Strona główna/SZTUKA/BIAŁORUŚ. Na pierwszym planie i w podtekście

SZTUKA/BIAŁORUŚ. Na pierwszym planie i w podtekście

Magdalena Jankowska

Taka reakcja publiczności teatralnej nieczęsto się zdarza. A w Lublinie po, premierowym tu, pokazie spektaklu Najpiękniejszy Wschód…pamięć fotograficzna widownia długo trwała w emocjonalnym odrętwieniu. Ciszę i bezruch przerwało dopiero podziękowanie reżysera podrywające ją do braw na stojąco. Co w tym, zdawałoby się bardzo powściągliwym od strony formalnej, przedstawieniu Pawła Passiniego wzbudziło tak silny rezonans?

W trakcie około godzinnego wystąpienia jego główny wykonawca – łysy mężczyzna w średnim wieku – cały czas siedzi pośrodku sceny przed mikrofonem na statywie. Nad sobą ma metalowy abażur lampy do czytania. W zasięgu ręki obrotowy taboret z laptopem, kubek, paczkę papierosów, niedbale rzucony plecaczek. Otaczające go przedmioty stwarzają zarys własnej przestrzeni. Naznaczonej jednak tymczasowością, bo jak widać, prowizoryczne rozwiązania sprawiają, że mogło się stać miejscem, gdzie będą zachowane resztki dawnych przyzwyczajeń. Jak po osadzeniu w celi więziennej. Jak w kraju emigracji, o której decyzję podjęło się w jednej chwili. Jego  „strefę czasowego pobytu ” obejmuje równie metaforyczna rama. W głębi sceny rysują się zasieki z rozciągniętych między kulisami drutów, zza których widać ciasną klatkę ze skulonym wewnątrz niej człowiekiem. Pas sceny przed prowadzącym performans pokrywa patchwork z kalendarzy ściennych, takich do codziennego zrywania kartek. Ma ich być tyle, ilu uwięzionych opozycjonistów – teraz 1164, ale ich przecież z każdym dniem przybywa.

Zmicer Waynowski, fotograf z Białorusi, zaczyna od nawiązania kontaktu z polską publicznością. Odwołuje się do specyfiki języków, co będzie ważną grą w całym przedsięwzięciu. Zwłaszcza, gdy do moderowanie tego dialogu włączy się schowana poza sceną Irina Lappo. Lubelska teatrolożka, slawistka, tłumaczka oraz etnolingwistka, absolwentka polonistyki Uniwersytetu w Sankt-Petersburgu, dopytuje go o różne szczegóły lub wprowadza nowe wątki. Ona zwraca się po polsku, on odpowiada w swoim języku. Nad sceną pojawiają się tłumaczenia. Chwilami jednak wyświetlany tekst traci synchronię z padającymi kwestiami. Ale to nie przez błąd techniczny, jak się z czasem zaczynamy orientować, tylko po to, by odtworzyć sytuację, w której ludzie są zdani na odnalezienie w mowie etnicznego powinowactwa lub zdolności porozumiewania się ponad językiem.

Autor zdjęć wychodzący na scenę, by wyuczonym tekstem opowiadać o okolicznościach, w jakich powstały, ma autentyzm  „naturszczyka”. Przychylność wobec niego rośnie, kiedy się dowiadujemy, że za dokumentowanie fali protestów, jakie wybuchły w Białorusi po sfałszowaniu wyborów w 2020 roku, sam zapłacił wysoką cenę. Zatrzymywany przez OMON, spędził jakiś czas w więzieniu, a po wypuszczeniu był inwigilowany i przed kolejnym osadzeniem udało mu się uciec do Polski. Dzisiaj jest mieszkańcem Lublina, kimś bez możliwości powrotu do ojczyzny, dopóki władza się tam nie zmieni.

Tymczasem ekran nad sceną wypełniają zdjęcia z demonstracji, jakich w ciągu ostatnich lat było wiele –  „marsze niedzielne”, „ marsze kobiet”,  „marsze emerytów”. Obrazują różne fazy buntu. Najczęściej pokojowe oznaki obywatelskiego sprzeciwu. Ludzie z dziećmi. Młode kobiety niosące kwiaty. Ale są też momenty bezpośredniego starcia, kiedy poczucie bezradności wyzwala gniew i siłę, by stanąć naprzeciw uzbrojonych funkcjonariuszy. Taśma filmowa zatrzymała w kadrze także reakcję osób postronnych, zaledwie przyglądających się zajściom. Ograniczone do skali szarości obrazy rejestrują grozę i wzniosłość wydarzeń, oddając polityczną atmosferę wielkomiejskiej ulicy. Ale w reporterskim zapisie Waynowskiego, który brał w nich udział nie jako przedstawiciel prasy, tylko uczestnik, uwagę zwraca ich artystyczna wartość. Na jego zdjęciach dwie strony konfliktu – skontrastowane estetycznie znaki – samą różnicą dobrze oddają swoje moralne umocowanie. Budzą podziw i sympatię albo niechęć.

Performer wyjaśnia, dlaczego wówczas używał aparatu analogowego. Nie wynikało to z decyzji warsztatowych, wybór został podyktowany faktem, że urządzenia elektroniczne były mu wcześniej odbierane, gdyż białoruskim  „stróżom prawa” wydawały się niebezpieczne w przeciwieństwie do Pentaxa z lat osiemdziesiątych. Posługiwanie się sprzętem o ograniczonej ilości klatek wymagało bardzo selektywnego wyboru ujęć. Presja, by jak najlepiej wykorzystać te trzydzieści kilka możliwości wraz z ciśnieniem wydarzeń społeczno-politycznych dały w efekcie prace o wielkiej sile. Staroświecka technika światłoczułej kliszy sprawia, że odbitki w powiększeniu stają się skupiskami ziaren o różnym natężeniu czerni i bieli. Kropka przy kropce, jak suma jednostek, składających się na portret społeczeństwa.

Drugim ważnym tematem zdjęć stała się dla Waynowskiego opozycyjna działalność zespołu Teatru Akademickiego im. Janki Kupały. Kiedy aktorzy z Mińska zaprotestowali przeciw decyzjom nowej władzy, poskutkowało to zwolnieniem wszystkich niepokornych i to w chwili przygotowań do obchodów stulecia sceny. Zdecydowali się więc zejść do podziemia, kontynuując jednak pracę nad  „Tutejszymi” – dramatem patrona teatru. Próby odbywały się w nieczynnej hali fabrycznej OK16. Fotograf stał się wówczas świadkiem, jak zdegradowani artyści początkowo apatią reagują na urągające ich pozycji warunki, a z czasem znajdują w nich inspirację twórczą, która uruchamia potencjał grupy. Jak sztuka stawała się narzędziem zbiorowego oporu i wbrew wszystkim okolicznościom motywacją do życia.

Mimo, że zapis obiektywem układa się w przejmującą narrację, równie poruszającym kontrapunktem staje się opowiadanie fotografa o zdjęciu, którego nigdy nie zrobił. Nie zrobił, choć łzy w oczach dziewczyny i światło przenikające przez zakurzone okna były w niezwykłej koincydencji. Obiecywały mocny obraz cierpienia. Jak przyznaje, rozumiał jednak, że nietaktem byłoby wyciągnąć aparat w intymnym spotkaniu twarzą w twarz i nie zdecydował się jej pogwałcić.

Potencjał słów i obrazów wzmacnia wykonywana na żywo muzyka. Taka kuretela nad emocjami widzów to specjalność Passiniego. Przy instrumentach reżyser (gitara) i Daniel Słomiński (multiinstrumentalista). Dyskretnie zainstalowani na proscenium budują nastrój przekazu. Długie gitarowe frazy wywołują wzruszenie, krótkie ostre akordy napinają nerwy, jak sygnał alarmowy.

Waynowski podzielił się z nami swoją  „pamięcią fotograficzną” nie tylko w postaci odbitek, ale także poprzez ujawnienie bolesnych śladów w swojej psychice. Przy udziale Passiniego wrócił do tamtych wydarzeń, terapeutycznie je przepracowując, żeby dar kodowania w pamięci treści wizualnych, nie stał się przekleństwem wspomnień. W Najpiękniejszy Wschód… swoje zranienie mógł wpisać także reżyser, który doświadczył skierowanych przeciw sobie oskarżeń i protestów. Stąd jego domniemane wyczulenie na temat przemocy oraz współmierności winy i kary.

Spektakl był gotowy przed 24 lutego, kiedy Białoruś koncentrowała na sobie uwagę wydarzeniami na granicy szturmowanej przez ludzi, których władza i większość Polaków nie chciała u siebie, a tylko mała garstka spieszyła z pomocą. Ale dziś dzieją się stokroć gorsze rzeczy w Ukrainie. To z pewnością wpływa na odbiór przekazu. Milczenie po spektaklu – ta najbardziej z pożądanych przez ludzi sceny odpowiedź – była zapewne wyrazem uznania dla dzieła scenicznego. Jednak uniesienie widowni mogło się też brać ze zrodzonego poczucia solidarności, które białoruski artysta uruchomił, kończąc spektakl uniesieniem dłoni w znaku  „victorii”. Symbolu zwycięstwa, gdy świat zaczyna się układać w zbiór wrogich elementów oraz wolności i pokoju, znów tak bardzo przez nas cenionych. Dostaliśmy ukojenie dla skołatanych dusz. Przynajmniej na chwilę. To mogło przesłonić konsternację, czy się człowiek nie pogubił w przyswajaniu sygnałów. Bo przecież trzeba było oglądać zdjęcia, czytać wyświetlane napisy lub przedzierać się przez dźwięki obcego języka. Chciało się patrzeć na mówiącego ze sceny, a tu odruch kazał szukać osoby podejmującej z nim rozmowę. I jeszcze śledzić działania mima, którego gesty są w przesadnie symbolicznej relacji z opowieścią Waynowskiego. Dużo tego, wbrew pierwszemu wrażeniu.

Magdalena Jankowska

Produkcja

Nettheatre / Near East i Centrum Kultury w Lublinie

Najpiękniejszy Wschód… pamięć fotograficzna
reżyseria: Paweł Passini
scenografia: Aleksandra Konarska
wykonawcy: Zmicer Waynowski, Wojciech Kaproń, Irina Lappo, Paweł Passini, Daniel Słomiński, Aleksandra Konarska

premiera w Lublinie 8 maja 2022

 

Kultura Enter
19 maja 2022

Fot. Zdjęcia ze spektaklu dzięki uprzejmości Centrum Kultury w Lublinie.