Strona główna/WPROWADZENIE. Ośmiornica i rewolucja

WPROWADZENIE. Ośmiornica i rewolucja

Magdalena Nowakowska
Ośmiornica i rewolucja, czyli stanie jako stan rzeczy

Gruzini uwielbiają plotkować. Wyobraźcie sobie, że… Tak do niedawna zaczynano w Tbilisi ekscytujące rozmowy przy kawie czy winie, automatycznie przechodząc na specyficzną formę czasownika używaną do obmawiania, bo równie giętka, co skomplikowana gramatyka gruzińska rozpoznaje wyjątkowość sytuacji, w której człowiek mógł o czymś nie wiedzieć i właśnie się o tym dowiedział. Turme. Czyli – wyobraźcie sobie, że.

Rzecz w tym, że w ciągu ostatniego pół roku Gruzinom przyszło sobie wyobrazić niewyobrażalne. Niektórzy wciąż nie dowierzają, że ten koszmar naprawdę trwa. Po trzydziestu latach trudnej, ciężko wywalczonej wolności i nadziei na lepszą przyszłość, rządząca klika zebrana wokół jednego, obrzydliwie bogatego człowieka, postanowiła urządzić w kraju autorytarny folwark na zapleczu Rosji. Bo tam właśnie tkwią zarówno źródła fantasmagorycznego majątku, jak i politycznej motywacji oligarchy oraz jego ludzi.

Sponsorowana przez miliardera partia tryb niedowierzający tyranii ochoczo zamienia na czynny i niewiele już brakuje, aby przeszli na tryb dokonany. Ostatnie wybory w Gruzji nie zostały uznane za wolne i demokratyczne zarówno przez opozycję, jak i międzynarodowych obserwatorów, a niedługo po ogłoszeniu wygranej rządzący oświadczyli, że zawieszają rozmowy akcesyjne z UE. To podpaliło lont w społeczeństwie, które niezmiennie od lat deklaruje poparcie dla europejskiej przyszłości kraju. Jeśli Gruzini w czymkolwiek się walnie zgadzają, to w tym że chcą do Europy.

W pierwszej kolejności system zaatakował wolne media i organizacje pozarządowe, potem przyszły masowe zwolnienia urzędników, którzy odważyli się zaprotestować, a szykany oraz zastraszanie niepokornych stały się powszechne. Jednopartyjny, bo nieuznany przez opozycję parlament, uchwala coraz bardziej absurdalne i restrykcyjne prawa. System wziął zakładników – pięćdziesiąt osób, wśród nich dziennikarka Mzia Amaglobeli i aktor Andro Cziczinadze, zatrzymani w trakcie protestów, od wielu miesięcy przetrzymywani w areszcie za paragrafy grożące im wieloletnimi wyrokami. A przede wszystkim to najbardziej organiczne narzędzie autokracji – brutalna i bezkarna systemowa przemoc. Pobici aktywiści, dziennikarze i liderzy opozycji, tituszki czające się na uczestników protestów w ciemnych zaułkach.

Mrok zapada nad wioską świata / Wszystko zasnuwa ciemność – tak po aneksji niepodległej Gruzji przez Związek Radziecki pisał sto lat temu zamordowany przez bolszewików poeta, Micha Helaszwili. Młody, zaledwie dwudziestoośmioletni, niewiarygodnie przystojny. Walczył w antybolszewickiej partyzantce. Mówi się, że nie dało się go podejść z bronią w ręku, więc musiał otruć go ktoś z grona zaufanych osób, oddając w ręce oprawców.

Mimo wszystko protest trwa.

Od pół roku nie umawiam się ze znajomymi. Nie dzwonię i nie pytam, gdzie są i co robią, czy mają czas się spotkać. Nie muszę pytać, bo wiem, że każdego wieczora zbierają się na rogu ulic Czitadzego i Alei Rustawelego, obok budynku parlamentu. Stoją tam dzień w dzień od ponad pięciu miesięcy, niezależnie od pogody. Żądają uwolnienia więźniów sumienia i rozpisania nowych, demokratycznych wyborów. Śpiewają gruziński wielogłos, tańczą. Marzną, mokną, są zmęczeni. Są źli, sfrustrowani, na granicy wytrzymałości. Są twardzi, nieustępliwi. Zajmują się ulicznymi psami. Gotują zupę na ulicy, wyprawiają święta, urodziny. Stoją naprzeciw systemu, naprzeciw kupionej za pieniądze władzy, naprzeciw imperium. Stoją.

Znajomych poznaję po ubraniach i figurze, bo od czasu, kiedy wprowadzono drakońskie kary za udział w wiecach oraz chińskie systemy rozpoznawania twarzy, Aleja Rustawelego nocą zamienia się w coś w rodzaju narodowej maskarady – po stronie protestujących królują flagi, okulary przeciwsłoneczne, czapki, chustki i kapelusze. Po tej drugiej stronie – czarne kominiarki i puste oczy.

Za kapturami, okularami i maskami kryje się wiele twarzy ludzi literatury, teatru, muzyki, nauki, osób znanych i lubianych. Ale nieznajomi też stali się już znajomymi. Jak może być inaczej, jeśli przez pół roku regularnie, co dzień spotykają się w tym samym miejscu i w tym samym celu, razem narażając się na pobicie, aresztowanie, mandat w wysokości czterech średnich krajowych i nagonkę w prorządowych mediach. W której, notabene, ochoczo uczestniczą systemowi artyści, intelektualiści i celebryci. Takich też nie brakuje.

Kiedy piszę te słowa, mija dwusetny dzień protestu. Pisarz Iwa Pezuaszwili określił to zjawisko mianem „stania jako stanu rzeczy”. I taki jest na dzień dzisiejszy stan rzeczy – gruzińskie progresywne społeczeństwo i ludzie kultury, a z pewnością jej liberalna awangarda, od ponad pół roku bezustannie stoi na ulicy, zmuszona do obrony elementarnych swobód. Stoją, z oddechem bestii na karku, ze świadomością, co może się jeszcze wydarzyć.

Na przejawy buntu władza reaguje tylko skróceniem postronka. Uchwalono ustawę wprowadzającą do filmu cenzurę oraz likwidującą stanowiska dyrektorów artystycznych w teatrach. Ich funkcję mają przejąć mianowani przez władze dyrektorzy wykonawczy – aparatczycy rodem z czasów, wydawałoby się słusznie minionych.

Pierwszy stracił posadę Dawid Doiaszwili, dyrektor artystyczny Teatru Nowego im. Waso Abaszidzego, gdzie pracuje przebywający w areszcie aktor Andro Cziczinadze. Jego zespół w ramach protestu i w akcie solidarności z kolegą wystawił uliczne przedstawienie-manifest, z którym ruszył w trasę po Gruzji. Grano na przenośnej scenie, nawołując do oporu przeciwko opresji. Reżyser i dramaturg Data Tawadze dołączył do strajku wraz z zespołem stołecznego Royal Distric Theatre. Po prawie pół roku „stania jako stanu rzeczy” i strajku, jego teatr powrócił w maju na scenę ze sztuką autorstwa Tawadzego „Liberté”. Z miejsca stał się obiektem najdzikszych ataków. Zarówno reżysera, jak i grających w sztuce aktorów gruzińska cerkiew straszy anatemą. Pod teatrem ustawiają się pikiety domagające się jego zamknięcia.

W spektaklu pojawia się nagość oraz obszernie cytowane są fragmenty z „Filozofii w buduarze” markiza De Sade. Tawadze prowokuje i to bardzo, jak na gruzińskie warunki. Ale nie o ironiczne epatowanie w dobrym stylu tu chodzi. Rzecz jest o rewolucji, o jej dramaturgii, języku, postaciach. A przede wszystkim o jej moralności.

Oni jeszcze długo będą mówić o tym, o czym mówiono przed nami i będą mówić wtedy, kiedy nas już nie będzie, a być może nawet wtedy, kiedy wyrwą im języki. Giganci mowy – opowiadacze z zupełnie innych epok, pozbawieni strachu przed utratą czasu, praktycznie nieustraszeni; z chwilowym tylko niepokojem – kończąc szybko lub też nie kończąc w ogóle – podczas krwawej pacyfikacji jakiejś pokojowej demonstracji – kiedy historia na moment wyłamuje się ze stawów, bez związku z czasem, zupełnie nie w czas. Kiedy skończy im się limit czasu, powiedzą „rewolucja” i wymyślą miejsce akcji – w lochach Bastylii, Pałacu Zimowym, w Tbilisi lub na zatłoczonym placu Tahrir…

1789? 1917? 1989? 2011?

Jakie to ma znaczenie…” – pyta Tawadze.

Gruzini znów będą musieli odpowiedzieć sobie na to pytanie. Przede wszystkim będzie musiało sobie na nie odpowiedzieć pokolenie Tawadzego, ci urodzeni w wolnej Gruzji, którzy być może znają cierpki smak pustyni, ale nie znają smaku niewoli.

Wychodzących ze spektaklu widzów ktoś obrzuca przy wejściu jajkami. Za napastnikiem biegną aktorzy, jedna z osób rozpoznaje go. To kolega z podwórka.

Z zakamarków przeoranej stalinowskimi czystkami gruzińskiej duszy wypełzają zmory przeszłości. To małe, poprzeplatane i ciasno obrośnięte więzami międzyludzkimi społeczeństwo dzieli się w sposób niewyobrażalny – bo znów dzieli się na katów i ofiary. Rozdziera się na nowo, nie przepracowawszy jeszcze poprzedniej traumy. Minął wiek i macki systemu znów wchodzą wszędzie tam, gdzie oko ośmiornicy dostrzega opór – do swego własnego wnętrza, do własnych trzewi.

To boli. I będzie bolało, bo – jak powiedział aresztowany po raz kolejny za udział w protestach poeta Zwiad Ratiani – wytworzony przez władze gruzińskie i wzorowany na rosyjskim system opresji ma tylko jeden kierunek: więcej nacisku, więcej przemocy, więcej ograniczeń. A w efekcie zniszczenie wszystkiego, co gruzińskie społeczeństwo obywatelskie, artyści, dziennikarze i wszyscy ludzie wolnego ducha i wolnej myśli, z wielkim trudem tworzyli przez ostatnie trzydzieści pięć lat.

 

Kultura Enter
2025/03 nr 115

W maju 2025 roku grano spektakl gruzińskiego teatru w Warszawie: https://warszawskie.org/pl/spektakle/liberte-trigger-warning

Magdalena Nowakowska, zdjęcie ze zbiorów prywatnych.

Data Tawadze w Royal Distric Theatre, fotografie: Aleksandra Zińczuk.

Royal Distric Theatre, Tbilisi. Fot. Aleksandra Zińczuk.

Aktorzy Royal Distric Theatre w Tbilisi.

Aktorzy Royal Distric Theatre w Tbilisi.