Strona główna/GŁOS PROTESTU. Zepchnięcie w przeszłość

GŁOS PROTESTU. Zepchnięcie w przeszłość

Iwa Pezuaszwili
Z języka gruzińskiego przełożyła Magdalena Nowakowska

Pamiętacie Dzień świstaka? Bill Murray przeżywa ten sam powtarzający się dzień i postanawia dokonać fundamentalnej zmiany w swoim sposobie patrzenia na rzeczywistość czy też, jak wolicie, na swoje życie. Pomyślcie teraz, że my wszyscy, cała Gruzja, żyjemy w tym filmie. Teraz wyobraźcie sobie, że gruzińska wersja Dnia świstaka nie jest lekka komedią romantyczną, ale thrillerem psychologicznym z elementami horroru, a pod względem ilości krwawych epizodów najbliżej mu jest do gatunku slashera. I to jest obecna rzeczywistość, codzienność przeciętnych obywateli Gruzji. Protestujący są atakowani przez uzbrojonych w maczety, bejsbolowe kije czy metalowe rurki zbirów na usługach władzy. Jeśli masz szczęście, i możesz pozwolić sobie na sen, rano po przebudzeniu czeka na ciebie porcja nowych informacji w mediach społecznościowych – krótkie materiały video pokazujące, jak policja brutalnie rozpędza demonstrantów i aresztuje niewinnych ludzi, zdjęcia aktywistów pobitych przez służby specjalne lub wpisy osób zwolnionych z pracy za krytykowanie władzy. Nie wspomnę już nawet o tym, że wprowadzono drakońskie kary i kilkadziesiąt osób dziennie dostaje mandaty w wysokości trzech średnich krajowych za stanie na ulicy.

Tak, funkcjonuje nowe prawo, które pozornie dotyczy nielegalnego blokowania ruchu drogowego, ale w rzeczywistości jest wykorzystywane do szykanowania ludzi, którzy znaleźli się na celowniku władzy. Są wśród nich reżyser Misza Czarkwiani, aktor Baczo Kadżaja oraz setki innych znanych i nieznanych osób, które co nos ”blokują ruch” na protestach. I nie myślcie, że system wystawia wam horrendalny mandat za stanie na ulicy tylko raz – niektórzy otrzymali takich mandatów już kilka, a najbardziej niepokorni kilkanaście.

W Gruzji przemoc stała się normą.

Rok temu zaprotestowaliśmy przeciw projektowanym autorytarnym zmianom, jakie wprowadzała rządząca partia Gruzińskie Marzenie a dziś już mamy w kraju tyranię.

Przez dwanaście lat powoli sączyli swój jad, powoli wsuwali wszędzie macki, aż pewnego wcale niepięknego dnia, a właściwie nocy, kiedy protestujący odpalili w ich stronę fajerwerki, spuścili ze smyczy cały przygotowywany latami policyjny system, który niczym Cerber rzucił się na ludzi.

Od kogo mam zacząć? Kogo wyróżnić wśród jednego wielkiego koszmaru, którego świadkami staliśmy się tamtej i kolejnej nocy? Może od chłopca z kręconymi włosami, którego żołnierz specnazu rzucił na chodnik przed Operą Narodową i leżącego kopał po tej kędzierzawej głowie? Czy od baleriny i aktorki Natii Bunturi, która myślała, że policjanci pomagają jej wydostać się z tłumu, oni tymczasem wyprowadzili ją poza zasięg kamer telewizyjnych do ciemnego zaułka i pobili ją, obrzucając najgorszymi wyzwiskami? A może od Zuki Szonii, którego w biały dzień zaatakowały zamaskowane tituszki czy od dziesiątek ludzi maltretowanych w specjalnie do tego celu przystosowanych policyjnych autobusach?

Gruzińska policja dysponuje takimi autobusami. Oficjalnie pojazdy transportowe kupione w przetargu za publiczne pieniądze, nieoficjalnie przerobione na mobilne cele tortur, gdzie łamie się ludziom kości i wolę oporu.

Mogę opowiedzieć o 22-letnim chłopaku, któremu żołnierz specnazu wystrzelił w twarz nabój z gazem pieprzowym, w wyniku czego chłopak stracił wzrok. Nota bene, pozbawianie protestujących obywateli wzroku stało się znakiem rozpoznawczym Gruzińskiego Marzenia.

Pałują nas, śledzą, nękają mandatami, wsadzają do więzień, na protestach zabronione są nawet medyczne maseczki, dysponują naszymi numerami telefonów, żeby nas zastraszać, obrażać. Ale w tym bagnie nadal znajdują się tacy, którzy pochwalają politykę rządzących.

Od dwunastu lat ludzie są karmieni rządową propagandą, kłamstwem, są doprowadzani na skraj nędzy, po czym łaskawie obdarzani zapomogą socjalną, która jest ich jedynym źródłem utrzymania, więc głosują na władze ze strachu przed utratą tej zapomogi, bo panuje niewyobrażalna korupcja, szczególnie w sektorze publicznym. Metody wzięte z podręczników KGB.

W Gruzji nie dzieje się nic, co nie miałoby miejsca w innych autokratycznych krajach. Różnica tkwi w skali. Tbilisi jest małym i specyficznym miastem. Na tyle małym, że zamaskowane tituszki rozpoznajemy po oczach i butach.

Powtarzanie czegoś bez końca ma jednak jedną dobrą stronę. Ten systemowy i totalny terror , który w pierwszych dniach protestów wydawał nam się przerażający, po jakimś czasie spowszedniał i stał się takim samym zjawiskiem w życiu, jak wschód słońca. To, do czego się przyzwyczajasz, przestaje cię przerażać. W całej naszej batalii chyba to właśnie jest najważniejsze – pokonanie osobistych i zbiorowych lęków i nauczenie się, jak je pokonywać.

Do strachu można się też przyzwyczaić. Przywykłem do myśli, że jak nie dziś, to jutro przyjdą do mnie pod dom, będą tam czekać na mnie, że mnie też wyślą drakoński mandat za „blokowanie ruchu”, aresztują za administracyjne wykroczenie i będą trzymać w celi trzy miesiące, a w najgorszym wypadku… Nie chcę myśleć o najgorszym. Zresztą, co może być gorszego? Ale może być gorzej. Może zdarzyć się to, co przydarzyło się aktorowi Andro Cziczinadzemu, komikowi Onise Cchadadzemu i co spotkało Omara Okribaszwilego i Sabę Mepariszwilego. Andro i Onise. Wszyscy oni od miesięcy siedzą za kratkami z absurdalnymi zarzutami, oczekując na procesu. Omar i Saba odsiadują wieloletnie wyroki za uszkodzenie metalowych barierek, którymi władze otoczyły budynek Parlamentu.

I wreszcie – Mzia Amaglobeli, założycielka niezależnych portali informacyjnych Netgazeti oraz Batumelebi oraz niezłomna dziennikarka. Mzia walczyła z nadużyciami każdego systemu, który panował w Gruzji na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat, a dziś w areszcie od miesięcy czeka na proces, oskarżona o spoliczkowanie policjanta i grozi jej za to do 7 lat więzienia. Za kratami przez 38 dni prowadziła protest głodowy, bezskutecznie domagając się zmiany drakońskiego i absurdalnego paragrafu – czynnej napaści na funkcjonariusza policji.

Dni są do siebie tak podobne, a przemoc ze strony władz tak powszechna, że w celu zapisu rzeczywistości zacząłem prowadzić dziennik. Dziennik prowadzę w kalendarzu, w którym zapisuje się zazwyczaj swoje plany na przyszłość. Tylko, że w tym momencie w Gruzji przyszłość nie ma. Żyjemy tylko w teraźniejszości, w której Gruzińskie Marzenie próbuje nas wepchnąć z powrotem w przeszłość, tam, gdzie czekają na nas Rosja i dyktatura.

Nie wiem jak, ale kiedyś przerwiemy ten zaklęty krąg, a mój dziennik stanie się świadectwem terroru, który zaprowadza Gruzińskie Marzenie. Stoimy na skraju upadku, w obliczu ogromu zniszczenia, ramię w ramię, jak kaukaskie szczyty.

 

Kultura Enter
2025/03 nr 115

Oleg Timchenko, "Stalin" (2012), Muzeum Sztuk Pięknych Gruzji, fot. Aleksandra Zińczuk.

Iwa Pezuaszwili, zdjęcie dzięki uprzejmości Autora.