Strona główna/ZARZĄDZANIE KULTURĄ. Kryzys wielokulturowości?

ZARZĄDZANIE KULTURĄ. Kryzys wielokulturowości?

Trójka absolwentów ze Szkoły Liderów przygotowuje wspólną inicjatywę społeczną wspierający nieformalną edukację o tolerancji. W ramach projektu „Autorytety o otwartości” (Funduszu Inicjatyw Absolwenckich PAFW [1]) Kamil Kamiński, Zofia Lisiecka i Ola Zińczuk spotykają się z ekspertami w różnych miastach. Jedna z rozmów odbyła się w lutym 2016 roku w Lublinie, w redakcji Kultury Enter. Prezentujemy fragmenty roboczej debaty.

Aleksandra Zińczuk: Jesteśmy tu dziś razem, bo mamy chęć wspólnego działania i zrobienia czegoś dobrego na rzecz niepokojącej sytuacji, którą najkrócej można nazwać kryzysem wielokulturowości. To nie tylko kwestia uchodźców i masowej migracji. To również łatwość kategoryzowania, mowa nienawiści, jak i objawy nietolerancji czy przekazywania dobrych postaw na rzecz otwartości.

Ewa Kozdraj: Widzę zmiany w niektórych szkołach przy ośrodkach dla uchodźców, w których pracujemy. Do niedawna dzieci imigrantów były traktowane jak wszystkie inne, nie było większych problemów w relacjach dzieci polskich z cudzoziemskimi. Od kilku miesięcy obserwujemy jednak pojawienie się postaw negatywnych, kształtowanych, jak się wydaje, przez stereotypy wyniesione z domu lub przerysowany przekaz medialny. Nawet tam, gdzie dotąd nie było problemów w szkołach z dziećmi czeczeńskim czy inguskimi z Dagestanu, teraz zdarzają się przepychanki i przykre sytuacje. Słychać oskarżenia wobec dzieci: „Jesteś inny”, „ Jesteś terrorystą”. Ludzie nie zastanawiają się, że przecież uchodźcy przebywają w Polsce od lat.

Agata Świdzińska: Te uwagi trafiają na podatny grunt. Podczas moich zajęć ze studentami pracującymi z uchodźcami, niektórzy mówią otwarcie: „Jestem wolontariuszką, ale nie przyznaję się do tego publicznie, bo to teraz obciach”. Nieraz prowadziliśmy też gorące dyskusje o mediach, które tłumaczą czasem agresywne zachowania wobec cudzoziemców na przykład odwetem za napaści na kobiety. To utrwala szkodliwe stereotypy.

Kamil Kamiński: Jestem przekonany, że w tej silnej propagandzie medialnej chodzi o prowokowanie społeczeństwa. Niestety wiele osób daje się na taką manipulację nabrać. Ja stykam się obecnie z innym problem. Trudno dziś zorganizować w szkole spotkanie lub warsztaty antydyskryminacyjne, gdyż napotykamy na opór rodziców.

Zofia Lisiecka: Obserwuję, co się dzieje z moimi dziećmi, opowiadają mi o sytuacji w ich środowisku rówieśniczym związanej z uchodźcami. Obraz postaw młodzieży, który wyłania się z tych opowieści jest zatrważający. Widać, że mimo licznych działań różnych organizacji w szkołach (warsztatów antydyskryminacyjnych, szkoleń z wielokulturowości itp.)  ich wpływ na zmianę postaw młodzieży jest niezadowalający. Obserwuję teraz w szkołach te same mechanizmy blokujące zmiany, który znam ze swojej pracy w obszarze edukacji dzieci z niepełnosprawnością. Nauczyciele nie mają narzędzi do pracy nad kształtowaniem postawy uczniów, część pedagogów  sama nie jest wolna od stereotypów i uprzedzeń, więc nie może stać się wzorem i inicjatorem takich zmian postaw u młodzieży.

Panuje aż taka niewiedza?

Agata Świdzińska: Młodzież wie niewiele o zróżnicowaniu kulturowym i jego mechanizmach. W programie szkolnym nie ma przecież przedmiotów dotyczących zróżnicowania kulturowego. Kiedy jednak pojawiają się w szkole dziećmi cudzoziemskie, to nauczyciele powinni wiedzieć, jak postępować, albo przynajmniej − gdzie szukać informacji bądź pomocy. Uznaliśmy, jako pracownicy uczelni wyższej kształcącej przyszłych pedagogów, animatorów kultury i pracowników socjalnych, że koniecznie trzeba przeforsować pomysł szerokiego nauczania o kwestiach miedzykulturowych.

Ewa Kozdraj: Rozumiem, że dzieci mogą nie wiedzieć, jak się zachować w kontakcie z przedstawicielami innej narodowości, ale czemu nie wiedzą tego dorośli? Jako osoby pracujące z cudzoziemcami − myślę tu o sobie i Magdzie Kawie − czasami w szkołach lub na spotkaniach słyszymy pytanie: „Czy jesteście uchodźczyniami? Tak dobrze mówcie po polsku…” − świadczy to o tym, że jako społeczeństwo nie mamy nawet wyobrażenia, jak mogłaby wyglądać uchodźczyni, czym się od nas różnić…

Agata Świdzińska: Po zamachu na World Trade Center  polscy Tatarzy zamieszkujący w Kruszynianach i Bohonikach, nawet przez własnych sąsiadów zaczęli być postrzegani jako terroryści, zdarzały się napaści.

Zofia Lisiecka: To są bardzo delikatne kwestie. W Gdańsku meczet stoi od lat. Gdańska społeczność muzułmańska składała się głownie z zadomowionych polskich Tatarów. Na fali narastających lęków i uprzedzeń  zaczęły ich spotykać nagle niemiłe i agresywne reakcje. Widać już smutny „efekt uboczny” tej agresji, która ich teraz spotkała i najpewniej również obawy o to, że te negatywne nastroje i sytuacje mogą się jeszcze nasilić. Część osób, które postrzegałabym jako naturalne środowisko wsparcia dla uchodźców, czyli właśnie polscy Tatarzy i inni muzułmanie oraz imigranci z krajów arabskich od lat osiedli w Polsce, wypowiada się ostro przeciwko przyjmowaniu uchodźców. Niestety te wypowiedzi są następnie manipulacyjnie używane przez środowiska niechętne uchodźcom czy wręcz rasistowskie. Oczywiście to pewien margines.

Kamil Kamiński: Dochodzi też do protestów w wielu miastach, nawet w takich w których nie ma uchodźców. Dodam, że to nie jest tak, że nie było wcześniej problemów z imigrantami. Zawsze były problemy, ale po prostu przepracowaliśmy je. Wypracowaliśmy metody zapobiegania i przeciwdziałania konfliktom. Teraz pojawi się być może nowa grupa uciekinierów, ale my jako społeczeństwo nie przygotowujemy się na ich przyjęcie. A do szkół już przychodzą zaniepokojeni rodzice polskich dzieci. Tego przed majem 2015 nie było. Na pewno nie na taką skalę.

Jakie kroki należy podjąć i na jakim szczeblu − lokalnym czy centralnym?

Ewa Kozdraj: Zdecydowanie należy działać kilkutorowo − i od góry, i od dołu.

Agata Świdzińska: Trzeba wykorzystać szkoły. W oświacie podstawa programowa daje ku temu szerokie możliwości. Tylko nauczycielom musi się chcieć. A do nauczycieli najskuteczniej przemawiają autorytety. Byłoby świetnie, gdyby MEN uwzględnił wielokulturowość jako priorytet edukacji. Mamy na przykład priorytet „bezpieczeństwo w szkole”, który zazębia się z wielokulturowością. Bezpieczeństwo polega przecież między innymi na przygotowaniu dzieci do poradzenia sobie w trudnych sytuacjach. Kształcenia międzykulturowe można więc potraktować jako naukę rozwiązywania konfliktów między różnymi grupami.

Opowiedzcie, proszę, o inicjatywach, które przyniosły już pozytywne skutki.

Agata Świdzińska: Na razie nam udało się na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UMCS wprowadzić na pierwszym roku studiów licencjackich obowiązkowy przedmiot „Wprowadzenie do edukacji międzykulturowej”. Uznaliśmy, że to konieczność w związku z tym co się dzieje i pedagodzy muszą mieć przygotowanie podstawowe. W przypadku kierunków: praca socjalna, pedagogika opiekuńcza czy animacja kultury, przygotowanie studentów jest bardziej szczegółowe, np. poprzez wprowadzanie zagadnień międzykulturowych aspektów aktywności zawodowej przyszłych pedagogów. To jest nasz pomysł w Zakładzie Edukacji Międzykulturowej, jak ma wyglądać ten program kształcenia. Ruszą one w przyszłym roku akademickim. Będzie to nowość w kształceniu międzykulturowym. Zamierzamy mocno wyeksponować lokalny charakter różnic kulturowych, aby na tym tle łatwiej było studentom zrozumieć globalny aspekt międzykuturowych kontaktów.
Ale mamy doświadczenie, bo pracowaliśmy ze studentami w ramach innych przedmiotów. Zauważyliśmy, że warto w nauczaniu wyeksponować pewne elementy, np.: umiejętność tworzenia małych projektów, konspektów zajęć, które nie tylko z punktu widzenia teorii uznajemy za ważne (podstawowa wiedza), ale również takie obszary praktyki, które w ramach ćwiczeń na przykład o społeczności romskiej poszerzą wiedzę i kompetencje. Studentów warto włączać do działań praktycznych, angażować choćby poprzez współpracę z organizacjami pozarządowymi. To bardzo ważny element aktywizowania środowiska studentów.

Ewa Kozdraj: Cały czas pracujemy również z osobami spoza organizacji pozarządowych. Szukamy nieoczywistych koalicji, by nawiązać kontakty ze zwyczajnymi ludźmi. Oczywiście, współpraca ze środowiskiem NGOsów jest łatwiejsza, bo są to kadry ludzi świadomych i przygotowanych. Mimo to niezwykle ważne jest, by dotrzeć do zwykłych obywateli, zwłaszcza do dzieci i młodzieży w szkołach. Zdarzają się w szkołach przerażające sytuacje, choć oczywiście są placówki z tradycjami nauczania o tolerancji i wielokulturowości. W Lublinie dużo dobrego robi stowarzyszenie Homo Faber, organizując między innymi szkolenia. Jako Stowarzyszenie „Dla Ziemi” przez ostatni rok prowadziliśmy projekt „Głosem kobiet”, w ramach którego jeździliśmy do małych miejscowości na Lubelszczyźnie, z zaprzyjaźnionymi uchodźczyniami, które wspólnie z lokalnymi liderkami spotykały się, gotowały, opowiadały swoje historie. Dla wielu osób był to pierwszy kontakt z uchodźcami.
Obecnie prowadzimy projekt „Akcja integracja”, z którym docieramy do kobiet z Klubów Kobiet Aktywnych. Jeździmy do nich w towarzystwie osoby, która przyjechała do nas z Syrii, a która jest pół Polką, pół Syryjką. Część jej rodziny pozostała w Syrii, przy czym połowa jest muzułmańska, a połowa chrześcijańska i kobieta potrafi przepięknie opowiadać o tym, jak można żyć w pokoju mimo różnic wyznaniowych.

Kamil Kamiński: Mnie ostatnio zaskoczył pozytywnie Tomasz Kamel, który w telewizji śniadaniowej ostro skrytykował zachowanie Pudzianowskiego. To było potrzebne, ponieważ Pudzianowski jest autorytetem dla niektórych młodych ludzi. Poprzez różne i kompleksowe działania wypracowaliśmy dobre rozwiązania w Łomży. Wydaje mi się, że wyrobiliśmy w okolicznych mieszkańcach wrażliwość na przemoc wobec cudzoziemców, przekonaliśmy ich, że należy informować policję o aktach przemocy. Tłumaczyliśmy, że nie wolno tolerować na przykład mówienia o Czeczenach jako o pasożytach, gdyż to może prowadzić do aktów napaści. Widać zmiany w podejściu służb policyjnych. Przed Euro 2012 policja zwróciła się do organizacji pozarządowych, żeby przeszkolić funkcjonariuszy z zakresu szeroko pojętych zagadnień wielokulturowości i poprawnych zachowań w stosunku do cudzoziemców. To przyniosło dobre efekty.

Przydałyby się teraz inicjatywy wzmacniające innych edukatorów, wspierające zaangażowanych wolontariuszy. 

Ewa Kozdraj: Warto pamiętać, że czasem zwykła rozmowa znaczy więcej niż debata uczonych. Nie do przecenienia są bezpośredni kontakt i siła autorytetów. Zwróciłabym się o pomoc na przykład do osób, które swoim przykładem mogą więcej zdziałać niż najciekawsze warsztaty. Siostra Chmielewska pomagająca bezdomnym i uchodźcom z Syrii − jej działania to bezcenna lekcja humanitaryzmu.

Kamil Kamiński: Warto przypominać słowa Jana Pawła II, który powiedział, że rasizm jest grzechem ciężkim.

Zofia Lisiecka: Problem z tym, że hejtujący pewnie nie czują się rasistami.

Agata Świdzińska: Ależ, kto dziś zważa na słowa papieża?

Można przywołać księdza Józef Tischnera, całą filozofię dialogu. 

Zofia Lisiecka: Kościół nie mówi jednym głosem w tej kwestii, a przede wszystkim mówi zbyt łagodnie i ogólnikami, które można interpretować dość dowolnie. Ja bym chciała usłyszeć od polskich biskupów powiedzenie wprost: „Chrześcijaninowi nie wolno myśleć, mówić i pisać z nienawiścią o kimkolwiek. Czyniąc tak popełnia grzech. Dotyczy to również uchodźców”, „Chrześcijanin ma moralny obowiązek pomagać. Nie może być obojętny wobec cierpienia bliźniego. Dotyczy to również uchodźców”.

Ewa Kozdraj: W środowisku katolickim wiele osób i grup działa na rzecz pojednania. Warto je wspierać oraz pokazać jako autorytety. To może zaowocować zmianą postaw wobec uchodźców.

Czy jako organizacje pozarządowe nie powinniśmy połączyć sił w tej tak ważnej sprawie?

Agata Świdzińska: Na pewno należy zacząć szybko działać i to od samego dołu. Pierwszym szczeblem powinny być szkoły. Z dwóch powodów. Po pierwsze, to tam polskie dzieci stykają się i będą się stykać z imigrantami, po drugie − do programów edukacyjnych wprowadza się wiedzę o międzykulturowości. Przy czym, niestety, takie zajęcia wciąż nie są pogłębione. Często ograniczają się do powierzchownego zapoznania się z tzw. folklorem, czyli na przykład z tańcami irlandzkimi lub kuchnią francuską, a nam potrzebne jest pokazywanie mechanizmów i kontekstów. Na szczęście mamy coraz więcej przeszkolonych i rozumiejących temat nauczycieli.

Kamil Kamiński: Powinniśmy uważnie obserwować, jak robią to inni. Powwiny odbywać się warsztaty, szkolenia, ale dla obu stron: i uchodźców, i społeczeństwa lokalnego. Tłumaczyć , że niektóre zachowania mogą wynikać na przykład z różnic w doświadczeniach społecznych (np. ktoś z małej wioski przenosi się nagle do dużego miasta) lub też z dramatycznych przeżyć wojennych. Uchodźcom zaś pokazywać kulturę polską, nasze obyczaje.

Co w pierwszej kolejności należałoby zrobić, żeby poprawić dialog międzykulturowy i społeczny?

Kamil Kamiński: Należy zacząć od spraw najprostszych, choćby od języka. Przez długi czas zgłaszałem na policję przypadki mowy nienawiści. Przy czym ograniczyłem swoje działania do Łomży i kilku forów internetowych. Wspierała mnie grupa wolontariuszy. Część zgłoszeń trafiła do prokuratury. Złapano kilka osób − ale tylko tych, którzy się nie ukrywali. Podejrzewam, że było kilka osób, które uczyniły z tego swoją „misję życiową”. „Zawodowcy” są bardzo trudni do namierzenia i ukarania. Mimo to uważam, że należy takie ataki słowne wyłapywać i zgłaszać.

Agata Świdzińska: Bardzo ważne jest pozyskanie dla sprawy autorytetów, choćby dziennikarzy.

Ewa Kozdraj: Wrócę do języka. To, w jaki sposób opisujemy rzeczywistość, jest bardzo ważne − żeby dzieci nie nasiąkały negatywnymi emocjami. Problem w tym, że często to nauczyciele nie potrafią z dziećmi rozmawiać, nie potrafią tłumaczyć rzeczywistości bez używania słów, które utrwalają stereotypy. I nie chodzi o mowę nienawiści, ale odpowiednie słownictwo. To niby oczywiste, ale dla niektórych nauczycieli wcale oczywiste nie jest. Może należałoby opracować nowe konspekty zajęć dla nauczycieli, pokazać wprost, jak powinni opowiadać o różnicach kulturowych i mniejszościach narodowych oraz etnicznych, jakich słów używać, a jakich unikać.
Kamil Kamiński: Język, zwłaszcza w mediach, jest kluczowy. I dobór faktów. Kiedy „Gazeta Wyborcza” lub TOK FM mówią o uchodźcach, to nie straszą nimi, przekaz jest w miarę neutralny, mimo to − jeśli w serwisach od rana do wieczora pokazuje się zajścia z udziałem uchodźców − w ludziach wzbiera niechęć, nawet jeśli mówi się o zajściach używając neutralnych emocjonalnie słów…

Ewa Kozdraj: Ale to jest charakterystyczne dla poniektórych dziennikarzy. Przez pierwsze kilkanaście lat istnienia organizacji pracowaliśmy wyłącznie z polskimi dziećmi. I za każdym razem, gdy chcieliśmy wypromować jakiś projekt, musieliśmy błagać dziennikarzy o zainteresowanie. Na ogół bez skutku. Gdybyś się nam coś nie udało, na pewno natychmiast „zasłużylibyśmy” na zainteresowanie.

Wróćmy do uchodźców. Jak to jest, że z jednej strony uważamy się za tolerancyjnych, ale domagamy się często od imigrantów, żeby się asymilowali?

Kamil Kamiński: Ten problem ma różne oblicza. W wielu kulturach jest przyjęte, że idąc do państwowego urzędu, należ się odpowiednio ubrać. I kiedy uchodźca idzie do MOPS-u odebrać zapomogę, faktycznie nakłada swoje najlepsze ciuchy i potem urzędnik się dziwi, że ktoś tak elegancko ubrany, ze złotymi kolczykami w uszach, z zegarkiem na ręku i dobrym telefonem przychodzi po pomoc.

Zofia Lisiecka: To prawda, uchodźca przede wszystkim ma być biedny, bo to się zgadza ze stereotypem. Jeśli nie wygląda na biednego, budzi agresję.

Kamil Kamiński: Do tego powinien ciągle dziękować, być stale wdzięczny, nawet jeśli mieszka w Polsce od kilkunastu lat. Nieważne, że pracuje i płaci podatki, cały czas powinien okazywać wdzięczność, że przyjęliśmy go albo ją jako uchodźcę, uchodźczynię.

Zapominamy, że sami masowo emigrujemy, że mnóstwo Polaków poszukuje po całej Europie lepszego życia, pracy… Macie pomysły, jak skutecznie walczyć ze stereotypami i mową nienawiści?

Kamil Kamiński: Niestety, w słabym stopniu możemy liczyć na prawo. Większość ataków słownych da się podciągnąć pod tzw. wyrażanie opinii, które nie podlega pod kodeks karny. Liczą się tylko twarde dane, co oznacza, że jeśli ktoś napisze: „Jutro o 12.00 spalę meczet”, to jest to podstawa, żeby go skazać, ale słowa: „uważam, że muzułmanie to terroryści” − prokuratura i sądy często traktują jako wyrażenie opinii.

Ewa Kozdraj: Istnieją strony „hejt stop” i tam jest zawarta procedura, jak i gdzie zgłaszać przypadki mowy nienawiści. Trudno to jednak monitorować stale, ponieważ takich sytuacji jest mnóstwo, pod każdym artykułem na temat uchodźców można coś znaleźć.

Zofia Lisiecka: Tym powinny się zająć systemowo konkretne instytucje. Przydałaby się zmasowana akcja, aby wyłapać IP komputerów, z których rozsyłane są takie teksty, zweryfikować to. Zwróćcie uwagę, że te komentarze są czasem naprawdę identyczne, ktoś działa na zasadzie „kopiuj wklej”. A sądząc po skali, można podejrzewać, że albo znaczna część rasistowskich, nienawistnych komentarzy jest pisana na zlecenie przez opłacanych ludzi. Mamy też wysyp bezrobotnych frustratów, którzy siedzą w domu i od rana do nocy piszą komentarze.

Kamil Kamiński: To zadanie dla prokuratury.

Zofia Lisiecka: Prokuratura reaguje tylko wtedy, kiedy ktoś złoży doniesienie. Ja składam, ale nawet od moich znajomych słyszę, że nie warto, bo mały odsetek spraw zakończy się sprawami sądowymi. Mamy prawny obowiązek zgłaszania przestępstw, których jesteśmy świadkami i moralny obowiązek reagowania na zło. Możliwe, że warto byłoby też namierzyć najbardziej aktywnych, agresywnych hejterów. Sprawdzić ile to jest tak na prawdę osób i czy działają spontanicznie, czy może są to zorganizowane akcje. Pokazać społeczeństwu, że to też jest element manipulacji, no i wyciągać konsekwencje prawne wobec tych osób czy grup.

Kamil Kamiński: Tak naprawdę problem społecznej agresji jest głębszy. Jeżeli Korwin-Mikke publicznie policzkuje innego polityka i nie ponosi za to praktycznie żadnych konsekwencji, to trudno się dziwić, że inni też czują się bezkarni.

Agata Świdzińska: W debacie o wielokulturowości stanowczo za rzadko podkreślamy, że choć ludzkie emocje są uniwersalne, to reakcje na te emocje są wyuczone, kształtowane przez kulturę i środowisko, w którym żyjemy. To jest naśladownictwo. Wzorce zachowań czerpiemy z domu, ze szkoły, z mediów. Zwracam też uwagę, że kiedy ładujemy społeczeństwo negatywnymi emocjami, to nawet jeśli uchodźcy nie przyjadą, nawet jeśli nic złego się nie wydarzy, te negatywne emocje będą musiały znaleźć gdzieś ujście.

Zofia Lisiecka: Negatywna energia pozostanie.

Agata Świdzińska: Potrzebny będzie kozioł ofiarny. Właśnie dlatego właściwego reagowania na przedstawicieli innych kultur powinniśmy uczyć już najmłodsze dzieci.

Zofia Lisiecka: Przesunęły się granice tego, co można powiedzieć, zrobić drugiemu człowiekowi. Można się śmiać z „poprawności politycznej”, można kpić z sztywności zasad dobrego wychowania, ale to są fundamenty dla dobrego funkcjonowania społeczeństwa. Wymyślone po to, by wspólne życie było łatwiejsze. Te zasady są właśnie niszczone. Praca nad odbudową tego zajmie lata. I nawet jeśli uchodźcy finalnie do nas nie trafią, albo trafia w niewielkich ilościach, ktoś inny zbierze żniwo rozbudzonej agresji, frustracji. W jakąś grupę społeczną to uderzy. W bezdomnych, Romów?

Za koniecznością edukacji na rzecz tolerancji warto przywołać, za Michaelem Walzerem, chyba najważniejszy argument, że tolerancja podtrzymuje życie, bo przecież prześladowania kończą się śmiercią, inicjują ideologiczne wojny i czystki etniczne. Podtrzymuje życie, bo „podtrzymuje również wszystkie formy aktywności życiowej, rozmaite wspólnoty, w których żyjemy” [1].

Dziękujemy za dodatkowe spotkania i rozmowy: Annie Szadkowskiej z Urzędu Miasta Lublin; wykładowczyni dr Magdalenie Kawie; artystce Elżbiecie Rojek; nauczycielowi języka polskiego w ośrodku dla uchodźców − Marcinowi Wociórowi oraz za pomoc przy wystawie Mosty czasu i transkrybowaniu debaty Wojciechowi Duninowi-Kozickiemu.

Kamil Kamiński – psycholog, od 10 lat zajmujący się pomocą dla uchodźców i uchdźczyń i cudzoziemek i cudzoziemców. Prezes fundacji Przestrzeń Wspólna. Wieloletni współpracownik Fundacji „Ocalenie”, obecnie związany z fudacją Róznosfera i inicjatywą Chlebem i solą. Zainteresowany kwestią mowy nienawiści i języka wrogości w mediach. Przeciwnik politycznej poprawności w formie obecnie prezentowanej.

Ewa Kozdraj – ur. w Łodzi, na miejsce do dorosłego życia wybrała Lubelszczyznę, gdzie na podlubartowskiej wsi mieszka od 28 lat. Ukończyła Politologię na UMCS w Lublinie. W 1995 r., wraz z przyjaciółmi utworzyła Stowarzyszenie „Dla Ziemi”, które działa do dzisiaj. Organizacja od 2009 r. pracuje „z i na rzecz” uchodźców/uchodźczyń oraz realizuje projekty o tematyce zrównoważonego rozwoju, kultury i edukacji, wymian młodzieżowych i współpracy międzynarodowej.

Zofia Lisiecka –  liderka zmian w edukacji nieformalnej i formalnej, zmian wykorzystujących szkołę jako narzędzie kształtowania postaw włączających, partycypacyjnych, prodemokratycznych. Prezeska Fundacji Edukacyjnej ODiTK .

Agata Świdzińska adiunkt w Zakładzie Edukacji Międzykulturowej na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UMCS. Praca doktorska Edukacyjne funkcje ośrodków dla cudzoziemców w Polsce powstała w efekcie kilkuletnich badań wśród uchodźców. Współpracuje z ośrodkami naukowymi i organizacjami pozarządowymi zajmującymi się problematyką migracji i zróżnicowania kulturowego. Wieloletni koordynator projektu Edukacja globalna realizowanego przez Ośrodek Rozwoju Edukacji w Warszawie. Prowadzi zajęcia z zakresu edukacji międzykulturowej na kierunku Pedagogika.

Aleksandra Zińczuk  liderka zmian w edukacji nieformalnej, upowszechnianiu dziedzictwa wielokulturowego, w dyskursie publicznym na temat trudnej przeszłości, pamięci zbiorowej i relacji wieloetnicznych (Grupa Mowa Żywa, Włodawa; Fundacja Teren Otwarty, Lublin).

[1] Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności.

[2] Michael Walzer, O tolerancji, przeł. Tadeusz Baszniak, Warszawa 2013, s. 10−17.

Materiały wideo

https://www.youtube.com/watch?v=guc0IMi92nY&feature=youtu.be

Debata wewnętrzna w Kulturze Enter, luty 2016. Fot. Wojciech Dunin-Kozicki.

Debata wewnętrzna w Kulturze Enter, luty 2016. Fot. Wojciech Dunin-Kozicki.

Agata Świdzińska (w środku) zorganizowała ze studentami Mikołajki dla dzieci uchodźców w Ośrodku w Leonowie. Fot. dzięki uprzejmości studentów Pedagogiki i Psychologii UMCS

Agata Świdzińska (w środku) zorganizowała ze studentami Mikołajki dla dzieci uchodźców w Ośrodku w Leonowie. Fot. dzięki uprzejmości studentów Pedagogiki i Psychologii UMCS

Kamil Kamiński podczas spotkania upowszechniającego wiedzę o uchodźcach z Czeczenii. Fot. Iwona Kamińska

Kamil Kamiński podczas spotkania upowszechniającego wiedzę o uchodźcach z Czeczenii. Fot. Iwona Kamińska

Działania z uchodźczyniami w projekcie "Głosem Kobiet", 8 grudnia 2015 w Łaziskach. Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia "Dla Ziemi"

Działania z uchodźczyniami w projekcie "Głosem Kobiet", 8 grudnia 2015 w Łaziskach. Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia "Dla Ziemi"

Zofia Lisiecka podczas akcji "Uchodźcy mile widziani", Gdańsk. Fot. Marek Ryćko

Zofia Lisiecka podczas akcji "Uchodźcy mile widziani", Gdańsk. Fot. Marek Ryćko

Ola Zińczuk z wolontariuszami z Ukrainy Zachodniej i Donbasu z wizytą w lubelskich szkołach, 2014. Fot. archiwum Grupa Mowa Żywa

Ola Zińczuk z wolontariuszami z Ukrainy Zachodniej i Donbasu z wizytą w lubelskich szkołach, 2014. Fot. archiwum Grupa Mowa Żywa

Podczas indywidualnych spotkań polska młodzież często po raz pierwszy miała okazję do kontaktu z gośćmi z Ukrainy. Fot. archiwum Grupa Mowa Żywa

Podczas indywidualnych spotkań polska młodzież często po raz pierwszy miała okazję do kontaktu z gośćmi z Ukrainy. Fot. archiwum Grupa Mowa Żywa

Zapiski gimnazjalistów podczas zajęć antydyskryminacyjnych, 2016. Fot. Aleksandra Zińczuk

Zapiski gimnazjalistów podczas zajęć antydyskryminacyjnych, 2016. Fot. Aleksandra Zińczuk