Ustne relacje na temat ukraińskiej pomocy Polakom na Wołyniu: próba analizy
Prezentujemy artykuł oparty na pracy naukowej młodego ukraińskiego politologa Jarosława Borszczyka „Ratowanie Polaków przez Ukraińców w latach 1939 – 1944 we wspomnieniach mieszkańców Wołynia” (Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego). Tytuł pochodzi od redakcji.
Makrohistoryczne podejście badaczy polskich i ukraińskich prowadzi do skrajnych interpretacji stosunków polsko-ukraińskich na Wołyniu: „ludobójstwo” narodu polskiego lub „druga polsko-ukraińska wojna”, „zbrodnia polskich szowinistów”, natomiast uwadze historyków umyka wiele innych aspektów stosunków polsko-ukraińskich na Wołyniu, w szczególności też przejawów niesienia pomocy. W oparciu o zachowane dokumenty dotyczące działalności podziemia polskiego i ukraińskiego, badacze dokonują wyboru „właściwych” źródeł archiwalnych i na nich opierają swoje koncepcje, co samo w sobie nie wydaje się ani czymś nowym ani nadzwyczajnym. Znacznie bardziej niepokoją zbyt ostre, „niepodważalne” czy „ostateczne” wnioski[1], wyciągane z dokonanego wyboru „właściwych” źródeł i odrzucania tych źródeł, które wnioskom tym przeczą. Zabiegi te nie pozostają bez związku z polityką.
W tej sytuacji badacze często nie biorą pod uwagę historii przeciętnych ludzi, ich strategii zachowania czy strategii przeżycia w zdehumanizowanym środowisku II wojny światowej. Jednak w przypadku konfliktu polsko-ukraińskiego na Wołyniu, gdy dla uzasadnienia własnej koncepcji brakuje źródeł pisemnych, badacze wykorzystują metodologię właściwą dla mikrohistorii w celu wzmocnienia swoich makrohistorycznych koncepcji. W publikacjach polskich, których celem było zidentyfikowanie jak największej liczby ofiar polskiej ludności cywilnej na Wołyniu, dochodzi do sytuacji, gdy badano jedynie „właściwe” aspekty. Doprowadziło to do dominacji pewnej tendencji w badaniach nad wydarzeniami na Wołyniu, o czym pisał Romuald Niedzielko: „Okazało się, że o osobach niosących pomoc wiemy znacznie mniej niż o ofiarach, świadkach czy nawet o sprawcach zbrodni”.[2]
Należy przyznać, że polskie badania dotyczące historii niesienia pomocy Polakom podczas konfliktu na Wołyniu nie należą do głównego nurtu, ponieważ nie wpisują się w koncepcję ukraińskiego „ludobójstwa” narodu polskiego w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu. W trakcie przygotowania w połowie lat 90. pierwszej książki o historii niesienia pomocy (Jana Turnaua), w polskich kręgach naukowych przeważał pogląd, że nie mogą istnieć takie wspomnienia, w których mówi się o pomocy ze strony Ukraińców: „jeśli nawet uda ci zebrać podobne wspomnienia o Rosjanach czy Białorusinach, to nie o Ukraińcach; o nich żaden Polak dobrego świadectwa nie złoży”.[3] Dziś można zaobserwować odejście od tego rodzaju poglądów, jednak samo istnienie takich faktów uznawane jest za niezbyt powszechne lub wręcz wyjątkowe zjawisko w ogólnym „morzu krwi i nienawiści”[4].
Metodologiczne zasady badania relacji i analiza wyboru
Wydarzenia na Wołyniu podczas II wojny światowej należą do najtrudniejszych momentów w historii stosunków polsko-ukraińskich. Wniesiony niedawno do Sejmu projekt ustawy dotyczącej OUN i UPA[5] jest jaskrawym przykładem ingerencji polityków w dyskusje historyków dotyczących wydarzeń na Wołyniu. Jednakże coraz szerszy krąg historyków polskich i ukraińskich, działaczy społecznych i ludzi kultury, jak też młodzieży stara się inaczej podejść do trudnych momentów wspólnej przeszłości. Wśród takich nowych prób należy wyodrębnić badania terenowe i projekty ukierunkowane na poszukiwanie polsko-ukraińskiego porozumienia, odnalezienia takich kart historii, które łączą oba narody. Do takich momentów należą w szczególności wspomnienia dotyczące niesienia pomocy i ratunku przez Ukraińców i Polaków podczas II wojny światowej. Tej właśnie problematyce poświęcony jest projekt „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943”, na którym opierałem się przygotowując niniejszą pracę. Projekt ten został zorganizowany przez lubelski ośrodek kultury „Brama Grodzka. Teatr NN” z udziałem polskich i ukraińskich studentów, którzy wspólnie zbierali świadectwa mieszkańców Wołynia. W celu przygotowania pracy magisterskiej wykorzystałem zebrane w trakcie projektu 150 wspomnień świadków II wojny światowej, zamieszkałych w obwodach równieńskim i wołyńskim, jak też wspomnienia Polaków, dawnych mieszkańców Wołynia.
Poszukiwanie respondentów odbywało się różnymi metodami. Zazwyczaj kierownicy projektu starali się skontaktować z miejscowymi badaczami lub działaczami społecznymi w celu uzyskania informacji lub kontaktów do przyszłych respondentów. Początkowo organizatorzy planowali ankietowanie respondentów w oparciu o zasadę tematyczną (tych, którym znane są historie niesienia pomocy), jednak już pierwsze badania terenowe dowiodły, że sposób ten jest niedoskonały. Grupy studentów stykały się z niewiarygodną informacją. Zdarzało się też, że ludzie, którzy znali historie niesienia pomocy zmarli. Dlatego też zdecydowano się na ekspedycję do poszczególnych wsi bez przygotowania wcześniejszej listy ewentualnych respondentów. Wyboru wsi dokonywano w oparciu o kryterium zamieszkania tam podczas wojny wspólnot polskich. W poszukiwaniu respondentów udzielali pomocy pracownicy Wołyńskiego Uniwersytetu Narodowego im. Łesi Ukrainki, Wołyńskiego Obwodowego Bractwa Żołnierzy OUN i UPA, Nowowołyńskiej Biblioteki Miejskiej. Najczęściej jednak kontakt nawiązywano bezpośrednio po przyjeździe grupy do tej czy innej miejscowości.
Należy podkreślić życzliwość, jaką okazywali miejscowi mieszkańcy uczestnikom projektu. Wołynianie wyrażali swe zainteresowanie i zachwyt projektem, pomagali w poszukiwaniu dawnych mieszkańców i ludzi, którzy znali historie niesienia pomocy Polakom podczas wojny. Mieszkańcy nie od razu rozumieli, że goszczą mieszane polsko-ukraińskie grupy, ale kiedy dowiadywali się, że w grupach są także polscy goście, reagowali jeszcze większą życzliwością i chęcią pomocy. (…)
Pamięć indywidualna i zbiorowa mieszkańców Wołynia: cechy szczególne
Przeżycia życiowe zawsze pozostawiają ślad w pamięci człowieka. Szczególnie mocno tkwią w pamięci trudne i stresowe sytuacje, związane z zagrożeniem życia. Wydarzenia II wojny światowej na Wołyniu, totalitarne reżimy – stalinowski i hitlerowski pozostawiły swój ślad w świadomości ankietowanych przez nas respondentów. Przez długi czas Wołynianie nie mieli możliwości wyrażenia własnego poglądu czy opowiedzenia o swojej przeszłości. Ponadto większość życia nasi respondenci przeżyli pod wpływem radzieckiej polityki pamięci, która stale narzucała i podsycała mit „wielkiej wojny ojczyźnianej”. Jednak ankietowani przez nas respondenci mają całkowicie odmienne od oficjalnej wersji radzieckiej spojrzenie na wydarzenia II wojny światowej na Wołyniu. Przede wszystkim we wszystkich świadectwach zupełnie nie znajduje odzwierciedlenia mit „pańskiej Polski” oraz stereotypowy negatywny wizerunek Polaka. Odpowiadając na pytania dotyczące życia w Drugiej Rzeczypospolitej ankietowani przez nas respondenci często posługują się pozytywnymi pojęciami. Obraz życia międzywojennego Wołynia przedstawiają jako jeden z najlepszych okresów w swoim życiu, a Druga Rzeczypospolita staje się przykładem skomplikowanego wieloetnicznego społeczeństwa, gdzie ogólnie pokojowo współżyły ze sobą trzy największe społeczności: Ukraińcy, Polacy i Żydzi. Możliwe, że tak pozytywne świadectwa dotyczące Drugiej Rzeczypospolitej związane były z obecnością polskich gości w trakcie udzielania wywiadu i są przykładem współczesnej poprawności politycznej Ukraińców. Może to także być związane na poziomie emocjonalnym z idealizacją okresu własnej młodości i dzieciństwa, jednak wówczas analogiczne wspomnienia powinny dotyczyć także Związku Radzieckiego, co nie znajduje odzwierciedlenia w świadectwach. Niezależnie od tego, nieobecność wizerunku „Polaka – wroga”, „Polaka – pana” należy zakwalifikować jako pozytywny element pamięci ukraińskich Wołynian. Negatywne stereotypy dotyczące Polaków, stale podsycane przez radziecką propagandę nadal są obecne we współczesnych podręcznikach szkolnych, wedle badaczy, którzy wiążą metodologię historii mówionej z socjologią, powinny być mocno zakorzenione „społecznymi ramami” pamięci zbiorowej.[6]
Ważnym elementem pamięci historycznej Wołynian jest potępienie mordów na polskiej ludności cywilnej. Żaden z ankietowanych respondentów nie starał się w żaden sposób usprawiedliwiać wymordowania polskiej ludności cywilnej. Powstało nawet wrażenie, że wśród części osób przez nas ankietowanych istnieje nawet swoisty „kompleks winy” przez to, że na tej ziemi ginęli ludzie z powodu swojej narodowości. Również ankietowani przez nas świadkowie mieli ogólnie pozytywne nastawienie wobec Polaków, zarówno w trakcie II wojny światowej jak i w czasie teraźniejszym. Wielu z nich znało historie niesienia pomocy i porozumienia z Polakami, chociaż z biegiem czasu sprawy godne naśladowania i przykłady raczej szybciej zanikają z pamięci historycznej, niż zadane w tym czasie krzywdy.
Jeśli chodzi o pamięć wołyńskich Polaków, to najczęściej jest ona traumatyczna. Groźba rozprawienia się z nimi ze strony miejscowych Ukraińców w latach 1940., zamordowanie ich bliskich i rodziny jest nieodłączną częścią ich pamięci o Wołyniu. Jednak nawet ci wołyńscy Polacy, którzy doznali terroru ze strony oddziałów OUN i UPA odnajdują jakieś pozytywne momenty w stosunkach z Ukraińcami, czego przykładem jest pokojowe współżycie za czasów Drugiej Rzeczypospolitej albo otrzymana pomoc w trakcie przeprowadzania antypolskich akcji. Dość często nazwiska czy imiona Ukraińców, którzy nieśli pomoc Polakom zatarły się już w ludzkiej pamięci, zachowała się tylko ich część i pozostały jedynie króciutkie wzmianki o pomocy. Jednakże o ile o pozytywnym stosunku i pokojowym współżyciu Polaków i Ukraińców opowiadają przeważnie wszyscy respondenci, to o historiach niesienia pomocy opowiedziała mniejsza część ankietowanych przez nas świadków. Świadczy to o poważnym nastawieniu do idei projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” oraz rozumienia, że należy opowiadać o tym, co przeżyli i widzieli.
Pamięć wołyńskich Ukraińców i Polaków o życiu w Drugiej Rzeczypospolitej
Radziecka propaganda antypolska, zrodzone przez nią mity „pańskiej Polski”, „złotego września”, „wyzwolenia Zachodniej Ukrainy spod pańskiego ucisku”, kształtujące politykę pamięci na Zachodniej Ukrainie w ciągu niemal pół wieku, mają nieznaczny wpływ na indywidualną pamięć wołyńskich Ukraińców. W opowieściach ankietowanych przez nas respondentów na temat życia na Wołyniu za czasów II RP przeważa leksyka pozytywna lub neutralna:[7] „dobrze żyliśmy”, „żyliśmy w pokoju”, „żyliśmy w przyjaźni”, „normalnie żyliśmy” itp. Momentem przełomowym w pokojowej koegzystencji Polaków i Ukraińców na Wołyniu stał się początek II wojny światowej, który podzielił stosunki między narodami na „przed” i „po”: „Z jednej strony byli Polacy, z drugiej Niemcy. I wszyscy żyli w przyjaźni. Bawiliśmy się z dziećmi polskimi, z dziećmi niemieckimi, nikt nikogo nie obrażał. Żyliśmy w przyjaźni. Aż do… samej wojny… Jedni chodzili do drugich w gości, tak posiedzieć, pogadać, na wieczornice też kiedyś chodzili jedni do drugich, tak chodzili… Pomagali sobie w pracy, jak tam trzeba było pomóc, to pomagali sobie wzajemnie. Jednym słowem w przyjaźni żyli aż do wojny. I pieśni śpiewali, i wszystko było. Do szkoły chodziliśmy razem z dziećmi. Były też małżeństwa mieszane. Dobrze żyliśmy, nikomu nie przeszkadzało to, że oni byli innej narodowości»[8].
Pozytywny wizerunek II RP, międzywojennego życia na Wołyniu Ukraińców i Polaków można odnaleźć w większości świadectw uzyskanych w trakcie projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943”, jeśli osoby przeprowadzające wywiad stawiały pytania na ten temat. Życzliwy obraz życia Polaków i Ukraińców w odrodzonej Polsce można odnaleźć i w poprzednich naszych pracach z wykorzystaniem metodologii historii mówionej[9]. W podobny sposób ukazuje pokojowe współżycie Ukraińców i Polaków rosyjski badacz Klimentij Fedewicz.[10] Takie wspomnienia na temat pokojowego współistnienia w II RP znajdują potwierdzenie nie tylko w świadectwach strony ukraińskiej, ale także we wspomnieniach wołyńskich Polaków: „My nawet chodziliśmy do nich na święto, oni do nas przychodzili, takie było życie. Kiedyś nawet jak niektórzy wyjechali, to płakaliśmy, bo domy puste, nie ma już nikogo. Tak było wszędzie, zawsze, tak…”.[11]
Na podobne wątki natrafiamy także we wspomnieniach Polaków zebranych poza tym projektem, w szczególności we wspomnieniach o stosunkach polsko-ukraińskich w okresie międzywojennym profesora Mieczysława Krąpca[12]: „Rzeczywiście z Rusinami, bo tak ich nazywaliśmy, mieszkaliśmy jak w rodzinie. Uznawaliśmy ich święta i odwiedzaliśmy ich w domach, podobnie jak oni nas. Do dziś znam ruskie kolędy, dumki, oni tez śpiewali nasze. Nikt się nie dziwił, gdy czasami oni przychodzili na mszę świętą do naszego rzymskokatolickiego kościoła, a my do ich cerkwi. Należało też do wymogów miejscowej kultury, że do Rusina, czyli Ukraińca, nie odzywało się po polsku, tylko po rusku, a więc w języku ukraińskim. Zażyłość była taka duża, ze gdy już zaczęły się rzezie, w niektórych polskich wsiach ludzie wbrew faktom do końca nie wierzyli, że może im grozić coś złego ze strony sąsiadów”.
Chociaż wojna stała się momentem przełomowym dla narodowości zamieszkujących Wołyń, jednak jeszcze nawet w pierwszej połowie wojny między Ukraińcami a Polakami istniało pewne zaufanie. Przykładowo, Marija Andrijwna Krapiuk opowiedziała historię o tym, jak ukraińska rodzina oddała malutką córeczkę polskim sąsiadom, żeby zajęli się dziewczynką. Jednak w tym dniu na Polaków napadnięto, a dziewczynkę zabito wraz z nimi.[13] Nawet podczas wojny Polacy i Ukraińcy żyli ze sobą jak sąsiedzi. Pani Krapiuk opowiadała, że Polacy powracający do swoich domostw po fali napadów z Włodzimierza, nie wyrażali pretensji do ich rodziny, napoili konie na ich podwórzu, mówili, by ukraińska rodzina nie obawiała się zemsty. Proces narastania antagonizmów między Ukraińcami a Polakami był zjawiskiem trwałym a pokojowe współżycie z okresu międzywojennego nie zniknęło w jednej chwili, po 1 września 1939 roku.
Zarazem we wspomnieniach napotykamy na wątki związane z opisem kultury Polaków wołyńskich. Trudno powiedzieć, czy w latach 1930-1940 wołyńscy Ukraińcy tak samo oceniali poziom kultury Polaków, jak obecnie, niemniej jednak z biegiem lat kultura polska jawi się we wspomnieniach jako pewien wzorzec dla naśladowania:
«Mogę powiedzieć, że Polacy byli ubożsi, jeśli chodzi o jedzenie, ale co do kultury – to była wysoka kultura… Tato mówi, że tam u niego [Polaka] dużo dzieci, żyje biednie, ale pójdź i popatrz, jaki tam porządek we wszystkim»[14]. Wira Serhijiwna Garlinska zapamiętała polską tradycję pierwszej spowiedzi dzieci: «Był kościół, do kościoła chodzili Polacy, nam bardzo się podobało, jak chodziły tam, chodziły do pierwszej spowiedzi polskie dziewczynki. Ubierały białe sukieneczki, białe kokardki, tak jakby naprawdę były narzeczonymi Chrystusa. Zawsze chodziliśmy do kościoła popatrzeć»[15].
Chociaż władza radziecka stale zwalczała „pańską kulturę” zachodnich Ukraińców, wykorzeniała wpływy kultury polskiej, jednak nawet z biegiem lat we wspomnieniach napotykamy na pozytywne oceny miejscowej kultury polskiej, która nierzadko była wzorem dla miejscowych Ukraińców.
Obraz międzywojennego życia Polaków i Ukraińców na Wołyniu jest typowym przykładem konfliktu pamięci indywidualnej z historiograficznymi opracowaniami. Wspomnienia Ukraińców, jak też Polaków o życiu w II RP wchodzą w konflikt z dorobkiem historyków, przedstawiających stosunki polsko-ukraińskie w świetle permanentnego konfliktu. W szczególności wspomnienia te z trudem wpisują się w koncepcję „drugiej polsko-ukraińskiej wojny” Wołodymyra Wiatrowycza. Obraz pokojowego współżycia Ukraińców i Polaków w odrodzonej Polsce w ustnych świadectwach każe zrewidować wyobrażenia dotyczące okresu międzywojennego historii Zachodniej Ukrainy zgodnie z radziecką tradycją „ucisku ukraińskiego narodu przez pańską Polskę”, czego przykładem jest monografia rosyjskiego badacza Klimentija Fedewicza «Galicijscy Ukraińcy w Polsce. 1921-1939»[16].
3.4. Indywidualna pamięć Wołynian o pomocy Polakom podczas II wojny światowej
Masowe mordy na polskiej ludności cywilnej w latach II wojny światowej na Wołyniu nie należały do oficjalnego kanonu radzieckiej polityki pamięci i nie są częścią współczesnego dyskursu historycznego w niepodległej Ukrainie. Historie niesienia pomocy i ratowania Polaków na Wołyniu są białą plamą w zarówno w ukraińskiej historiografii, jak i w pamięci historycznej Ukraińców. Na Zachodniej Ukrainie do 1991 roku pamięć związana z ukraińskim podziemiem w najlepszym razie funkcjonowała i była przekazywana w granicach małych grup społecznych, przede wszystkim wśród członków rodziny, albo była całkowicie przemilczana. Po uzyskaniu niepodległości na Zachodniej Ukrainie dokonało się „odnowienie” pamięci związanej z działalnością OUN i UPA, w postaci antytezy do radzieckiego mitu „wielkiej wojny ojczyźnianej” i oficjalnej propagandy, która bezapelacyjnie wychwalała działalność ukraińskiego podziemia i czyniła bohaterami uczestników podziemia. Na Zachodniej Ukrainie wytworzył się mit „Ukraińca-powstańca” związany z działalnością oddziałów OUN i UPA, dość często pozbawiony krytycyzmu w podejściu do analizy działalności powstańczego ruchu. W oficjalnej polityce pamięci ZSRR oraz niepodległej Ukrainy konflikt polsko-ukraiński nie należy do głównego nurtu w dyskursie o II wojnie światowej. Zgodnie z koncepcją pamięci zbiorowej Halbwachsa[17], według którego pamięć jest zawsze uwarunkowana społecznie, a proces zapamiętywania jest społeczny, i jedynie formalnie należy do jednostki, historie niesienia pomocy i ratowania Polaków podczas II wojny światowej miałyby już na zawsze zniknąć z pamięci mieszkańców Wołynia. Wyniki badań terenowych projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” nie wpisują się w koncepcję Halbwachsa, chociaż niewątpliwie polityka pamięci wywarła silny wpływ na indywidualną pamięć Wołynian.
Badania nad zjawiskiem niesienia pomocy i ratowania Polaków w latach II wojny światowej na Wołyniu są „białą plamą” we współczesnej ukraińskiej historiografii. W większości prac źródłem analizy przypadków niesienia pomocy są wspomnienia świadków, którzy przeżyli te straszliwe wydarzenia. Pisemne źródła archiwalne koncentrują się przede wszystkim na negatywnej informacji, chociaż i wśród nich można trafić na historie pomocy i ratowania. Historyk polski, Romuald Niedzielko, autor „Kresowej księgi sprawiedliwych”, który wiele czasu poświęcił badaniu przejawom niesienia pomocy przez Ukraińców na Kresach Południowo-Wschodnich zaproponował schemat analizy i opisu wspomnień dotyczących pomocy Polakom. Zgodnie z tym schematem, przypadki niesienia pomocy i ratowania Polaków należy podzielić w następujący sposób:[18]
1. uprzedzenie przed przypadkowym czy planowanym na konkretny dzień napadem;
2. poinformowanie podczas napadu o bezpiecznej drodze ucieczki;
3. ukrywanie osób pochodzenia polskiego przed prawdopodobnymi napadami, udzielanie im schronienia podczas napadu;
4. udzielenie nieprawdziwej informacji napastnikom, na przykład, zapewnienie, że osoba narodowości polskiej jest Ukraińcem, członkiem rodziny, znajomym, a nie Polakiem;
5. ukrywanie informacji o miejscu ukrycia się Polaków, zajęcie napastników rozmową, gościną, tak długo, by Polacy zdążyli się ukryć;
6. skierowanie bandytów w inną stronę, niż poszli Polacy;
7. przewiezienie z kryjówki w bezpieczne miejsce (np. do miasta), pożyczenie konia lub wozu, by umożliwić ucieczkę;
8. pierwsza pomoc rannym, przewiezienie ich do lekarza czy szpitala;
9. dostarczenie ocalonym żywności, odzieży, ukraińskiego przebrania dla ułatwienia ucieczki;
10. informowanie rodziny i bliskich o szczegółach dotyczących śmierci ich rodzin (często Ukraińcy byli jedynymi świadkami mordów), o miejscu, gdzie znajdują się ciała pomordowanych;
11. pośrednictwo między ukrywającymi się Polakami, a poszukującymi ich rodzinami;
12. opieka nad sierotami i zagubionymi podczas napadu dziećmi;
13. pomoc w pochówku zabitych, w szczególności wtedy, gdy za taki uczynek grożono zemstą, opieka nad mogiłami zabitych Polaków, umieszczenie krzyży na miejscu pochówku;
14. niewykonanie rozkazu zamordowania członków własnej rodziny (męża, żony, rodziców, dzieci), odmowa wykonania zbrodniczego rozkazu, wspólna ucieczka, ukrywanie osoby, której groziła śmierć;
15. odmowa wzięcia udziału w napadzie, pacyfikacji czy innych represyjnych działaniach;
16. publiczny protest (na zebraniu wiejskim) przeciwko zbrodniczej działalności i zastosowaniu terroru;
17. uratowanie życia ofierze napadu, “skazanej” na śmierć (imitowanie wykonania rozkazu, umyślna “bezczynność”);
18. uwolnienie uwięzionych.
Schemat zaproponowanych przez Romualda Niedzielkę spróbujemy wykorzystać do analizy wspomnień zebranych podczas projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943”. Należy jednak rozumieć, że uzyskane w trakcie projektu wywiady mogą zawierać kilka rodzajów niesienia pomocy ze schematu R. Niedzielki, jak np. uprzedzenie o niebezpieczeństwie, ukrywanie Polaków, darowanie odzieży czy żywności itp. Świadectwa tematycznie związane z pomocą i ratowaniem jednej osoby lub całej polskiej rodziny, które odpowiadają jednocześnie kilku punktom schematu Niedzielki, w naszym badaniu traktowane są jako jeden przypadek niesienia pomocy i ratowania Polaków.
Historie ukrywania i udzielania schronienia. Historie pomocy związane z udzielaniem schronienia i ukrywanie Polaków są dość niejednorodne, różnią się w zależności od miejsca kryjówki (chata, stodoła, chlew), długości pobytu (od jednej nocy do roku), jak też warunkami i przyczynami, dla których Ukraińcy pomagali Polakom. Podczas projektu zebrano następujące historie, kiedy Ukraińcy udzielali u siebie schronienia Polakom.
W rodzinie Marii Dmytriwny Gadomskiej, ur. w 1923 roku około roku ukrywało się dwoje Polaków: „Wiem, że miała na imię Handzia. Przyszli do nas. Nie mieli się gdzie podziać, to ich przyjęliśmy, żeby jakoś przetrwać ten czas, aż się wszystko przetrze i skończy. Handzia i Mykoła, Mikołaj. A nazwisk to nie znam”[19].
Anna Trochymiwna Semeniuk, ur. 1926 roku, opowiedziała historię o tym, jak po napadzie na polską miejscowość Bonusówka, w ich chacie znalazła schronienie ciężarna żona Polaka Józka Paszczyka: «A ciężarna kobieta uciekła aż do nas do Zaborola. Przenocowała u nas, nie wygoniliśmy jej”[20], za co później banda spaliła im chatę, a rodzina była prześladowana.
Ołena Pyłypiwna Koc ur. 1939 roku opowiedziała historię o tym, jak jej dziadek i babka ukryli u siebie Polkę: „Ukrywała się u nas jedna Polka. W stodole, w szopie była taka kupa słomy i w tej słomie ona przesiedziała, póki wszystko…, no pewnie to byli znajomi, bo mówię przecież, żeśmy żyli w przyjaźni. No to przyszła do mojego dziadziusia. Dziadziuś bał się, jasne, oczywiście bali się ukrywać, bo jak znajdą, ale oni już się nie bali, bo byli dobrymi przyjaciółmi. To do nas przyszła i przesiedziała to wszystko, póki się nie skończyło, a potem poszła tam za Bug, tam już potem żyła”[21].
Maria Bałabaicha ur. w 1937 roku opowiedziała historię o tym, jak dziadek, Mikołaj Szumlanski ukrywał u siebie polskich chłopców: „W chacie nie można było, bo jak przyjdą do chaty, to wszystko przewrócą do góry nogami, i pod łóżkiem, i wszędzie, dlatego na strychu ich chował. Chłopcy byli nie tacy już mali, młodzieńcy, jak się to mówi. To dziadek mówi: „Dzieci, co z wami robić, gdzie was podziać?”. – „No tyle że noc przenocujemy, a potem gdzieś jakoś pójdziemy”. Chyba jednak dłużej byli. Dwie czy … no nie powiem wam dokładnie – czy trzy noce? Przenocowali i potem gdzieś poszli na Maniewicze i pewnie trafili do Polski. Nie wiem, a mój dziadek to był mieszaniec, a pradziadek to był prawdziwy Polak»[22].
Nie zawsze ukrywanie Polaków pomogło im przeżyć. O tym, jak we wsi Ukraińcy udzielili schronienia dwu polskim dziewczętom, które potem zabito wraz z Ukraińcami, którzy nieśli pomoc, opowiedziała Maria Andrijiwna Karpiuk, ur. w 1935: „A potem palili, palili, potem palili. A tu u nas z pagórka widać całą polską linię, tam, bo tam szedł trakt i tam była polska linia. To tak w nocy patrzymy, ja pamiętam, miałam wtedy gdzieś 8 lat, to i ja patrzyłam. Pamiętam te pochodnie, jak od chaty do chaty chodzili i podpalali. I tu do nas na wieczornicę, tu u nas były dziewczęta, przyszły też dwie Polki, zostały, wiecie, ukrywały się, a jak wyszły to i tak ich zauważyli. Zauważyli, czy jakoś po polsku coś powiedziały, jakieś słowo i tak… I zabrali je, a Ukraińców też”[23].
Jeszcze jedną nieudaną historię pomocy opowiedziała Ołena Filimowna Kosiuk ur. w 1923 roku: „U nas długo była Polka. Ukrywała się, żeby nie zabili. W domu chowaliśmy, nikt nie wiedział… No widzicie, już zapomniałam… [jak się nazywała]… Nie, nie dziewczyna, była już mężatką, męża też zabrali. Tak, ze wsi, ze wsi. […] Ukrywali się, była u nas, a potem mówi: „Pójdę do Kupiczowa – tam do drugiej wsi, tam są jeszcze Polacy.” … Poszła tam i tam ją zabili. Myślała że pójdzie do Czechów, tam miała znajomych, poszła, ale i tak ją tam znaleźli… Czterdzieści lat…”[24].
O częściowo udanej pomocy rodzinie Polaka Tofila opowiedziała Jehenija Wiktoriwna Kropywniuk ze wsi Ośmyhowyczi, której ojciec był „w komórce” – najpewniej w OUN, co wynika z ogólnego kontekstu wywiadu. Z opowieści wynika, że w tym samym gospodarstwie jednocześnie mieścił się sztab OUN i ukrywała się polska rodzina: „Jak zaczęli bić Polaków, to u nas był taki Polak w jednej kolonii, Tofil jego nazwisko, jak dziś pamiętam. Miał dużą rodzinę – chyba czwórkę dzieci, żona i matka. … To ten Tofil z rodziną przyszedł do nas, do ojca, żeby ojciec ich ukrył… A w chacie byli powstańcy, a w chlewie, gdzie bydło trzymaliśmy, a na górze siano, to w tym sianie ojciec im taką kryjówkę – budę zrobił i tam byli. To trzeba było nakarmić całą zimę tę rodzinę tam, tak żeby ci w chacie nie widzieli. A my że niby świniom jeść niesiemy, ugotuje tam zupę czy barszczu, to, co nam, ugotuje wiadro, weźmie i niby niesie. A z chlewa już tam im podawaliśmy jeść”[25]. Tofil postanowił stamtąd odejść, ale podzielił rodzinę na dwie części, on, żona i mniejsze dzieci pójdą i rozejrzą się, co tam i jak tam. Jeśli się uda, to potem do nich przyłączą się babcia i starsza córka. Ale już pierwsza grupa na czele z Tofilem została zabita od razu przy wyjściu ze wsi. Babcia i starsza wnuczka długo jeszcze pozostały u Kropiwniuków, poszły stamtąd dopiero gdy sytuacja się ustabilizowała. Niestety, z rodziny Tofilów uratowała się tylko babcia i najstarsza wnuczka.
Mychajło Potocki opowiedział historię o tym, jak we wsi Arsenowicze Polka zostawiła u niego dziecko, a sama uciekła potem przed napastnikami i ukrywała się u nich: «Przyszła do nas i ukrywała się u nas. Była tu dzień, a potem poszła. Była z małą. Schowaliśmy ją tam na górce, gdzie siano w chlewie… To ona uciekła [kobieta], a dziecko u nas zostało. A potem przybiegła. Pracowała u nas. Kiedyś wcześniej na zarobek do nas chodziła. … i wiedziała, gdzie się ukryć. Potem wszystko się uspokoiło i poszła gdzieś»[26].
Kateryna Petrena ur. w 1927 roku ze wsi Sobibór, na lewym brzegu Bugu, na samej granicy Wołynia i Lubelszczyzny opowiadała, jak w ich chacie ukrywali się Polacy w trakcie napadów: «Napadli na wieś – kto ich zna? Grabili i zabijali. A oni się zebrali ci Polacy i do nas do chaty. Nasza chata była niewielka, malutka. Zebrali się, a Polka z pierścionkami na palcach, z brylantami… Mówi: „Gdzie je schować? Pościągają, zabiorą”. A matka nieboszczka do niej: «Daj no tu». A ona zdjęła. Mama wzięła jakiś kawałek papieru, zawinęła, i położyła tam, gdzie popiół spada, [pod piecem] Cały popiół tam idzie. Wygładziła i te pierścionki tam położyła. A ona na to: «Dziękuję Wam. Bardzo dziękuję, że uratowaliście, bo by wszystko pościągali”.[27]
Sofia Machniuk ur. w 1928 roku opowiedziała historię o tym, jak jej sąsiad Serhij Tereszko ukrywał u siebie Polaków. Prócz tego Serhij Tereszko zebrał miejscowych mężczyzn, by bronić ukrywanych przez niego Polaków, bo groziła zemsta ze strony bandy: «Byli tacy, co ukrywali Polaków: Adama i Kazika Zawadzkich. U Serhija ukrywali. I Zawadzka też się tam ukrywała. A potem poszli na Rożyszcze. Nie wiemy, co z nimi. Jeść im tam nosiliśmy, do Serhija. Pod koniec przyjechali do Serhija po Zawadzkich i chcieli zabić. Wiem, że Tereszko zebrał mężczyzn i do tych, co przyjechali mówi: “Czego chcecie? Swoich pozabijaliście, a od naszych zaś. Nie czepiaj się, Polacy są nasi, dla nas są dobrzy, a my dla nich. No i zostali Kowalscy, i Adam, i Kazik, i inni »[28].
Historię pomocy dla trójki dzieci polskich opowiedziała Sonia Juchymiwna Opanasiuk, ur. w 1929 roku ze wsi Diuksyn: „Polka. I jeszcze była mniejsza dziewczyna i chłopiec. Też się ukrywali… Dobrzecka. Była Czesława, Janinka i Franek był, najmniejszy chłopiec. Ukrywali się u Charyti – opiekowała się dziećmi”[29]. Wszystkie te dzieci przeżyły, dostały się na stację kolejowa w Klewaniu i wyjechały do Polski.
W trakcie projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” zebrano także świadectwa Polaków, dawnych mieszkańców Wołynia o udzielonej im pomocy przez Ukraińców. Do takich należą świadectwa Antoniego i Haliny Boguszewskich, Józefa Kozińskiego, Janiny Adamczuk.
Józef Koziński, ur. w 1932 mieszkał we wsi Omelne, opowiedział historię uratowania jego rodziny, która dwa razy, w trakcie, gdy groziło im niebezpieczeństwo ukrywali się u sąsiada – Ukraińca: „Mieszkaliśmy u Jakowa, na nazwisko jakoś tak Kułakiewicz, Kubakiewicz, a jego ojciec był Mykyta, taki był fajny ten Mykyta… W każdym razie byliśmy tam raz, pewnie całą zimę, a potem drugi raz. To był tak gdzieś 1942, 1943 rok. W tych latach. Potem, jak przyszli Rosjanie tośmy wrócili do swoich domostw”[30].
Anton Boguszewski ze wsi Omelno, jako maleńki chłopiec stał się sierotą, razem z głuchoniemym bratem, całą rodzinę zabito. Oto, co odpowiedział na pytanie, gdzie się ukrywał: „Tak, u Ukraińców. Są tacy Ukraińcy, to oni ich zaprosili, i żyli w przyjaźni”[31]. Potem Anton Boguszewski trafił do rodziny jego przyszłej żony, gdzie się wychował aż do 20 roku życia. A oto, co Halina Boguszewska, ur. w 1926 roku zapamiętała z tego, jak trafił do nich maleńki chłopiec. „O tak on jeszcze jak go bili w chacie to on mówi, że boso uciekł do nas i moja mama na piecu go chowała, karmiła… A jak został, to trzymaliśmy go na rękach koło pieca, bo wiecie, jeszcze nie miał nawet 6 lat. A może i tego nie. No ukrywał się i wychował. I tak do 20 lat. A potem zabrali go do armii….”[32]. Po powrocie z wojska Antoni i Halina Boguszewscy pobrali się i przeżyli razem ponad 60 lat.
Janina Adamczuk, ur. w 1920 roku z Augustowa opowiedziała o tym, jak znajomy Ukrainiec Kozun pomógł jej rodzinie: «w sierpniu 1943 roku musieliśmy uciekać. Dzięki Bogu z naszej rodziny nikt nie zginął, bo jakoś w porę się o tym dowiedzieliśmy i uciekliśmy do lasu. Mieliśmy takiego znajomego Ukraińca, który powiedział: „nie nocujcie w domu, bo jest strasznie”. I w końcu u niego żeśmy nocowali. W niedzielę rano wstaliśmy, a nasza wieś płonie. On nam mówi, „uciekajcie do lasu, i nie wracajcie”. I tak jak staliśmy, boso, tylko w sukience uciekliśmy do lasu. Byliśmy tam 2 tygodnie. [Byli dobrzy Ukraińcy] jak ten u nas w Augustowie – Kozun. Bardzo porządni ludzie byli. Przyniósł nam wieczorem pierogi, jakiś chleb upieczony, kaszę jęczmienną, a potem nawet mleko, bo ludzie z dziećmi byli»[33].
Irena Zając z Kisielina opowiadała, jak z matką i jeszcze dwójką innych dzieci ukrywały się u Ukraińca Maksyma, którego syn Oleh brał udział w mordowaniu Polaków. Informację o tym, że ukrywają Polaków ukrywali przed nim także inni członkowie rodziny Maksyma. Matka Ireny Zając ukrywała się u tych Ukraińców tydzień, póki nie odnalazł ich ojciec. „Matka zaprzęgła konie, posadziła dzieci na wóz, wzięła trochę odzienia. Był Ukrainiec, dobrze żyliśmy z nim, bo matka była szwaczką. Przyjechaliśmy do tego Ukraińca, mama mówi, że męża nie ma i nie wie, co robić z dziećmi. To oni wóz do stodoły, a nas zaprowadzili do siebie. Mówi: „tak, ale nasz syn w tym jest”. Ten gospodarz Maksym się nazywał, a jego syn Oleg, Kola i oni właśnie, jak żeśmy tam się ukryli, to przyszli z tej rzezi. Przyjechał cały wóz do domu, a oni właśnie wracali z tej rzezi… siostra tego [gospodarza] miała malutkie dziecko, no i mama miała maleńkie dziecko, to położyła do łóżeczka swoje dziecko i mamy, a sama położyła się obok. A tam gdzieś pod łóżkami – dzieci te starsze. A mama jej mówi: „Oj, Ola taka chora, co chcecie?”. „No dawaj kiełbasy, wódki, bo jedziemy dalej”. Szybko to podała, oni zabrali i pojechali. I tam się ukrywaliśmy cały tydzień”[34]. Historia Ireny Zając pokazuje, jak nawet w jednej rodzinie zdarzały się przypadki diametralnie przeciwnego stosunku wobec Polaków. Jedni członkowie rodziny pomagali, ratowali, ukrywali, inni – zajmowali się mordowaniem.
Historie o uprzedzeniu Polaków o grożącym niebezpieczeństwie lub napadzie. Wspomnienia dotyczące pomocy związane z uprzedzeniem o grożącym niebezpieczeństwie czy napadzie zachowały się przeważnie w pamięci polskich Wołyniaków. Jest to zgodne z logiką, gdyż nasi ukraińscy respondenci byli dziećmi lub podlotkami, w nielicznych przypadkach – dwudziestolatkami, zatem ze względu na wiek nie mogli uprzedzić Polaków o niebezpieczeństwie, jak też mało prawdopodobne jest, by byli świadkami tego, jak o niebezpieczeństwie uprzedzali dorośli Ukraińcy.
Władysława Bendalrz ur. w 1922 opowiedziała o tym, jak Ukraińcy i Polacy w jej wiosce żyli w zgodzie, a także o tym, jak jej rodzina posłuchała rady Ukraińca Chałubińskiego i przeniosła się za Bug: «Mieliśmy znajomego w Chotyczewie, przez rzekę rozmawialiśmy. To był dobry Ukrainiec. Jak się zaczął ruch, to tato się pyta: „Chałubiński, co robić? Uciekać czy siedzieć tu i czekać, aż się skończy?”. A on na to: „Lepiej uciekajcie!”. Był Ukraińcem, ale fajny był, bardzo się zżyliśmy”[35]. Interesujące wydaje się także to, że pani Władysława Bendalrz opowiadała, że w Chotyczewie nie było napadów na ludność polską: «W Chotyczewie nic się nie działo, to wszystko tam dalej było”[36].
O ostrzeżeniu ze strony ukraińskiego sąsiada opowiedziała Janina Pilipczuk, ur. w 1932 roku. O grożącym niebezpieczeństwie uprzedził, który miał młyn i do którego przyszli bulbowcy, poszukując Polaków: „Mój brat miał wtedy 17 lat. Mój ojciec był rolnikiem, a [brat] poszedł do sąsiada, może kilometr od nas, do młyna. Ale przyszli tam bulbowcy [banderowcy], zobaczyli, ale ten gospodarz im mówi: „Nie wolno wam niczego robić w moim młynie”. Jak przyszedł, to nam wszystko opowiedział, moim rodzicom, wieczorem się zebraliśmy, nic nie zabraliśmy ze sobą”[37].
Waldemar Michalski ur. w 1938 roku opowiedział, jak jego rodzinę ostrzegła córka duchownego prawosławnego: „W 1943 roku byliśmy właśnie we Włodzimierzu, wczesną wiosną przyszła “popówna”, czyli córka popa. Rodzice powiedzieli jej, żeby przyszła i powiedziała nam, kiedy trzeba szybko uciekać, bo już raz żeśmy uciekali z Owadna. Dziadek starał się dowiedzieć, co się dzieje, ale żadnego wyjaśnienia nie otrzymał, była tylko rada, „powinniście natychmiast uciekać z tego miejsca, grozi wam niebezpieczeństwo”. Nie było nawet wyjaśnienia, jakie niebezpieczeństwo, tylko rada „Powinniście natychmiast opuścić Owadno”[38].
Ogółem, ostrzeżenia o niebezpieczeństwie są najmniejszym przejawem pomocy Polakom ze strony Ukraińców. Pamięć o takich przypadkach zachowała się w świadectwach polskich Wołyniaków. Ostrzeżenie o niebezpieczeństwie nie było związane z zagrożeniem zemstą wobec tych Ukraińców, co mogło mieć miejsce w przypadkach, gdy Polaków ukrywano i czy przewożono w bezpieczne miejsce. Chociaż przypadki większej pomocy (ukrywania) zazwyczaj poprzedzone były ostrzeżeniem o grożącym niebezpieczeństwie.
Historie przewiezienia Polaków w bezpieczne miejsce. W trakcie realizacji projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” natrafiliśmy na dwie historie pomocy związane z przewiezieniem Polaków w bezpieczne miejsce.
Ewa Maksymiwna Szepeluk ur. w 1932 opowiedziała historię o tym, jak w trakcie żniw przybiegł do nich chłopczyk Tadeusz i poprosił o pomoc: „Tadek [chłopiec polski] przybiegł do nas, a my młóciliśmy wtedy. Przybiegł i mówi „ratujcie mnie”. Schowaliśmy go w słomie, a wieczorem mój brat [brat pani Rypyny] zaprowadził go do partyzantów. Był chyba z 1927 roku. Potem już przeniósł się do Polski”[39]. Rodzinę Tadka wymordowano, ukraińscy sąsiedzi przewieźli i pochowali ciała zabitych na cmentarzu.
O tym, jak Ukrainiec Omelan Kostiuk uratował polską rodzinę Trusiuków opowiedziała Helena Huk, ur. w 1934 roku: „Tatuś miał zawsze wielu przyjaciół Ukraińców, i dzięki nim właśnie przeżyliśmy. Jakoś pewnej nocy przyjechał do nas [Ukrainiec] i powiedział, żeby uciekać sąd, bo banda się zmieniła, tatusia nie znają, i wszyscy tu zginiemy w tym lesie, w tej gajówce. Co niedzielę przychodził do nas do kościoła, do Ostrówek, bo Połapy to było kilka kilometrów, zdaje się 12. Nazywał się Kostiuk, Kostiuk Omelan. W nocy nas uprzedził, była okropna pogoda, padał deszcz, a on przyjechał na koniu. Byłam ja, mama, siostra cioteczna, i on nas zawiózł do Ostrówek”[40]. Należy odnotować, że wydarzenia mają miejsce zanim wieś Ostrówki wraz z całą ludnością polską zostało wymordowana przez oddziały UPA. Rodzinie Trusiuków szczęśliwie udało się przeżyć także i rzeź w Ostrówkach.
Historie dostarczania żywności. Lidia Kornijiwna Gadomska ur. w 1932 roku opowiedziała, że jej rodzina żyła w przyjaźni z Polakami, a także o tym, jak jej brat, Anton Kyrylczuk nosił żywność Polakom ukrywającym się w życie: «…brat chodził do tych Polaków, co się w polu chowali, brat im nosił jedzenie. To mówię, a mama do mnie: „Ty nie nieś, bo cię zabiją”. „Ale za co?”, a mama mówi: „A oni co nam zrobili, że ich zabijają?”[41]. Również w rodzinie Kyrylczuków nocami ukrywał się ich sąsiad, przyjaciel brata, Bogdan Serwatowski, ale prawie cała jego rodzina została zabita w biały dzień. Ze świadectwa tego można wyciągnąć wniosek, że polscy sąsiedzi oczekiwali napadu w nocy, a w dzień czuli się bezpieczniej, ale jak się potem okazało, kosztowało to życie całej rodziny.
Mykoła Trofymowczy Mindel ur. w 1933 roku opowiadał, jak w ich polu konopi ukrywała się polska rodzina Franka: „Kilku [Polaków] się ukrywało. U nas w konopiach Chranyk [Franek] w dzień, u nas, u ojca i matki. […] Dwoje dzieci, żona [też się ukrywały]. I jedli tam, a konopie wysokie, za stodołą. Tam im nosili wodę ojciec i matka. Tylko w dzień było. A jak się zmierzchło, to od razu się zabrali i poszli na Zaturce»[42]. Nie ulega wątpliwości, że niewielka to była pomoc, ale i ta groziła niebezpieczeństwem. Obok Ukraińców, którzy pozwolili się ukryć byli i tacy, co donosili: „Aż tu na trzeci dzień przychodzą powstańcy, chodzą i szukają, ktoś pewnie wydał, że byli, dlatego szukali, czy jak”[43].
Historie związane z opieką i usynowieniem. Nadzwyczaj interesującą historię polskiego dziecka opowiedziała Maria Andrijwna Karpiuk ze wsi Chryniów. Kolonia polska została zniszczona przez bandę, ale wśród trupów znalezione żywe maleńkie dziecko: „a to dziecko tak się szarpało.. To on [Platon Karpiuk] zabrał tego chłopczyka, to pewnie chłopczyk był. Taki był Płaton”[44]. Ze wspomnień wynika, że początkowo Płaton Karpiuk ukrywał i opiekował się dzieckiem u siebie, a potem do kiedy przyszli banderowcy, bili go i żądali, by wydał dziecko: „ci powstańcy przyszli, to dobrze mu nawcierali, że dziecko zabrał. „Nie mam – mówi – żadnego dziecka. A potem wiezie ukradkiem do Włodzimierza, a tam po drodze Polacy. „Wiecie – mówi – wiozę dziecko, uratowałem je”. To [Polacy] puścili go do Włodzimierza… Tak był dobry, też dobrze żył z Polakami, przyjaźnił się z nimi, bywał u nich”[45]. Z wywiadu wynika, że Platon Karpiuk znał rodziców dziecka, które uratował i wywiózł je, pomimo zagrożenia własnego życia do rodziców do Włodzimierza. Tak dzięki wysiłkowi i odwadze Ukraińca udało się oddać dziecko rodzicom. Pomoc, jakiej udzieli Platon Karpiuk można zaliczyć także do kategorii pomocy wśród „Historii pośrednictwa między zaginionymi członkami rodzin polskich”[46].
Maria Bałabaicha ur. w 1937 roku opowiedziała o tym, jak ukraińska rodzina zabrała i wychowała maleńką dziewczynkę z polskiej rodziny, prawdopodobnie dziewczynka była jeszcze niemowlęciem: „poszedł do Haju, a to dziecko, mówi, łazi po tych trupach. Takie malutkie było. I zabrał to dziecko, poszedł na posterunek, powiedział, że zabrał dziewczynkę, że chce ją wychować. Oj, jak o nią dbali. Tak dbali, ale nie przyznawali się, że znaleźli, że to nie ich”[47]. Chociaż należy tu dodać, że źli ludzie po sąsiedzku prześladowali usynowione dziecko: „A ja ci powiem, że to nie twoja matka, i nie twój ojciec. Twoi rodzice to Polacy, a oni cię znaleźli tam w Haju. A to biedactwo płacze, no nie znam swoich rodziców, ale ci rodzice są dla mnie tacy dobrzy”[48]. Na przykładzie tym widać, jak zły stosunek i ratunek mogą być obok siebie, ale z opowieści tej dowiadujemy się także, że to dziecko bardzo dobrze żyło ze swoimi przybranymi rodzicami Ukraińcami, doglądało ich aż do śmierci.
O historii uratowania dziewczynki polskiej opowiedziała Irena Zając: „Była u nas dziewczynka z innej wsi, nie tak daleko, gdzieś 1,5 km. Była z nami jak to wszystko się zaczęło, jak każdy zaczął uciekać. Wbiegła do domu, a jej bracia spali na wozie, to ich kosą zarżnęli, ale jeszcze się ruszali. Potem opowiadała, bo wracała od jednej Ukrainki. Ta Ukrainka ją wychowywała i przez pewien czas opiekowała się, a potem już wysłała do Polaków”[49].
Do historii usynowienia dzieci polskich należą też wspomnienia Haliny Boguszewskiej ur. w 1926 roku, która opowiedziała o tym, jak w jej rodzinie żył polski chłopiec Antoni, jej przyszły mąż[50].
Historie opieki i usynowienia dzieci polskich są nadzwyczaj osobistymi wspomnieniami, które dotyczą do dziś żyjących sierot polskich. Dwoje z naszych respondentów opowiedziało historię usynowienia dzieci, dali zgodę na publikację swoich świadectw, ale ze względów etycznych poprosili, by nie wymieniać ich imion i nazwisk. Do nich należą świadectwo NN, ur. w 1926 roku: “Miałam 9 lat. Było przy nas polskie dziecko, karmiliśmy je, i za mąż wydaliśmy… Może ktoś postronny i jej powiedział. Ale była u nas tak jak swoja. Ochrzciliśmy ją, siostra moja karmiła, za mąż wydała. […] Hania nawet dwa lata nie miała, może półtora… »[51]. Jednak Ukraińcy, którzy usynowili Hanię, nie znaleźli jej jako pierwsi: „To sąsiad przywiózł, potem, jak zgonili ich, żeby trupy zakopać. A ze stodoły słuchać było płacz – to już mi rodzice opowiadali – dziecko wychodzi… Było jeszcze dwu chłopców zabitych i dziadek, a ono gdzieś tam w sianie, pewnie spało. Jak je znaleźli – nie wiem. Posadzili je chłopu jednemu, milicja, czy co, może nie zdecydowali się zabić przy ludziach, a może ktoś weźmie? Przewieźli do wsi, a tu moi rodzice idą. Ojciec na matkę i mówi: „Bierzmy, stara.”»[52].
O historii usynowienia polskiej sieroty opowiedziała jeszcze jedna pani, która z osobistych motywów nie chciała, by wyjawiać jej nazwisko, choć dała zgodę na publikację swojego świadectwa: „Wielogórski Juchym [ratował]… Mój dziadek wziął ją, zaniósł, córce swojej dał, Katerynie, ale ona też zmarła. Podrzucili ją maleńką. Pędzili ich [Polaków] przez las, czy co, pędzili, żeby zabić. […] Dziadek znalazł, Polka jakaś podrzuciła, żeby przeżyło. A potem ciotka moja wykarmiła. Doszła do swoich lat i wyszła za mąż. … Dziadek mój uratował. Takie maleńkie było, w pieluszki zawinięte. I ta Polka, jak ich w las pędzili, to dziecko podrzuciła, pewnie dziadkowi pod stodołę […] »[53].
Historie publicznego protestu przeciwko mordowaniu Polaków. Hanna Wasyliwna Wasyluk, ur. w 1927 roku podzieliła się swoimi wspomnieniami o tym, jak mieszkańcy wsi Nyskynycze wystąpili w obronie Polaka – kowala: „Nie zabili, bo ludzie sami przyszli już, usłyszeli i obronili go, nie dali zabić. Potem uciekł w nocy i wyjechał do Polski»[54]. Zgodnie z opowieścią, w kuźni pracowali dwaj Polacy, Jasiek i Adasiek, jednego z nich zabili banderowcy, a drugiego obronili mieszkańcy wsi.
Ponieważ w historiografii polskiej wymordowanie ludności polskiej na Wołyniu traktowane jest w kontekście całej II wojny światowej, dlatego też do wspomnień o pomocy udzielanej Polakom w formie publicznego protestu można odnieść także świadectwo Heleny Huk ur. w 1934 roku: „Jak przyszli Sowieci, Sowieci – Niemcy do Bugu, a Sowieci tutaj, to bardzo wiele dzieci wywieziono na Sybir. Z nadleśnictwa, gdzie tatuś pracował, wszystkich deportowano. Był w tym rejonie nadleśniczy – Kruk [jego też wywieźli]. Tatuś został tylko dzięki temu, że Ukraińcy przyszli z petycją, żeby Trusiuka zostawić. Nie wywieźli nas, a wszystkich wywieźli. Nauczycieli zabrali z Ostrówek, z rady miejskiej [urzędników], mówi się, że całą inteligencję wywieźli”[55].
Wśród 145 zebranych wywiadów podczas projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” natrafiamy na 34 wspomnienia dotyczące udzielenia pomocy Polakom na Wołyniu. Dużo to czy mało, trudno rozstrzygnąć, gdyż próbka respondentów nie była w pełni reprezentatywna, wielu miejscowości nie objęto badaniem terenowym w ramach tego projektu. Można przypuszczać, że kolejne takie projekty mogą jedynie wzbogacić naszą wiedzę i wyobrażenie dotyczące stosunków między Polakami a Ukraińcami na Wołyniu.
Niezależnie od oficjalnego radzieckiego dyskursu o wydarzeniach II wojny światowej, jak też wobec braku polityki pamięci jeśli chodzi o Tragedię Wołyńską w niepodległej Ukrainie, indywidualna pamięć mieszkańców Wołynia lat 40. przechowała wspomnienia o przejawach niesienia pomocy i ratowania miejscowych Polaków. Z biegiem lat pamięć Wołynian znajdywała się pod różnymi wpływami, w szczególności także negatywnego stereotypu dotyczącego Polski i Polaków. Badania terenowe wykazały jednak brak otwartych uprzedzeń wobec Polaków wśród miejscowych Ukraińców, co odnotowali w dzienniku uczestnicy projektu “Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943»[56].
Wnioski
Opowieści mieszkańców byłego województwa wołyńskiego II Rzeczypospolitej są unikatowym i bezcennym źródłem nie tyle dla rekonstrukcji wydarzeń czystki etnicznej ludności polskiej, ile dla lepszego zrozumienia i postrzegania polsko-ukraińskich stosunków w okresie II wojny światowej. Pamięć mieszkańców Wołynia lat 40-ych XX wieku, zarówno Ukraińców, jak i Polaków wychodzi poza ramy oficjalnych dyskursów o Wołyńskiej Tragedii / Ludobójstwie Polaków na Wołyniu. Na podstawie przeanalizowanych wywiadów trudno prześledzić wpływ radzieckiej polityki pamięci, szczególnie uderza nieobecność mitu „pańskiej Polski”, „ucisku zachodnich Ukraińców przez polskich panów”. Nie można jednak stwierdzić, że radziecki dyskurs historyczny całkowicie zignorowano. Pamięć Ukraińców zawiera pewne elementy mitu „wielkiej wojny ojczyźnianej”, szczególnie jaskrawym przejawem tego są wyrażenia typu „sowieci wyzwolili”, „nasi przyszli”.
Zebrane w trakcie projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” wywiady są przykładem konfliktu pamięci indywidualnej z historiografią. Przede wszystkim dotyczy to sposobu przedstawienia stosunków polsko-ukraińskich w okresie międzywojennym jako permanentnego konfliktu, który przycichł jedynie na jakiś czas i wybuchnął z nową siłą w 1943 roku, koncepcji „drugiej polsko-ukraińskiej wojny”. Należy szczególnie zaakcentować fakt, że zarówno ukraińscy, jak i polscy mieszkańcy Wołynia podkreślali pokojowe, przyjazne stosunki łączące obie narodowości za czasów II RP, a niektórzy nawet wyrażali pogląd, że nazistowscy i radzieccy okupanci prowadzili politykę podsycania wrogości między narodowościami, zamieszkującymi Wołyń.
Indywidualne pamięć przechowała takie nadzwyczaj ważne i niezbędne dla polsko-ukraińskiego porozumienia i pojednania wspomnienia o przejawach niesienia pomocy i ratowania, zarówno ze strony Polaków, jak i ze strony Ukraińców. Niestety, 70 lat, jakie dzielą nas od badanych wydarzeń, miały silny wpływ na pamięć ludzką. Wiele imion wołyńskich Ukraińców, przykładów godnego zachowania zostało zatartych w pamięci, podobnie, jak zatarły się w pamięci imiona uratowanych Polaków. Osobliwością tych świadectw jest to, że pokazują, jak głęboka przepaść pojawiła się wewnątrz ukraińskich Wołyniaków w stosunku do Polaków. Często ta przepaść wyrastała wewnątrz rodzin, kiedy jedni członkowie zabijali Polaków, a inni ukrywali i pomagali im. Dochodziło do takich paradoksów, że w jednym gospodarstwie mieścił się sztab OUN i UPA i ukrywała się rodzina polska.
(…)
Przeprowadzenie badań terenowych podczas projektu „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943” wykazało znaczny potencjał dla badań nad historią niesienia pomocy i ratowania Polaków w ogólnym kontekście badań nad Tragedią Wołyńską. Dalsze badania terenowe sprzyjać będą dialogowi polsko-ukraińskiemu i osłabiać będą próby rozniecenia konfliktu między niepodległa Ukrainą i odrodzoną Polską przez wykorzystywanie najtragiczniejszych momentów naszej wspólnej historii.
[1] Siemaszko W., Siemaszko E. Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, Warszawa, 2000.
[2] Niedzielko R., Kresowa księga sprawiedliwych. 1939 – 1945, Warszawa 2007., s. 12.
[3] Turnau J., Bracia zza Buga, Lublin, 1999, s. 7.
[4] Siemaszko W., Siemaszko E. Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945, Warszawa 2000, s. 1063.
[5] Polski sejm hotujetsia zasudyty UPA za genocyd, http://www.istpravda.com.ua/short/2013/04/19/121271/ , 17.05.2013.
[6] Halbwaks M., Socyalnyje ramki pamjati, Moskwa 2007, s. 265-319.
[7] Zińczuk A., Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 248 – 291.
[8] Wywiad z Kropywniuk Jewgenijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 277.
[9] Borszczyk J., Podii na Wołyni ta pamjat pro nych (na materialach usnoi istorii), Kijów 2011.
[10] Fedewycz K., Hałycki ukraińcy w Polszci. 1920 – 1939, Kijów 2009.
[11] Wywiad z Józefem Kozińskim , Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 118.
[12] Niedzielko R., dz. cyt., s.7.
[13] Wywiad z Kropywniuk Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 259
[14] Wywiad z Kropywniuk Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 260.
[15] Wywiad z Garlińskoju Wiroju, Zespół laboratorii usnoi istorii NaUKMA, 2009 / 2.
[16] Fedewycz K., Hałycki ukraińcy w Polszci. 1920 – 1939, Kijów 2009.
[17] Halbwaks M., Kolektiwnaja i istoricieskaja pamjat, http://magazines.russ.ru/nz/2005/2/ha2.html, 14.05.2013.
[18] Niedzielko R., dz. cyt., s. 14.
[19] Wywiad z Gadomskoju Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 249 – 250.
[20] Wywiad z Sememniuk Annoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 250.
[21] Wywiad z Koc Ołenoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 251 – 252.
[22] Wywiad z Balabaichoju Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 257.
[23] Wywiad z Karpiuk Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 259
[24] Wywiad z Kosiuk Olhoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 263.
[25] Wywiad z Kropywniuk Jewgenijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 277.
[26] Wywiad z Potockym Mychajłom, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 263.
[27] Wywiad z Petrenoju Katerynoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 265.
[28] Wywiad z Machniuk Sofijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 266.
[29] Wywiad z Opanasiuk Soneju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 266.
[30] Wywiad z Kozińskim Józefom, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 268.
[31] Wywiad z Boguszewskim Antonem, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 261.
[32] Wywiad z Boguszwskoju Hałynoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 261.
[33] Wywiad z Adamczuk Janinoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 284.
[34] Wywiad z Zajoc Irynoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 272.
[35] Wywiad z Bendałż Władysławoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 285
[36] Tamże.
[37] Wywiad z Pilipczuk Janinoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 287.
[38] Wywiad z Michalskim Waldemarom, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 291.
[39] Wywiad z Szepeluk Jewoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 254.
[40] Wywiad z Chuk Helenoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 273.
[41] Wywiad z Gadomskoju Lidijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 248 – 249.
[42] Wywiad z Mindełem Mykoloju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 265.
[43] Tamże
[44] Wywiad z Karpiuk Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 259 – 260.
[45] Wywiad z Karpiuk Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 259 – 260.
[46] Niedzielko R., dz. cyt., s. 14.
[47] Wywiad z Balabaichoju Marijeju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s.257 – 258.
[48] Tamże.
[49] Wywiad z Zajoc Irynoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 256.
[50] Wywiad z Boguszewskoju Hałynoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 261.
[51] Wywiad z N.N., Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 256.
[52] Wywiad z N.N., Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 256.
[53] Wywiad z N.N., Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 282.
[54] Wywiad z Wasyluk Hannoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 253.
[55] Wywiad z Chuk Helenoju, Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 275
[56] Zińczuk A., Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943, Lublin 2012, s. 299 – 300. 69