ZAMIAST WSTĘPU. Gdzie jest kraina wolności?
W grudniu 2022 roku ukraiński artysta, pisarz, poeta i tłumacz Jurij Andruchowycz został uhonorowany prestiżową niemiecką nagrodą literacką Nagrodą im. Heinrich Heinego. Podczas ceremonii wręczenia wyróżniania w Düsseldorfer Schauspielhaus laureat wygłosił przemowę, którą publikujemy dzięki uprzejmości Autora, za co redakcja serdecznie dziękuje.
Jurij Andruchowycz
Z języka ukraińskiego przełożył Tomasz Sikora
W szkole zdarzało się, że uczyliśmy się Heinego na pamięć. Przynajmniej jeden z jego wierszy – i od razu zgadniecie który. Tak, zgadliście – to on. Do dziś rozpoznaję uczniów mojej szkoły „z zaawansowaną nauką niemieckiego” po popularnym zwrocie Ich weiss nicht, was soll es bedeuten („Nie wiem, dlaczego tak smutno mi” – Lorele, tłum. Aleksander Kraushar). Można go używać przy każdej okazji lub bez niej, i zawsze jest odpowiedni.
„Ze wszystkich niemieckich poetów XIX wieku, być może Heinrich Heine miał największe szczęście być tłumaczony na język ukraiński” – zauważył ukraiński klasyk Iwan Franko w 1902 roku w przedmowie do ukraińskiego wydania Podróży do Harzu. Okazuje się, że ówcześni Ukraińcy tłumaczyli Heinego i, odpowiednio, czytali go więcej niż Goethego i Schillera, nie mówiąc już o Hölderlinie, Fontane czy Uhlandzie.
Weiss ich nicht, was soll es bedeuten?
Nein, ich weiss, was soll es bedeuten!
Jedna z przyczyn tego heinocentryzmu ukraińskich klasyków jest oczywiście rewolucyjność.
Przy czym obopólna – jego, Heinego, rewolucyjność i ich, Ukraińców (i Ukrainek, bo Łesia Ukrainka wyprzedzała wszystkich).
Heine miał jednak inne piękne powiedzenia, o których prawie nic nam nie mówiono w szkole. Na przykład to: Die Freiheit ist eine neue Religion, die Religion unserer Zeit. Cytuję za „Poeta przybył znad Renu. Życie i cierpienia Heinricha Heinego i nie mam powodu, by nie wierzyć autorowi tego ważnego dzieła – Lwowi Kopielewowi. Nawet Wikipedia wie, że to „pisarz, krytyk, germanista”. Po kropce osobne słowo i zdanie – istotny dodatek: „Żyd”. Dodam – emigrant polityczny, urodzony w Kijowie, mieszkaniec Kolonii, dysydent
i obrońca praw człowieka. Ale nie bez ciemnych plam w jego biografii, choć nawet one nie dają powodu, by wątpić, że Heinego cytował Lew Kopielew sumiennie.
Przyjmijmy więc cytat takim, jakim jest: „Wolność to nowa religia, religia naszych czasów”. Zakochany do szaleństwa w francuskich rewolucjach, zwłaszcza tej trzydniowej z lipca 1830 r. ( Les Trois Glorieuses ), Heine pozostawił nam w spadku ponadczasową przypowieść o jedynej stosownej religijności.
I w Kijowie znalazła mnie ona – oczywiście, jakżeby gdzie indziej? – na Majdanie Niepodległości jesienią 2017 roku.
Był późny wieczór, prawie noc, a było nas pół tuzina. Właśnie zagraliśmy nasz spektakl w holu Narodowego Muzeum Sztuki na Hruszewskiego, nieco nad budynkiem Gabinetu Ministrów, przed którym w czasie rewolucji jeżyły się kordonem i w trybie 24/7 berkuty, i panował wieczny mordor, i z rzadka butelka mołotowa dolatywała do ich zwartych szeregów, powołanych do ochrony względnego komfortu dyktatora. Ale teraz w wolnym mieście, gdzie żadnych berkutów nie było, zeszliśmy bez przeszkód na Majdan i zobaczyłem, że dawny Dom Związków Zawodowych był cały szczelnie spowity, a lepiej powiedzieć zawinięty w powłokę – albo płócienną, albo jakiś inny rodzaj włókna, jakby jakiś miejscowy Christo pracował nad tym gigantycznym obiektem, bardzo godnym jego uwagi. I to nie po prostu ot tak, ale z przesłaniem:
FREEDOM IS OUR RELIGION – było napisane też gigantycznymi literami (tak gigantycznymi, że można je było odczytać z Kosmosu) na tej nieznanej tkaninie nad wizerunkiem łańcucha, już, na szczęście, rozerwanego.
Teraz określę krótko kontekst. Dom Związków Zawodowych zarówno podczas pierwszego, Pomarańczowego, tak szczególnie podczas Euromajdanu stał się nie tylko centrum organizacyjnym czy nawet generalną siedzibą protestu. Była to także siedziba mediów, schroniskiem dla przybywających z innych miast, schronieniem dla szczególnie prześladowanych liderów, miejscem gromadzenia i przechowywania leków, żywności, ciepłej odzieży, wreszcie był to improwizowany szpital polowy. Zapewne posiadał on wiele innych funkcji, z których większość pozostaje tajemnicą dla mnie, zwykłego niewtajemniczonego uczestnika. Władze marzyły tylko o tym, by go zdobyć. Gdyby się udało, rewolucja by się skończyła. Był mózgiem i sercem rewolucji, dwa w jednym.
Władze atakowały go raz po raz. Najbardziej zmasowany atak udało się odeprzeć całym Majdanem w nocy z 10 na 11 grudnia.
Chwileczkę. Kiedy?
Dziś też jest 10 grudnia. Oznacza to, że następnej nocy minie dokładnie 9 lat od tego ataku i jego skoordynowanego odparcia. To była wytrwałe masowe wystawanie w obronie i to również w sensie dosłownym. Trzeba było stać i bronić. Trzeba było wytrwać. Gdyby tamtej nocy rozpędzili Majdan, nie byłoby mnie tu dzisiaj.
Więc byłem tam tej nocy. A dzwony klasztoru św. Michała biły nieustannie nad miastem, wzywając ludzi, by wybiegli z domów, z ciepła, ze strefy bezpieczeństwa i – by narażali się, przyłączali, wstawali i buntowali się, bronili i wytrwali. Ówcześni blogerzy świadczyli: „Dzwony biją jak w średniowieczu, kiedy wróg wdzierał się do Kijowa”.
Znalazłem się więc tam, w tej ludzkiej masie, skoncentrowanej i gotowej na wszystko, która nieustannie nadchodziła i która mimo zimna, deszczu i ślizgawicy trwała i trwała. Aż do około siódmej czy ósmej rano, kiedy zrobiło się szaro i jasno, stało się oczywiste: no pasaran. Przynajmniej tym razem, a to już dużo. Pamiętam ten smak (czy zapach?) absolutnego zwycięstwa – jednak bardzo przedwczesny. Do niego pozostało dobrze z 70 dni, a ile strat, krwi i śmierci – do dziś ostatecznie jest niepoliczone.
Sens tego wydarzenia objawia mi się dopiero teraz, gdy piszę te słowa: okazuje się, że tak pogratulowaliśmy Heinemu urodzin! W jego układzie współrzędnych my na Majdanie staliśmy się Francuzami, bo odmówiliśmy zostania Niemcami.
Wyjaśnię, co mam na myśli za pomocą dwóch cytatów.
Pierwszy z nich (od razu dodam – nieprzyjemny) dotyczy Niemców: „Niemiec przypomina niewolnika, który poddaje się panu bez okowów i biczów, poddając się słowu lub nawet spojrzeniu. Niewolnictwo jest nieodłączne od niego i jego duszy; gorsze od niewolnictwa materialnego jest niewolnictwo duchowe. Niemcy muszą być wyzwolone od środka, z zewnątrz nic nie przyjdzie”.
Drugi (poczujcie różnicę!) dotyczy Francuzów: „Francuzi to naród wybrany tej nowej religii, to w ich języku spisano pierwsze Ewangelia i dogmaty, Paryż to nowa Jerozolima, a Ren to Jordan, który dzieli Ziemię Wolności od kraju Filistynów²”.
Nawiasem mówiąc, Ren jest ten sam co tutaj w Dusseldorfie. Ale on już dawno nie jest Jordanem i niczego od niczego nie oddziela. I wydaje się, że Filistyni są już po jego obu stronach. A gdzie w takim razie jest Land der Freiheit (Kraina Wolności) ?
Była jeszcze jedna noc Majdanu (było ich właściwie 91, ale tylko niektóre były decydujące). Ta z 18 na 19 lutego, kiedy wydawało się, że teraz wszystko się skończy. I to było piekło, a głównym aktorem nocy był ogień. Przekradłszy się po dachach, podpalili ten Dom Związków Zawodowych, w kilku miejscach od środka. Cholera, tam zginęli ludzie! Zapominamy już, że to się naprawdę wydarzyło, to znaczy ludzie płonęli, a niektórzy spłonęli żywcem. Ilu? Czy to zostało zbadane? Nawet wtedy mówili o nich ostrożnie: zaginęli. A co możemy powiedzieć teraz, kiedy jest tak wielu spalonych, że żaden zimny umysł nie jest w stanie tego pojąć?
W rzeczywistości był to początek tej samej wojny rosyjsko-ukraińskiej. W której nadal uczestniczymy, i to już dziewiąty rok. Początek, który nie nadszedł 24 lutego, 24 lutego to dzień, w którym to co ukryte zostało odkryte. To znaczy wielka totalna inwazja. Z drugiej strony sama ta wojna, która wtedy była jeszcze ukryta i taka, że wielu z was tak naprawdę nie chciało jej widzieć, więc Rosja i nie bardzo się starała jej ukrywać, nawet nie zaczęła się od aneksji Krymu, a tym bardziej od „buntów tzw. republik” w Donbasie w kwietniu 2014 r.
Rosja zbrojnie zaatakowała Ukrainę w centrum Kijowa podczas EuroMajdanu. W jego decydujących chwilach i dniach. Podpalenie budynku Związków Zawodowych w nocy 19 lutego i rozstrzelanie Niebiańskiej Sotni 20 lutego to pierwsze działania zbrojne Rosji wobec wolnego narodu ukraińskiego.
Wtedy, w lutym 2014 r. (jak zresztą w poprzednich rewolucyjnych miesiącach, tak jak teraz) Ukraińcy chcieli tego samego, co Francuzi Heinego: odmowy poddania się.
Nasza wojna jest tym samym – odmową poddania się.
To tylko jeden z epizodów tej wojny.
Wycofując się i uciekając z terenów Ukrainy, Rosjanie pozostawiają po sobie spaloną ziemię i niezliczone miejsca zbrodni przeciwko ludzkości. Ale nie tylko. W Iziumie, wyzwolonym od najeźdźców obwodzie Charkowskim, znaleziono garść dokumentów, w większości tajnych, porzuconych przez nich podczas ucieczki. Wśród nich są „materiały do obrad co do pytań dotyczących wsparcia i rozwoju systemów edukacji”. Jest to dość złowieszczy plan działania. Zgodnie z nim ukraińska edukacja miała się skończyć. Rosyjski program szkolny na terenach okupowanych miał być realizowany przez specjalnie sprowadzonych z Rosji nauczycieli. Szczególny nacisk położono na „historyków i nauczycieli literatury”. Mieli oni stać się promotorami „edukacji patriotycznej”.
Zwróćmy uwagę na tych „historyków i nauczycieli literatury”, tych „humanitarystów”. Tę „edukacje patriotyczną”. A właściwie reedukację.
Ta wojna toczy się przede wszystkim o tożsamość kulturową.
3 kwietnia moskiewska agencja „RIA Novosti” publikuje programowy (i pogromowy) artykuł pewnego kremlowskiego technologa politycznego – uwaga, tytuł! – „Co Rosja powinna zrobić z Ukrainą”. Poniżej tylko jeden cytat z tego strasznego ludobójczego tekstu, który byłby bardzo przydatny dla przyszłego międzynarodowego trybunału: „Dalsza denazyfikacja tej masy ludności [czyli Ukraińców – J.A.] polega na reedukacji, którą osiąga się przez represje ideologiczne i ścisłą cenzurę: nie tylko w sferze politycznej, ale koniecznie także w sferze kultury i oświaty” .
Zagarnięcie tożsamości jest tym, o co chodzi agresorowi w tej wojnie. Wszystko inne – terytoria, miasta, pola, zboża, strefy przemysłowe, zasoby naturalne, infrastruktura, technologia, własność prywatna, w tym laptopy, pralki i sedesy – wszystko to jest dodawane jako osobny bonus do głównego łupu.
Tak, to jest zamach na samo życie – od jego biologicznych podstaw po najbardziej wyrafinowane wzniosłe przejawy, z których jednym jest na przykład poezja. Na przykład poezja Heinego.
Ale jest to również i zamach na ostateczny sens tego życia – samorealizacji w wolności. Zdobyć wolność w celu samorealizacji – o to chodziło Ukraińcom trzysta, dwieście i sto lat temu, w czasach Heinego, i po nich, i na obu Majdanach.
I właśnie za to Rosja ich dzisiaj zabija.
Ten totalny zamach Ukraińcy udaremniają, czyli stawiają mu zacięty opór.
W traktowaniu tego oporu świat zachodni przeszedł całą (r)ewolucję – i ona trwa nadal. Opór ten był postrzegany jako niemożliwy, daremny, skazany na szybką klęskę, beznadziejny. Uznano go z czasem za niespodziewanie uparty, a później – za odważny, bohaterski, skuteczny, umiejętny, odnoszący sukcesy.
Ukraińcy widzą go przede wszystkim jako zwycięski.
W ten sposób na jeden niewyczerpanie długi historyczny moment znajdują się obok ukochanych przez Heinego i być może wyimaginowanych Francuzów. Z tą różnicą, że nie są Francuzami. I nie są wyimaginowani. Są prawdziwi – i życie, które odbiera im Rosja, też jest prawdziwe.
Ze wszystkich religii tego wątpliwego świata tylko wolność pozostaje niepodważalna i do dziś zachowuje swoje wyłączne znaczenie na tle nieustającego konformizmu ,technologicznego relatywizmu i fałszowania rzeczywistości.
Mam szczęście: piszę w języku tej wolności.
Mam szczęście po raz drugi: tłumaczka Sabine Stöhr umożliwia bezbłędną migrację słów mojego języka na język Heinego, niemiecki.
Mam szczęście po raz trzeci: redaktorka Katharina Raabe okazuje zaufanie – jakich świat nie widział – do moich tekstów i po prostu słów, i wspiera moje pisanie pomysłami, do których sam nigdy bym nie dojrzał.
Mam szczęście po raz czwarty: ten wielki wydawniczy dom legenda, Suhrkamp, otworzył szeroko swoje drzwi, abym mógł wejść. I nadal gościnnie trzyma je otwarte.
Dziękuję wszystkim, dzięki którym miałem i nadal mam to szczęście.
Dziękuję również Tobie, drogi Christianie Johannie Heinrichu Heine, oczywiście za ognistą mieszankę romantyzmu i ironii, subtelności i zjadliwości, za umiejętność bycia jednocześnie nożem i delikatnością, ale przede wszystkim – za przykazanie nieposłuszeństwa i oporu sformułowane jakby specjalnie dla nas, Ukraińców.
Chwała Ukrainie! Chwała bohaterom wolności!
Jurij Andruchowycz
Kultura Enter
Nr 1 (105) 2023