filmy znienawidzonego propagandysty Juryja Azaronka („Nienawiść: dzieci kłamstwa” (1995); programy telewizyjne „Tajemnicze sprężyny polityki” (2001), „Konspirologia” (2005), „Wojna duchowa” (2006). Od roku 2001 jednak „zachodnioruska” estetyka ulega mumifikacji. Za jej ostatni przejaw można uważać film Państwa Związkowego Rosji i Białorusi „Twierdza brzeska” (2010), który należy do kina rosyjskiego.

Działalność drugiego kierunku odbywa się w umownym miejscu. Zrozumienie, jakie to państwo – jest niemożliwe. Takie „bezdomne” historie pasowałyby do awangardowych eksperymentów, animowanych przypowieści, ale w czasach autorytarnych filmy nabrały bezkonfliktowości, tak jak w ostatnich latach stalinizmu.

W końcu ostatni kierunek, który nabiera mocy, to kierunek białoruskocentryczny.

Zachodnioruski kierunek, warsploitation, trash­‑official

Nastanie epoki łukaszenkowskiej odznaczone zostało obrazem „Syn za ojca” z 1995 roku. Reżyserem tego „zachodnioruskiego” filmu był aktor – Mikałaj Jaromienka Młodszy. Sam również zagrał w filmie i obsadził w nim także swojego ojca. Jaromienka Starszy zagrał chirurga, któremu na różne sposoby dokuczają biznesmeni­‑bandyci. Dogadał się z synem i znajomymi chłopami, którzy zawsze mają zakopaną broń i bohaterowie rozbili do szczętu biznesową szajkę, której przywódcą był złodziej, podejrzanie podobny do lidera BNF – Zianona Paźniaka.

Temat „słabych demokratów” kontynuował zacofano­‑ospały melodramat Siarhieja Syczowa „Dopóki żyjemy” z 2008 roku. Była komsomołka po „tragicznym rozpadzie Związku Radzieckiego” stała się „ideologicznie zaangażowana”. Była zakochana w koledze­‑renegacie, który sprzeniewierzył się zasadom, spalając komsomolską legitymację. Cnotliwa bohaterka z ochotą i uporem żyje z pieniędzy tego demokraty­‑biznesmena, ale oddaje się mu dopiero wtedy, kiedy ten traci pieniądze.

Apogeum kierunku zachodniobiałoruskiego jest „W sierpniu ‘44” Michaiła Ptaszuka na podstawie powieści Władimira Bogomołowa „Chwila prawdy”. Film został nakręcony w 2001 roku z udziałem rosyjskich aktorów i z wojennym rozmachem (budżet studia filmowego został wyczerpany). Film wyróżnia się spójną grą wybitnych artystów i umiejętną reżyserią, która co prawda nie wychodzi poza granice lat 70. XX wieku. Zgodnie z treścią filmu, w sierpniu 1944 roku, grupa wywiadowców NKWD szuka niemieckich agentów, którzy wysyłają zaszyfrowane informacje z terytorium wyzwolonej Białorusi. W filmie Polacy są podejrzanymi obcymi, Białorusini – ni to, ni tamto i jedynie rosyjscy agenci z Łubianki są w porządku.

Studio filmowe uparcie kontynuowało produkcję filmów militarnych. Ich tematyka była neostalinowska: najlepszymi bohaterami byli KGB­‑iści i bezlitośni wojownicy. Białoruska warsploitation – to eksploatacyjne filmy bardzo wątpliwej jakości, które do cna przeżuwają temat wojny, nie zwracając uwagi na sprzeciw widzów.

Nieletni truciciele, wynajęci przez gestapo, przewerbowują się do NKWD. Histeryczna czekistka w galowym uniformie jako główna bohaterka („Ojczyzna albo śmierć” (2007) Ały Krynicyny). Bohaterka bohaterskiej obrony Mohylewa („Granica na Dnieprze” (2009) bohatersko kocha grzebać się w ranach postrzałowych, rozważając szczęście rodzinne. A kobiety z filmu Piotra Krywastanenki „Jeszcze o wojnie” (2004) noszą futro na gołym ciele.

Trash­‑officjalne filmy o tematyce stalinowskiej są nieznośnie nudne. Ale uczniowie, zapędzeni na film „Tarcza ojczyzny” (2007) byli wdzięczni nauczycielom: fabuła opowiadająca o zachodnich szpiegach, którzy osłabiają zdolność bojową współczesnej Białorusi, zawiera wielką scenę erotyczną.

Na miano najgorszego filmu eksplorującego tematykę wojenną pretenduje „Głęboki przepływ” (2005), ale ciężko mu przebić film Juryja Biarżyckiego „Zadanie dla was” (2004). Film o faszystowskich panach – dywersantach i dobrych KGB­‑istach okazał się na tyle kiepski, że nie spodobał się nawet grafomanowi Mikołajowi Czarhińcowi, na podstawie książki którego został nakręcony.

Film Iwana Pawłowa „Świeżyzna z salutem” to trash­‑officjalna komedia filmowa. Kiedy ukazywała się w 2001 roku, reklamowano ją jako film w języku białoruskim. Historia chłopów, którzy postanowili zarżnąć prosiaka – spięte, niedowcipne etnograficzne getto, dozwolone w łukaszenkowskiej Białorusi.

Kino bez miejsca

Inna komedia Pawłowa „Na plecach czarnego kota” (2008) należy raczej do drugiego, bezkonfliktowego umownego kierunku. To żartobliwie­‑marazmatyczna witryna łukaszenkowskiego glamour. W filmie występują dwaj chuligańscy stalinistyczni dziadowie, którzy wygrywają na loterii i postanawiają zaszaleć w Mińsku pod opieką dwóch aniołów. Cechą charakterystyczną filmu jest sterylna czystość, język rosyjski na wsiach i nawiązania do „dobrego cara”. Młodzi zazdroszczą dziadom fartu i razem z nimi śpiewają stare wojenne pieśni. Do rosyjskiego śpiewaka Pilipa Kirkorowa, który zagrał samego siebie, zatelefonowano osobiście z administracji prezydenta i poproszono o występ w filmie. А główną rolę dziecięcą zagrała wnuczka dyktatora – Wika Łukaszenka.

W melodramacie „Przewodnik” Alaksandra Jafremawa o niewidomej i zakochanym w niej niedorozwiniętym, brak jest jakichkolwiek cech, mogących wskazywać na miejsce, gdzie się wszystko odbywa. Konflikty w filmie, wbrew intencjom scenarzysty Alaksandra Kaczana, są przygaszone. Panuje tu szczęśliwy optymizm, natchniona walka najlepszego z lepszym.

W zimnym dramacie „Inside” (2009) Renaty Gryckowej konflikty są już pokazane, gra aktorska – głównie dzięki Bogdanowi Stupkowi – jest wyrazistsza i żywa. Ale jest to film o kazirodztwie glamour – i bez żadnych nawiązań geograficznych.

Awangardowe eksperymenty kobiet dobrze czują się na umownym terytorium. Nakręcony przez Karynę Ancipienkę w 2000 roku film „Zewnętrzne. Odwrotne” to monolog przelęknionej kobiecej podświadomości, oparty na soczyście brzmiących detalach z maskami­‑makijażami; obraz dotkliwy, ostry, jak miłośnie zrośnięte kaktusy i pieszczotliwe kocięta z lwim rykiem. Film, który zgłębia kobiece strachy, wywołał nieadekwatną reakcję niektórych widzów, którzy głośno zażądali, by „zobaczyć film w trumnie razem z autorką”. Za to został on zauważony na międzynarodowym festiwalu filmowym w Kanadzie, który odbywał się pod egidą ONZ.

Fantastyczne i bajkowe tematy to osobne królestwo. Film „Upadek w górę” (1998) Aleny Trafimienki o chorym chłopcu, który ucieka do własnych marzeń, był udoskonalony autorskimi intencjami i dość nieznaczącym scenariuszem, chociaż należy podkreślić muzykę Uładzimiera Kandrusiewicza.

Dzieło Aleny Turawej „Noworoczne przygody w lipcu” (2008) również miało nadzwyczaj luźny i bardzo archaiczny charakter. Ale przygody dzieci w przestrzeni komputerowej były zabarwione nowymi dla Białorusi efektami specjalnymi. A tegoroczny obraz Turawej (nawiasem mówiąc córki białoruskiego klasyka Wiktara Turawa) „Rydz w Krainie Czarów”, niezależnie od niedociągnięć scenariusza – jest wspaniałą bajką o krainie Niedali, do której można trafić ze zwykłej mińskiej biblioteki.

W Niedali zły książę Mortis zdobył władzę i zaczarował wszystkie lusterka tak, aby ludzie patrzący w nie, zmieniali się w cienie. Krainę uratować może jedynie królewna dziedziczka, będąca jednocześnie swawolną białoruską uczennicą, która udaje się w niebezpieczną drogę. Przestrzenie Niedali spustoszone są złem i wypełnione fantomami, które witają swoją królewnę i rymują się ze sterylnymi, filmowymi ulicami autorytarnego Mińska. Sobowtóry i bliźnięta, portrety i ożywione cienie, dziwne metamorfozy w królestwie luster i odbić zaostrzają problem białoruskiej tożsamości. Tak, jak bohaterowie, kraina zawisła między dwoma światami.

Współczesna animacja białoruska to uosobiona metafizyka z dziecięcymi obrazami i czarującymi barwami. Opiera się ona na artystach, których system nie zauważa, ale i nie przeszkadza im za bardzo w pracy.

Iryna Kadziukowa stworzyła cykl „Opowiadań świątecznych”. „Wigilijne” (1994), „Dziewczynka z zapałkami” (1996), „Dziwna kolacja w Wigilię” (1999), „Przypowieść o Bożym Narodzeniu” (2000) opierają się na bajkach i historiach Saszy Czornego, Andersena – i z powodzeniem są rozpowszechniane w ośrodkach prawosławnych. Ale tych przedziwnych pod względem artyzmu rzemieślniczego i przesiąkniętych miłością filmów rysunkowych w telewizji się raczej nie zobaczy. „Siostra i brat” (2002) to bajka z paradoksalnym wykorzystaniem współczesnych cytatów, a „Legenda o Lady Godivie” (2004) wywoływała zachwyt widzów na festiwalach filmowych.

Filmy z wielkimi (jak na Białoruś) budżetami przynoszą odwrotny skutek – wywołują czujną cenzurę urzędniczą, co prowadzi do zgubnych efektów estetycznych. W taki sposób film „Anastazja Słucka” (2003) wziął pod osobistą kontrolę Aleksander Łukaszenka. Film o księżnej, która broniła Słuck przed Tatarami stał się niezgrabną konstrukcją ideologiczną, z niedorzecznie wydłużonymi nagimi scenami.

Ekstatyczne reakcje, walka najlepszego z lepszym, dekoracje, pozbawione Pogoni (urzędnicy pilnowali, by historyczna symbolika nigdzie się nie trafiła) podnoszą film do rangi obrazu umownie bezkonfliktowego. Konflikty, jeśli nawet mogą występować, to tylko ze złą szlachtą, która pragnie „przywilejów”, lub z zewnętrznymi agresorami (przyciągniętymi przez szlachtę). Główni bohaterowie jednak pozostają razem z masą narodową, jednogłośnie jednoczą się wokół mądrej władzy monarszej. Rządy autorytarne znają tylko zgodę.

Białoruskie misteria atakują

Fałszywemu trash­‑official i bezkonfliktowej „bezdomności” wypowiedział wojnę Andrej Kudzinienka. Uczeń Turawa – Andrej Kudzinienka rozpoczynał od eksperymentalnych przemontowanych „Snów Walentyna Winogradowa” (1998) poświęconych wyklętemu w Białorusi twórcy białoruskiej awangardy kinematografii.

Przemontowana „Planeta XX”, nakręcona – tak jak i „Sny” – w Białoruskim Wideocentrum na początku XXI wieku, wywoływała już ostre rozdrażnienie. Historię o tym, że ludzie się bawią – i na tych zabawach minął XX wiek – obwiniano o „propagandę faszyzmu i pacyfizmu” jednocześnie. Poetycka „Planeta XX” została odłożona na półkę i nigdzie i nigdy nie była wyświetlana.

Dyskutując z patetyczno­‑budżetową taśmą Ptaszuka, Kudzinienka razem z przyjaciółmi przedstawił pierwszą misteryjną nowelę pod tytułem „Adam i Ewa”. Przedstawiony w niej został moskiewski odważny wojak Sztyrkin wprowadza białoruskiego chłopca Adama do partyzantki, ten jednak trafia do więzienia do polskiej nimfomanki Ewy (warto zaznaczyć, że Ewę zagrała Światłana Zielankouska, która w „Anastazji Słuckiej” grała główną bohaterkę).

Egzystencjalno­‑ironiczna nowela spodobała się w Rotterdamie i Kudzinienka otrzymał pieniądze na ciąg dalszy. Według scenariusza Alaksandra Kaczana, Kudzinienka nakręcił w prywatnym studiu „Nawigator” pełnometrażowy film cyfrowy „Okupacja. Misteria” (2003), który składa się z trzech połączonych nowel. W noweli „Matka”, która pojawia się tuż po „Adamie i Ewie”, niema, białoruska dziewczynka karmi zranionego niemieckiego żołnierza swoim mlekiem. A w opowieści „Ojciec” chłopczyk, myśląc, że przyszedł do niego ojciec, wydaje matkę i ojczyma partyzantom, którzy przybyli, by się zemścić. W filmie bohaterowie wspominają Lubow Orłową i Marlenę Dietrich, zaskakująco i ironicznie przeplatają się narodowości i języki, a o kinie białoruskim dyskutują policjanci. Aby podniecić ogień, w prologu dzieła Kudzinienka i Kaczan stwierdzają, że Białorusini uzyskali własne państwo, ale ich samych już nie ma.

Wybuchł straszny skandal. Początkowo film uzyskał licencję na wynajem, a potem od razu ją cofnięto – za skażenie „prawdziwej prawdy o wojnie” i „negatywny wpływ na dorastające pokolenie”. A kiedy film pojechał na moskiewski festiwal, w ślad za nim trafiły oburzone listy od weteranów. Na cyfrowych płytach, które były produkowane w Moskwie, pogrubioną czcionką napisano: „Zabroniony w Białorusi”. Film trafił nawet do Tajwanu, kopie „Okupacji” na czarnym rynku białoruskim rozchodziły się jak świeże bułeczki. Samemu Kudzinience dano do zrozumienia, że kręcić filmów w Białorusi nie może.

Reżyser z przymusu pracował w Moskwie, ale nieoczekiwanie znów zaproszono go do Biełarusfilmu, aby nakręcił planowany horror. Rozpoczął się najbardziej interesujący etap współczesnego kina białoruskiego.

Trzy K

Od 2008 roku do Biełarusfilmu wrócili wyróżniający się reżyserzy filmów fabularnych: Andrej Kudzinienka, Aleksandar Kołbyszau i Alaksandar Kananowicz, którzy rozpoczęli swoje własne projekty.

Paradoksalnie najbardziej probiałoruski film, jaki powstał w czasach łukaszenkowskich wspierał dyrektor studia filmowego Uładzimier Zamiatalin, który wsławił się organizacją haniebnego referendum z 1995 roku. Dla filmu „Wilki” Alaksandra Kołbyszszaua napisał nawet finalną modlitwę, która rozbrzmiewa za kadrem.

Aleksandar Kołbyszau jest bardziej znany jako aktor. „Wilki” (2009) to jego pełnometrażowy debiut. Jest to film antytotalitarny: więzień ucieka z pociągu jadącego na Syberię do rodzinnej wsi i polują na niego. Jedni chłopi chcą go wydać, a drudzy mu pomagają. Treść przypomina Bykowowską „Obławę”, jednak film nakręcony został na podstawie opowiadania Alaksandra Czakmianiowa, które przez 50 lat było zakazane. Kołbyszau doskonale współpracuje z aktorami. Chłodno­‑akademicki film, w kolorach popielato­‑szarych z elementami czerwieni, kontynuuje antystalinowskie tradycje lat 90.

Histeryczna komedia „That’s fantastic” Alaksandra Kananowicza, ucznia Ptaszuka, nie okazała się tak spójna. To rozbabrany film w zgniło­‑świńskich kolorach (w filmie regulowano dostarczoną do studia korektę kolorystyczną) o chłopcu z czerwonymi włosami, który wyhodował drzewo pieniężne. Za bohaterem biegają gangsterzy z lewatywą, dyrektorka więzienia i zakochana w nieboraku dziewczyna.

Choć w filmie zabrakło reżyserskiej rozwagi, to jest on znaczący jako odejście od ideologiczno­‑tandetnych schematów i jako wolne chuligaństwo. Kananowicz ma dość wyraźny potencjał: jego dyplomowa komedia filmowa „Kolor miłości” o panu młodym, który stał się zielony, a potem niebieski – to wspaniały śmiech miejskich placów z plotkarkami, latającymi krowami, folwarkiem i orkiestrą Lawona Wolskiego (w filmie – muzyka żydowskiego).

W końcu „Masakra” Andreja Kudzinienki to wymyślony przez reżysera nowy gatunek ziemniaczanego horroru, w którym strach, śmiech i seksualność występują w barwach białoruskich. Film powstał na motywach „Lokisa” Prospera Mérimée; scenariusz napisał Alaksandar Kaczan. Akcja filmu odbywa się w Białorusi po klęsce powstania Kostusia Kalinowskiego. Do hrabiego Pazurkiewicza, by ocenić bibliotekę, udaje się awanturnik Kazancau, który zamiast wypełniać swą misję, zajmuje się podrywaniem hrabiowskiej niewiasty. Jednak hrabia jest niedźwiedziem – odmieńcem i wszyscy goście kiepsko kończą.

„Masakra” jest filmem antykolonialnym z typową dla Kudzinienki zabawą słowną: język białoruski, polski, rosyjski. Dekadenckie, słomiane dekoracje Artura Klinaua, dowcipna encyklopedia zabójstw filmowych. Jest to białoruski „eurohorror”.

Diamentowe czasy filmu dokumentalnego

Współczesność to diamentowe czasy białoruskiego filmu dokumentalnego, który prawdopodobnie już się kończy. Szerszej publiczności lepiej jest znany publicystyczno­‑dowcipny „Zwyczajny prezydent” Juryja Chaszczawackiego z pociesznym głównym bohaterem, ale białoruski film dokumentalny w większej mierze koncentruje się nie na wydarzeniach, a na egzystencji. Na wieczności złowionej przez znikający pobyt na przełomie epok.

Wieczność ta przedstawiona jest w filmie Michaiła Żdanouskiego „We wszystkie dni” (2008) – o malarzu, który tworzy obrazy na kamieniach i stawia krzyże w Kuropatach – miejscu zbrodni stalinowskich. Jest i w egzystencjalnym rozpadzie przedstawionym w „Badaniu lekarskim” (1997) Siarhieja Gaławieckiego, który opowiada o starcach mieszkających w strefie czarnobylskiej.

Liderami białoruskiej dokumentalistyki są dziś Wiktar Aśluk i Halina Adamowicz. Po nakręceniu filmów „Żyjemy na krawędzi” i „Koło” Wiktar Aśluk został przyjęty do Europejskiej Akademii Filmowej. Na „krawędzi” żyją chłopi i ich krowy, których mieszczanie co i raz przeganiają w inny brzeg. Wioska jest podmywana przez Niemen; odchodzi stare życie. Ludzie z filmu przypominają jednocześnie renesansowych starców – kolorowymi szatami – i postacie Kusturicy – zachowaniem. Jednak film „Żyjemy na krawędzi” to nie przedstawienie a dokument. Przenikliwy, melancholijny cień (zapewne ostatni) wioski, która znika.

W trylogii „Boże mój”, „Nawyk”, „Męska sprawa” Halina Adamowicz zgłębia duchowe aspekty codzienności. Bohaterami są: wiejska artystka, która rzeźbi figurę Matki Boskiej, wielodzietna rodzina i muzycy ze swoją misją.

Białoruskie kino na progu zmian

Inicjatywy pojawiają się znikąd. Rekwizytorzy Biełarusfilmu Ihar Asmałouski i Siarhiej Siamionau za własne pieniądze nakręcili w 2009 roku tragikomiczny film krótkometrażowy „Prowincjusz”. Główna piękność wiejska, zmuszona do hodowli świń, marzy, by wyrwać się z prowincji i koresponduje z zamożnym Niemcem, mając prócz niego jeszcze dwóch panów młodych.

Grupa anarchistów „Nowinki” cieszy widzów podziemnymi filmami dotyczącymi aktualnych wydarzeń politycznych: „Przypadek pacana” (2001), „Good bye, baćka” (2006). „Nowinki” opracowują komiksy filmowe.

Stopniowo zwiększa swoje wpływy „Magnificat” – Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Programów Chrześcijańskich. Kuzyn festiwalu w Niepokalanowie, odbędzie się w kraju już po raz siódmy. Nawet festiwal „Listopad”, który przez długi czas był słabą imprezą rosyjskich emerytów filmowych, przemówił europejskim głosem.

Niedawno Andrej Kudzinienka zaproponował studiu ekranizację „Szlachcica Zawalni”. W scenariuszu, napisanym przez Artura Klinaua, „dostojewskie” demony kuszą głównego bohatera koszmarami pochodzącymi od Jana Barszczewskiego. Pod koniec filmu bohater zabija Aleksandra II – cara. Projekt został szybciutko zamrożony. W taki zatem sposób w Białorusi kino i rzeczywistość idą w parze.

Andrej Rasiński