Strona główna/ZAKAUKAZIE. Naftowe miasto

ZAKAUKAZIE. Naftowe miasto

Esej autorstwa W. Sidorowa Naftowe miasto pochodzi ze zbioru Po ojczystym kraju. Wybór artykułów krajoznawczych. Materiały zostały zebrane przez niejakiego W. L’wowicza i opublikowane w moskiewskim Wydawnictwie Izdanije Knigoprodawca M. W. Klukina (Mochowaja d. Benkiendorf) w 1902 roku. Nie udało się pozyskać innych informacji zarówno o autorze eseju, jak i redaktorze zbioru. Brak danych może wskazywać na częsty w owym czasie zabieg pisania tekstów popularnych pod pseudonimem. Sądząc po wprawie w posługiwaniu się piórem, nazwisko W. Sidorowa mogło być pseudonimem zawodowego literata.
Prezentowany przekład reprezentatywnych wyimków z eseju Naftowe miasto oddaje atmosferę Baku, miasta orientu, rozlicznych sekt, które poddane zostało gwałtownej industrializacji i przeżywało bum naftowy. Do 1914 roku co druga baryłka ropy wydobyta na świecie pochodziła właśnie z tych okolic. W Baku działali najbardziej znani światowi przemysłowcy, w tym Rothschildowie oraz bracia Nobel. Na początku XX wieku znajdowała się tu również znacząca polska diaspora, w tym mieszkał i pracował Witold Zglenicki, inżynier górnictwa naftowego, pomysłodawca platform wiertniczych ustawianych na otwartym morzu oraz filantrop, nie bez kozery zwany polskim Noblem; dzięki jego spadkowi przekazanemu na rzecz Kasy im. Józefa Mianowskiego polska nauka od roku 1910 do 1914 dysponowała środkami większymi niż mogła spożytkować. Baku stało się także inspiracją dla Stefana Żeromskiego, który uczynił je miejscem narodzin Cezarego Baryki, głównego bohatera Przedwiośnia.
Losy siedmiu postaci, w tym Witolda Zglenickiego, którym udało się zrobić karierę w Imperium Rosyjskim i następnie przysłużyć odbudowie niepodległej Polski, opowiadamy w książce Inżynierowie Niepodległej. Ukaże się ona nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN pod koniec listopada 2018 roku. Zapraszamy do lektury poniższego przekładu oraz naszej książki poświęconej wybitnym Polakom.
Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski

***

W. Sidorow, Naftowe miasto

[…] W oddali ukazał się las czarnych cyprysów. Las-nie-las, a jakieś nagromadzenie czarnych piramid, prawdziwa nekropolia. Czym bliżej, tym wyraźniej rysowały się te czarne, nasączone naftą, wielkie stożki, ze ściętymi wierzchołkami.

– To Bałachany – powiedział mój sąsiad – główne miejsce wydobycia nafty. Te czarne piramidy to drewniane wieże. Są pobudowane nad wydrążonymi studniami, z których biją czy też biły fontanny nafty.

[…] Baku jest ciekawym, żywym miastem, przypominającym miasta Nowego Świata. Jest jednocześnie i rosyjskie, i perskie, i tatarskie; całe wymalowane charakterystyczną żółtą farbą. Tu amalgamat Azji i Europy poraża znacznie mocniej niż w Tyflisie, a ludność jest tak barwna, że można z zainteresowaniem przez długi czas obserwować życie ulicy. Najbardziej reprezentacyjna część miasta – nabrzeże z cudownymi domami, z tysiącem okrętów na Kaspijskich falach, z ciągłymi dzwonkami tramwajów, z próżnością spacerujących przechodniów. Tu paraduje towarzystwo, tu czerwonobrodzi Persowie, którzy zarost barwią henną, sprzeczają się i droczą […]. Osły, wielbłądy, muły, konie poruszają się przed waszymi oczami, ciągną szykowne ekwipaże, skrzypią jednokołowe, starodawne arby […].

Całe nowe Baku, z jego porządnymi ulicami, hotelami, błyszczącymi magazynami i skwerami, okrążyło starą warownię, której zębate mury zachowały się tak dobrze. Wejście do zamku od strony placu Dumskiego – jest najbardziej reprezentacyjne. Są tu wielkie warowne wierzeje szacha Abbasa. Wszedłem przez nie i znalazłem się w starym mieście, w tym labiryncie zaułków, gdzie spokojnie kroczą osły obciążone pakunkami, gdzie różnorodności strojów przeniosły mnie daleko na Wschód. Całe stare miasto – to burożółte kamienne gniazdo absolutnie zapuszczone, z którego dosłownie podnoszą się wyciśnięte minarety meczetów i ogromny chański pałac […]. W końcu zszedłem do podnóża zamkowej góry i trafiłem na ulicę Ciemnych sklepików. Jest to długi, zadaszony korytarz, całkowicie zastawiony kramami, przenoszący was, jak ormiański bazar w Tyflisie, wprost do wschodniej baśni. Są tu i emaile, i wschodnie srebrne inkrustacje, wielkie brosze, kopce z turkusów. Bez chwili wytchnienia stukają młoty kowali, igiełki tkaczy błyskają jak wyładowania elektryczne, kapelusznicy, szewcy, kramy z fantastycznymi wystawami i kucharze z bulgoczącymi kotłami i zdającymi się nie kończyć lawaszami. Harmider, ścisk, pstrokatość – nieopisane.

[…] Oblicze Czarnego Miasteczka jest skrajnie odpychające. To gruda rozpadłości, surowych ścian, magazynów z płaskimi dachami, podzielonych kałużami i jeziorami mazutu z jego niewzruszoną kolorową powierzchnią, to zbiorowisko cystern, czarnych, obłych, zatłuszczonych, z których odpryskuje sadza i bryzga olej, czarnych wysokich kominów, wiecznie buchających kłębami dymu i smrodu. Wszelkie przestrzenie niezajęte przez zakłady, cysterny i domy, są całkowicie rozryte, poprzewracane, powykrzywiane, jakby literalnie przeszedł tu Mamaj, a wszystkie zagłębienia wypełnia mazut, z jego duszącym zapachem i w dół i w szerz, wszystkie te miejsce poprzecinane siecią rur. Rury, od tych najgrubszych do najcieńszych, jest ich tu masa, splotły się w pajęczynę, aż trzeba skakać i przełazić przez te czarne, zakopcone ropociągi. Szyny kolei żelaznej poprzecinały Czarne Miasteczko, przebiegając po nasypach, wałach przekłutych tymi właśnie rurami. Codziennie witałem tu niecodzienny parowóz Fairliego, który pracował z zapałem, przewożąc sznury cystern z Czarnego Miasteczka na dworzec. To podwójna, kuriozalna lokomotywa, dosłownie dwa szczepione parowozy jeden z drugim, zaś przy brzegu bujają się masy barek, pompujących przetłuszczonymi wężami ropę.

[…] Pewnego pięknego dnia udaliśmy się do wielkich zakładów Nobla. Na prośbę wuja przydzielili nam doświadczonego przewodnika i ruszyliśmy na to naftowe morze.

Ropa, wydobywana poprzez wiercenia, których efektem są wielkie fontanny, doprowadzona rurami z Bałachanów tu do zakładu, wpada do wielkich kotłów, podgrzewanych przez całe rzędy pieców.

– Palimy wszystkie piece mazutem – wyjaśnił nam przewodnik. – Z kotłów do chłodnic idą lżejsze partie benzyny i gazoliny, a pozostała w kotłach ropa idzie do nowych kotłów, gdzie znów podgrzewając, wydobywa się z niej naftę, a już z reszty wydziela się olej.

Trudno sobie wyobrazić te kotły, wszystkie te działy, gdzie obrabia się benzynę, gazolinę i naftę. Te kolosalne pompy ciągnące wodę morską do basenów i tłoczące ją do chłodnic, wszystkie te wodospady i strumienie nafty i benzyny, gdzie z mazutu stopniowo wydziela się najpierw olej obiegowy, potem wrzecionowy, potem maszynowy i na koniec cylindrowy, czyli najdroższy, ciężki, gęsty i otrzymywany w niezwykle małej ilości.

[…] Cały Półwysep Aszperoński przesiąknięty jest naftą i gazami i w Suruchańskim zakładzie Kokoriewa opala się tym naturalnym gazem, który wybija z wnętrza wysokiego komina, postawionego na środku podwórza, a nocą wykorzystuje się go do oświetlania.

Obok tego zakładu znajdują się wieczne ognie w słynnym klasztorze czcicieli ognia. Długo krążyłem wokół jego białych, zębatych ścian i nijak nie mogłem doń trafić, dopóki skądś nie wychynął stróż. Otworzył mi bramę i wszedłem na podwórze słynnego kapiszcza. Pusty cichy klasztor składał się z kwadratowego dziedzińca, okrążonego bielejącymi murami z ostrymi zakończeniami.

Przedtem, jak klasztor był jeszcze zamieszkały, nad każdą zębatą blanką na murze palił się płomień. Pośrodku podwórza wznosiła się czworoboczna wieżyca, biała jak mury. Tu czciciele ognia palili ciała swych towarzyszy. Druga czworoboczna wieżyca była nad starą bramą, z jakimiś zatartymi napisami. Na szczycie tej wieżycy na czterech rogach – rury z płonącymi w nich językami naturalnego gazu. Przy grubych ścianach zaś puste, mroczne eremy, z rurami na naturalny gaz. Mieszkali w nich zaroastrianie – czciciele ognia, ci fanatyczni Hindusi, którzy zachowali do naszych czasów kult płomienia i tu się modlili, zakładali swe białe szaty, zapalali ognie i dzwonili w dzwonki.

Ostatni Hindus odjechał do Indii w 1880 roku i od tego czasu klasztor całkowicie opustoszał, zgasły jego ognie i tylko nad wejściową wieżycą, gdzie mieszkał zwierzchnik czcicieli ognia, do dziś goreje jasny płomień. Ziemia w tym miejscu jest tak przesiąknięta gazem, że wybija z każdej szczeliny, z każdej bruzdy i wystarczy iskra, żeby zapłonął niegasnącym ogniem. Mali Tatarzy, biegnący chmarą za nami, jak krety ryli w ziemi, zapalając zapałkami gaz i oczywiście wyciągali ręce po monety.

Z języka rosyjskiego tłumaczył Andrzej Goworski

 

Kultura Enter, 2018/04 nr 85
Rycina Aleksieja Bogolubowa, Nabrzeże w Baku, 1861.

Rycina Aleksieja Bogolubowa, Nabrzeże w Baku, 1861.

Rycina Konstantego Bogajewskiego, Pola naftowe w Baku, 1935.

Rycina Konstantego Bogajewskiego, Pola naftowe w Baku, 1935.

Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski, Inżynierowie Niepodległej, Warszawa 2018.

Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski, Inżynierowie Niepodległej, Warszawa 2018.