Z Witalijem Trybusznym o Leninie, Marksie i Muzeum Totalitaryzmu rozmawia Julia Kysła
Julia Kysła: Panie Witaliju, już dwadzieścia lat rozbudowuje pan swoje Muzeum Totalitaryzmu. W jaki sposób materializuje się pańska refleksja? Proszę podać, jeśli można, kilka przykładów.
Witalij Trubyszny: Żyła pani kiedyś w mieszkaniu komunalnym? Zostały one stworzone tak, żeby każdy z nas znajdował się w polu widzenia Tam często można było usłyszeć: «Kto nie wyłączył prymusa?[1]» Kiedy rzucił mi się w oko zgnieciony prymus, wtedy zauważyłem, że te agregaty płoną, świszczą i w dowolnej chwili mogą rozlecieć się na kawałeczki. I od razu znalazłem dla niego odpowiedni podpis: «Zapalony rewolucjonista».
Bywa, że mam jakąś frazę, do której muszę znaleźć sobie odpowiedni przedmiot. Kiedyś bardzo długo nie mogłem znaleźć obrazu dla sentencji «I gdziekolwiek byś nie żył, cokolwiek byś nie robił, zawsze będziesz miał obowiązek wobec swojej ojczyzny». Rozwiązałem ten problem dość prosto – powiesiłem na ścianie lustro, a pod nim wspomniany tekst. Teraz każdy człowiek, który widzi odbicie swojej twarzy w moim muzeum, wie, że jest coś winien swojej ojczyźnie.
I jeszcze zmiażdżone wiadro…
Tak, jest to jeden z moich pierwszych eksponatów, przyozdobiłem go takim zdaniem: «W socjalizmie tkwią kolosalne zasoby, nie potrzeba go ulepszać kapitalizmem». Jak pan myśli, czy w tym wiadrze tkwią kolosalne zasoby? Jeśliby je rozciągnąć o kilka centymetrów, to zmieściłby się w nie litr wody. Tu można odnaleźć paralelę w odniesieniu do doli ziemi w kołchozach w czasach radzieckich. Nie miała ona gospodarza. Na początku lat 20-tych gospodarstwa wiejskie dawały dwa razy więcej ziarna niż po kolektywizacji. Teraz, żeby przywrócić naszemu wiadru jego dawną formę, trzeba się bardzo napracować.
A wówczas reżim często dawał się we znaki?
Z KGB miałem ciągłe problemy. Kiedy wezwali mnie na przesłuchanie w 1978 r. usłyszałem: «Tutaj wielu wchodziło, ale niewielu stąd wyszło. I to, że ty jeszcze nie siedzisz – to nie jest twoja zasługa, ale nasze niedopatrzenie». «Oż ty, jak mądra fraza» – zdziwiłem się. Później okazało się, że były to słowa Dzierżyńskiego. W tych organach, od pierwszych dni ich istnienia wykorzystywano tą frazę.
Po tym spotkaniu nie byłem pewny, czy uda mi się pozostać wolnym. Żeby łatwiej znosić trudy więzienia – zacząłem trenować jogę. Postanowiłem się również sfotografować na pamiątkę (ówczesne zdjęcie twórcy wraz ze słowami Dzierżyńskiego zajmuje jedno z centralnych miejsc w ekspozycji muzeum – przyp. Julia Kysła)
Czy to prawda, że władza radziecka utrzymywała się jedynie dzięki zastraszaniu, kłamstwie i zaszczuciu?
Wszystkie starania propagandy, poczynając od roku 1918, były nakierowane na to, żeby zapewnić ludzi, że żyją w «ziemi obiecanej». Jednakże jeśli popatrzymy na dokumenty, to okaże się, że bolszewicy przez cały czas faktycznie zajmowali się «robieniem narodu w balona».
W roku 1918 strzelali do Lenina. Jeszcze do tego czasu traktowali go jak niemieckiego szpiega. Ale nasz naród lubi męczenników. Po incydencie dało się słyszeć wieści, że to jednak swój człowiek. Wtedy też we wszystkich gazetach zaczęto dyskutować o tym, że wódz znajduje się na skraju śmierci. To był masowy nacisk na świadomość ludzi. Naród obawiał się możliwej śmierci lidera, w tym czasie zaczął formować się mit Lenina i rewolucji. Ale już w pierwszych dniach październikowych wydarzeń, Lenin nakazał Dzierżyńskiemu «Po cichu przygotować CzK i terror». Wówczas stworzono tzw.: «Sztab zabezpieczenia podboju»[2]. Od samego początku terror był elementem polityki państwowej bolszewików.
Za czasów Michaiła Gorbaczowa generał Dmitrij Wołkogonow odnalazł i opublikował ciekawe dokumenty, wśród jakich znajdują się także notatki wodza. Można z nich łatwo wyciągnąć wniosek, że ten wizerunek, jaki stworzyła dla niego propaganda i jego prawdziwe oblicze kardynalnie się od siebie różniły. Tutaj odpowiednią niech będzie sentencja Bierdiajewa: «W bolszewiku zawiera się coś przekraczającego granice, nie z tego świata, co tym bardziej czyni go strasznym».
Co osobiście sądzi pan o wodzu?
Wiadomo, że miał guza spowodowanego kiłą, dlatego nie można nazwać go normalnym człowiekiem. Lewa półkula jego mózgu była wielkości orzecha włoskiego. I tylko prawa półkula służąca wodzowi, momentalnie podejmowała jedyne i słuszne decyzje. Brytyjscy naukowcy udowodnili, że 97% informacji, które są mierzone w miliardach miliardów bitów, jest przechowywanych właśnie w prawej półkuli. Nawet jeśli cały wszechświat rozłożyć na atomy i napełnić nimi ludzki mózg – i tak jeszcze zostało by trochę miejsca na dodatkowe informacje. Lenin był bio-robotem, maszyną. Dlatego pewnie zawsze mówił o kolosalnym znaczeniu informacji.
A co z samym Karolem Marksem i jego teorią?
Bardzo mi imponuje zdefiniowanie przez niego «feudalnego socjalizmu», które, według mnie, daje trafne spostrzeżenie odnośnie natury reżimu radzieckiego. Jeszcze w 1850 r. w «Krytyce ekonomii politycznej» Marks napisał: «Najgorszą formą niewolnictwa jest feudalny socjalizm, kiedy ziemia nie będąc prywatną własnością, staje się własnością państwa. I jeśli w niewolniczym społeczeństwie istnieją wolni ludzie, to przy feudalnym socjalizmie wszyscy stają się niewolnikami państwa». I jak tu nie dostrzec podobieństw?
Wychodzi zatem na to, że pańskie muzeum pragnie opowiadać prawdę o przeszłości, stara się otworzyć ludziom oczy na to, z czym żyli przez wiele lat?
Naturalnie. Chce pokazać niegdysiejszą władzę od wewnątrz, ponieważ mało kto przyglądał się jej od tej strony. Często robię to z uśmiechem na twarzy. Wolter powiedział kiedyś, że «śmiech to najpotężniejszy oręż». Jednak nie zawsze udaje mi się uśmiechnąć. Co poradzę? Ten temat jest aż nadto poważny.
Rozmawiała Julia Kysła
Tłumaczenie: Darek Figura
[1] Prymus – maszynka do gotowania na alkohol, najczęściej z jednym palnikiem – przyp.tłum.
[2] W oryginale: «Штаб защиты завоеваний» – przyp.tłum.
Kultura Enter
2009/04 nr 09