Strona główna/UKRAINA. Mały Książę z planety Ziemia

UKRAINA. Mały Książę z planety Ziemia

Halina Surowiec
 

Dokładnie dwadzieścia lat temu, w zgoła innej rzeczywistości, jeszcze dalekiej od wojny, ale już naznaczonej trwogą i płonnymi nadziejami zwycięstwa Pomarańczowej Rewolucji, wołyński poeta i prozaik Wasyl Słapczuk opublikował swoją drugą powieść Samosiejki. Pozornie prosta opowieść, przepowiedziana po trzykroć przez członków jednej rodziny, którym niezmiennie asystuje w tle superwizor-Autor (nawiasem mówiąc, jest to typowy dla Słapczuka chwyt metatekstualny) zdaje się realizować tematycznie model powieści obyczajowej. Samosiejki to rzecz o rozpadzie więzi rodzinnych, o niekończących się „małych zbrodniach małżeńskich”, a ich kulminacją jest zdrada, której dopuszcza się jeden z głównych bohaterów, ojciec rodziny, mąż-pantoflarz swej żony, zięć-popychadło swych teściów, Stepan. Jak to jednak często w dobrych książkach bywa, pod pełnym ironii i czarnego humoru naskórkiem fabularnym o raczej przewidywalnej akcji kryje się gorzka refleksja o źródłach samotności i wszelkich nieszczęść współczesnego człowieka. Ta powieść, jeśli nie czytać jej dosłownie, jeśli spróbować spojrzeć „w głąb”, a nie „wzdłuż”, zdumiewa głęboką intuicją autora, który podobnie jak Astrid Lindgren w bezpiecznej przecież, bo neutralnej Szwecji czasów II Wojny Światowej, nieomylnie skupiała uwagę na tym, co najistotniejsze w obliczu zagrożenia militarnymi kataklizmami. Wybitna szwedzka (wówczas jeszcze przed debiutem) autorka literatury dla dzieci pisała wówczas: „Czyż miłość – miłość matki – nie jest tym, o co błaga cała ludzkość?” Po dekadzie, już jako rozchwytywana pisarka, powróciła do tej samej myśli, klarując ją jeszcze bardziej: „Dziecko, które nie czuje się kochane przez rodziców ani nie potrafi znaleźć innej osoby do kochania i bycia przez nią kochanym, dorasta w pojedynkę, stając się nieszczęśliwym i często niedojrzałym do miłości człowiekiem. To może zaszkodzić na całe dorosłe życie. Nie ma nic pewniejszego od tego, że losy świata ważą się w dziecinnych pokojach”1. 

Nie inaczej należy zinterpretować również stanowisko Wasyla Słapczuka, który – sam będący weteranem wojennym – umiał w roku 2004 uchwycić znaki czasu i potrzebę pisania o nadciągającym zagrożeniu wojną, za bohaterów obierając najzwyklejszą pod słońcem rodzinę z ich pospolitą codziennością. Niewątpliwie, losy dzisiejszego świata ważą się w pokojach dziecinnych, tak jak ważyły się dekady i stulecia temu. 

Słapczuk pozwala swoim bohaterom na snucie refleksyjnych monologów, bacznie zarazem pilnując, by nie przesłoniły one fabuły. Każdy z bohaterów-narratorów, nerwowo oglądający się na widmo Autora, wypowiada własną prawdę, sankcjonuje własną toksyczność, niczym kapryśna róża z planety Małego Księcia, boleśnie rani swego „ogrodnika” i wbrew swoim rzeczywistym potrzebom, skazuje siebie na niszczącą samotność. Skojarzenia „ogrodnicze” uzasadnia nie tylko intertekstualna gra z Małym Księciem, której ani razu pisarz wprost nie sygnalizuje. W licznych funkcjonalnych cytatach, którymi Słapczuk opatruje poszczególne części swej powieści, znaczący jest wymyślony cytat z (najpewniej również wymyślonego) Asyla Jakima: „Bóg był ogrodnikiem, a ludzi po dziś dzień można porównać do kwiatów, ale są to już samosiejki”. 

Wypada tu wytłumaczyć się z pewnej swawoli w przekładzie tytułu oryginału powieści. Gdyby pozostać ściśle wiernym brzmieniu ukraińskiego dzieła, należałoby zatytułować przekład na polski jako „Dzikie kwiaty”. Polszczyzna jednak stawia tu opór. Pojęcie „zdziczenia” niesie ze sobą zbyt jednoznaczne konotacje. Gdy stosuje się je podmiotowo, przenosi się również na ów podmiot – w tym przypadku toksycznych rodziców – współodpowiedzialność za proces, który jest w dużej mierze samoreplikacją złych wzorców. Bo czy z dumą, czy z goryczą każdy może powtórzyć za Thomasem S. Eliotem: „Wszystko zaczyna się od domu”… 2.

Wasyl Słapczuk zdołał napisać powieść daleką od moralizatorstwa, całkowicie pozbawioną unikalnych recept na wyjście z impasu osamotnienia. Narracja dziecka osadzona jest pośrodku, pomiędzy opowieściami ojca i matki, tak jak pośrodku – między młotem a kowadłem – znajduje się dziecko w trakcie konfliktu niedojrzałych, dysfunkcyjnych rodziców. Tylko że żaden z bohaterów nie mówi „własnym głosem”. Tak jak zbyt dojrzała, przefiltrowana przez klisze dorosłych, jest samoopowieść dziecka, tak też zdziecinniałe, unikowe bądź nastoletnio-konfrontacyjne są historie wypowiedziane przez dorosłych bohaterów. Nie wypada tu jednak winić wszechobecnego „Autora”, który, choć nie snuje narracji (jest bodaj jedynym milczącym bohaterem), to uwiarygadnia swoją figurą obserwatora historie bohaterów. Jeśli już należy formułować jakiś akt oskarżenia, to wobec zdehumanizowanego świata, wymuszającego na biednych dzieciach – tych małych, i tych, którzy okres dorastania mają już dawno za sobą – nieporadne i niszczące próby budowania własnego ego na humusie zdeptanych potrzeb najbliższych. Samosiejką jest bohater Słapczuka, chłopczyk, który w żadnym dorosłym nie znajduje oparcia na dobre i złe (zwłaszcza w tym „na złe”), chłopczyk, który zachował jeszcze w sobie zbawienną moc fantazjowania i odwagę dystansowania się od rzeczywistości poprzez ucieczkę w świat wyobrażeń („kocham cię, kiedy cię nie ma” – brzmi jedna z jego najstraszniejszych replik, wypowiedzianych wobec rozwścieczonej matki). Jak biegus pustynny (ukr. „perekotypołe”), tuła się emocjonalnie pomiędzy zaprzątniętymi własnymi wojenkami rodzicami, dziadkami, kuzynostwem, nasiąka skutecznymi, ale skrajnie destrukcyjnymi sposobami budowania swojej pozycji w mikro społeczności. Gdy jego pozorna antyteza, Mały Książę, po przybyciu na Ziemię dopytywał pustynny kwiat o ludzi, usłyszał w odpowiedzi: — „Ludzie? Istnieje ich sześciu lub siedmiu, jak sądzę. Widziałem ich lata temu. Ale nigdy nie wiadomo, gdzie ich szukać. Wiatr nimi miota. Nie mają korzeni, to ich bardzo ogranicza”3. 

Niezakorzeniony, zdziczały, nieoswojony jest chłopczyk zdany na własny spryt, który jest zarazem jego przekleństwem w świecie oczekującym ślepego posłuszeństwa i kłamliwej przymilności, pozbawiony prawa do stawiania pytań, zgodnych z własnymi możliwościami poznawczymi. Biedna, biedna samosiejka, pomimo dumnego osłaniania się imieniem odojcowskim, bodaj najbardziej samotna i bezbronna w świecie (tak źle!) przedstawionym.

Zdziczały jest ojciec, usiłujący stawiać czoła wyśrubowanym wymaganiom znerwicowanej małżonki, wciąż noszący w sobie stygmat bękarta, pomimo pokaźnej już łysiny, która wbrew duchowej rzeczywistości bohatera, sygnalizuje, że dzieciństwo przeminęło już bezpowrotnie. Biedny, niepotrafiący odnaleźć się w rzeczywistości potransformacyjnej, która premiuje tryskające testosteronem wzorce męskości, niewysycony miłością w dzieciństwie i niezdolny do obrony tego, co najcenniejsze tak w nim, jak i we własnym dziecku. Duchowa samosiejka na wyjątkowo niesprzyjającej do życia glebie rodzinnej, krajowej, światowej…

Zdziczała jest matka, kurczowo trzymająca się kontroli własnej wagi i wyglądu, które mogłyby w jakiś sposób wysycić mentalność niedoboru, zrodzoną z braku miłości rodzicielskiej. Usiłująca windować do rangi trofeum wszystko co posiada (w tym dziecko) i stale rozgoryczona niewystarczalnością tego, co ma w stosunku do tego, co jej się we własnym mniemaniu należy. Jak chaotyczny pasażer z pociągów, mknących po kartach Małego Księcia, o których mówi powieściowy dróżnik: „Nikomu nie podoba się tam, gdzie jest”4, rozpaczliwie szuka samoutwierdzenia w jałowości życia pozbawionego prawdziwej, bezinteresownej miłości. Biedna, biedna, samosiejka. Niezdolna do kochania, kłująca w samo serce, byle samej nie zostać ukłutą. 
Wciąż jednak wolno patrzeć na Chłopczyka z powieści Słapczuka bardziej jak na Małego Księcia, niż jak na różę. Nie plewi baobabów, ale zadziornie mierzy się z chwastami (czy raczej chwostami – ogonami własnych skaleczeń) opiekunów. Wciąż jest szczery i wolny od schematów w pytaniach o istotę zastanego świata, patrzy w głąb tego, co niewidoczne dla oczu. I nie ma dokąd uciec ze swojej planety, zbyt wrogiej i nieplewionej, na której każdy szlachetny kwiat dziczeje, by ostatecznie stać się wytrzymałą, lecz przez nikogo niehołubioną samosiejką.
 
1 J. Andresen, Żyje się tylko dziś. Nowa biografia Astrid Lindgren, tłum. W.K. Pessel, Warszawa 2001, s. 270.
2 T.S. Eliot, East Coker, tłum. W. Dułęby (cyt. Za mottem do książki: J. Wołoszynowski, Opowiadania podolskie, Warszawa 2018).
3 A. Saint-Exupery, Mały Książę, tłum. A Kozak. Cyt. za: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/saint-exupery-maly-ksiaze.html
4 Tamże,
 

Photo by Elena Mozhvilo on Unsplash