FELIETON. Ukraina: trzy lata po Euromajdanie
Wygląda na to, że opinie ekspertów co do sytuacji w Ukrainie nigdy jeszcze nie różniły się tak bardzo od poglądów przeciętnych obywateli, jak obserwujemy to teraz. Dwie trzecie badanych uważa, że Ukraina zmierza w złym kierunku: 95 proc. określa sytuację polityczną jako „napiętą” albo wręcz „krytyczną i grożącą wybuchem”, ponad połowa twierdzi, że nie może i nie chce znosić trudności ekonomicznych dla dobra hipotetycznych reform, 55 proc. respondentów traktuje „nowy majdan” jako prawdopodobny bądź nawet nieunikniony. Jedyne instytucje w państwie, które mają dodatni bilans zaufania, to kościół, armia i wolontariusze. Z kolei wskaźnik zaufania do polityków i organów państwowych oscyluje między kilkoma a kilkunastoma procentami, przy czym najniższy poziom, tak jak wcześniej, deklarowany jest wobec sędziów i organów ścigania.
Wobec tego poważnie dziwić mogą zasadniczo pozytywne oceny ukraińskich reform ze strony wielu uznanych ekspertów międzynarodowych, w tym amerykańskiego politologa Alexandra Motyla i znanego ekonomisty Andersa Aslunda . Dogłębny przegląd analityczny reform ukraińskich został opublikowany pod koniec ubiegłego roku przez Komisję Europejską jako Raport o implementacji umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą (Association Implementation Report on Ukraine) . W dokumencie jest m.in. zaznaczone, że w ciągu dwóch ostatnich lat „Ukraina przeprowadziła intensywne i bezprecedensowe reformy w wielu sektorach gospodarki i społeczeństwa, a w państwie odbywało się dalsze ożywienie instytucji demokratycznych. Ukraina dokłada wszelkich starań w celu ochrony i promowania wspólnych podstawowych wartości demokracji, praw człowieka i praworządności”.
Raport dokładnie wymienia ukraińskie osiągnięcia, m.in. stabilizację makroekonomiczną, oczyszczenie sektora bankowego, zwiększenie (z 5 do 15 mld dolarów) rezerw walutowych, zmniejszenie deficytu budżetowego z 10 do 3 proc. oraz inflacji z 60 do 12 proc., a także utrzymanie zadłużenia zagranicznego na poziomie 80 proc. PKB, czyli w zasadzie mniej niż w większości państw świata. Zresztą ukraińska waluta, która tylko w 2014 roku skokowo – bo prawie trzykrotnie – straciła na wartości, w ubiegłym roku okazała się bardziej stabilna niż polski złoty, szwedzka korona oraz stateczny brytyjski funt. Co za tym idzie, po głębokiej dwuletniej zapaści w gospodarce ukraińskiej w ubiegłym roku zaobserwowano pierwsze oznaki wzrostu – o dwa procent, co jest wskaźnikiem skromnym, aczkolwiek ważnym pod względem psychologicznym, tym bardziej że został osiągnięty w sytuacji faktycznej wojny i braku jakichkolwiek poważnych inwestycji zagranicznych.
Do innych osiągnięć należą: wprowadzenie obowiązku składania elektronicznych oświadczeń o stanie majątkowym i wysokości dochodów przez urzędników państwowych, oczyszczenie ogromnie skorumpowanego sektora energetycznego poprzez ujednolicenie cen na poziomie rynkowym i dywersyfikację zakupów gazu oraz transparentyzacja zamówień publicznych poprzez uruchomienie platformy aukcji elektronicznych. Eksperci odnotowują również ważne kroki w kierunku reformowania sądownictwa, systemu edukacji i systemu opieki zdrowotnej, decentralizacji władzy państwowej, stworzenia i wzmocnienia armii zawodowej oraz nowej policji (uważanej przez dwie trzecie Ukraińców za bardziej skuteczną od dawnej milicji), a także mianowanie wyższych urzędników w drodze konkursu przy włączeniu obywateli (przedstawicieli organizacji pozarządowych) w skład komisji konkursowych.
Do tych osiągnięć można byłoby dodać: spełnienie przez Ukrainę wszystkich wymagań unijnych niezbędnych do wprowadzenia ruchu bezwizowego z UE (które jest opóźniane z winy Brukseli); oczyszczenie ukraińskiej przestrzeni symbolicznej z sowieckich toponimów, pomników i innych pozostałości spuścizny po totalitarnym systemie komunistycznym; zachowanie porozumienia międzyetnicznego mimo destrukcyjnych wysiłków rosyjskiej propagandy; ogólny wzrost nastrojów patriotycznych i konsolidację zróżnicowanego pod względem etnicznym narodu wokół wspólnej tożsamości obywatelskiej. „Ukraina w ciągu kilku ostatnich lat zmieniła się bardziej, niż w ciągu dwóch poprzednich dekad” – uważa Natalia Jareśko, Amerykanka o ukraińskich korzeniach, która na stanowisku ministra finansów w rządzie Arsenija Jaceniuka faktycznie uratowała Ukrainę przed niewypłacalnością w latach 2014–2015.
Dlaczego więc wszystkie te przychylne oceny i optymistyczne prognozy nie przekładają się na odpowiednie postawy i uczucia większości obywateli? Unijny raport po części odpowiada na to pytanie. Po pierwsze, większość reform dotyczy stabilizacji makroekonomicznej i ich wpływ na życie codzienne nie jest oczywisty ani jednoznacznie pozytywny (poniekąd zaś ma aspekt zdecydowanie negatywny – jak choćby w przypadku podniesienia taryf energetycznych do poziomu rynkowego). Po drugie, wiele reform znajduje się na razie na etapie wstępnym, toteż ich skuteczność, a zatem stopień, w jakim są dostrzegane przez obywateli, zależy od ich wdrożenia. Po trzecie zaś – jak delikatnie sugeruje Raport – w wielu dziedzinach reformowanie w gruncie rzeczy się nie rozpoczęło. Istotnej poprawy potrzebuje m.in. ordynacja podatkowa i funkcjonowanie organów fiskalnych, polityka w zakresie małej i średniej przedsiębiorczości, zapewnienie przyjaznego klimatu inwestycyjnego, walka z tzw. rejderstwem , prywatyzacja (m.in. gruntów rolnych, które do dziś nie stały się w Ukrainie towarem, ponieważ parlament co roku przedłuża moratorium na sprzedaż ziemi) oraz – wątek typowy dla wszystkich publikacji na temat Ukrainy – wykorzenienie korupcji.
Ten ostatni problem zasługuje na szczególną uwagę – zarówno ze względu na jego miejsce w międzynarodowym dyskursie na temat Ukrainy, jak i w opinii publicznej samych Ukraińców.
Wirtualna korupcja
We wspomnianym wyżej artykule, o prowokacyjnym tytule Sześć mitów o korupcji w Ukrainie, Alexander Motyl utrzymuje, że w rzeczywistości korupcja w Ukrainie, nawet jeżeli jest powszechna, nie jest aż tak groźna, jak się sądzi. Zachodnie media zafiksowały się na tym stereotypie z banalnych powodów: „Po części dlatego, że zapewnia temat, wokół którego prosto jest porządkować niewiedzę o Ukrainie, jak również wygodne uzasadnienie dla znużenia kwestią Ukrainy w polityce zewnętrznej. Korupcja zapewnia Zachodowi atrakcyjny obraz przeciwstawienia »nas« oraz »ich«: oto tam są źli skorumpowani Ukraińcy, tu zaś uczciwi, porządni Europejczycy i Amerykanie. Rosyjskiej propagandzie − mającej na celu sprowadzenie Ukrainy do rangi upadłego państwa, niewartego uwagi Zachodu − udało się upowszechnić ten wizerunek. Ale nie dajcie się nabrać na tę bajkę o wszechobecnej korupcji i »upadłym państwie«. Tak naprawdę opowiada ona o upadłych wyobrażeniach i polityce Zachodu przede wszystkim wobec Ukrainy, która robi prawie wszystko co w jej mocy, aby zwalczyć korupcję. Jeśli Stany Zjednoczone i Europa szczerze chcą pomóc Ukrainie, będą musiały odrzucić mity i dostrzec jej rzeczywistą złożoność”.
Tymczasem, zgodnie z rankingiem międzynarodowej organizacji nadzorczej Transparency International, Ukraina rzeczywiście należy do najbardziej skorumpowanych państw świata. W ubiegłym roku zajmowała 130. miejsce wśród 168 krajów. To wprawdzie o 12 miejsc wyżej niż rok wcześniej, mimo to wciąż sytuujemy się w otoczeniu beznadziejnie kleptokratycznych reżimów. Należy jednak wziąć pod uwagę, że Transparency International nie bada rzeczywistego poziomu korupcji (wymagałoby to stosowania niezwykle skomplikowanej metodologii). Rankingi tej organizacji bazują na stricte subiektywnym postrzeganiu i ocenianiu poziomu korupcji przez samych obywateli. Ocena ta, rzecz jasna, zależy od oczekiwań społecznych, które po każdej rewolucji są wygórowane. Zależy także od ogólnego stosunku do rządzących, dlatego nie dziwi, że na przykład mieszkańcy Ukrainy Wschodniej w większym stopniu uważają dzisiejsze władze ukraińskie za skorumpowane niż mieszkańcy Ukrainy Zachodniej. Co zaś najważniejsze, obywatele oceniają przede wszystkim tę korupcję, z którą sami mają do czynienia na co dzień, w wymiarze przyziemnym, w szpitalach, szkołach, administracjach osiedli itp. Jeśli zaś chodzi o korupcję na szczycie organów państwowych, na poziomie realizowanych tam skomplikowanych schematów biznesowych, mogą ją ocenić wyłącznie na podstawie demaskatorskich artykułów w mediach. I właśnie tym dzisiejsza Ukraina, z jej licznie i chętnie ujawnianymi aferami, zarówno tymi udowodnionymi, jak i opartymi na wątpliwych zarzutach, tak odróżnia się od innych reżimów autorytarnych, które podobne informacje rzetelnie ukrywają albo cenzurują. To właśnie dlatego Ukraina we wspomnianym rankingu znajduje się o 11 pozycji niżej niż Rosja (119 miejsce), chociaż skala rozkradania zasobów państwowych w Rosji jest nieporównanie wyższa. I właśnie dlatego wielu Ukraińców uważa, że w ostatnich latach poziom korupcji w naszym kraju nie tylko nie zmniejszył się, lecz wręcz odwrotnie − wzrósł.
Tak więc, według danych Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (KMIS), jedynie 7 proc. respondentów uznało, że korupcja w Ukrainie w ciągu dwóch ostatnich lat (2013–2015) uległa zmniejszeniu. Natomiast 34 proc. stwierdziło, że korupcji jest więcej, z kolei 45 proc. uważa, iż nic się nie zmieniło . O ile w 2013 roku 47 proc. badanych Ukraińców było zdania, że system sądowniczy jest całkowicie skorumpowany, w 2015 roku tę opinię podzielało już 66 proc. badanych. Podobną dynamikę można zaobserwować także w innych dziedzinach: odsetek osób przekonanych o istnieniu korupcji w systemie organów ścigania wzrósł z 46 do 64 proc., w organach państwowych – z 45 do 56 proc., a w systemie opieki zdrowotnej – z 41 do 54 proc.
Warto odnotować, że wszystkie te subiektywne oceny w żaden sposób nie korespondują z doświadczeniami respondentów. Na przykład, według danych KMIS, w 2015 roku 7 proc. badanych przyznało się do wręczania łapówki, 22 proc. zetknęło się z żądaniem łapówki, kolejnych 13 proc. z wykorzystaniem znajomości. W 2011 roku wszystkie te wskaźniki były wyższe o kilka punktów procentowych (odpowiednio 10, 26 i 15 proc.), niemniej jednak ogólny wskaźnik postrzegania poziomu korupcji przez obywateli w ciągu czterech lat nie tylko się nie zmniejszył, ale wręcz wzrósł – z 39 do 43 proc. Rolę odegrały tu, jak już zostało powiedziane, wygórowane porewolucyjne oczekiwania, ale chyba w jeszcze większym stopniu – regularne ujawnianie przypadków korupcji w mediach.
Podobny rozdźwięk między obiektywnymi danymi a subiektywnym postrzeganiem rzeczywistości obserwowany jest także w kwestii sytuacji gospodarczej Ukrainy. Według danych Ukraińskiego Instytutu Przyszłości 62 proc. respondentów uważa, że w ciągu ostatniego roku sytuacja gospodarcza w kraju pogorszyła się, 32 proc. jest zdania, że się nie zmieniła i tylko 4 proc. utrzymuje, że się polepszyła . Dane te nie współgrają nie tylko z faktem dwuprocentowego wzrostu gospodarczego (który rzeczywiście mógł zostać niezauważony) oraz istotnego zmniejszenia inflacji (co mogło zostać całkiem przysłonięte przez gwałtowny wzrost taryf energetycznych), lecz także z faktem statystycznie znaczącego, chociaż niewielkiego, wzrostu dochodów, a także zdolności nabywczej i sprzedaży dóbr trwałego użytku.
Jeśli zaś chodzi o sytuację polityczną, w tym przypadku również większość Ukraińców: 53 proc. jest zdania, że w ostatnim roku sytuacja zmieniła się na gorsze, 37 proc. uważa, że się nie zmieniła i jedynie 7 proc. dostrzegło jakieś zmiany na lepsze. Przy tym jednak tylko 37 proc. badanych chciałoby powrotu do Ukrainy sprzed 2014 roku, czyli sprzed Euromajdanu, natomiast 49 proc. zdecydowanie tego by nie chciało.
Reformatorzy mimo woli
Na ogół można zrozumieć nieufność Ukraińców wobec połowicznych, niekonsekwentnych i jak na razie mało skutecznych zmian. Po Euromajdanie wielu obywateli rzeczywiście oczekiwało jeśli nie dobrobytu, to przynajmniej nowych reguł gry, nowej jakości aparatu państwowego, nowego typu komunikowania się państwa z obywatelami. Hasło wyborcze kandydata na prezydenta Petra Poroszenki brzmiało: „Żyć po nowemu!”. Jedna z jego najważniejszych obietnic dotyczyła zwalczenia korupcji. Ukraiński prezydent cytował m.in. znane powiedzenie singapurskiego premiera Lee Kuan Yewa, że do wykorzenienia korupcji wystarczy wsadzić do więzienia kilka osób z najbliższego otoczenia: „Wiesz za co; oni wiedzą za co; i wszyscy wokół wiedzą za co”. Nie jest to więc trudne do zrobienia, efekt zaś może być rzeczywiście widoczny.
Przez trzyletni okres swojej prezydentury Petro Poroszenko nie tylko nie skorzystał z rady singapurskiego kolegi, lecz wręcz utrzymał w swoim otoczeniu i na kluczowych stanowiskach szereg osób o wątpliwej reputacji – wbrew protestom działaczy społecznych i obrońców prawa. Pierwszym sygnałem alarmowym było pozostawienie na stanowiskach znienawidzonych sędziów Sądu Konstytucyjnego i członków Centralnej Komisji Wyborczej, powołanych swego czasu przez Wiktora Janukowycza. Nowy prezydent miał pełne prawo, a także moralny obowiązek wymienić te skompromitowane postaci możliwie szybko. Ociąganie się z takimi decyzjami nie bez powodu potraktowano jako próbę zatrzymania na odpowiedzialnych stanowiskach ludzi, na których prezydent ma prawne haki i w ten sposób całkowicie sprawuje nad nimi kontrolę. Ten sygnał, wkrótce potwierdzony przez inne symptomy, świadczy o tym, że prezydent nie jest zainteresowany budową państwa faktycznie praworządnego, pragnie natomiast zachować tradycyjne metody wybiórczego stosowania prawa, charakterystyczne dla tzw. państwa szantażu jego poprzedników. Petro Poroszenko kontynuuje zwykłą dla wszystkich ukraińskich polityków grę z zasadami − zamiast gry według zasad. Co przyczyniło się zarówno do jego politycznej porażki, jak i nieufnego stosunku większości obywateli do jego ekipy i jego reform.
Paradoks ukraińskiej sytuacji polega jednak na tym, że zachowanie „państwa szantażu” i charakterystycznych dla niego bezprawnych metod, a także patronalno-klientalnych rządów nie jest już dziś możliwe, mimo desperackich prób większości, kuczmowskich z natury, elit władzy oraz mimo ich bezwstydnego krętactwa i działań sabotażowych. Na to nie pozwala im dziś ani obudzone przez rewolucję społeczeństwo obywatelskie, ani międzynarodowa wspólnota demokratyczna, która w przełomowym dla Ukrainy momencie wyciągnęła pomocną dłoń i wobec tego ma pełne moralne prawo wymagać od władz dotrzymania obietnic.
Paradoks ten musiał uznać nawet jeden z najbardziej znanych krytyków reżimu Poroszenki, Serhij Łeszczenko, w opublikowanym niedawno artykule, o dużo mówiącym tytule: Ukraińska korupcyjna kontrrewolucja. “Reformy w Ukrainie postępują – stwierdził Łeszczenko – ale ich tempo nie jest zadowalające dla większości obywateli ukraińskich. W ukraińskiej polityce zamiast zasad dominują układy. Z kolei faktyczne osiągnięcia procesu reform są na ogół wynikiem budowania koalicji: najczęściej społeczeństwa obywatelskiego z kilkoma reformatorami w parlamencie i rządzie, niezależnymi dziennikarzami oraz międzynarodowymi donatorami, którzy bezpośrednim warunkiem swojej pomocy uczynili walkę z korupcją” .
Podobne tezy sformułował ostatnio w polemice z Alexandrem Motylem także Brian Bonner, redaktor tygodnika „Kyiv Post”. Krytykując amerykańskiego politologa za zbyt pobłażliwe spojrzenie na ukraińskie władze i zbytni optymizm, uznał jednak, że zmiany w Ukrainie postępują – chociaż raczej wbrew niż dzięki „elitom” władzy. „Ukraińscy przywódcy co rusz grają na zwłokę albo stawiają przeszkody, do działania zaś pobudza ich głównie obawa przed kolejną rewolucją, bardziej doświadczone społeczeństwo obywatelskie, pozbawiony lęku, mimo że zubożały, korpus niezależnych dziennikarzy oraz zachodni donatorzy, którzy po latach dawania wolnej ręki ukraińskim przywódcom teraz zaczynają poddawać ich bezlitosnej krytyce” .
Po dwóch rewolucjach i trzech latach wyczerpującej walki z zewnętrznym wrogiem wymuszone reformy i oligarchiczna władza, która na wszelkie sposoby sabotuje i ogranicza zmiany, nie są, rzecz jasna, mile widziane przez ukraińskie społeczeństwo. Z innej zaś strony, to jest właśnie ta władza, którą Ukraińcy sami wybrali w stosunkowo demokratycznych wyborach i którą mogą zmienić na lepszą, o ile tylko potrafią wyodrębnić z populistycznego bagna właściwych polityków. A z tym w Ukrainie na razie są największe problemy. W ciągu 25 lat Ukraińcy nauczyli się zmieniać władzę – nawet uzurpatorską. Teraz opanowują o wiele bardziej złożoną sztukę: jak tę demokratycznie wybraną władzę kontrolować, jak ograniczać jej apetyt i zmuszać do robienia wszystkiego tego, czego robić nie chce – czyli do pełnienia nałożonych na nią przez społeczeństwo obowiązków.
Mykoła Riabczuk
Tłumaczył Andrij Saweneć
Mykoła Riabczuk – ur. 1953 r. w Łucku, ukraiński krytyk literacki, eseista i publicysta, poeta, tłumacz m.in. polskiej klasyki. Współpracownikiem Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu Akademia Kijowsko-Mohylańska i współzałożyciel opiniotwórczego kijowskiego miesięcznika „Krytyka”. Za publikację wierszy w almanachu Skrzynia (Skrynia) został relegowany ze studiów. Pełni funkcję wykładowcy i profesora wizytującego na amerykańskich uczelniach.