Strona główna/SZKICE. Kultura i dyplomacja

SZKICE. Kultura i dyplomacja

SZKICE. Kultura i dyplomacja
Andrzej Jaroszyński

Polska nie będąc potęgą ekonomiczną, polityczną czy militarną, ale mając wyraźne aspiracje  musi odwoływać się do własnych instrumentów wspierających działania polityczne na arenie międzynarodowej. Jednym z takich narzędzi jest m.in. Polonia, drugim kultura. Odłóżmy na razie temat Polonii. Natomiast promocja polskiej kultury na świecie  staje się kłopotliwym i trudnym zadaniem.

Jest paradoksem (a może prawidłowością), że w latach zimnej wojny – okresie rozwoju dyplomacji kulturalnej,  polska sztuka, szczególnie wysoka i współczesna,  przeżywała swoje świetne czasy. Szczególnie na Zachodzie polscy poeci (Miłosz, Szymborska, Herbert), twórcy teatru (Grotowski, Kantor, Tomaszewski), muzyki (Lutosławski, Penderecki) i filmu (Wajda, Kieślowski, Polański) sprawiali, że stopniowo kraj nad Wisłą przestawał być „krajem na księżycu”. Pozytywny, a nieraz entuzjastyczny odbiór polskich osiągnięć miał miejsce obok lub w opozycji do działalności wizerunkowej placówek dyplomatycznych i instytutów kultury okresu PRL-u. Charakterystycznym był fakt, że literacką nagrodę Nobla otrzymał attaché kulturalny Ambasady RP w Waszyngtonie, który ją opuścił i otrzymał azyl polityczny, a jego utwory były zakazane w jego rodzimym kraju. Obsypany międzynarodowymi nagrodami Człowiek z marmuru był dokumentacją wydarzeń prowadzących do narodzin „Solidarności” i ideowo-artystycznym wyrazem tego ruchu.  Zbiegły się wówczas dwa elementy: przełomowy charakter polskich zrywów oraz innowacyjność i oryginalność polskich artystów łączących opozycyjne doświadczenia lokalne z uniwersalną, a nieraz awangardową formą i oryginalnym przesłaniem.

Nowa Polska i jej twórcy mają  w tym obszarze oczywiste kłopoty. Rzeczpospolita Polska stawała się po „jesieni ludów 1989 roku” krajem sukcesu na drodze ku normalności. Świat bardziej się interesował naszymi danymi ekonomicznymi i oznakami stabilizacji politycznej niż „dniami świra” czy musicalem „metro”. Stąd też nawet polityczne zawieruchy wewnętrzne nie wzbudzały większej uwagi. Z drugiej strony, od lat 90. nie pojawiły się wielkie nazwiska ani przełomowe prądy w polskiej kulturze, która przeżywała okres niekiedy bezrefleksyjnego naśladownictwa nowości Zachodu oraz uzupełniała braki w działaniach kultury masowej, biesiadno-plebejskiej. Natomiast ambitni twórcy omijali wielkie tematy skupiając uwagę na indywidualnych obsesjach, obszarach przedtem obyczajowo zakazanych lub wspierając nowe ruchy feministyczne, środowiskowe itp. Nie było więc i też nie ma obecnie ani kim, ani czym się specjalnie chwalić poza kilkoma wykonawcami i odświeżaniem dotychczasowego dorobku. Z trzeciej strony, na skutek rosnącej globalizacji występuje powszechna „de-nacjonalizacja” kultur lokalnych połączona z rosnącą amerykanizacją występującą często pod nazwą globalnej kultury masowej. Dla twórców miedzy Bugiem a Odrą katastrofalne także okazały się procesy zniwelowania różnic między kulturą wysoką a masową z jednoczesną marginalizacją uprzednio uprzywilejowanych twórców awangardowych, ambitnych, czyli o charakterze elitarnym. Niestety niewielu polskich współczesnych autorów spotkało się z dłuższym i głębszym zainteresowaniem klienteli zagranicznej. Wraz ze zniknięciem polskiej specyfiki, owej „nierzeczywistości”, nowi twórcy muszą obecnie konkurować z podobnymi sobie zagranicznymi wytwórcami, których dzieła stanowią albo naśladownictwo, albo substytut modnych prądów dyktowanych w Nowym Jorku czy Londynie.

Szczęśliwe są placówki nieobarczone obowiązkami promowania kultury w siedzibach placówek. Można by zaryzykować stwierdzenie, że czym potężniejsze i bogatsze kraje, tym ich misje zagraniczne prowadzą skromniejszą  działalność. Państwa te mają nie tylko specjalnie do tego powołane instytucje (British Council, Goethe Institut, Instituto Cervantes, Instytuty Konfucjusza), lecz także liczne festiwale i imprezy międzynarodowe, a nade wszystko globalną obecność i popularność swoich produktów, szczególnie kultury masowej. Żartowałem nawet wobec moich amerykańskich kolegów – niestety bez skutku – że powinni mieć u siebie sekcję zwalczającą masową kulturę amerykańską. Na szczęście – dodawali – nie posiadamy w USA Ministerstwa Kultury.

Z moich doświadczeń pracy w dyplomacji wynikają trzy ogólne refleksje. Po pierwsze, należy organizować (a lepiej jeszcze inspirować)  duże wydarzenia razem z prestiżowymi instytucjami miejscowymi. Przykładem udanej współpracy może być wspaniała wystawa Land of the Winged Horsemen. Art in Poland 1572–1764 – wspólne działo attache kulturalnego Ambasady RP w Waszyngtonie oraz instytucji amerykańskich, notabene za ich pieniądze. Po drugie, podobne imprezy dobrze jest prezentować wspólnie z przedstawicielstwami innych państw, co podkreśla naszą otwartość na międzynarodową  współpracę oraz zmniejsza ich narodowo-propagandowy charakter. W Australii współorganizowaliśmy z ambasadą izraelską m.in. uroczysty koncert w Melbourne ku czci Ireny Sendlerowej. Po trzecie, czynić próby inicjowania imprez o cyklicznym, długotrwałym charakterze we współpracy z lokalnymi instytucjami. Dobrą ilustracją takich poczynań było zapoczątkowanie pierwszego międzynarodowego konkursu  muzyki Chopina w stolicy Australii, który odbywa się obecnie co dwa lata.

Na szczęście w ostatnich dekadach polskie placówki redukują liczbę imprez w wykonaniu drugorzędnych artystów i starają się wyjść poza siedziby dyplomatyczne. Jednocześnie polskie instytuty wypracowały nowoczesne instrumentarium menadżerskie i zdobyły uznanie wśród odbiorców zagranicznych, szczególnie pozapolonijnych.

Trzeba jednakże być świadomym dwóch spraw. Przede wszystkim nawet najlepsze metody i pieniądze nie zastąpią jakości oferty krajowej oraz prestiżu, jakim dany kraj cieszy się – i to w długim okresie – na arenie międzynarodowej. Wizerunku danego narodu nie da się budować za pomocą okolicznościowych, rocznicowych imprez, fajerwerków mody czy jednorazowych wydarzeń na potrzeby polityczne.

Poza tym nawet gdy dany kraj dostanie się do I ligi rozgrywek kultury i sztuki nie oznacza to automatycznie, że wzrośnie jego znaczenie polityczne i że z jego interesami inni aktorzy międzynarodowi będą się bardziej liczyć.

Rozwija się bowiem coraz większy rozłam między wpływami i siłą kultury a poparciem politycznym czy ideowym. Świetnym przykładem są Stany Zjednoczone. Ich wytwory kultury są wszechobecne i powszechnie naśladowane. Natomiast w większości społeczeństw (może poza Polską i Izraelem) polityczne postawy antyamerykańskie należą do równie popularnych. Młodzi ludzie na ulicach Paryża czy Oslo protestują przeciw USA ubrani w dżinsy, słuchając muzyki rockandrollowej, przeglądając Facebooka i często marząc o zobaczeniu Nowego Jorku czy Los Angeles. Jedynym krajem, który tradycyjnie sądzi, że jego dorobek kulturalny powinien liczyć się w świecie decyzji politycznych zagranicą jest Francja. Niestety, nie jest to przeświadczenie podzielane przez innych, w tym także francuskich sąsiadów.

Czy wobec tego dyplomacja kulturalna ma praktyczny sens? Tak, w budowaniu dobrej atmosfery, wzmacnianiu środków poza-politycznych, jednym słowem jako dodatek do głównego nurtu prowadzonego niezależnie przez Instytuty Kultury Polskiej oraz organizacje promocyjne działające w kraju, a nade wszystko agencje sprzedające produkty literatury i sztuki zależne od talentu twórców, a nie od ich narodowości.

Doświadczenie najnowszej historii pokazało bowiem, że na szczęście kultura najlepiej rozwija się  z dala od machiny urzędniczej i propagandowej, a jej instrumentalne traktowanie wychodzi na złe artystom i państwowym mecenasom.

Nie oznacza to, iż autentyczna kultura może istnieć bez wielkich nazwisk podejmujących wielkie wyzwania na pożytek samej sztuki i garstki entuzjastów, a czasami na pożytek całego ludu i jego zagranicznych przedstawicieli.

Andrzej Jaroszyński

Andrzej Jaroszyński – polski dyplomata, anglista. Był pracownikiem dydaktycznym na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (1970–1990). Pełnił funkcje: konsula generalnego RP w Chicago (1991–1992), radcy-ministra ambasady w Waszyngtonie (1994–1998), dyrektora Departamentu Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i  Departamentu Polityki Bezpieczeństwa MSZ (1998–2000), ambasadora w Oslo (2001–2005), dyrektora Departamentu Systemu Informacji MSZ, dyrektora Departamentu Ameryki MSZ, ambasadora w Canberze (2008–2013).

CZESŁAW MIŁOSZ – 1942, 21x30, 2018 (długopis). Piotr Łucjan dla Kultury Enter.

CZESŁAW MIŁOSZ – 1942, 21x30, 2018 (długopis). Piotr Łucjan dla Kultury Enter.

WISŁAWA SZYMBORSKA, 21x30, 2018 (długopis). Piotr Łucjan dla Kultury Enter.

WISŁAWA SZYMBORSKA, 21x30, 2018 (długopis). Piotr Łucjan dla Kultury Enter.