Utopie samoorganizacji w praktyce
Na fali ruchów occupy, kooperatyw, odradzającej się spółdzielczości, oraz działających niehierarchicznie wspólnot i grup aktywistycznych coraz częściej w dyskursie publicznym pojawia się idea samoorganizacji. Miałaby ona być urzeczywistnieniem demokracji obywatelskiej oraz receptą na jej niedoskonałości. W analizie tego zagadnienia pojawią się skrajne przykłady prowadzące do równie skrajnych ocen: od bezkrytycznego idealizowania do negacji, sprowadzającej samoorganizację do osiągnięć dotychczasowych utopii społecznych. Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie z jakich nurtów wypływają tak skrajne oceny i czy są one wystawiane przez praktyków czy jedynie biernych obserwatorów?
Kontekst, główne przesłanki oraz wartości przyświecające tego rodzaju inicjatywom pozwalają na pełniejsze ich zrozumienie, ale by dotrzeć do sedna głos należy oddać samym zainteresowanym, członkom i członkiniom oddolnych inicjatyw działających na zasadzie samoorganizacji. Każda tego typu grupa to społeczność w budowie, permanentnym procesie zmian, ale też w fazie eksperymentu, często nieudanego. Ich działalność można jednak zestawić z innymi, zinstytucjonalizowanymi i powszechnie funkcjonującymi formami, które za paradygmat przyjmują wartości jak: hierarchia, własność prywatna czy zysk materialny jako czynnik determinujący wszelką aktywność. Ciężko jest wówczas oprzeć się wrażeniu utopijności chęci wyjścia poza zakodowany porządek społeczny a z drugiej strony nie przyznać racji takim ambicjom.
Warto zauważyć też, że samoorganizacja dotyczy niemal każdego aspektu ludzkiego życia, i choć marginalizowana, wyrasta z poczucia niedoboru podstawowych elementów potrzebnych do pełnego funkcjonowania człowieka jako jednostki lub części społeczności. Przyglądam się dynamice takich grup i trendom na podstawie różnych praktyk samoorganizacji – trudno byłoby znaleźć jedną metodologię działań. Aktywność oddolna stanowi uniwersum możliwości i rozwiązań i za każdym razem jej kształt wynika z bardzo wielu przesłanek, z których najważniejszą jest czynnik ludzki, osobowości i charaktery osób zaangażowanych w działania. Z tego powodu ciężko mówić o samoorganizacji bez odniesienia się do konkretnych przykładów. Różnorodność w niej zawarta i różnorodność, z której wyrasta, nie stanowi bowiem jednej a nieskończoną ilość alternatywnych możliwości działania i kooperacji.
W trakcie Kongresu ,,Kultura dla Partnerstwa Wschodniego” w Lublinie właśnie ten temat został podniesiony przez praktyków oddolnych ruchów i inicjatyw z Europy Środkowo Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Analizując poszczególne przykłady w ramach ścieżki ,,Kultura społecznie zaangażowana” można było odnaleźć część motywacji i przesłanek wspólnych dla prezentowanych inicjatyw, jednak niemal od pierwszego dnia spotkań widoczne było też bogactwo i różnorodność doświadczeń oraz celów aktywistów, artystów czy kuratorów. Wobec tego główny nacisk położony został właśnie na poszukiwanie wspólnych mianowników działań oraz możliwości sieciowania akcji.
Niemal wszystkim inicjatywom przyświeca pewien wspólny mianownik – ,,dobro wspólne”, rozumiane jako triada zasobu, grupy zarządzającej danym zasobem oraz procedur. Już na tym poziomie uwidacznia się wyjście poza tradycyjne i uznane za jedyne słuszne wartości jak: hierarchia i przywództwo, własność prywatna i posiadanie oraz zysk mierzony w formie materialnej. Charakterystyczne dla inicjatyw oddolnych jest negowanie jednej, kilku lub wszystkich wymienionych przesłanek. Prezentowane w ramach Kongresu projekty podważają ich znaczenie. Omawiane przykłady działań oddolnych często sięgają po horyzontalny i kolektywny model zarządzania oparty na partnerstwie wewnątrz grupy, nie zaś konkurencji. Odnoszą się do wspólnego powiernictwa stawianego w kontrze do indywidualnego posiadania. Samoorganizacja, choć niezwykle trudna, szczególnie w państwach naznaczonych półwieczem totalitaryzmu, staje się realnym narzędziem alternatywy również wobec skrajnie indywidualistycznej koncepcji liberalnego kapitalizmu. Zdają się być tego świadomi wszyscy uczestnicy ścieżki ,,kultura społecznie zaangażowana”, bez względu na stopień zaawansowania transformacji społeczno-gospodarczej krajów z których pochodzą. Jak słusznie zauważa Anna Rozhentsova, jest to nowa jakość wobec panującej na Białorusi zasady ,,wszystko jest wspólne, nikt nie jest odpowiedzialny”. To także alternatywa dla wschodzących demokracji postkomunistycznych, gdzie imperatyw własności prywatnej stworzył zasadę ,,wszystko jest prywatne, wszyscy są odpowiedzialni”. Samoorganizacja otwiera bowiem drogę dla wspólnego dobra, wspólnej przestrzeni ze współdzieloną odpowiedzialnością. Mińska inicjatywa zdaje się doskonale potwierdzać tę teoretyczną przesłankę. Zarówno prowadzona wspólnie przestrzeń ,,La mora” jak i wydarzenia stworzone przez kolektyw osób skupionych wokół tego miejsca mają charakter partycypacyjny. Niezwykle innowacyjnie prezentuje się tworzony przez kolektyw festiwal filmowy Cinema Perpetuum Mobile. Cała grupa wspólnie odpowiada za organizację tego wydarzenia w wielu miejscach na Białorusi a ponadto zadania wykonywane są rotacyjnie. Pojawia się tu zatarcie tradycyjnej granicy między twórcą i odbiorcą, zachwianie kolejną hierarchią. Formuła otwartej selekcji filmów (na cotygodniowych pokazach wszyscy zainteresowani na zasadzie głosowania dokonują wyboru) pozwala każdemu uczestniczyć w programowaniu imprezy i dzięki temu przekroczyć granicę biernego odbioru, stać się współtwórcą odpowiedzialnym za efekt finalny. Umożliwia to także budowanie szerokiej społeczności w duchu partycypacyjnym. W tym przypadku zmiana wprowadzana jest samodzielnie przez członków i członkinie kolektywu. Jest nią rodzaj współżycia społecznego, propozycja otwartego również na innych modelu, w jakim tworzące go osoby chciałby funkcjonować.
Działając w przestrzeni publicznej lub bezpośrednio na nią, traktuje się ją jako dobro wspólne, służące do realizacji potrzeb zarówno jednostek jak i grup. W takich inicjatywach pojawia się powiernictwo czy swego rodzaju opieka nad przestrzenią, regulowane pewnym systemem norm i zasad utrzymujących dany zasób wciąż atrakcyjnym dla grup i jednostek. Ważnym kryterium wydarzeń w La Mora jest charakter otwarty i nie wykluczający innych. Mogą to być zarówno działania na rzecz zachowania formy danej przestrzeni, jej dostępności i funkcji, czy działania zmierzające do jej rozwoju. Punktem wyjścia dla działań kolektywu „Prva Arhi Brigada” ze Skopje była właśnie przestrzeń wspólnej, jej forma oraz użyteczność. W tym przypadku problem stanowi sposób rekonstrukcji centrum miasta, organizacji przestrzeni i wytworzony krajobraz. Naznaczona wielkim trzęsieniem ziemi stolica Macedonii miała stać się futurystycznym polis wprost z desek kreślarskich wybitnych światowych architektów. Komunistyczna władza Jugosławii nie była jednak w stanie zmierzyć się ze śmiałymi wizjami i pozostawiła miasto w budowie. Schedę po imperium Tity przejęli nowi politycy niepodległej republiki macedońskiej, którzy postanowili zaadaptować niedokończony projekt nowego miasta do celów stricte politycznych i nie chodzi wcale o miliardy wydane na nowe gmachy rządowe. Forma jaką przybrała rekonstrukcja Skopje w ostatnim dziesięcioleciu jest nieadekwatna ani do tradycji architektonicznych tego regionu ani do współczesnych wzorców, czy wreszcie potrzeb mieszkańców. Monumentalna architektura o proweniencji antycznej, jawnie odwołująca się w treści do imperialnego dorobku Aleksandra Wielkiego i jego potomków, których malutka i biedna republika chciałaby być kontynuatorem, razi megalomanią i niefunkcjonalnością. Beton, fontanny i pomniki nie mają nic w sobie z użyteczności publicznej – stwarzają pustynię bez autentycznego rytmu życia miasta. Słowem: im więcej zainwestowanych pieniędzy tym więcej taniego blichtru. W odniesieniu do biednych przedmieść, gdzie od dawna nie poczyniono żadnych inwestycji w przestrzeni publicznej, wielki projekt Skopje 2014 jest tym bardziej kiczowaty. Ma to jednak skutecznie oddziaływać na wyobraźnię obywateli i turystów, a także budować autorytet władzy wprost proporcjonalny do wielkości bloków marmuru rządowych budynków. W tym kontekście kolektyw „Prva Arhi Brigada” prowadzi działania w przestrzeni miejskiej mające na celu obnażyć bezlitośnie kuriozum nowej urbanizacji centrum. Jednocześnie aktywiści odwołują się w swoich akcjach do zjawisk i procesów użytecznych i potrzebnych z punktu widzenia mieszkańców stolicy. Grupa ma charakter otwarty na nowe działania, narzędzia oraz argumenty i głosy wszystkich kontestujących taki rodzaj decydowania o przestrzeni wspólnej.
To właśnie działanie w przestrzeni publicznej lub quasi publicznej było pierwszym wyodrębnionym w debacie elementem wspólnym. Uczestnicy zadali pytanie dlaczego swoją aktywność umiejscawiają właśnie tam? W odpowiedziach dominowały dwie przesłanki. Po pierwsze przestrzeń publiczna nie jest wykluczająca, więc staje się ogólnodostępnym medium. Z drugiej strony jako ,,dobro wspólne” w opinii aktywistów, artystek czy oddolnych ruchów umożliwia powszechny dostęp do przestrzeni wspólnych [przynajmniej w teorii]. Stanowi medium bez cenzury kapitału, pozycji społecznej, wiodącego paradygmatu czy myśli gospodarczo-społecznej, jest otwarta na wszystkie głosy. W tym kontekście pojawiają się wspomniane opisy działań w Skopje ale również Moskwie, Kiszyniowie czy Lublinie. Mimo odmiennych strategii działań (konfrontacji przestrzeni publicznej z procesem jej ograniczania, ingerencji partyzanckich czy akcji nakierowanych na bezpośrednią interakcję z potrzebami lokalnych społeczności), w żadnym miejscu nie pojawia się potrzeba posiadania a jedynie korzystania, zarządzania. Szczególnie jest to widoczne w konfrontacyjnym charakterze części działań, nakierowanych na utrzymanie przestrzeni publicznej w domenie społeczności. W miejscach gdzie takiej przestrzeni nie ma, pojawiają się ruchy, jak choćby wspomniany DK La Mora w Mińsku, stawiające sobie za cel jej wygenerowanie. Odbywa się to w różny sposób, ale nigdy nie towarzyszy temu chęć zawłaszczenia a jedynie powiernictwa nad daną przestrzenią, w tym przypadku budynkiem domu kultury i uczynienia go na powrót dobrem wspólnym. Nie ogranicza to jednak wewnętrznych sprzeczności, wątpliwości czy interpretacji. Wciąż bowiem stawiane są pytania o zasadność poszczególnych interwencji. Czy takie działania powinny pojawiać się bez wiedzy i wbrew wyartykułowanemu interesowi danej społeczności? Jedną z inicjatyw, wychodzących naprzeciw tym wątpliwościom był prezentowany przez Mariannę Assenovą Goatmilk Festiwal. Charakterystyczny dla tego wydarzenia jest fakt całkowitego zatarcia granicy pomiędzy artystą i odbiorcą, który w tym przypadku przyjął niezwykle wyrazistą formę braku widowni i uczestniczenia wszystkich osób w projekcie na równi. Wydarzenie zorganizowane po raz pierwszy 10 lat temu we wsi Bela Reczka [Bułgaria] skupia się na społeczności lokalnej, jej historiach, rytmie życia i wartościach, niejako dopasowując się do nich. Festiwal odbywa się w najdogodniejszym dla społeczności czasie i zaprasza ją do tworzenia narracji przy użyciu narzędzi zaproponowanych przez organizatorów. Dla autorek i autorów projektu jest wartością samą w sobie, nie przyświeca im żadna górnolotna innowacyjność czy rewolucyjność. Zresztą po 10 latach śmiało twierdzą, że zmiana następuje małymi kroczkami. W przypadku Bela Reczki ,,są to już lata świetlne i faktyczna rewolucja poprzez konsekwencję i zaangażowanie” – podsumowuje Assnova.
Wobec wątpliwości co do skuteczności działań i źródeł problemów niezwykle istotnym wydaje się kolejny podniesiony przez spikerów i spikerki temat. Dotyczy on bowiem potrzeby pracy z grupami marginalizowanymi, obszarami peryferyjnymi czy to administracyjnie, ekonomicznie czy społecznie. Najważniejsze jest to, komu w przypadku pojawiania się grup wykluczanych powinna być udzielana pomoc? Czy jedynie członkom takich społeczności czy również osobom odpowiedzialnym za ten stan? Władza na różnych szczeblach, dysponująca aparatem represji, rzadko kiedy staje się beneficjentem działań oddolnych. Oczywista dla ruchów samoorganizujących się jest hierarchia, która narzuca i transmituje w dół swoją wolę i interesy. Często więc sytuacja, w której działania skierowane są do „szczytu”, traktowana jest jedynie jako podważenie istoty pionowego zarządzania. Dla osiągnięcia realnej zmiany należałoby więcej działań, przynajmniej pośrednio, skierować właśnie do dysydentów.
Decyzja o działaniu poza hierarchicznym systemem organizacyjnym, czy to we własnej grupie czy w kontakcie z grupami zewnętrznymi, powoduje kolejne wykluczenia, jak np. brak środków i bazy do prowadzenia działalności, jakimi dysponują lub uzyskać mogą ci, którzy pracują w ramach funkcjonującego systemu. Kolejnym niebezpieczeństwem jest możliwość cenzury, która przyjmuje dziś formę ekonomiczną np. zakręcenia kurka z pieniędzmi, nie przyznania dotacji, pozbawienia siedziby. Naprzeciw tym problemom stają nowe, pączkujące narzędzia jak kooperatywy czy spółdzielnie, które wytwarzają zysk rynkowy, działają jednak i udostępniają swoje zasoby w sferach pozasystemowych. Ominięcie pułapek flirtu z hierarchicznym odgórnym systemem przy zachowaniu ekonomicznych możliwości prowadzenia aktywności możliwe jest też dzięki okupowaniu przestrzeni. Innym narzędziem, zaprezentowanym przez spikerki był rodzący się crowfunding. Jego niezwykle interesującą odsłoną, poza portalami internetowymi, wydaje się ,,Niedzielny Barszcz” odbywający się w Kiszyniowie i Kijowie. Projekt ten skupia osoby zainteresowane crowdfundingowym wspieraniem innowacyjnych działań oddolnych. Daje również możliwość kontaktu osobistego w ramach wspólnego posiłku. Niezwykle istotnym w tym rozwiązaniu wydaje się demokratyczny sposób głosowania na co przeznaczone są pieniądze ze wspólnego posiłku.
Określenie przyczyny, celu, obranie środków i metody działania, to dla każdej oddolnej inicjatywy dopiero początek długiej drogi. W jej trakcie zmieniają się zarówno okoliczności, przesłanki, czasem również to, co ostatecznie chcielibyśmy osiągnąć i jakimi metodami. Jedne okazują się nieskuteczne, inne niewłaściwe. Biorąc pod uwagę również fakt niepewności, w jakich działają zarówno oddolne ruchy jak i pojedyncze osoby w nie zaangażowane, oddolna, społecznie zaangażowana działalność jest procesem, który bardziej nakierowany jest na osiągnięcie celu niż na kształtowanie wspólnoty czy ruchu. Oczywiście praca nad dynamiką grupy i mechanizmami jej działania jest niezwykle istotna, ale to raczej środek do osiągnięcia celu, niż cel sam w sobie, co również potwierdzali prezentujący inicjatywy praktycy. Osoby działające w takich ruchach nie dążą do osiągnięcia stanu idealnego, którego osiągnąć właściwie się nie da. Większy nacisk jest położony na uzyskanie konkretnych efektów i na kolektywne powiernictwo dobra wspólnego jakim jest przestrzeń publiczna. Każde takie działanie przybliża też wizję bardziej aktywnego i obywatelskiego społeczeństwa, faktycznie zarządzającego wspólną własnością.
Głosy uczestniczek i uczestników ścieżki ,,kultura zaangażowana społecznie” to bardzo obszerny materiał mogący posłużyć do analizy współczesnych form samoorganizacji oraz dynamiki tego procesu. Niewypracowanie przez panel wspólnych rekomendacji to tylko pozorne niepowodzenie. Pozorne, bo za klęskę można by uznać raczej sytuację odwrotną, gdy oddolnie organizujący się ruch postawił by się w roli eksperta. Wyjście poza instytucjonalną działalność zasadniczo spowodowane jest przez niemożność zrealizowania danego celu w obrębie funkcjonującego systemu. Podyktowane jest to prostą sprzecznością interesów i występowaniem przeciwko systemowi jako całości lub jego elementom. Każdą z prezentacji uznać należy za przykład praktyk, można z nich uczyć się jak budować inicjatywę czy grupę, w pierwszej kolejności jednak odnosząc się do własnych realiów i potrzeb.
Odnosząc się krytycznie do prezentacji zaproszonych spikerów i spikerek, fakt, iż ścieżka ,,Kultury zaangażowanej społecznie” nie wypracowała wspólnych rekomendacji można potraktować jako sukces!! Jeśli alternatywą dla jednego, represyjnego i wykluczającego systemu wartości, myślenia i działania miałby być inny, również wykluczający i represyjny dla pewnej grupy, to nie stanowiłby żadnej alternatywy, a jedynie odwrócenie ról. Pozorna sprzeczność interesów czy dążeń prezentowanych inicjatyw oddolnych zapewne nie wyczerpuje bogactwa różnorodności grup samoorganizujących się, ale na konkretnych przykładach pokazuje rozpiętość form i treści procesów oddolnych. Można więc śmiało stwierdzić, że ,,samoorganizacja w budowie” w każdym swym przejawie stanowi alternatywę. Jest opcją innego, pozasystemowego działania i daje nieskończoną paletę metod, środków i celów. W momencie ich połączenia może się okazać, że wcale nie potrzebujemy narzuconych hierarchii i jedynych słusznych reguł.
Marek Golonko
Spotkanie w ramach ścieżki tematycznej „Kultura społecznie zaangażowana” odbyło się w Lublinie w Autonomicznej Przestrzeni Społecznej – Cicha4 (Polska). Uczestnicy i prezentowane inicjatywy: Mariana Assenova (Fundacja Nova Kultura, Bułgaria), Lukas Berberich (Centrum Tabačka, Słowacja), Anna Chistoserdova, Valiancina Kisialiova (Galeria Y, Białoruś), Paweł Jaworski (Fundacja Napraw Sobie Miasto, Polska), Alicja Kawka, Marta Sienkiewicz (Kawiarnia „Kawka”, Polska), Eva Khachatryan (Centrum Kultury Suburb, Armenia), Valiancina Kisialiova (Galeria Y, Białoruś), Sophia Lapiashvili (GeoAir, Gruzja), Paweł Laufer (Fundacja Open Culture, Polska), Nebojša Milikić (REX, Serbia), Paulina Paga (Stowarzyszenie Praktyków Kultury, Polska), Ziga Pilih (Tovarna Rog, Słowenia), Anton Polskyi (Partizaning, Rosja), Oleksandr Suprunets (Garage Gang, Ukraina), Mykola Ridnyi (SOSka, Ukraina), Alicja Rogalska (Polska), Anna Rozhentsova (DK La Mora, Białoruś), Marcin Skrzypek (Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Polska), Aneta Spaseka (Prva Arhi-Brigada, Macedonia), Vladimir Us (Stowarzyszenie Oberliht, Mołdawia), Michał Wolny (Przestrzeń Inicjatyw Twórczych „Tektura”, Autonomiczna Przestrzeń Społeczna – Cicha4, Polska), Anna Zvyagintseva (Hudrada, Ukraina).