DIASPORA ŻYDOWSKA. Jak u siebie w domu
Rozmowę przeprowadziła Joanna Newman oraz Uwe Westphal. Oryginał nagrania jest własnością dr Joanny Newman, autorki monografii Nearly the New World: The British West Indies and the Flight from Nazism 1933-1945, Berghahn Books, Oxford, New York, 2019. Redakcja i tłumacz dziękują Autorce i Autorowi za zgodę na publikację zapisu wywiadu.
Rozmowa miała miejsce w Bridgetown, stolicy Barbadosu, i odbyła się 28 sierpnia 1990 roku. W momencie przeprowadzenia rozmowy Henry Judka Altman miał 77 lat. Urodził się 23 kwietnia 1913 roku, a jego rodzina związana była z Trawnikami oraz z Lublinem, skąd pochodził jego ojciec Mosze Altman. W 1931 roku Altman senior wylądował na Barbadosie. Niebawem, w 1932 roku, w jego ślady poszła lubelska gałąź rodziny Altmanów. Razem odbudowali żydowską wspólnotę na Barbadosie, a z czasem odnowili zabytkową synagogę, cmentarz oraz przylegający im teren.
Poniższy przekład to wybór pytań i odpowiedzi dotyczących życia w przedwojennej Polsce, emigracji na Karaiby i wyspiarskiego doświadczenia rodziny Altmanów. Henry Altman przedstawia też syntetyczną historię społeczności sefardyjskiej zamieszkującej Barbados od połowy XVII wieku. Cały zachowany zapis wywiadu ma 29 minut i zawiera również m.in. wątek oceny polityki zagranicznej USA za prezydentury George’a Busha. Z uwagi na spójność rozmowy i w trosce o zachowanie związku tematycznego z tekstem „Lublin, Barbados – Bridgetown, Polska” postanowiłem zaprezentować wybór, a nie całość. (Bartosz Wójcik)
Henry Altman: Zacznijmy od początku… pierwszymi osadnikami na wyspie byli sefardyjscy uchodźcy z Recife w Brazylii. Tak naprawdę, to właśnie oni odkryli wyspę, nadając jej nazwę „Os Barbudos”, co oznacza brodaczy. Po nich pojawili się na stałe Brytyjczycy, ale wówczas na Barbadosie byli już Żydzi. Gdy w Recife działała Inkwizycja, Żydzi musieli stamtąd uciekać. Przybyli na wyspę, szukając dla siebie odpowiedniego miejsca. Zwykle, z uwagi na tolerancję religijną, wybierali tereny pod kontrolą brytyjską lub holenderską. Ale akurat ta wyspa nie była zamieszkana.
Wkrótce na wyspę sprowadzili z Brazylii trzcinę cukrową, co jest potwierdzone przez współczesnych mieszkańców Barbadosu. Faktem jest, że Żydzi zapoczątkowali uprawę trzciny w Indiach Zachodnich. Co prawda, panuje przekonanie, że to Portugalczycy, a nie Żydzi, odkryli Barbados dla świata. Dowodem są nagrobki wczesnych osadników: inskrypcje w dwóch językach: portugalskim i hebrajskim. Żadne inne nagrobki na Barbadosie nie mają takich inskrypcji.
Społeczność szybko się rozrosła i niebawem na wyspie mieszkało około 500 rodzin [sefardyjskich]. Żydzi wybudowali synagogę w Bridgetown w 1654 roku. Jestem przekonany, że wcześniej, zanim mogli sobie pozwolić na wzniesienie takiego pięknego budynku, musieli mieć jakieś inne, mniej okazałe miejsce spotkań i uczestnictwa w praktykach religijnych. Udało się dopiero, gdy stali się zamożniejsi. No, ale to, jak myślę, zajęło im trochę czasu.
W następnych stuleciach wyspę doświadczały huragany. W 1831 roku siła wiatru była tak ogromna, że znaczna część synagogi została kompletnie zniszczona, a Żydzi zmuszeni byli ją odbudować. To wydarzenie jest dobrze udokumentowane w prasie z epoki.
Żydzi trudnili się kupiectwem i posiadali plantacje. Po dziś dzień na wyspie znajdziemy miejsca takie jak Jerusalem [Jeruzalem], Mount Sinai [Wzgórze Synaj], czy Bathsheba [Batszeba].
Nowi osadnicy przybyli na Barbados w 1932 roku. Byłem jednym z nich.
Skąd Pan przybył?
Henry Altman: Z Polski. W owym czasie w Polsce wrzało. Hitler już czyhał. W kraju akceptowano praktyki antysemickie. Więc mój ojciec [Mosze Altman] zdecydował się opuścić Polskę. I wyruszył do Wenezueli.
Jak widzicie, mam tu fotografię. Przedstawia mojego ojca, jego kuzynkę Dinę i jej męża Mosze. Przybyli na Barbados w 1932 roku i tak się złożyło, że polubili tę wyspę, która wówczas była kolonią brytyjską. Osiedlili się tymczasowo, zakładając, że jeżeli im się spodoba, to zostaną na stałe. Spodobało im się na tyle, że mamy obecnie żydowską społeczność na wyspie.
Mój ojciec był pierwszym [aszkenazyjskim] przybyszem, razem z rodziną Massów – Diną i Mosze, o których już wspomniałem.
Jakie jest Pana pierwsze wspomnienie związane z przybyciem na Barbados?
Mieszkańcy byli biedni. Połowa z nich nie miała butów. Domy były w opłakanym stanie. W 1932 roku miał miejsce światowy kryzys gospodarczy. Ale na Barbadosie czuliśmy się jak u siebie domu, bo przyjęto nas z otwartością. Zresztą, niektóre ze znaczących firm działających na wyspie i część lokalnej arystokracji ma korzenie żydowskie. Większość Żydów opuściła wyspę na skutek huraganu, który przeszedł przez wyspę w 1831 roku, ale część z nich pozostała, zmieniła wyznanie, przeszła na chrześcijaństwo lub weszła w związki małżeńskie z osobami innych wierzeń. Pozostały im nazwiska jednoznacznie wskazujące pochodzenie, a i osoby je noszące są dumne ze swoich przodków. Nazwiska takie jak Massiah, Baeza, Daniel. Wiele z tych historycznych nazwisk nadal słyszy się na wyspie. Ludzie noszący je dziś nie wypierają się swojego pochodzenia.
Wróćmy jeszcze do XVII wieku. Wspominał Pan, że sefardyjskie rodziny wywierały odczuwalny wpływ na gospodarkę wyspy. Głównie z uwagi na plantacje trzciny cukrowej.
Cukier był produktem pożądanym na całym świecie. W tamtym okresie nie uprawiano jeszcze buraka cukrowego. Cukier wytwarzano początkowo wyłącznie z trzciny cukrowej. A trzcinę uprawiano tylko w tropikach. Jestem pewien, że rodziny sefardyjskie odnosiły sukces i dobrze sobie radziły. Tak jak mówiłem, po dziś dzień wiodące firmy na wyspie działają pod nazwami nawiązującymi do nazwisk tych pierwszych żydowskich przybyszy na Barbados.
Jak rozwijały się relacje między Żydami mieszkającymi na wyspie, tymi pierwszymi osadnikami, a Brytyjczykami, którzy przybyli na Barbados, przejęli plantacje i rozwijali uprawę trzciny cukrowej? Czy traktowali Żydów jak obywateli pierwszej kategorii?
Żydów tolerowano. Była to szorstka relacja, pozbawiona miłości. Do 1820 roku Żydzi nie cieszyli się pełnią praw. Nie wolno im było składać zeznań w sądzie ani korzystać ze wszystkich swobód obywatelskich. Taki to panował w tamtym czasie standard.
Żydów prześladowano wszędzie – na całym świecie. Brytyjczycy może i byli bardziej przychyli, ale taka to ogólnie była epoka. Taka była ówczesna norma. Jednocześnie, uważano Żydów za potrzebnych, za przydatnych i z tego też powodu ich tolerowano. Z czasem stali się znaczącymi osobami – pracowali w rządzie, brali czynny udział w polityce, zasiadali w lokalnym parlamencie.
Gdy przybyłem na Barbados w 1932 roku, na wyspie mieszkali dwaj ostatni Żydzi – bracia Baeza, właściciele suchego doku. Byli pracowici i wielce cenieni.
Tak się złożyło, że większość z nas miała niebieskie oczy, natomiast pierwsi Żydzi na Barbadosie mieli czarne – ci którzy przybyli z basenu Morza Śródziemnego, z Hiszpanii i z Portugalii. Mieszkańcy byli więc podejrzliwi i uważali nas za Niemców. Tak było – aż do wybuchu wojny nazywali nas Niemcami. Z czasem zorientowali się, jaka jest prawda. Jesteśmy Żydami polskimi. Większość z nas jest Żydami polskimi.
Wkrótce mieliśmy już własną społeczność – w ciągu kolejnych dwóch lat na Barbados przybyło około trzydziestu rodzin.
Wszyscy szukali schronienia, gdzie mogliby uciec przed wojną. Wiedzieli, że nadciąga – to było oczywiste. Dołączyła do nas rodzina, a także osoby z innych wysp – z Curacao, ale też z Gwatemali. Na Barbadosie szybko utworzyła się społeczność żydowska.
Obecnie naszym jedynym problemem jest liczebność. W sumie jest nas około osiemnastu rodzin. Większość młodych, urodzonych już na wyspie osób wybiera studia za granicą. Zdobywają wykształcenie uniwersyteckie – zostają lekarzami, prawnikami, inżynierami i już nie wracają na stałe. Prędzej czy później dołączają do nich rodzice. Więcej Żydów barbadoskich mieszka poza wyspą niż na niej. Co prawda, często odwiedzają kraj przodków i lubią miejsce swojego urodzenia. To przyjaźnie nastawieni, młodzi ludzie, którzy wybrali życie gdzie indziej.
Czy [za Pana życia] na wyspie występowała kiedykolwiek jakaś forma antysemityzmu?
Nigdy. Osobiście nigdy nie doświadczyłem żadnych zniewag z uwagi na moją religię.
Powiedział Pan, że większość Żydów przybyłych na Barbados w latach 30. XX wieku pochodziła z Polski…
Tak, większość przybyła z Polski. Kilka osób pochodziło z Rumunii, ale one wybrały Trynidad. Trynidad znajduje się na południe od Barbadosu i swego czasu mieszkała tam społeczność przewyższająca liczebnie naszą. Tak jak nasza składała się z osób, które przybyły na Karaiby około 1932 roku. Ale z jakiegoś powodu nie zostały na stałe i wyspa nie stała się ich domem. Nie mieli korzeni. A nam na Barbadosie udało się odnaleźć nasze własne korzenie.
Pamiętam, jak chodziłem do synagogi, który wówczas była w ruinie. Budynek sprzedano, bo na wyspie nie było już Żydów. Społeczność sefardyjska w Anglii odsprzedała synagogę miejscowemu prawnikowi, mieszkańcowi wyspy, który przekształcił nieruchomość w magazyn. Następnie mieściła się tam siedziba barbadoskiego klubu jeździeckiego.
W tamtym czasie, nie byliśmy w stanie – jako społeczność – przejąć administracji nad synagogą. Nie mieliśmy finansowych możliwości, więc zmuszeni byliśmy pozostawić ją w dotychczasowym, opłakanym stanie. W pewnym momencie, w 1985 roku, parlament poparł rządową propozycję zburzenia synagogi i wzniesienia na jej miejscu nowego budynku Sądu Najwyższego. Byłem jedyną osobą, która wyraziła sprzeciw. Powiedziałem premierowi, że ten plan zakrawał na świętokradztwo i że nie wolno niszczyć synagogi: najstarszej w Indiach Zachodnich i, jak sądzę, najstarszej na półkuli zachodniej. Ale rząd postanowił realizować swój plan, a premier pokazał mi nawet makietę architektoniczną nowego Sądu Najwyższego.
Nie przebierałem w słowach i powiedziałem, co o tym wszystkim sądzę. Poprosiłem o pomoc przyjaciół, w tym amerykańskich turystów odwiedzających Barbados, by informowali prasę o tej niewłaściwej decyzji. O tym, że tak historycznego budynku nie powinno się nigdy burzyć. Wysyłałem premierowi korespondencję, podkreślając, że świątyń z czasów rzymskich współcześnie się nie wyburza. A jako argumentu ostatecznego, zanim w końcu zmienili prawo, użyłem przestrogi, że skontaktuję się z redakcję The New York Times. Nie minął miesiąc i parlament uchwalił ustawę umożliwiającą przywrócenie synagogi do jej dawnej świetności.
Innymi słowy, uratował Pan synagogę. Gratulujemy!
Początkowo nikt nie uważał tego pomysłu za realny – za wykonalny. Ale gdybym nie spróbował, sumienie nie dawałoby mi spokoju. W 1933 roku ojciec wziął mnie do synagogi, pokazał mi bożnicę oraz stary cmentarz żydowski. Ojciec umiłował sobie tę synagogę. Spoczywa na przylegającym do niej cmentarzu.
Matka wyemigrowała do Izraela i tam jest pochowana. Natomiast moje dwie siostry i brat zostali pochowani na Barbadosie – na cmentarzu żydowskim.
Mówi Pan o cmentarzu sąsiadującym z synagogą?
Tak. Byli już tam Państwo?
Jeszcze nie, ale planujemy niebawem.
Gorąco zachęcam. Debora, moja żona, tam teraz pracuje. Opowiada odwiedzającym szczegóły dotyczące bieżących prac renowacyjnych. Mówi o tym, co do tej pory udało nam się już osiągnąć. Na miejscu zobaczycie też fotografie starej synagogi oraz sam odrestaurowany budynek.
Rozpiera mnie duma, że ostatecznie społeczność żydowska poparła mój pomysł i wsparła finansowo proces restauracji. Otrzymaliśmy środki z całego świata. Pieniądze nie stanęły na przeszkodzie. Udało nam się przywrócić budynek do dawnej świetności.
[…]Na początku, jak tylko przybyliśmy na wyspę, nie przeszłoby nam przez myśl, że kiedyś odbudujemy synagogę. Myśleliśmy, że opuścimy wyspę i udamy się gdzieś dalej, do Nowego Jorku, do Ameryki, do Kanady. Ale pokochaliśmy to miejsce i zostaliśmy Barbadoszczykami.
Czy był Pan ponownie w Europie?
Byłem w Izraelu, ale z powrotem w Polsce nigdy. Żona nie chce wrócić do Polski. Straciła tam rodziców i siostry. Odczuwa niepokój przed powrotem, bo obecnie w kraju nie zna nikogo.
Z języka angielskiego przetłumaczył i wyboru dokonał Bartosz Wójcik.
Tekst i zdjęcia powstały w ramach Stypendium Prezydenta Miasta Lublin.
Kultura Enter
2021/01 nr 99
Synagogue Lane, centrum Bridgetown, Barbados. Wszystkie fotografie: Dondré Trotman.
Synagoga Nidhe Israel, Bridgetown, Barbados.
Cmentarz żydowski, Bridgetown.